Reklama

Z Magdą było dobrze. Nie mogę powiedzieć, że to było złe małżeństwo – przynajmniej na początku. Była piękna, mądra, oddana. Potrafiła stworzyć dom, w którym wszystko miało swoje miejsce. Ale z czasem... cóż, rutyna robi swoje. Takie same wieczory, te same rozmowy, te same obowiązki. A ja? Ja chciałem czegoś więcej.

Natalia pojawiła się jak powiew świeżości. Młodsza, bardziej spontaniczna, inaczej patrzyła na świat. Z nią czułem się młodszy. Zdradzałem Magdę przez lata, ale nie czułem się winny. Przecież większość facetów tak robi, prawda? Tylko ja w końcu postanowiłem zrobić z tym porządek.

Rozwód wydawał się formalnością. Magda mogła płakać, błagać, robić sceny – ale to nie miało znaczenia. Moje miejsce było przy Natalii. Byłem pewien, że teraz wszystko pójdzie zgodnie z planem.

Aż zabrakło mi słów

Wchodziłem do sądu z poczuciem triumfu. Byłem pewien, że dzisiaj oficjalnie zamknę rozdział, który od dawna nie miał już dla mnie znaczenia. W końcu to tylko podpisy na papierach. Spodziewałem się, że Magda będzie próbowała robić sceny – łzy, wyrzuty sumienia, może jakaś rozpaczliwa próba odwleczenia decyzji. Byłem na to przygotowany.

Ale gdy ją zobaczyłem, coś mi nie pasowało. Siedziała prosto, wyprostowana jak struna, z chłodnym wyrazem twarzy. Żadnych śladów nieprzespanych nocy, czerwonych oczu, rozmazanego makijażu. Po prostu Magda – elegancka i opanowana.

Sędzia spojrzał na nas znad okularów i westchnął.

– Czy oboje Państwo zgadzają się na rozwód? – zapytał tonem człowieka, który wolałby być gdziekolwiek indziej.

– Tak – odpowiedziała Magda bez zawahania.

Otworzyłem usta, ale na chwilę zabrakło mi słów. Oczywiście, że powiedziałem „Tak”, ale coś w sposobie, w jaki Magda to powiedziała, wytrąciło mnie z równowagi. Była... zbyt spokojna.

Rozprawa trwała może dwadzieścia minut. Wszystko odbyło się tak szybko, że ledwo zdążyłem to zarejestrować. Sędzia podziękował, sekretarka zebrała dokumenty, a ja stałem na środku sali, trochę oszołomiony. Magda nie spojrzała na mnie ani razu. Złapałem ją dopiero na korytarzu.

– Magda... – zacząłem, ale ona już zakładała płaszcz, jakby chciała jak najszybciej zniknąć.

Nie musisz się wysilać – powiedziała sucho.

– Chciałem, żeby to było dla nas jak najmniej bolesne – rzuciłem, choć nie wiedziałem, po co w ogóle to mówię.

Wtedy spojrzała mi w oczy. Po raz pierwszy tego dnia.

– Nie musisz już o mnie myśleć – odpowiedziała spokojnie, a potem po prostu odeszła.

Zostałem sam, na środku sądowego korytarza, z gotowym planem na życie i niepokojącym uczuciem, że coś mi właśnie umknęło.

Natalia i jej tajemnice

Zaraz po rozwodzie wynajęliśmy z Natalią mieszkanie. Czułem ulgę, ekscytację, jakbym nareszcie zamknął stary, nudny rozdział i zaczął coś nowego, lepszego. Natalia była inna niż Magda – bardziej beztroska, spontaniczna, namiętna. Mieszkanie było jasne, pełne drogich świec, pachniało perfumami i winem. To miał być początek mojego nowego życia.

Przez pierwsze tygodnie wszystko było idealne. Kolacje przy winie, weekendowe wyjazdy, poranki, w których nigdzie nie musiałem się spieszyć. Natalia śmiała się dużo, mówiła, że teraz wszystko się ułoży. I ja w to wierzyłem. A potem zaczęły się schody.

Najpierw jej telefon – zawsze leżał ekranem do dołu. Nie zwróciłem na to uwagi, ale później zauważyłem, że często dostawała wiadomości, na które odpisywała szybko i nerwowo. Potem były jej wyjścia. „Spotkanie z koleżanką”, „Dłużej w pracy”, „Pilne sprawy” – zawsze coś. Nie robiłem scen, nie należę do zaborczych mężczyzn, ale zaczynało mnie to irytować. Byłem facetem, który lubił kontrolować sytuację. A teraz czułem, że coś mi się wymyka.

Pewnego wieczoru, kiedy wróciła później niż zwykle, postanowiłem ją podpytać.

– Masz dużo spotkań ostatnio – rzuciłem niby od niechcenia, nalewając jej wina.
Natalia uśmiechnęła się i wzruszyła ramionami.

– Praca, kochanie. Wiesz, jak jest.

– A może masz kogoś na boku? – zażartowałem, ale obserwowałem jej reakcję.

Zaśmiała się, ale jakoś dziwnie, krótko, jakby z przymusem.

Nie bądź śmieszny – odpowiedziała, ale nie patrzyła mi w oczy.

Coś mi nie pasowało. Tej nocy nie mogłem zasnąć. Coś we mnie zaczęło kiełkować – niepokój, którego nie chciałem dopuścić do świadomości. Może przesadzałem, może byłem przewrażliwiony. A może, cholera, sam stałem się tym naiwnym facetem, którego można oszukać. Jedno było pewne – musiałem to sprawdzić.

Prawda wychodzi na jaw

Nie należę do ludzi ze skłonnościami do paranoi. Zawsze też uważałem, że jestem zbyt bystry, żeby ktoś mógł mnie oszukać. Dlatego, kiedy zaczęły nachodzić mnie podejrzenia, najpierw sam sobie tłumaczyłem, że przesadzam. Że Natalia ma prawo do swojego życia, do spotkań, do wiadomości na telefonie.

Ale im bardziej starałem się uspokoić, tym bardziej coś mnie gryzło. Pewnego wieczoru wyszła „z koleżanką na wino”. Odprowadziłem ją do drzwi, pocałowałem w policzek i zamiast włączyć telewizor, jak zwykle, założyłem buty i wyszedłem. Wiedziałem, że prędzej czy później odkryję coś, czego wolałbym nie wiedzieć.

Natalia nie poszła do żadnej koleżanki. Śledzenie jej było banalnie proste – zamówiła taksówkę, więc ja zrobiłem to samo, obserwując ją z dystansu. Kiedy wysiadła przed restauracją w centrum miasta, usiadłem w samochodzie kawałek dalej i czekałem.

Po dziesięciu minutach do lokalu wszedł mężczyzna. Wysoki, dobrze ubrany, z pewnością siebie, którą znałem aż za dobrze – bo sam przez lata zachowywałem się dokładnie tak samo.

Gdy usiedli przy stoliku, Natalia nachyliła się do niego i dotknęła jego ręki. Nie musiałem widzieć nic więcej. Poczułem coś, czego nie czułem od bardzo dawna. Nie była to tylko wściekłość. To było coś gorszego – nagłe, brutalne uświadomienie sobie, że to ja jestem teraz tym zdradzanym.

Zaczekałem, aż wyjdą. Nie ukrywali się. Szli ulicą, Natalia śmiała się, a on obejmował ją w pasie. Gdy wsiedli razem do jego samochodu, moje serce waliło jak oszalałe. Następnego dnia, gdy wróciła do mieszkania, czekałem na nią.

– Jak tam wieczór? – zapytałem spokojnie, choć w środku buzowałem.

– Fajnie – odparła, zrzucając płaszcz. – Dawno się nie widziałam z Kaśką.

Zacisnąłem zęby.

– Naprawdę? Bo wydawało mi się, że to nie była Kaśka, tylko jakiś dobrze ubrany koleś.

Uśmiech zniknął z jej twarzy, oczy się zwęziły.

– Śledziłeś mnie? – zapytała ostro.

– A co, nie podoba ci się to? – parsknąłem śmiechem, choć było mi cholernie daleko do rozbawienia. – Bo ja znam je aż za dobrze.

Natalia westchnęła, oparła się o ścianę i założyła ręce na piersi.

– Ty też miałeś kogoś innego, zanim zostawiłeś żonę – powiedziała spokojnie. – Czego się spodziewałeś?

Zamurowało mnie.

– Ale ja ciebie kochałem!

Natalia uśmiechnęła się kpiąco.

– Ja po prostu chciałam dobrej zabawy. Ty też.

Nie miałem już nic do powiedzenia. Ona wygrała.

Spakowała się w pół godziny

Nie było żadnych łez, żadnych prób tłumaczenia, żadnego „to nie tak, jak myślisz”. Po prostu zebrała swoje rzeczy, wrzuciła torbę na ramię i wyszła, jakby to wszystko nie miało żadnego znaczenia.

Zostałem sam. W mieszkaniu, które jeszcze kilka godzin temu było nasze, a teraz było tylko moją samotnią. Siedziałem na kanapie, wpatrując się w butelkę whisky na stole. Wziąłem telefon do ręki i przeklikałem listę kontaktów. Zatrzymałem się na jednym imieniu. Magda.

Nie wiem, co mną kierowało. Może to było poczucie porażki, może zwykła ludzka potrzeba usłyszenia znajomego głosu. A może gdzieś w głębi duszy chciałem usłyszeć, że jednak nie jestem skończonym idiotą.

Wcisnąłem „zadzwoń” i przyłożyłem telefon do ucha. Jeden sygnał. Drugi. Trzeci. Nie odebrała. Zacisnąłem pięści. Może i lepiej. Ale zanim zdążyłem odłożyć telefon, ekran się rozświetlił. Wiadomość. Otworzyłem ją niemal natychmiast.

Nie mamy o czym rozmawiać.

Krótko. Zwięźle. Tak, jak zawsze odpowiadała, kiedy była na mnie wściekła. Przez chwilę patrzyłem na te cztery słowa, czując coś dziwnego w środku. Kiedyś byłem pewien, że Magda mnie kochała. Że cierpiała przez mój wybór. Myślałem, że może wciąż gdzieś tam, głęboko, jest jakiś ślad tamtych uczuć. Ale teraz miałem pewność. Dla niej byłem nikim.

Magda nie płakała, nie błagała, nie chciała nawet słyszeć mojego głosu. Ona nie przegrała – to ja przegrałem. I dopiero wtedy dotarło do mnie, że przez cały ten czas oszukiwałem samego siebie. Myślałem, że wygrywam, a w rzeczywistości byłem największym przegranym.

Niechciany triumf

W mieszkaniu było cicho. Za cicho. Nigdy nie lubiłem ciszy – dlatego w tle zawsze leciała jakaś muzyka, telewizor był włączony, cokolwiek, byle nie zostawać sam na sam z myślami. Ale teraz nie miałem siły nawet sięgnąć po pilota.

Siedziałem na kanapie i gapiłem się na swoje odbicie w lustrze naprzeciwko. Widziałem mężczyznę po czterdziestce, który jeszcze niedawno był pewien, że ma życie pod kontrolą. Faceta, który uważał, że można mieć wszystko, nie ponosząc konsekwencji. Teraz miałem dokładnie to, czego chciałem. Wolność. Brak zobowiązań. Pustą sypialnię. I butelkę whisky, która stała się moim jedynym towarzystwem.

I po raz pierwszy od dawna przyznałem to przed sobą: to był mój największy błąd. Wygrałem. Ale ta wygrana miała cholernie gorzki smak.

Adam, lat 45

Czytaj także:„Po rozwodzie mąż zażądał zwrotu obrączki, a ja go wyśmiałam. Sknerus chciał ją wcisnąć na palec swojej kochance”„Matka zorganizowała mi randkę w ciemno. Dla niej to niedopuszczalne, by kobieta w moim wieku marnowała się bez faceta”„Wydałem majątek na luksusy kochanki, by zrobić wrażenie. Nawet się nie spostrzegłem, jak zostałem w samych slip

Reklama
Reklama
Reklama