„Zaprosiłam teściową na Sylwestra. Narobiła mi takiego wstydu, że jeszcze w styczniu huczy od plotek”
„– Naprawdę nie chciałem, żeby tak wyszło – mówił skruszony. – Mama nie zdaje sobie sprawy, że czasem przesadza... – Czasem? Piotrek, ona obraziła praktycznie każdego, kto tu był! – wyrzuciłam z siebie, nadal rozdrażniona. – Nie wiem, co mi strzeliło do głowy, żeby ją zaprosić!”.

- listy do redakcji
Sylwester zawsze był dla mnie wyjątkowym dniem. Uwielbiałam organizować przyjęcia, wymyślać tematyczne dekoracje, przygotowywać wyszukane przekąski i spędzać czas z przyjaciółmi. W tym roku planowałam, jak co roku, zaprosić grupę najbliższych znajomych. Jednak mój mąż, Piotr, wyskoczył z nietypową propozycją...
– A może zaprosimy mamę na Sylwestra? – zapytał pewnego wieczoru, gdy siedzieliśmy na kanapie i popijaliśmy herbatę.
Nie byłam zachwycona
Teściowa i nowoczesne przyjęcie sylwestrowe? To się nie mogło dobrze skończyć. Ale spojrzałam na Piotra, który patrzył na mnie z tym swoim łagodnym wyrazem twarzy, i poczułam wyrzuty sumienia. Wiedziałam, że jego mama od lat spędza Sylwestra samotnie, a ostatnio dużo narzekała na zdrowie.
– Nie chcę, żeby siedziała sama w domu. Na pewno będzie jej miło, jeśli ją zaprosimy – dodał.
Westchnęłam ciężko. Wiedziałam, że Piotr miał rację, choć w głębi duszy czułam, że to nie jest dobry pomysł. W końcu zgodziłam się, tłumacząc sobie, że to tylko jedna noc.
Teściowa miała inne przekonania
Mój związek z teściową, Krystyną, zawsze był... trudny. Pochodzę z nowoczesnej, liberalnej rodziny. Moi rodzice są otwarci, tolerancyjni, uważają, że każdy powinien żyć według własnych zasad. Krystyna natomiast jest ich zupełnym przeciwieństwem... Dla niej miejsce kobiety jest w domu, przy mężu i dzieciach. Gdy wyszłam za Piotra, od razu dała mi do zrozumienia, że moje podejście do życia jest, delikatnie mówiąc, niewłaściwe.
– Aniu, kiedy w końcu pomyślisz o dzieciach? Przecież kobieta spełnia się jako matka. Nie można wiecznie gonić za karierą – mówiła przy każdej okazji.
– Krystyno, nie każda kobieta widzi swoje szczęście w rodzeniu dzieci. Ja na razie chcę skupić się na pracy – odpowiadałam grzecznie, choć w środku kipiałam ze złości.
Nie raz słyszałam też od niej, że powinnam rzucić pracę i skupić się na dbaniu o męża. Dopóki jednak wygłaszała swoje „mądrości” prywatnie, starałam się je ignorować. Problem pojawiał się, gdy zaczynała wypowiadać podobne poglądy w obecności innych, na przykład moich rodziców. Mama zawsze patrzyła wtedy na mnie z ukradkowym uśmiechem, jakby chciała powiedzieć: „I co, Aniu? Wiedziałaś, za kogo wychodzisz”.
Piotr wielokrotnie prosił mnie, bym nie brała jej słów do siebie.
– Ona po prostu taka jest. Spróbuj okazać jej trochę sympatii – mówił.
Łatwo powiedzieć...
Postanowiłam jednak podejść do tej sprawy jak do kolejnego wyzwania. Zaprosiłam teściową z pełnym entuzjazmem (przynajmniej udawanym) i zaczęłam przygotowywać przyjęcie. Dekoracje w stylu glamour, bufet z przekąskami i barek z drinkami miały sprawić, że goście poczują się wyjątkowo.
Liczyłam na miły wieczór
Krystyna przyszła punktualnie, ubrana w elegancką, choć nieco staromodną sukienkę. Na powitanie uścisnęła mnie tak, jakbyśmy były najlepszymi przyjaciółkami.
– Och, Aniu, jak tutaj ładnie! – powiedziała, rozglądając się po udekorowanym salonie. – A te lampki to sama powiesiłaś?
– Tak, sama. Cieszę się, że ci się podoba – odpowiedziałam, przez chwilę nawet dumna i optymistycznie nastawiona do wizyty teściowej.
Nie wiedziałam, że prawdziwe wyzwanie dopiero nadejdzie.
Goście zaczęli schodzić się około ósmej. Wśród nich była moja najlepsza przyjaciółka Kasia z mężem, dwie koleżanki jeszcze ze studiów, kilku znajomych z pracy i sąsiadka. Atmosfera była świetna – do czasu.
Teściowa była ciekawska
Krystyna, początkowo siedząca cicho w kącie, postanowiła włączyć się do rozmów.
– Kasiu, a ile ty masz dzieci? – zapytała wprost, przerywając naszą rozmowę o najnowszych serialach.
Kasia spojrzała na nią zaskoczona.
– Nie mam dzieci – odpowiedziała z uśmiechem.
– Och, to dlaczego? Taka młoda i ładna dziewczyna, a nie ma dzieci. Coś nie tak z mężem? – dopytywała Krystyna, zupełnie ignorując fakt, że przy stole zapadła krępująca cisza.
– Krystyno, może nie wszyscy chcą mieć dzieci... – wtrąciłam szybko, próbując ratować sytuację.
– No tak, teraz takie czasy. Kobiety myślą, że kariera jest ważniejsza. A potem jest za późno – odpowiedziała, jakby mnie nie słyszała.
Robiło mi się wstyd
Goście wymienili się ukradkowymi spojrzeniami. Zaczęłam czuć, jak czerwienieję na twarzy.
Nie minęło jednak dziesięć minut, a Krystyna podjęła nowy temat.
– Wy macie dzieci, prawda? – zwróciła się do moich koleżanek ze studiów. – Są ochrzczone? Bo teraz to takie modne, żeby wszystko robić po swojemu, bez Boga... – skomentowała z nieskrywanym niesmakiem.
Joanna spojrzała na nią z oburzeniem, a ja aż płonęłam ze wstydu.
– Nie, nie są ochrzczone – odpowiedziała krótko.
Krystyna wyglądała na szczerze zaskoczoną.
– No to chyba powinniście się nad tym zastanowić. Bez sakramentów dziecko jest takie… pełne grzechu.
Gdyby w tamtym momencie ziemia mogła się pode mną rozstąpić, byłabym wdzięczna.
To było nie do zniesienia
Nie minęła godzina, a moja teściowa zdążyła już obrazić większość moich gości. Pytania o dzieci, chrzty i regularność chodzenia do kościoła padły już pod adresem prawie każdego. Na dodatek, gdy Kasia zaczęła mówić o swoim nowym projekcie zawodowym, Krystyna wtrąciła:
– A co to za praca, która tak angażuje kobietę, że nie ma czasu na rodzinę?
Kasia spojrzała na mnie, a ja mogłam dostrzec w jej oczach, że ma ochotę wyjść. Sama zresztą miałam ochotę wyjść, a przecież byłam gospodynią.
Ostatecznie wieczór zakończył się szybciej, niż planowałam. O północy goście wypili szampana i szybko zaczęli się żegnać. Nikt nie chciał zostać dłużej.
Mąż czuł się winny
Gdy zamknęłam za ostatnim gościem drzwi, spojrzałam na Piotra. Stał w kącie z zażenowaną miną.
– Przepraszam – powiedział cicho.
– Przestań – odpowiedziałam, machając ręką. – Już nie mów nic więcej. Po prostu... idę spać.
Tej nocy długo nie mogłam zasnąć. W głowie przewijały mi się wszystkie żenujące momenty, jakie zafundowała nam Krystyna. Czułam złość, wstyd i frustrację. Wiedziałam, że moi znajomi jeszcze długo będą wspominać to przyjęcie – niestety, nie z powodu świetnej zabawy czy wykwintnych przekąsek, w które włożyłam tyle pracy.
Następnego dnia, przy porannej kawie, Piotr próbował mnie udobruchać.
– Naprawdę nie chciałem, żeby tak wyszło – mówił skruszony. – Mama nie zdaje sobie sprawy, że czasem przesadza...
– Czasem? Piotrek, ona obraziła praktycznie każdego, kto tu był! – wyrzuciłam z siebie, nadal rozdrażniona. – Nie wiem, co mi strzeliło do głowy, żeby ją zaprosić!
– Zrobiłaś to z dobroci serca. I za to cię kocham – próbował mnie pocieszyć, ale widziałam, że sam czuł się niezręcznie.
Powiedziałam, co myślę
Krystyna, jak gdyby nigdy nic, zeszła do nas na śniadanie. Zasiadła przy stole z uśmiechem i zaczęła wspominać wczorajszy wieczór:
– Ale było miło! Tyle młodych ludzi, tyle tematów do rozmowy. Chociaż muszę przyznać, że niektórzy mają dziwne podejście do życia. Na przykład ta twoja koleżanka, Kasia. Taka inteligentna dziewczyna, a żyje tylko pracą. Szkoda jej trochę...
Nie wytrzymałam.
– Krystyno, może dla ciebie to było miłe, ale większość moich gości czuła się bardzo niezręcznie. Twoje pytania o dzieci, chrzty i kościół były niestosowne! To nie są twoje sprawy, to prywatne tematy!
Krystyna spojrzała na mnie zdziwiona, jakby zupełnie nie rozumiała, o czym mówię.
– Aniu, ja tylko mówiłam, co myślę. Nie można być takim przewrażliwionym. Teraz ludzie są tacy delikatni, że wszystkiego się boją...
– To nie kwestia delikatności, tylko szacunku dla innych! – odparłam stanowczo. – Nie każdy ma takie same poglądy jak ty i nie każdy chce słuchać twoich uwag na temat swojego życia!
Krystyna wzruszyła ramionami i zaczęła smarować masło na bułce, jakby temat był dla niej zakończony.
Tego dnia postanowiłam, że to był pierwszy i ostatni raz, kiedy zaprosiłam teściową na imprezę. Współczucie ma swoje granice, ale nie zamierzałam więcej narażać siebie ani swoich znajomych na takie sytuacje.
Wszyscy to zapamiętali
Niestety, są rzeczy, których nie da się cofnąć. Kilka dni później Kasia zadzwoniła do mnie, żeby umówić się na kawę.
– Wiesz, Aniu, twoja teściowa jest... wyjątkowa – zaczęła delikatnie, gdy usiadłyśmy w ulubionej kawiarni.
– Możesz mówić wprost. Wiem, że narobiła mi wstydu na całego – odpowiedziałam, przewracając oczami.
– No cóż, tak delikatnie mówiąc, niektórzy z wczorajszego wieczoru już mnie pytali, czy wszystko u ciebie w porządku.
Spuściłam głowę. Wiedziałam, że długo będę musiała tłumaczyć się z tego Sylwestra... Piotr obiecał mi, że następnym razem spróbuje porozmawiać z mamą i wytłumaczyć jej, że nie wszystko, co myśli, musi mówić na głos. Nie wierzyłam jednak, że to cokolwiek zmieni.
Jeśli czegoś mnie nauczył ten Sylwester, to tego, że czasem warto posłuchać intuicji i powiedzieć „nie”. Nawet jeśli oznacza to, że ktoś spędzi ten wieczór samotnie. Trudno. Ta samotność może nie zawsze bierze się znikąd...
Anna, 34 lata
Czytaj także: „Myślałem, że sąsiad zmyśla opowiadając, co zrobił ksiądz podczas kolędy. To niemożliwie, by tak zachowywał się kapłan”
„W tym roku na serio podeszłam do noworocznych postanowień. Pozbyłam się starej kanapy i leżącego na niej męża”
„Chciałem się oświadczyć w sylwestra, ale zgubiłem pierścionek. Okazało się, że niedoszła narzeczona sama go schowała”