„Zapomniałam zadzwonić do ojca w jego 75. urodziny, a potem było już za późno. Do końca życia sobie tego nie wybaczę”
„Przez lata mówiłam sobie, że jeszcze kiedyś się odezwę, jeszcze z nim porozmawiam. Jeszcze powiem mu, że było mi przykro, że tęskniłam, że chciałabym, by spróbował być bardziej obecny. Jeszcze będzie czas”.

- Redakcja
Czasem sama się sobie dziwię, że potrafię zorganizować dzień tak, by nie mieć nawet chwili dla siebie. Od rana spotkania, kampanie, klienci, maile, raporty, telefony. Potem siłownia, szybki obiad, jeszcze jeden telefon służbowy, odpalenie laptopa po dwudziestej na chwilkę, tylko by coś sprawdzić.
Żyliśmy w oddaleniu
Z relacji rodzinnych została mi głównie konieczność dzwonienia z okazji urodzin. Tak, jestem tą córką, która pamięta, ale nie znajduje czasu. Moja mama rozwiodła się z ojcem wiele lat temu i potrafi być chłodna jak morze w listopadzie. Z ojcem kontakt też był specyficzny. Nieprzerwany, ale i nieobecny. Przez lata wymienialiśmy życzenia świąteczne i urodzinowe, sporadyczne maile, raz na rok spotkanie na herbatę, podczas którego rozmawialiśmy o niczym – o pogodzie, polityce, książkach.
Ojciec był zamknięty w sobie. Emerytowany nauczyciel historii, pasjonat staroci i milczenia. Nie pamiętam, by kiedykolwiek powiedział mi, że mnie kocha. Nawet nie próbował być blisko. Zawsze wydawało mi się, że może tak właśnie wygląda jego sposób okazywania uczuć – poprzez dystans, niezauważanie. Przez lata mówiłam sobie, że jeszcze kiedyś się odezwę, jeszcze z nim porozmawiam. Jeszcze powiem mu, że było mi przykro, że tęskniłam, że chciałabym, by spróbował być bardziej obecny. Jeszcze będzie czas.
Nasza relacja – choć nigdy nie zgasła – nigdy też się nie rozpaliła. Była jak tlący się płomień na dnie lampki oliwnej, której nikt nie dolewał paliwa.
Ciągle byłam w biegu
Od rana miałam zawroty głowy od nadmiaru spraw. Szef przysłał poprawki do prezentacji, które miały być gotowe wczoraj, klient z Londynu nalegał na telekonferencję, a w międzyczasie musiałam odebrać przesyłkę z agencji eventowej i załatwić korektę materiałów graficznych.
Telefon dzwonił co kilka minut. Każde połączenie przypominało mi o czymś, czego jeszcze nie zrobiłam. Gdzieś pomiędzy jednym a drugim zadaniem przyszło mi do głowy, że ojciec ma urodziny. Spojrzałam na zegarek – była dziesiąta trzydzieści. Pomyślałam, że zadzwonię wieczorem, jak wszystko ogarnę. Około południa odezwał się mój brat Karol.
– Hej, nie zapomnij zadzwonić do taty, ma dziś urodziny.
– Wiem, mam zapisane, tylko mam totalny sajgon w pracy. Zadzwonię wieczorem.
– Tylko nie przegap. Wiesz, jaki on jest – mruknął i się rozłączył.
Wiedziałam. Gdyby nie zadzwoniła, nie odezwałby się pierwszy. Ale z drugiej strony… czy to naprawdę robiło różnicę? Nie pierwszy raz przekładałam rozmowę z nim na później.
Po prostu zapomniałam
Czas pędził. O osiemnastej byłam już zbyt zmęczona, żeby dzwonić. Siedziałam przy kuchennym blacie i mieszałam coś w garnku, myśląc, że nawet nie jestem głodna. W tle sączyła się muzyka, nie potrafiłam nawet rozpoznać melodii. Pomyślałam o ojcu znowu, tym razem z lekkim ukłuciem niepokoju, ale zagłuszyłam je racjonalizacją – lepiej zadzwonić jutro, na spokojnie, kiedy będę miała chwilę, żeby z nim porozmawiać.
Po kąpieli położyłam się do łóżka i jeszcze raz spojrzałam na telefon. Powtarzałam sobie: rano zadzwonię, może nawet przed pracą. Tylko kilka godzin snu, a potem wszystko nadrobię. Tyle razy już przekładałam te rozmowy, ale przecież nic się nie działo. Jeszcze miałam czas.
Rano obudziłam się wcześniej niż zwykle. Była szósta, za oknem panował półmrok, a powietrze w mieszkaniu pachniało chłodem. Zanim wstałam, sięgnęłam po telefon, żeby od razu zadzwonić do ojca. Chciałam mieć to za sobą, zanim dzień znowu mnie wciągnie.
Zaniepokoiłam się
Wcisnęłam jego numer. Przez chwilę panowała cisza, potem usłyszałam informację automatu o tym, że numer jest nieosiągalny. Zdziwiłam się, ale uznałam, że telefon musiał mu się rozładować albo coś wcisnął przypadkiem. Spróbowałam ponownie, nic. Zbyt wcześnie, może jeszcze śpi.
Włączyłam ekspres, nalałam sobie kawy, ale myśl zatrzymała się przy tym głuchym sygnale. Zadzwoniłam jeszcze raz, potem jeszcze dwa. Z każdym kolejnym razem czułam narastające napięcie, które próbowałam rozgonić logicznymi tłumaczeniami – może poszedł po zakupy i zostawił telefon w domu. O 8:12 dostałam wiadomość od Karola: „Tata nie żyje. Zmarł w nocy”.
Patrzyłam na ekran, nie rozumiejąc, co właściwie czytam. Przez dłuższą chwilę nie ruszyłam się nawet o milimetr, jakby mój mózg odmówił przyjęcia informacji. W końcu zadzwoniłam do brata. Odebrał od razu.
– Zadzwoniła sąsiadka, znalazła go rano. Była karetka, lekarz… To stało się we śnie – głos Karola brzmiał inaczej, jakby dławił go ciężar, na który nie był gotowy.
– Ale jak to… – wydukałam. Nie potrafiłam sklecić zdania. – Wczoraj miał urodziny…
– Wiem – Karol mówił szybko, mechanicznie. – Musimy pojechać do urzędu, potem do domu, załatwić formalności. Ja jestem w drodze. Przyjedź, jak możesz.
Byłam zszokowana
Rozłączył się, a ja siedziałam z telefonem w dłoni, czując, jak powoli, niepostrzeżenie zaczyna mnie ogarniać coś ciężkiego, coś, co nie dawało się nazwać. Szok nie był gwałtowny. Przypominał raczej powoli zsuwającą się zasłonę. Z każdą minutą docierało do mnie coraz mocniej, że wczoraj mogłam zadzwonić. Wczoraj jeszcze żył. Miałam czas.
Wzięłam w pracy urlop, pojechałam do jego mieszkania i zostałam tam na kilka dni. Nie z obowiązku, a z potrzeby. Czułam, że nie mogę wrócić do siebie, jakby nic się nie stało. Chciałam poczuć jego obecność w przedmiotach, w powietrzu, w tym, co zostawił.
Nie rozmawialiśmy za życia, ale teraz mówiłam do niego codziennie. Najczęściej rano, przy herbacie, którą parzyłam w jego ulubionym kubeczku. Opowiadałam mu, co się działo, że nie wiedziałam, czy trzymał stare listy, czy wyrzucał wszystko od razu, że zastanawiam się, czemu był taki zamknięty i czemu ja też taka się stałam.
Popełniłam błąd
Gdy po tygodniu wróciłam do pracy, nikt nie zauważył, że jestem jakaś inna. Nadal robiłam wszystko, co trzeba, uśmiechałam się, działałam. Tylko wieczorami, kiedy zapadała cisza, siadałam przy biurku i mówiłam do zdjęcia ojca kilka słów. Niekiedy tylko jedno: „byłam dziś zmęczona”, „padało”, „brakuje mi ciebie”.
Nie był to rodzaj rozmowy, który cokolwiek naprawiał. Ale był jedynym, jaki nam pozostał. Nie chodziło o ten telefon, tylko o to, że myślałam, że jeszcze mam czas. A czas się skończył i już nie wróci nigdy. To nie jest historia o wielkiej stracie – raczej o tym, co przechodzi obok i umyka. O zwykłym człowieku, który był i przestał być, i o tym, że kiedy w końcu chcemy coś naprawić – jest już za późno. Ale można nie popełnić tego błędu drugi raz.
Magdalena, 37 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Wymarzyłam sobie romans w sanatorium. Zamiast jeść sobie z dziubków z kochankiem, najadłam się wstydu”
- „Teściowie sprawiają, że się płaczę w poduszkę. Wizyty w ich domu tak mnie wykańczają, że stałam się mistrzynią wymówek”
- „Nie mam swojego życia, bo wyręczam we wszystkim dorosłą siostrę. Wożę jej do akademika jedzenie i zabieram brudne pranie”

