Reklama

Nazywam się Jolanta i przez większość życia byłam księgową. Moja praca, choć stabilna, nie dawała mi satysfakcji. Gdybym miała określić swoje życie jednym słowem, byłaby to „rutyna”. Ale od zawsze miałam jedną pasję – malarstwo. Sztuka była moim azylem, ale brakowało mi odwagi, by zrezygnować z bezpiecznej przystani, jaką była praca. Marcin, mój mąż, to cudowny człowiek i ogromne wsparcie, ale nie podziela mojego zapału do sztuki. Czasem zastanawiam się, co by było, gdyby... Czy powinnam podążyć za marzeniami, narażając nasze małżeństwo na szwank?

Jego reakcja była jak zimny prysznic

Podczas kolacji czułam, że muszę w końcu poruszyć ten temat z Marcinem. Cicha muzyka w tle i zapach spaghetti unoszący się w powietrzu nieco łagodziły mój niepokój. Wzięłam głęboki oddech.

– Marcin, chciałam z tobą porozmawiać o czymś ważnym – zaczęłam, starając się brzmieć pewnie.

– O co chodzi? – spytał z zainteresowaniem, nie przerywając jedzenia.

– Myślałam o... o malarstwie. Chciałabym spróbować zająć się tym na poważnie – wydusiłam z siebie.

Marcin spojrzał na mnie z zaskoczeniem, odstawiając widelec.

– Jolu, ale przecież wiemy, że nasz budżet nie jest z gumy. Nie możemy sobie pozwolić na takie ryzyko – powiedział, a jego głos brzmiał surowo.

Poczułam ukłucie bólu. Jego reakcja była jak zimny prysznic. Odwróciłam wzrok, starając się ukryć łzy.

– Ale to jest dla mnie naprawdę ważne – odpowiedziałam cicho. – Nie mogę tego ignorować.

Marcin westchnął i odchylił się na krześle.

– Rozumiem, że to dla ciebie istotne, ale musimy myśleć realistycznie. Może warto poczekać na lepszy moment? – zasugerował, starając się brzmieć łagodniej.

Siedziałam tam w ciszy, rozważając jego słowa. W mojej głowie zrodził się wewnętrzny monolog. Czy naprawdę jestem gotowa zaryzykować nasze życie dla moich marzeń? Mój umysł mówił „nie”, ale serce krzyczało „tak”.

Czy naprawdę mogę zaryzykować?

Po tej rozmowie z Marcinem czułam się zagubiona. Nie wiedziałam, co powinnam zrobić. Spotkanie z moją przyjaciółką, Martą, było jak zbawienie. Znała mnie na wylot i wiedziałam, że zrozumie moje dylematy. Spotkałyśmy się w małej kawiarni na rogu, a ja od razu zaczęłam wylewać swoje serce.

– Marta, Marcin nie rozumie, jak bardzo pragnę malować – powiedziałam, nie kryjąc frustracji. – Ciągle martwi się o pieniądze.

Marta patrzyła na mnie ze współczuciem.

– Jolu, musisz pamiętać, że to twoje życie. Nie możesz całkowicie rezygnować z siebie dla kogoś innego – odpowiedziała stanowczo.

Westchnęłam, zastanawiając się, czy naprawdę mogę zaryzykować wszystko dla tej jednej szansy.

– Ale co, jeśli zniszczę nasz związek? Co, jeśli on mnie zostawi? – pytałam, walcząc z łzami.

Marta ujęła mnie za rękę, patrząc mi prosto w oczy.

– Musisz być szczęśliwa, Jolu. Jeśli nie zaryzykujesz teraz, to kiedy? – powiedziała z determinacją.

Jej słowa były jak iskra, która rozpaliła we mnie odwagę. Wiedziałam, że to ten moment, kiedy muszę zdecydować. Podjęłam decyzję, że spróbuję, mimo wszelkich obaw. Zrozumiałam, że muszę być wierna sobie, nawet jeśli droga przede mną jest niepewna.

Te słowa zabolały

Kilka tygodni później, siedząc w domu, usłyszałam, jak Marcin z hukiem zamyka drzwi. Wiedziałam, że to nie będzie spokojna rozmowa. Kiedy wszedł do pokoju, jego twarz wyrażała mieszankę gniewu i rozczarowania.

– Jolu, co to ma być? Dowiedziałem się od Karola, że przyjęłaś ofertę wystawy – powiedział ostro, nie kryjąc emocji.

Wstałam z kanapy, próbując zachować spokój.

– Tak, przyjęłam. To była dla mnie ogromna szansa – odpowiedziałam, starając się nie poddać jego gniewowi.

Marcin zaczął krążyć po pokoju, próbując zebrać myśli.

– Jak mogłaś to zrobić bez konsultacji ze mną? To jak zdrada! – wyrzucił z siebie.

Te słowa zabolały. Wiedziałam, że nie zrozumie mojego punktu widzenia, ale musiałam spróbować.

– Marcin, to nie jest zdrada. To moja pasja, moje marzenie. Nie mogłam tego dłużej ignorować – próbowałam wyjaśnić.

Spojrzał na mnie, jego oczy pełne były niezrozumienia.

– A co z nami? Czy twoje marzenia są ważniejsze niż nasza przyszłość? – spytał z wyrzutem.

– Nie, to nie tak... – zaczęłam, ale nie mogłam znaleźć odpowiednich słów. – Kocham cię, ale muszę być szczęśliwa. Nie mogę żyć w poczuciu niespełnienia.

Nasza rozmowa przeszła w ciche napięcie, a ja czułam, że to punkt, z którego nie ma odwrotu. Mimo bólu w sercu wiedziałam, że nie mogę się cofnąć.

Wierna sobie

Po kłótni z Marcinem poczułam się kompletnie rozbita. Słowa, które padły, nadal dźwięczały mi w uszach, ale nie mogłam cofnąć czasu. Spotkałam się z moim przyjacielem, Pawłem, który zawsze miał na mnie uspokajający wpływ. Rozmawialiśmy w parku, siedząc na ławce pod drzewem.

– Opowiedz mi, co się stało – powiedział spokojnie, patrząc mi w oczy.

Zaczęłam relacjonować całą sytuację, nie pomijając żadnego szczegółu. Paweł słuchał uważnie, czasem tylko przytakując.

– Rozumiem, że to trudne – powiedział, gdy skończyłam. – Ale jeśli to jest to, czego naprawdę chcesz, nie powinnaś czuć się winna.

Pokręciłam głową, nadal czując ciężar w sercu.

– Wiem, że to moje życie, ale... boję się, że straciłam coś ważnego – wyznałam, nie mogąc ukryć emocji.

Paweł uśmiechnął się smutno.

– Czasem musimy stracić coś, by zyskać coś innego. Jeśli Marcin nie jest w stanie zaakceptować twojej pasji, może to nie była prawdziwa miłość – zasugerował.

Te słowa uderzyły we mnie jak grom z jasnego nieba. Może Paweł miał rację. Może musiałam się poświęcić, by odnaleźć prawdziwe szczęście. Mimo wątpliwości postanowiłam się przeprowadzić do studia, gdzie mogłam w pełni oddać się sztuce. Chociaż wiedziałam, że czeka mnie samotność, czułam, że muszę być wierna sobie.

Nie mogę zrezygnować z tego, co daje mi prawdziwą radość

Minęło kilka miesięcy, odkąd wyprowadziłam się do studia. Moje życie zmieniło się diametralnie. Z jednej strony czułam się spełniona jako malarka, z drugiej wciąż odczuwałam pustkę po rozpadzie związku z Marcinem. Nasze spotkanie po tak długim czasie było nieuniknione, a ja nie mogłam przestać się denerwować.

Spotkaliśmy się w naszej ulubionej kawiarni. Marcin wyglądał na zmęczonego, ale w jego oczach wciąż było to znajome ciepło. Usiadł naprzeciw mnie, unikając mojego wzroku.

– Jak się masz? – spytał, przełamując milczenie.

– Jest dobrze... chyba – odpowiedziałam, nie do końca pewna, czy mówię prawdę.

Marcin westchnął głęboko, patrząc na mnie z bólem w oczach.

– Czuję się, jakbym cię stracił, Jolu. Zdradziłaś nasze życie – powiedział z goryczą.

Poczułam ukłucie w sercu, ale musiałam być szczera.

– Wiem, że to boli. Ale nie mogłam inaczej. Musiałam to zrobić dla siebie – powiedziałam, walcząc ze łzami.

Zapanowała cisza, w której wyczuwałam ciężar niewypowiedzianych słów.

– Kocham cię, Jolu. Ale nie rozumiem twojego wyboru – przyznał Marcin, patrząc na mnie z żalem.

– Też cię kocham. I zawsze będę. Ale nie mogę zrezygnować z tego, co daje mi prawdziwą radość – odpowiedziałam, wiedząc, że nasze drogi naprawdę się rozeszły.

Rozmowa dobiegła końca, pozostawiając nas w ciszy pełnej smutku i niespełnionych marzeń.

Wiedziałam, że muszę iść naprzód

Po spotkaniu z Marcinem nie mogłam przestać myśleć o naszej rozmowie. Chociaż moje życie jako malarki nabrało sensu, czułam, że zapłaciłam za to wysoką cenę. Często zastanawiam się, czy rzeczywiście można mieć wszystko, czego się pragnie, nie tracąc po drodze niczego ważnego.

W moim studiu zapanował spokój. Obrazy, które tworzyłam, były wyrazem mojego wnętrza – pełne emocji, barw i kontrastów. Z jednej strony czułam się wolna i spełniona, z drugiej nie mogłam przestać żałować utraty Marcina. Był nieodłączną częścią mojego życia, a teraz musiałam nauczyć się funkcjonować bez niego.

Patrząc na swoje prace, widziałam odbicie swojego życia – skomplikowane, pełne nieoczekiwanych zwrotów i emocji, które czasem nie dają się w pełni zrozumieć. Choć nie mogłam cofnąć czasu, wiedziałam, że muszę iść naprzód.

Zastanawiałam się, jak będzie wyglądać moja przyszłość. Czy znajdę nową miłość? Czy moje obrazy będą mówić za mnie? Nie znałam odpowiedzi na te pytania, ale byłam gotowa się tego dowiedzieć. Życie to nieprzewidywalna podróż, a ja postanowiłam podążać jej ścieżkami, nawet jeśli oznaczało to utratę czegoś bliskiego.

Jolanta, 43 lata


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama