„Zapisałem się na pilates z kobietami. Najpierw czułem się jak w raju, a potem musiałem uciekać”
„– Zawsze byłeś taki delikatny, Tomek. Dlatego mnie przyciągnąłeś. Ale nie potrafisz dźwignąć konsekwencji. Przeraziłeś się własnej wrażliwości – dodała, a potem... uśmiechnęła się. Szalenie spokojnie. – To wszystko przez ciebie. Ty to wywołałeś. Myślałeś, że to zabawa? Ludzie nie są zabawkami”.

Nie jestem typem faceta, który rzuca się w oczy. Nie lubię krzyczeć, dominować. Raczej obserwuję, notuję w głowie emocje innych. Może dlatego wybrałem psychologię. Może dlatego znowu nie powiedziałem nic Ewie, kiedy się na mnie wydzierała za przypaloną patelnię. Po prostu umyłem ją w ciszy, jakbym próbował zetrzeć z siebie wszystko, co nieprzyjemne.
Na pilates trafiłem przez ból – dosłownie. Od siedzenia nad książkami i komputera miałem tak spięte plecy, że nie mogłem się wyprostować po wykładach. Fizjo powiedział: „Ruch. Delikatny, ale regularny”. I tak wylądowałem w grupie, gdzie po pierwszych zajęciach zdałem sobie sprawę, że jestem jedynym mężczyzną. Jedynym.
Kobiety przyjęły mnie, jakby bycie wśród nich było najnormalniejszą rzeczą na świecie. Anka podsunęła mi poduszkę pod kolana, Maria pokazała, jak poprawnie oddychać, a Ola rzuciła:
– No, wreszcie jakiś rodzynek, a nie same baby.
Śmiały się, pytały, czy jestem „z tych świadomych chłopaków”. Nie wiedziałem, czy chodzi im o feminizm, dietę wegańską czy rozciąganie. Ale kiwałem głową. Było mi z tym dobrze. Ciepło. Bezpiecznie. Jakbym przypadkiem trafił do świata, w którym nikt się nie spieszy z oceną. Wśród nich była też Iwona – inna niż reszta. Milcząca. Obserwująca. I to jej wzrok czułem na sobie najczęściej, nawet kiedy odwracałem głowę.
Zaczęło być dziwnie
Z czasem zaczęło mnie to nawet bawić. Te ich żarty, że jestem maskotką grupy, ich opowieści o mężach, co nie chcą smarować pleców kremem, i o dzieciach, które nie chcą jeść kaszy. Siedziałem po zajęciach na macie, popijając wodę, a one mnie otaczały jak ciotki przy świątecznym stole. Z czasem nauczyłem się, że „pompki na kolanach” to nie hańba, tylko ratunek dla kręgosłupa. I że kobiety w różnym wieku mają o wiele więcej do powiedzenia, niż byłem gotów przyjąć. Ale Iwona... Iwona była inna.
Zawsze przychodziła ostatnia. Zawsze miała na sobie coś stonowanego – granat, szarość, beż. I zawsze siadała z tyłu sali. Cicha, opanowana, jakby nie chciała być częścią tej rozgadanej wspólnoty. Przez pierwszy miesiąc nie zamieniliśmy ze sobą ani jednego słowa. Aż pewnego dnia, gdy poprawiałem swoją pozycję, usłyszałem za sobą:
– Masz źle ustawioną dłoń. Możesz sobie skręcić nadgarstek.
Odwróciłem się. To była ona. Iwona. Stała tuż nade mną, nachylona, poważna. Pomogła mi się ustawić. Uśmiechnąłem się – odruchowo.
– Dzięki. Ty chyba się znasz trochę bardziej?
– Trochę – odparła. – Byłam instruktorką jogi zanim… – zacięła się i już nie dokończyła.
Od tego dnia zajmowała miejsce koło mnie. Zawsze. Na każdych zajęciach. Najpierw mówiła tylko „cześć”. Potem zaczęła komentować ćwiczenia. A potem zaproponowała, żebyśmy się wspólnie porozciągali po zajęciach. Nie odmówiłem. Kto by odmówił? Z tyłu słyszałem chichot Marii:
– Nasza Iwonka to sobie złapała towarzysza!
– I to młodszy chłopaczek – dodała Anka z figlarnym uśmieszkiem.
Iwona tylko przewróciła oczami i jakby od niechcenia rzuciła: – Lepiej ćwiczyć z kimś, kto się przykłada.
Ale z każdym kolejnym tygodniem jej uwaga skupiała się na mnie coraz bardziej. Na sali siadała coraz bliżej. Po zajęciach już nie pytała, tylko mówiła: „Zostań, rozciągniemy tyły ud”. Gdy przyniosłem nową matę, pogłaskała ją i zapytała:
– Jest bardziej miękka?
Zacząłem się czuć... dziwnie. Tak, to najlepsze słowo. Dziwnie. Bo było mi miło, a jednocześnie czułem, jak zamykają się drzwi za mną. Jak powietrze robi się gęstsze.
– Ej, stary, serio? – spytał mnie Bartek, mój współlokator, gdy opowiedziałem mu o Iwonie. – Może to po prostu kumpelskie. Ale jeśli zaczyna cię śledzić wzrokiem jak pies gończego zająca, to bym uważał.
Zaśmiałem się wtedy. Ale nie zlekceważyłem.
Granica została przekroczona
Pierwsza wiadomość od Iwony przyszła dwa dni po zajęciach. „Fajnie ci szło z rotacją bioder. Widać, że pracujesz nad sobą”. Zignorowałem. Nie dlatego, że coś było nie tak. Po prostu... nie wiedziałem, co odpisać. Następnego dnia przyszła kolejna: „Może pokażę ci kilka ćwiczeń na odcinek lędźwiowy? Mam parę trików z czasów jogi”. Odpisałem krótko: „Spoko, dzięki. Może kiedyś”.
Ale „kiedyś” Iwony znaczyło „jutro”.
Po zajęciach stała przy drzwiach z termosikiem i zapytała, czy nie napiję się herbaty. Zgodziłem się, bo... no bo co? To tylko herbata, prawda? Poszliśmy na ławkę przed budynkiem, piliśmy w ciszy. Była dziwnie skupiona. A potem, patrząc prosto w moje oczy, powiedziała: – Masz w sobie coś ciepłego. Spokojnego. Takiego... bezpiecznego.
– Eee… dzięki?
Uśmiechnęła się lekko, ale ja czułem, że coś się zmienia. Od tamtej pory zaczęła wysyłać mi wiadomości codziennie. Najpierw krótkie, potem długie. Czasem pisała, że nie może spać. Czasem, że śniłem jej się tej nocy. Kiedy napisałem, że to trochę za dużo, odpisała: „Nie oceniaj mnie. Nie rozumiesz mnie jeszcze”. A potem dodała: „Ale zrozumiesz”.
Zaczęła komentować każdy mój post na Instagramie, każdy story. Gdy dodałem zdjęcie z Eweliną – koleżanką z roku – dostałem cztery wiadomości. Jedna zaczynała się od „Kto to?”, kończyła się na „Nie pasuje do ciebie”.
Na zajęciach zauważyłem, że kobiety z grupy zaczynają na mnie patrzeć inaczej. Niektóre coś szeptały, niektóre odwracały wzrok. Maria pewnego dnia zapytała:
– Wszystko między wami okej?
Nie odpowiedziałem. Bo nie wiedziałem, czy „okej” to jeszcze słowo, którego mogę używać.
Zrobiła awanturę
Weszła na salę jak zwykle. Szara bluza, upięte włosy, obojętna twarz. Ja udawałem, że jej nie widzę. Usiadłem dalej niż zwykle. Może za bardzo rzuciło się to w oczy, bo jeszcze zanim zaczęły się zajęcia, czułem na sobie jej wzrok – ciężki, palący, jakby wbijała mi go w kark. Instruktorka mówiła coś o mięśniu poprzecznym brzucha, kiedy Iwona wstała i nagle, bez zapowiedzi, krzyknęła:
– Przestań udawać! Bawiłeś się mną!
Zamarłem. Wszyscy zamarli. Sala zamilkła. Piłki, gumy, maty – wszystko zastygło w powietrzu.
– Co ty wyprawiasz? – wykrztusiłem, czując, jak twarz mi płonie.
– Myślałeś, że możesz się mną bawić, a potem udawać, że mnie nie znasz?! Że jestem kolejną idiotką, co się nabrała na twój uśmiech?
– Iwona, proszę… – wtrąciła się instruktorka, próbując złagodzić sytuację.
Ale ona już nie słuchała. Patrzyła tylko na mnie. Oczy miała rozszalałe.
– Spójrzcie na niego! Zgrywa miłego, cichego chłopaczka, a tak naprawdę to...
Nie poczekałem na zakończenie. Wyszedłem. Butelka z wodą wypadła mi z ręki, kiedy zatrzaskiwałem drzwi. Na schodach prawie się przewróciłem. Serce waliło mi jak szalone. Wieczorem dostałem od niej kilkadziesiąt wiadomości. Najpierw przeprosiny, potem żale, potem groźby. „Nie możesz mnie zostawić. To nie tak miało być. Jeszcze się spotkamy”. Leżałem w ciemnym pokoju, z telefonem odwróconym ekranem do dołu. Czułem, jak coś we mnie pękło. Jak świat, który miał być bezpieczną przestrzenią, zamienia się w pułapkę.
Musiałem coś zrobić
Zablokowałem ją wszędzie. Instagram, Messenger, numer telefonu. Usunąłem swoje posty, zdjęcia, nawet profilowe zmieniłem na jakąś głupią grafikę. Starałem się wymazać wszystko, co miało z nią związek. Ale to nie wystarczało.
Iwona pisała do moich znajomych z uczelni. Do jednej z moich byłych. Raz nawet dostałem screena z pytaniem: „Kto to jest i czemu wypytuje o ciebie, jakbyście byli zaręczeni?”. Raz zauważyłem ją przed biblioteką. Stała daleko, ale miałem wrażenie, że czekała właśnie na mnie. Nie podeszła. Nie musiała.
W nocy budziłem się z uczuciem, jakby ktoś mnie obserwował. Czasem wybiegałem na klatkę schodową tylko po to, żeby upewnić się, że nikogo nie ma. Raz naprawdę ją zobaczyłem – stała naprzeciwko mojego bloku, patrzyła w górę, w moje okno. Matka zauważyła, że coś jest nie tak, gdy wróciłem na weekend i nie odezwałem się przez całą kolację. Zostawiłem ziemniaki na talerzu.
– Tomek, co się dzieje? Wyglądasz, jakbyś był gdzieś bardzo daleko.
– Po prostu mam dużo nauki – skłamałem. Ale ona nie dała się zbyć.
– Synu… Jeśli ci coś zagraża, musisz mi powiedzieć.
Wtedy pękłem. Opowiedziałem jej wszystko. Milczała długo, a potem tylko powiedziała:
– Musisz coś zrobić, bo cię zniszczy.
Wieczorem napisałem Iwonie ostatnią wiadomość z nowego numeru: „Proszę cię, zostaw mnie w spokoju. To koniec. Nie chcę już żadnego kontaktu”.
Odpowiedziała po kilku minutach. Krótko, ale wystarczająco, by znowu nie spać tej nocy.
„To jeszcze nie koniec”.
Czułem się osaczony
Wyszedłem tylko na chwilę. Do sklepu, po coś do picia. To miał być zwykły spacer. Przejście dwóch ulic, wrócenie wśród drzew. Ale kiedy minąłem skrzyżowanie i skręciłem w park, zobaczyłem ją.
Stała przy ławce. Z kurtką przewieszoną przez ramię, jakby dopiero co skończyła jogging. Iwona. Jakby nic się nie stało. Jakby nie rozpadł się mój spokój, jakby nie rozsadziła mnie od środka.
– Cześć, Tomek – powiedziała cicho, jakbyśmy widzieli się wczoraj.
Zamarłem.
– Co ty tu robisz? – wydusiłem. Głos mi zadrżał.
– Spaceruję. Tak jak ty. Przypadek – uśmiechnęła się lekko. I wtedy mnie tknęło. Ona naprawdę wierzyła, że wszystko jest... normalne.
– Posłuchaj. To, co było... to się skończyło. To nigdy nie miało prawa się zacząć. Prosiłem cię, żebyś przestała – powiedziałem stanowczo.
Nie odpowiedziała od razu. Przechyliła głowę, jakby mnie badała. A potem, z tą samą łagodnością w głosie, stwierdziła:
– Ty sam nie wiesz, czego chcesz.
– Wiem. Chcę spokoju. I żebyś mnie zostawiła.
Zbliżyła się. Zrobiłem krok w tył.
– Zawsze byłeś taki delikatny, Tomek. Dlatego mnie przyciągnąłeś. Ale nie potrafisz dźwignąć konsekwencji. Przeraziłeś się własnej wrażliwości – dodała, a potem... uśmiechnęła się. Szalenie spokojnie. – To wszystko przez ciebie. Ty to wywołałeś. Myślałeś, że to zabawa? Ludzie nie są zabawkami.
– Przestań. Przestań przerzucać winę. To ty nie znasz granic – rzuciłem ostrzej, niż planowałem.
Milczała. Tylko patrzyła. W końcu wzruszyła ramionami.
– Nie szkodzi. Może jeszcze się spotkamy – powiedziała i ruszyła w swoją stronę, jakby to był zwykły dzień.
Nie wróciłem już na pilates. Nawet kiedy ból pleców wrócił ze zdwojoną siłą i nawet kiedy Ola napisała, że „grupa za mną tęskni”. Wykasowałem ich numery, odpiąłem się z czatów. Nie dlatego, że miałem coś przeciwko nim. Po prostu… wszystko, co tam się wydarzyło, stało się dla mnie zbyt ciężkie, zbyt toksyczne, zbyt bolesne, by choćby rozciągać się na tej samej macie.
To miejsce, które miało być spokojną przystanią, stało się pułapką. Cichą, ale miażdżącą. Wciąż czuję na sobie wzrok Iwony, choć minęły już tygodnie. Przechodząc przez park, czuję napięcie w karku. Każda kobieta o jej sylwetce sprawia, że odwracam wzrok. Czasem mam wyrzuty sumienia. Może faktycznie dałem jakieś znaki? Może powinienem wcześniej powiedzieć „stop”? Ale potem dochodzę do wniosku, że to nie moja wina.
Tomasz, 24 lata
Czytaj także:
- „Na kursie tańca odkryłam pasję i chęć do życia. Nie chcę słuchać, że czegoś mi nie wypada, bo jestem stara”
- „Synom nie podoba się, że mam młodszą partnerkę. Podobno stary wdowiec nie może już mieć nic od życia”
- „Myślałam, że dom seniora to ostatni etap przed trumną. Teraz dziękuję córce na kolanach, że mnie tam umieściła”

