„Zamiast przyprawiać żurek dziewczyna przyprawiła mi rogi. Nie wierzę, że mogła być aż tak podła”
„Coś w tym spojrzeniu między nimi było. Coś, co mnie zaniepokoiło. Poczułem to w żołądku. Nie wiedziałem jeszcze co, ale już wtedy zaczęło mi się układać, że to śniadanie skończy się gorzej, niż sądziłem”.

Nigdy nie byłem typem syna, który z utęsknieniem wraca do rodzinnego domu na święta. Odkąd wyjechałem na studia do innego miasta, moje wizyty były coraz rzadsze. Atmosfera w naszym domu zawsze była duszna, a rozmowy przypominały bardziej wymianę uprzejmości niż prawdziwe dialogi.
Ojciec — zimny i dominujący — nie znosił sprzeciwu. Matka chowała się w jego cieniu, a babcia Halina, choć szczera do bólu, potrafiła swoją bezpośredniością zranić jak nikt inny. W tym roku po raz pierwszy przyjechałem z Julią, moją dziewczyną.
Myślałem, że to może coś zmieni
Myliłem się. Już przy wielkanocnym śniadaniu czuć było napięcie, które wisi w powietrzu jak zapach chrzanu — mocny, ostry i trudny do zniesienia.
Stół był pełen – jajka w majonezie, biała kiełbasa, żurek w porcelanowych filiżankach. Babcia Halina patrzyła na Julię z tą swoją oceniającą miną, jakby ważyła ją w myślach i uznała, że brakuje jej co najmniej pół kilograma klasy. Próbowałem to ignorować, udawać, że wszystko jest normalnie, ale już po kilku minutach wiedziałem, że to nie potrwa długo.
– Kasia to przynajmniej umiała się zachować przy stole – rzuciła babcia z wyższością, nabierając chrzan na nóż, jakby to był masło.
– A ta twoja... – zawiesiła głos, ale nie było potrzeby kończyć.
Julia zesztywniała. Spojrzała na mnie ukradkiem, potem wbiła wzrok w talerz. Matka próbowała się uśmiechnąć, ale wyszło jak grymas bólu.
– Nie twoja sprawa, z kim jestem – warknąłem do babci.
– Oj, nie gorączkuj się tak, Szymonku. Ja tylko mówię, co widzę – odpowiedziała, popijając żurek. – Dziewczyna chyba nie wie, że przed jedzeniem się modlimy. No, ale co ja tam wiem...
– Mamo… – zaczęła cicho matka.
Ojciec w tym czasie siedział sztywno, jakby jego to nie dotyczyło, ale kątem oka zauważyłem, że patrzy na Julię. Nie za długo, ale wystarczająco, by coś we mnie drgnęło.
Julia nic nie powiedziała. A on? Niby spokojny, ale wargi miał zaciśnięte, jakby właśnie przeszedł przez zawał emocji. Coś w tym spojrzeniu między nimi było. Coś, co mnie zaniepokoiło. Poczułem to w żołądku. Nie wiedziałem jeszcze co, ale już wtedy zaczęło mi się układać, że to śniadanie skończy się gorzej, niż sądziłem.
Po śniadaniu wyszedłem na ogród. Potrzebowałem powietrza. Julia wyszła za mną chwilę później, stąpając cicho, jakby nie chciała narobić hałasu. Usiadłem na drewnianej ławce pod starą jabłonią. Chciałem zapalić, ale przypomniałem sobie, że matka nie cierpi zapachu dymu w ubraniach.
– Co to było? – zapytałem bez owijania w bawełnę.
– Co masz na myśli? – odpowiedziała spokojnie, zbyt spokojnie. Patrzyła w dal, unikała mojego wzroku.
– Nie patrz tak na mnie, jakbyś miała mi coś do powiedzenia. Co to było za spojrzenie między tobą a moim ojcem?
Julia odwróciła wzrok. Długo milczała, aż w końcu westchnęła i powiedziała:
– Może ci się wydaje. Nie psujmy sobie świąt, dobrze?
– Nie jestem idiotą. Widziałem to. Było coś w tym spojrzeniu. Jakbyście się znali... inaczej.
– Szymon... Nie teraz. Proszę.
Zacisnąłem pięści. Nie chciałem robić sceny, nie w ogrodzie, nie przy babci, która z pewnością obserwowała nas zza firanki. Ale coś we mnie już zaczynało pękać. Nagle czułem, że nie mam do niej dostępu. Jakby jakaś kurtyna spadła między nami, a ja nie miałem pojęcia, co jest po drugiej stronie.
Wewnętrznie byłem roztrzęsiony
Czułem, że Julia coś ukrywa. Że nie była do końca szczera. To nie była zazdrość – to było coś głębszego. Przeczucie. Jej nerwowość, milczenie ojca, to jedno spojrzenie… Skrawki układanki, które powoli zaczynały tworzyć przerażający obraz.
Dom ucichł po południu. Babcia drzemała przed telewizorem, matka krzątała się w kuchni, a ojciec gdzieś zniknął. Julia też. Szedłem korytarzem, gdy usłyszałem ciche głosy zza drzwi gabinetu ojca. Niby zamknięte, ale nie do końca. Zatrzymałem się. W głowie biło mi jak młot.
– Nie możemy tego dłużej ukrywać. On coś podejrzewa – powiedziała ona. To był głos Julii. Drżał.
– Mówiłaś, że masz to pod kontrolą – ojciec. Zimny, obcy.
– Mówiłeś, że to tylko flirt. A ja się zakochałam! – Julia niemal krzyknęła.
Zamarłem. Serce przestało mi bić. Głowa mi pulsowała, jakby ktoś z niej wysysał tlen. Ręka sama nacisnęła klamkę. Drzwi otworzyły się z trzaskiem.
– Co to, do cholery, ma znaczyć?! Ty… z moim ojcem?!
Julia cofnęła się gwałtownie, jakby dostała w twarz. Oczy miała czerwone, jakby płakała. Ojciec uniósł się z fotela, ale nic nie powiedział.
– Masz romans z moją dziewczyną?! – ryknąłem.
– Szymon… – zaczęła Julia, ale nie dokończyła.
– Ty… jesteś ohydny – powiedziałem do ojca. – I ty też. Jak mogłaś?
Ojciec zrobił krok w moją stronę.
– To nie tak, jak myślisz...
– Nie! Nie mów mi tego banału. To dokładnie tak, jak myślę!
Wyszedłem, trzaskając drzwiami tak mocno, że zadrżały szyby w korytarzu. Nie obchodziło mnie, kto słyszał. Czułem się upokorzony, zdradzony, złamany. I nie wiedziałem, gdzie teraz mam pójść.
Wróciłem wieczorem
Zimny wiatr przewiał mnie do szpiku kości, ale nie byłem w stanie zmarznąć bardziej niż od środka. Drzwi były uchylone. Matka siedziała przy kuchennym stole z kubkiem herbaty w dłoniach. Babcia Halina stała oparta o framugę, z rękami skrzyżowanymi na piersi.
– Wiedziałaś? – zapytałem matkę prosto z mostu.
Uniknęła mojego wzroku. Milczała chwilę, po czym cicho powiedziała:
– Nie… Nie tak. Ale coś przeczuwałam.
– I nic nie zrobiłaś? – usiadłem naprzeciw niej. – Pozwoliłaś mu mnie tak upokorzyć?
– Marek od dawna... odsuwał się ode mnie. Myślałam, że to przejściowe. A potem, kiedy Julia zaczęła częściej przychodzić… próbowałam nie widzieć.
– Cudownie – parsknąłem. – Po prostu zamknęłaś oczy.
– Bo może nie chciałam wiedzieć! Może miałam dość samotności, może nie miałam siły walczyć.
Babcia chrząknęła zniecierpliwiona.
– Ja ci coś powiem, chłopaku – wtrąciła ostrym tonem. – Twój ojciec zawsze był dupkiem. Zimny, wyniosły, wszystko robił po swojemu. Ale żeby do własnego syna się tak zachować? Tego się nie spodziewałam. I ty, Iwona, że to zniosłaś. Wstyd.
– Mamo, proszę… – jęknęła matka.
– Nie, nie będę milczeć. Ktoś tu musi mówić prawdę – babcia spojrzała na mnie. – I dobrze, że ją teraz poznałeś. Lepiej późno niż wcale.
Siedzieliśmy chwilę w milczeniu. Właściwie nie było już czego mówić. Wszystko zostało powiedziane. A ja… czułem, że nie mam już czego tu szukać.
Spotkaliśmy się następnego ranka. On już czekał w salonie, siedząc w fotelu jak król we własnym królestwie. Spojrzał na mnie chłodno, ale bez tej zwyczajowej wyższości. W jego oczach było coś, czego wcześniej nie widziałem. Może cień lęku. Może wreszcie zrozumiał, że tym razem przegiął.
Usiadłem naprzeciwko, nie spuszczając z niego wzroku.
– Więc? – rzuciłem. – Co masz mi do powiedzenia?
Ojciec odetchnął ciężko. Potarł dłońmi twarz, jakby próbował się obudzić z koszmaru.
– To nie miało się tak potoczyć. Naprawdę. Ona przyszła po ciebie, ale została dla mnie.
Zatkało mnie. Tak po prostu? Bez skruchy, bez cienia żalu? Jakby mówił o czymś zupełnie normalnym.
– Ty nawet nie wiesz, co właśnie powiedziałeś. Przyszła po mnie, ale została dla ciebie? Jak jakiś mebel? Rzecz?
– Nie… Nie o to mi chodziło – podjął, ale nie miał już siły tłumaczyć. – Sam nie wiem, jak to się stało. Najpierw rozmawialiśmy, potem... coś kliknęło.
– Jesteś śmieciem – powiedziałem powoli, z pełną świadomością każdego słowa. – Nie jesteś już moim ojcem.
Zamilkł. Wpatrywał się we mnie przez długą chwilę. Może oczekiwał, że po chwili się złamię, że coś mnie poruszy. Ale nie. Czułem się jak kamień. Twardy, zimny, odrętwiały.
Wstałem i bez słowa wyszedłem. Tym razem nie było drzwi do trzaśnięcia. Tylko moje własne kroki odbijały się echem po pustym korytarzu.
Wróciłem do miasta jeszcze tego samego dnia. W pociągu patrzyłem w okno, ale nie widziałem niczego poza własnymi myślami. Czułem się jak człowiek po wypadku – niby cały, ale w środku wszystko połamane. Nie odezwałem się ani do Julii, ani do ojca. Ich numery miałem jeszcze w telefonie, ale patrzenie na nie bolało jak świeże rany.
Napisałem tylko do matki: „Żyję. Potrzebuję czasu.” Odpisała dopiero po kilku godzinach: „Zawsze będę na ciebie czekać.”
Z babcią wymieniłem kilka wiadomości. Ona jedna nie udawała. Nie osłaniała nikogo. Pisała krótko i dosadnie: „Zawsze wiedziałam, że ten twój ojciec narobi kiedyś bałaganu. Ale że aż tak…”
Nie odpowiedziałem. Nie miałem siły. W mieszkaniu było cicho. Julia zostawiła kilka rzeczy, ale spakowałem je do kartonu i wyniosłem do piwnicy. Nie miałem jeszcze siły ich wyrzucić. Może kiedyś. Może nigdy.
Nie wiedziałem, czy kiedykolwiek im wybaczę. Ani jej, ani jemu. To nie była zdrada jak w tanich filmach. To było coś głębszego – naruszenie fundamentów, na których próbowałem zbudować siebie.
Rozważałem terapię. Nawet wpisałem w wyszukiwarkę „psychoterapia dla dorosłych dzieci toksycznych rodziców”. Bo przecież coś musiałem z tym zrobić. Wiedziałem, że sam sobie nie poradzę.
Ta historia nie miała happy endu. Nie zakończyła się pojednaniem ani oczyszczeniem. Po prostu… skończyła się. I została cisza. I zawieszenie. A ja – człowiek bez ojca, bez dziewczyny, z sercem pełnym niedopowiedzeń.
Ale może właśnie to był początek czegoś nowego. Pustego. Ale mojego.
Szymon, 29 lat
Czytaj także:
- „W święta urządziłam rodzinny pokaz zdjęć. Szczęka mi opadła, gdy zamiast chrztu syna zobaczyłam męża w pościeli”
- „Mąż zostawił mnie samą na Wielkanoc. Twierdził, że jedzie do matki, ale prawda była zupełnie inna”
- „Synowa myślała, że jak jestem bogatą emerytką, to zamówię catering na Wielkanoc i nie będzie musiała nic robić”

