„Zaplanowałam ślub w maju, chociaż to podobno przynosi pecha. Przesądy się sprawdziły, bo nie dotrwałam do przysięgi”
„Gdy ubrałam suknię ślubną, cała reszta potoczyła się sama. Ktoś zaprowadził mnie do Michała, do kościoła. Na progu usłyszałam dźwięk organów i rozejrzałam się wśród gości. Wszyscy się uśmiechali, tylko ciocia Helena patrzyła jakoś tak poważnie”.

Przyglądałam się krytycznie mojej sukience i doszłam do wniosku, że wcale mi się nie podoba. Niby była piękna, dostojna, elegancka, ale coś w niej było nie tak. Brakowało mi odrobiny szaleństwa. Była zbyt grzeczna i ułożona. Ja taka nie byłam, dlaczego moja suknia ślubna miałaby być inna?
– Nie wiem, jak ci pomóc, skarbie – wzdychała moja mama po kolejnej przymiarce, widząc moją niezadowoloną minę. – Jest do ciebie idealnie dopasowana. Chyba nie chodzi o to, że wypożyczona? Nie ma co się nad tym zastanawiać, po co ci ona? Michała na to stać, ale to niepotrzebne. Ale ci się trafił narzeczony, no naprawdę…
Matka się nim zachwycała
Moja mama była raczej praktyczną osobą. Do życia podchodziła racjonalnie, skrupulatnie licząc koszty i zyski. Niczym kalkulator wybierała najlepsze opcje, nie zostawiając miejsca wyobraźni.
– Właśnie, że to ważne – mruknęłam cicho.
Wiedziałam, że długo pozostanie to w mojej pamięci. Doskonale pamiętałam wszystko w moim życiu. A najbardziej tkwiły w niej związki. Myślami wracałam właśnie do mojej pierwszej miłości. Janek był wysokim, szczupłym blondynem o błękitnych oczach jak ciepłe morze. Przy nim uczucia były jak burza – szalone, nagłe, porywcze. Serce tłukło się w piersi, nogi robiły się jak z waty. Nigdy nie zapomniałam tych wrażeń. Niestety wszystko szybko się skończyło, bo po liceum Janek wyjechał za granicę.
Po nim kochałam jeszcze Adriana, Kamila i Piotrka. Z każdym z nich dzieliłam wspaniałe chwile, ciepłe wspomnienia. Związki trwały krótko, ale zapisały się miło w moim sercu.
– Kasia, skończ z tym wydziwianiem – pouczała mnie matka, kiedy kończył się mój kolejny związek. – Pamiętaj o ciotce Helenie. Ona też przebierała, żeby znaleźć wielką miłość jak z bajki i co? Odrzucała dobrych mężczyzn, a potem skończyła sama, tylko z kotem u boku. Chyba nie chcesz być jak ona. Pomyśl trochę.
Ufałam tylko cioci
Bardzo lubiłam ciocię Helenę. Uważałam ją nie tylko za krewną, ale i za przyjaciółkę. Dogadywałam się z nią lepiej, niż z własną matką i to jej się zwierzałam. Dobrze wiedziałam, jak wyglądało jej życie. Ale to wcale nie było tak, jak mówiła moja mama.
Ukochany cioci Helenki miał wypadek, w którym zginął. Ona bardzo go kochała i potem nie potrafiła otworzyć się na innego mężczyznę. Sama dokonała takiego wyboru. Próbowała, ale nic z tego nie wyszło. Wolała być sama, niż z kimś, kogo nie wybrało jej serce.
Niestety ja nie mogę żyć jak moja ciocia i nie chcę być sama. Postanowiłam posłuchać mamy i gdy poznałam Michała na spotkaniu u znajomych, dałam mu szansę. Był całkiem atrakcyjny i wiedziałam, że ja też mu się podobam. Znaliśmy się ze szkoły, ale wtedy zwracałam uwagę tylko na Janka. Kiedy zostałam sama, a obok był Michał, podobały mi się jego komplementy i miłe gesty. Od rozstania z Jankiem minęły już prawie dwa lata. Wymieniliśmy się numerami, a już kolejnego dnia zadzwonił, żeby się umówić. Cieszyłam się, że mam się kim pochwalić na mieście i opowiedzieć koleżankom. To mi wystarczało.
Brakowało mi emocji
Po pewnym czasie zauważyłam jednak, że nudzi mnie sama myśl o związku z Michałem. Niby spotykaliśmy się w parku, chodziliśmy do kina i do znajomych, ale nie było w tym emocji. Randki przypominały szkolne spotkania. Nasze życie było monotonne i bezbarwne. Zero porywów serca.
– Ale ci się poszczęściło – rzucały koleżanki, rodzina, znajomi.
Matka też była zadowolona i snuła wielkie plany.
– Myślicie już o ślubie i weselu? – rzucała od czasu do czasu. – Przecież jesteście razem już od dłuższego czasu…
„A może tak to już jest” – pomyślałam bez radości. Miałam nadzieję, że te wszystkie zapewnienia o pojawieniu się miłości po ślubie to prawda, bo teraz… nie działo się nic.
Temat faktycznie się rozkręcił. Michał mi się oświadczył. Zgodziłam się, a żeby zająć czymś myśli i nie „wydziwiać”, zajęłam się przygotowaniami do ślubu. Wzięłam większość spraw na siebie, by nie analizować swoich uczuć. Nie czułam zresztą zbyt wiele. Chyba powinno być inaczej, ale porzuciłam już większość osobistych oczekiwań w tej kwestii.
„Czy nie powinnam czuć motylków w brzuchu? Cieszyć się na wspólne życie, przyszłość, rodzinę? A może źle robię?” – przychodziło mi czasem do głowy. Rozsądek podpowiadał mi jednak, jak moja mama, żeby zadowolić się tym, co jest na wyciągnięcie ręki.
Wszystko szło dobrze do chwili, w której do miasta wrócił Janek. Pewnego dnia Michał jak gdyby nigdy nic przyprowadził go do mieszkania. Do tego poinformował mnie, że Janek zostanie jego świadkiem.
– Musiałem nieźle go namawiać, bo by się nie zgodził – opowiadał ze śmiechem.
Stałam jak słup soli i nie mogłam wydusić z siebie słowa. Przede mną stał chłopak, który był moją pierwszą wielką miłością. Teraz wrócił, a z nim wszystkie uczucia, które myślałam, że dawno wygasły wraz ze skończeniem liceum. Wszystkie te motyle, rumieńce, bicie serca. Co teraz?
Dla mnie liczył się tylko on
Patrzyłam na niego i zauważyłam, że coś się z nim zmieniło. Nie był już tym szczupłym chłopakiem, tylko postawnym mężczyzną. Wrócił do Polski kilka dni temu, a teraz wpadł na Michała przez przypadek.
– Wspaniale wyglądasz, Kasiu – rzucił i cmoknął mnie w policzek, gdy Michał wyszedł na chwilę. – Myślałem o tobie…
Odczekałam chwilę, przyglądając się mu w ciszy. Nie zamierzałam od razu rzucać się mu na szyję.
– Dlaczego wróciłeś? I dlaczego nigdy się nie odezwałeś? – zapytałam z lekkim wyrzutem.
– Odzywałem się, pisałem do ciebie listy – odpowiedział.
No tak, mogłam się tego domyślić. Pocztą zajmowała się moja mama. Czyżby to ona…? Wspominała przecież, że nigdy nie polubiła Janka. Nie myślałam jednak, że posunęłaby się do czegoś takiego.
– Za granicą oszczędzałam na przyszłość, myślałem o rodzinie – opowiadał Janek, zerkając gdzieś w bok. – W Anglii nic nie miałem. Tylko kawałek pokoju, pracę i wizję biedowania po szkole. Musiałem coś zrobić, żeby zaimponować kobiecie, którą kochałem… – skierował wzrok na mnie. – Ale może za długo mi to zajęło.
Tej nocy nie mogłam zasnąć. Myśli płynęły swoim torem, a ja płakałam z żalu niespełnionych młodzieńczych nadziei. Czy były naiwne? Co złego było w planowaniu wspólnego życia z chłopakiem, którego kochałam?
Zbliżał się dzień mojego ślubu. Nieustannie targały mną wątpliwości. Zastanawiałam się, czy nie zabrnęłam za daleko w tym wszystkim. Czy mogłam jeszcze zacząć wszystko od nowa? Przecież sama zorganizowałam cały ślub – zaproszenia, sala, kościół, ksiądz. Wszystko było już przypieczętowane. Sama siebie upominałam w myślach, że nie mogę zawieść rodziny.
Gdy ubrałam suknię ślubną, cała reszta potoczyła się jak z górki. Ktoś zaprowadził mnie do Michała, do samochodu, do kościoła. Na progu usłyszałam dźwięk organów i rozejrzałam się wśród twarzy gości. Wszyscy się uśmiechali, tylko ciocia Helena patrzyła jakoś tak poważnie. Jakby wiedziała, co dzieje się w mojej głowie. Ale nie było już czasu się zwierzać i pytać o radę.
Michał ruszył ze mną pod rękę w kierunku ołtarza. Słyszałam za sobą kroki Janka i niemal czułam jego oddech na plecach. Musiałam się pilnować, by się nie obejrzeć. Ksiądz czekał na nas kilka kroków dalej.
Musiałam coś zrobić
Msza się rozpoczęła, a ja nie słyszałam słów kapłana. Dopiero gdy padło moje imię, coś mnie tknęło.
– Czy ty, Katarzyno, bierzesz sobie… – pytanie płynęło jakby gdzieś obok.
Nie potrafiłam odpowiedzieć. Słowa utknęły mi w gardle. Cisza się przedłużała, a ja złapałam smutne spojrzenie cioci. A może w jej oczach widziałam strach? Czy to tylko moje własne przerażenie? Obawa przeszła w niemal paniczny lęk. Myśli zniknęły.
Spojrzałam w kierunku drzwi i zaczęłam biec, podtrzymując długą sukienkę. Bukiet rzuciłam gdzieś w bok. Za mną rozległy się najpierw pytania, ponaglenia, potem chyba krzyki. Opuściłam już plan kościelny i zobaczyłam nadjeżdżający autobus. Wskoczyłam do środka i wydawało mi się, że nadbiegł ktoś jeszcze. Nie obejrzałam się.
Wiedziałam, że wszyscy dookoła patrzą na mnie. Ukryłam twarz w dłoniach. Nie wiem, czy ze wstydu, czy ze strachu. Próbowałam złapać oddech i się uspokoić.
– Zniszczyłaś sukienkę – nagle usłyszałam ciepły głos Janka.
Otworzyłam oczy i się rozejrzałam. To był on. Janek.
– I tak była dla ciebie zbyt prosta. Ty potrzebujesz czegoś bardziej szalonego – dodał z uśmiechem.
Poczułam, jak popłynęły mnie łzy, ale się uśmiechnęłam. Myślałam dokładnie tak samo.
Katarzyna, 28 lat
Czytaj także:
- „Rodzona siostra nie zaprosiła mnie na swój ślub i wesele. Dowiedziałam się tylko, że muszę odpokutować cudze winy”
- „Córka przyjaciółki miała zostać moją synową. Weszła do rodziny, ale całkiem inaczej, niż myślałam”
- „Na pierwszej komunii córka czekała tylko na swoją chrzestną. Skończyło się na łzach Lenki i smutnej paczce od kuriera”

