„Zaprosiłam teściową na gęsinę, a ona tylko podłubała widelcem. Ale nie to było najgorsze”
„Mój mąż milczał. Widocznie wciąż przetrawiał fakt, że jego rodzice właśnie się rozwodzą, a jego teściowa po cichu dołożyła do pieca. Zrobiło się dziwnie”.

- Redakcja
Postarałam się i upiekłam starannie zamarynowaną gęsinę. Miałam nadzieję, że chociaż raz w życiu usłyszę od teściowej miłe słowo. Wiem, wiem – naiwna jestem. Jedak człowiek ma czasem te przebłyski wiary w cuda. A teściowa? Potrafiła skrytykować nawet sposób, w jaki obieram ziemniaki. Mąż był zdania, że przesadzam. Twierdził, że mama jest po prostu „taka z natury” i trzeba ją brać z przymrużeniem oka. Łatwo mówić, kiedy to nie ciebie świdruje wzrokiem przez pół obiadu. A tego dnia jej wzrok był jeszcze bardziej oskarżycielski niż zwykle. Nie wiedziałam jeszcze, że gęsina to tylko pretekst. Prawdziwy powód tej wizyty wyłożyła dopiero po deserze – i wtedy zrobiło się naprawdę nieprzyjemnie.
Uśmiechnęłam się krzywo
Przykryłam gęsinę folią i wstawiłam ją z powrotem do piekarnika, żeby nie ostygła, a potem zerknęłam na zegarek. Była 12:57. O 13:00 miała być. I dokładnie o tej porze zadzwonił dzwonek do drzwi.
– Dzień dobry, mamo! – rzuciłam z przesadnym entuzjazmem, wpuszczając ją do środka. – Ależ pięknie dzisiaj wyglądasz! – dodałam.
Miała ten sam grafitowy płaszcz co zawsze i skwaszony wyraz twarzy.
– Dzień dobry – odpowiedziała chłodno, patrząc najpierw na moje skarpetki, potem na stół, a na końcu na mnie.
Z kuchni wyjrzał mój mąż.
– Cześć, mamo! Jak się masz?
– Dobrze, synku, dobrze – powiedziała i ucałowała go w policzek. – Choć ta pogoda… Taka ciężka, jakby coś wisiało w powietrzu.
Uśmiechnęłam się krzywo.
– To może lampka wina na rozgrzanie? Białe, półwytrawne?
– Tylko odrobinkę – odpowiedziała, siadając przy stole i spoglądając na zastawę. – Te talerze są takie... nowoczesne. Gdzie je kupiłaś?
– Dostałam od mamy – odparłam.
Zrobiła taką minę, jakby właśnie połknęła cytrynę. I wtedy pomyślałam, że ta gęsina może być początkiem jakiejś większej tragedii.
Spojrzałam na nią uważniej
Kiedy wyjęłam gęsinę z piekarnika i postawiłam na stole, teściowa uniosła brwi. Lekko, ale dla mnie to był już komentarz.
– Pachnie... intensywnie – powiedziała, przyglądając się potrawie, jakby podejrzewała, że ją czymś otrułam.
– To czosnek i majeranek, mamo. Tradycyjnie – uśmiechnęłam się, próbując zachować spokój. – Babciny przepis.
– Ach tak – powiedziała z takim tonem, jakby to wiele wyjaśniało. – No dobrze, zobaczymy.
Podałam talerze, mąż nalał każdemu po kieliszku wina. Usiadłam, starając się zapanować nad drżeniem dłoni. Tyle się napracowałam. Gęsina, modra kapusta, kluski. I wszystko, jak się wydawało, wyszło dobrze. Teściowa zaczęła jeść. A raczej – przemieszczać jedzenie po talerzu.
– Mamo, wszystko w porządku? – zapytał mój mąż. – Nie smakuje ci?
– Nie, nie – odpowiedziała z uśmiechem, który był równie ciepły co chłodnia. – Po prostu… chyba nie jestem dzisiaj głodna.
– Przecież mówiłaś, że nie jadłaś śniadania – zauważyłam.
– No widzisz, czasem człowiek się zmienia – rzuciła, odkładając widelec. – Czasem zmienia się apetyt, a czasem… całe życie.
Spojrzałam na nią uważniej.
– Coś się stało?
– Tak. I dlatego tu dzisiaj przyszłam. Chciałam porozmawiać.
Mój mąż spojrzał na nią zaniepokojony, a ja poczułam, jak ściska mi się żołądek. Bo kiedy teściowa zaczynała zdanie od „chciałam porozmawiać”, zazwyczaj kończyło się to katastrofą.
Zaniemówiłam
Zapanowała cisza. Taka niezręczna, że nawet zegar na ścianie wydawał się tykać głośniej niż zwykle.
– Chciałam wam powiedzieć, że zamierzam się rozwieść – rzuciła teściowa nagle, jakby mówiła o zmianie operatora telefonii komórkowej.
Mój mąż uniósł brwi.
– Co? Żartujesz chyba?
– Nie żartuję, synku – powiedziała spokojnie, sięgając po kieliszek wina. – Z twoim ojcem już od dawna nic nas nie łączy. A ostatnio... cóż, miałam dość. Spakowałam się wczoraj.
Spojrzałam na nią, nie wiedząc, co powiedzieć. Może wypadało udawać, że mnie to szokuje? Może powinnam była zapytać, czy wszystko w porządku?
– Mamo... to chyba poważna decyzja – odezwałam się w końcu.
– No pewnie, że poważna. Ale lepsza niż wegetacja z człowiekiem, który nie zauważa twojej obecności – odparła, patrząc w pusty talerz.
– Przecież... zawsze wyglądaliście na zgodnych – powiedział mąż.
– Bo umiałam trzymać fason – odpowiedziała teściowa z dumą. – Ale już nie muszę. Mam dość bycia niewidzialną. Odchodzę.
Wstała od stołu i podeszła do okna. Stała tam chwilę, jakby walczyła ze sobą.
– A może Kamila mnie zrozumie. Ty przecież wiesz, co to znaczy być niedocenianą.
Zaniemówiłam. To była pierwsza chwila, kiedy powiedziała coś, co zabrzmiało... prawdziwie. Nawet jeśli podszyte manipulacją.
Współczułam jej
Usiadła z powrotem.
– Mamo... – zaczęłam ostrożnie – jesteś pewna, że to dobra decyzja? Może to tylko jakiś kryzys?
– Kryzysy to się ma po roku małżeństwa, a nie po czterdziestu latach – prychnęła. – Przez czterdzieści lat byłam wzorową żoną. A on? Nawet nie zauważył, że przestałam mu prasować koszule.
Mój mąż westchnął.
– Co chcesz teraz robić? Gdzie pójdziesz?
– Mam mieszkanie po siostrze. Puste od lat, trzeba tylko odmalować. – Upiła łyk wina. – I mam jeszcze siebie. To wystarczy.
– A tata już wie? – zapytałam.
– Nie, ale będzie miał czas, żeby to wszystko przemyśleć.
Mąż przetarł twarz dłonią.
– To brzmi... dramatycznie. Może powinniście razem porozmawiać?
– Rozmawiałam z nim przez cztery dekady. Teraz czas, żeby posłuchał ciszy – powiedziała z lodowatym spokojem.
Nie mogłam powstrzymać się od ukłucia czegoś na kształt... współczucia? Nie do końca. Może bardziej – zrozumienia. Teściowa od lat wydawała się jakby zrobiona z marmuru, a teraz siedziała przede mną z pomalowanymi paznokciami i nagle była człowiekiem z krwi i kości.
– Czemu nam to mówisz właśnie teraz? Przy obiedzie?
– Bo chciałam, żebyście wiedzieli. I żebyście... nie oceniali mnie tak, jak wszyscy inni. A zwłaszcza twoja matka, Kamilo.
Zatkało mnie.
Zaskoczyła mnie
– Moja mama? – powtórzyłam powoli. – Co ona ma z tym wspólnego?
Teściowa spojrzała na mnie z tym swoim klasycznym, niemal scenicznym westchnieniem.
– Och, nie udawaj, że nie wiesz. Spotkałam ją tydzień temu w sklepie. Od razu wyczułam, że coś wie. Pytała o twojego ojca, o was, o... wszystko. Zawsze była zbyt ciekawska.
– Mamo, może po prostu chciała być miła? – rzuciłam, ale sama w to nie wierzyłam. Moja mama miała subtelność młota pneumatycznego.
– Miła? – prychnęła. – Powiedziała, że podziwia mnie za „cierpliwość do twojego ojca”. Wiesz, jak to zabrzmiało? Jakbym była jakąś męczennicą!
Mój mąż milczał. Widocznie wciąż przetrawiał fakt, że jego rodzice właśnie się rozwodzą, a jego teściowa po cichu dołożyła do pieca.
– Przecież nie rozwodzisz się przez moją mamę? – zapytałam.
– Nie. Ale jej słowa były... katalizatorem. Uświadomiłam sobie, że naprawdę nie chcę być jak one – kobiety, które znikają w cieniu swoich mężów. Chcę jeszcze coś przeżyć. Pomalować ściany w nowym mieszkaniu na czerwono. Jeździć pociągiem bez celu. Iść sama do kina.
– To brzmi... jak bunt – powiedział mąż.
– To nie bunt, synku. To spóźniona wolność – odparła z cichym uśmiechem.
Zrobiło się dziwnie.
Spojrzała na mnie z zaskoczeniem
Po obiedzie zebrałam talerze i wstawiłam je do zlewu. Teściowa usiadła w fotelu, patrząc przez okno na szare niebo, jakby próbowała odczytać z chmur swoją przyszłość. Mój mąż poszedł do drugiego pokoju, niby żeby „odpocząć chwilę”, ale podejrzewałam, że musiał to sobie jakoś poukładać. A ja nie wiedziałam, co myśleć. Niby to nie moja sprawa. Niby powinnam być tylko widzem. A mimo wszystko, czułam się częścią dramatu.
– Mamo – powiedziałam, siadając naprzeciwko niej. – Wiesz, że cokolwiek postanowisz... to twoje życie. Ale cieszę się, że nam o tym powiedziałaś.
Spojrzała na mnie z zaskoczeniem. Może po raz pierwszy nie dostrzegłam w jej oczach tej wiecznej krytyki.
– Naprawdę?
– Naprawdę. I... jeśli potrzebujesz pomocy z tym mieszkaniem po siostrze, to mogę pomóc z malowaniem. Lubię czerwony.
Uśmiechnęła się lekko.
– Nie wiedziałam, że potrafisz być miła.
– Ja też nie – odpowiedziałam z przekąsem. – Jednak czasem człowiek się zmienia.
Zachichotała. Po raz pierwszy odkąd ją znam. Nie, nie polubiłyśmy się, ale coś się zmieniło. Po jej wyjściu usiadłam przy stole i spojrzałam na męża.
– Czy my też tak skończymy? – zapytał.
– Tylko jeśli ty zaczniesz mlaskać przy zupie – odparłam i oboje się zaśmialiśmy.
Kamila, 39 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Moja żona to jesieniara i kompletna nudziara. Proponuję jej różne atrakcje, a ona tylko wąchałaby świeczki”
- „Synowa, zamiast iść do roboty, żyje na garnuszku państwa. Sama ciągnie zasiłki, a dzieci i tak lądują u mnie”
- „Mam prawie 40. na karku, a nigdy nie pracowałam na etacie. Wstyd mi, gdy muszę prosić męża nawet o kasę na podpaski”

