Reklama

Wigilia zawsze była dla mnie czymś więcej niż świętem. To był mój dzień. Pełen zapachów, ciepła, błyszczących lampek i wspomnień, które rozgrzewały nawet w największe mrozy. W tym roku miała być wyjątkowa – pierwszy raz spędzana jako narzeczona. Mateusz obiecał, że przyjedzie. Odłoży pracę, obowiązki, będzie z nami – ze mną i moją rodziną. Sam nalegał.

Chcę poczuć, że należę do was – mówił miesiąc temu, ściskając moją dłoń.

Mama ulepiła dla niego pierogi z grzybami. Tata wypolerował kieliszki „dla przyszłego zięcia”. Ja założyłam bordową sukienkę, w której kiedyś powiedział, że wyglądam jak marzenie. Na uszach miałam kolczyki, które od niego dostałam. Przez cały dzień co chwilę zerkałam na telefon.

Wysłał SMS, zamiast przyjść

Miał być około siedemnastej. O dziewiętnastej zaczęliśmy kolację bez niego. O dwudziestej otrzymałam SMS-a. Było tam tylko jedno zdanie. Wtedy przestałam wierzyć w magię Świąt.

– Anita, może spróbujesz choć trochę barszczu? – zapytała mama, pochylając się do mnie z chochlą.

Pokręciłam głową. Udawałam, że sprawdzam coś w telefonie, ale tak naprawdę czytałam tę samą wiadomość po raz dziesiąty. Wciąż to samo zdanie. Bez przecinka, bez serca. „Nie przyjadę. To koniec. Przepraszam”. Tyle. Wyszedł z mojego życia tak, jak się do niego wślizgnął – po cichu.

Zapatrzyłam się w światełka na choince, rozmazane przez łzy, które obiecałam sobie, że nie spłyną przy stole. Babcia mówiła coś o opłatku, tata próbował żartować, ale nikt się nie śmiał. Siostra rzucała mi ukradkowe spojrzenia.

Może zadzwonisz do niego? – zapytała po cichu, kiedy wyszłyśmy do kuchni z naczyniami.

– A co mam mu powiedzieć? „Wesołych Świąt, kochanie, dziękuję, że zrujnowałeś mi życie SMS-em”? – rzuciłam z goryczą, czując, jak gardło ściska mi się jeszcze mocniej.

– Może to jakieś nieporozumienie...

– Nie. On naprawdę tego chciał. Tylko nie miał odwagi powiedzieć mi tego w twarz.

Wróciłam do stołu z opłatkiem w ręku, z uśmiechem tak fałszywym, że sama siebie nie poznawałam. Tego wieczoru zrozumiałam, że bajki o świątecznych cudach są dobre dla dzieci. Dorośli dostają rzeczywistość – brutalną, bolesną i bez dekoracji.

Dla mnie to był koniec

Przespałam może dwie godziny. Resztę nocy spędziłam na wpatrywaniu się w sufit w moim starym pokoju. Tak dawno tu nie spałam – ściany wciąż miały pastelowy kolor, który wybrałam w liceum, a na półkach stały książki z czasów, gdy jeszcze wierzyłam, że życie układa się według planu.

Mateusz był moim planem. Miał być narzeczonym, potem mężem, potem ojcem naszych dzieci. Tym jedynym. A teraz... kim ja właściwie jestem? Byłą? Porzuconą? Naiwną trzydziestką bez narzeczonego, za to z choinką i lodówką pełną jedzenia dla nieistniejącego gościa? Telefon leżał obok. Myślałam, że może napisze coś więcej. Że zadzwoni. Że się ocknie. Nic się nie wydarzyło.

Rano przy śniadaniu mama próbowała się uśmiechać, jakby nic się nie stało. Tylko tata położył mi rękę na ramieniu i powiedział cicho:

– Jeżeli chcesz, mogę cię zawieźć do niego. Żebyś... nie musiała jechać sama.

– Nie pojadę tam – odpowiedziałam. – Skoro wybrał taki sposób, niech się tego trzyma.

– Anitka, czasem ludzie robią głupoty...

– Nie, tato. Głupotą jest wiara, że ktoś cię kocha, a on zostawia cię w Wigilię jednym SMS-em.

Wyszłam na taras. Śnieg skrzypiał pod nogami. Chciałam krzyczeć, ale z ust wydobyła się tylko para. To miał być mój początek. A okazał się końcem wszystkiego.

Sama go usprawiedliwiałam

– Anita, nie możesz tak po prostu siedzieć i płakać całe święta – powiedziała Magda, moja siostra, w drugi dzień świąt, siadając obok mnie na kanapie z kubkiem gorącej herbaty.

A co mam robić? Cieszyć się z karpia? – rzuciłam, wpatrując się w okno, za którym padał śnieg.

– Może z tego, że jesteś u siebie. Że masz rodzinę, która cię kocha. Że nie musisz dłużej żyć w iluzji.

Spojrzałam na nią. W oczach miała złość. Nie na mnie. Na niego.

– Wiesz, co jest najgorsze? – zapytałam cicho. – Że ja go bronię. W głowie. Że szukam wymówek za niego. Może miał powód, może się przestraszył. Może ktoś mu coś wmówił. Może...

– Może po prostu cię nie kochał wystarczająco – przerwała. – Albo nie potrafił kochać nikogo poza sobą.

Wzięłam łyk herbaty. Gorąca, słodka, pachnąca pomarańczą. Kiedyś to był mój ulubiony świąteczny smak. Teraz kojarzył się tylko z goryczą.

Powinnam mu odpisać? – zapytałam. – Cokolwiek?

– A po co? Żeby poczuł się lepiej? On już cię wymazał jednym SMS-em. Ty też możesz to zrobić. Jednym kliknięciem.

Nie odpowiedziałam. Zgasiłam ekran telefonu, który właśnie po raz setny pokazał: „Brak nowych wiadomości”. To była moja Wigilia i mój żałobny SMS. Nadchodzący nowy rok miał już nie mieć na niego miejsca.

Wszystko na niego czekało

Po świętach wróciłam do Warszawy. Pociąg był opóźniony, brudny, duszny. W moim przedziale naprzeciwko jakaś para przytulała się czule, a ja miałam ochotę wyrzucić ich przez okno. Nie z zazdrości. Ze zmęczenia. Z bólu.

Mieszkanie witało mnie ciszą i nieposprzątanym blatem, który zostawiłam w pośpiechu, szykując się na Wigilię. Na stole wciąż leżała serwetka z Mikołajem, a obok niej – paczka z jego prezentem. Koszula z lnu, dokładnie taka, jaką chciał. W środku jeszcze karteczka z napisem: „Dla Ciebie, na Nowy Rok – nowy rozdział”. Parsknęłam śmiechem. Tak, nowy rozdział, tylko że bez bohatera.

Zostawiłam prezent na stole i poszłam do łazienki. Nie poznawałam się w lustrze. Rozmazany tusz, podkrążone oczy, usta spękane jakby od milczenia. Nagle zadzwonił telefon. Zamrugałam. Przez sekundę serce podskoczyło – Mateusz? Nie. Magda.

– Jak tam? Dojechałaś?

– Tak. Witaj w mojej nowej rzeczywistości – rzuciłam ironicznie.

– Może pojedziesz gdzieś na sylwestra? Rozerwiesz się?

– Sama?

– Może nie sama. Mamy z przyjaciółkami wynajęty dom w górach. Przyjedź. Potrzebujesz ludzi. Ciepła i świętego spokoju.

Patrzyłam na swój cień w oknie. Może miała rację. Może właśnie wśród obcych łatwiej odzyskać siebie.

Zrozumiałam, że to nie koniec

W Sylwestra rano wsiadłam do auta i ruszyłam w kierunku gór. Bez makijażu, z niedbale związanymi włosami, z jedną walizką i planem, by po prostu przetrwać. Nie szukałam rozrywki. Chciałam oddechu.

Dom, do którego zaprosiła mnie Magda, był pełen ludzi, których nie znałam. Sześć kobiet, w różnym wieku, z różnych miast. Każda przywiozła swoje doświadczenia, swoje rozczarowania i swoje wino. Czułam się wśród nich zaskakująco swobodnie i spokojnie.

– Anita? Cześć! Słyszałam, że miałaś bardzo spektakularną Wigilię – przywitała mnie blondynka o imieniu Jagoda z uśmiechem pełnym współczucia. – Witamy w klubie złamanych serc. Zajmij sobie miejsce obok pieca, tam najłatwiej się rozmraża.

Zaśmiałam się, pierwszy raz od tygodni. Śmiech był krótki, ale prawdziwy.

Wieczorem siedziałyśmy razem na tarasie, owinięte kocami, z kubkami grzanego wina. W tle grała cicho muzyka. Kiedy wybiła północ, nie miałam siły krzyczeć „Szczęśliwego Nowego Roku”. Po prostu zamknęłam oczy.

Czego sobie życzysz, Anita? – zapytała Magda.

Otworzyłam oczy i spojrzałam w gwiazdy.

– Żeby już nigdy nie czekać na kogoś, kto nie chce przyjść.

Wtedy coś we mnie się zmieniło. Zrozumiałam, że choć ten jeden SMS Mateusza zakończył rozdział, to wcale nie był ostatnią stroną. To ja pisałam dalej. Sama.

Dostałam coś lepszego

Wiosną oddałam pierścionek zaręczynowy. Spakowałam go do koperty i wysłałam bez słowa. Nie po to, żeby się odezwał. Nie po to, żeby poczuł się winny. Tylko dlatego, że nie chciałam już niczego, co należało do przeszłości. Nie odpisał. I dobrze.

W tym samym czasie zaczęłam biegać. Najpierw kilka minut, potem piętnaście. Z każdym krokiem czułam, jak zostawiam za sobą coś ciężkiego – smutek, wstyd, wspomnienia Wigilii, które wcześniej wbijały się jak drzazgi.

W czerwcu pojechałam z Magdą i dziewczynami na weekend w Bieszczady. Na jednej z tras zagadał do mnie przewodnik – Michał. Miał pieprzyk pod okiem i śmiał się, jakby właśnie wygrał życie. Przez dwa dni rozmawialiśmy o wszystkim: o kawie bez cukru, o miłości bez warunków, o tym, że najtrudniej nauczyć się wybierać siebie.

Na pożegnanie zapytał:

Wierzysz w przypadki?

– Nie – odpowiedziałam. – Wierzę w momenty, które mają nas obudzić.

– To może dam ci mój numer, na wypadek... gdybyś chciała obudzić mnie za jakiś czas.

Uśmiechnęłam się. Pierwszy raz od dawna poczułam, że mogę. Nie dlatego, że ktoś się pojawił. Tylko dlatego, że przestałam czekać na cud. Kiedyś dostałam SMS w Wigilię, który mi złamał serce.
Wiosną dostałam coś lepszego. Nową siebie.

Anita, 28 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama