Reklama

Majówka kojarzy się większości osób z leniwie płynącym czasem i zapachem skwierczących na grillu kiełbasek. Ja natomiast wpadłem na pomysł, że zrobię remont, bo nasze mieszkanie wymagało już odświeżenia. Uznałem, że pora najwyższa się tym zająć. Zastanawiałem się tylko, jak przekazać te wieści żonie. Nie spodziewałem się entuzjazmu z jej strony, ale liczyłem na zrozumienie.

Liczyła na kilka dni wolnych

– Jaki znowu remont? – gdyby spojrzenia mogły zabijać, to w tej sekundzie padłbym trupem.

– No wiesz, malowanie ścian, coś w łazience i kuchni też by się przydało pozmieniać.

– Marek, czyś ty do reszty oszalał? – Gośka zmierzyła mnie lodowatym spojrzeniem. – Mamy zaplanowany wyjazd do Kazimierza, a ty mi chcesz wałek do ręki wetknąć?

– Ach, Kazimierz... – westchnąłem, bo na śmierć o tym zapomniałem. – Mogłaś mi przypomnieć.

– Przypomnieć? – żona była już naprawdę zła. – Gadam od dawna o tym wyjeździe, bo to jedyna okazja, żeby odpocząć od pracy i dzieci. Mama zabiera je do siebie.

– Kupiłem już farby i jeszcze parę innych rzeczy – próbowałem z tego jakoś wybrnąć, ale jedynie się pogrążałem.

Małgorzata odłożyła widelec i wstała od stołu, byliśmy właśnie w trakcie kolacji.

– Wiesz, jak zrobimy? Ty zostaniesz i będziesz sobie malował, a ja pojadę z Asią i Tomkiem, jak to było w planach.

Miałem cichą nadzieję, że żona zrezygnuje z tego Kazimierza i mi pomoże, ale nic takiego nie nastąpiło.

Nie chciałem wyjść na idiotę

Gośka pojechała. Przed wyjściem z domu nie odezwała się do mnie słowem. Zostałem sam z ogromnym poczuciem winy ciążącym na duchu. Nie było jednak wyjścia. Skoro już i tak namieszałem w kwestii majówki, to teraz musiałem wypić piwo, które sam nawarzyłem. Opróżniłem salon z mebli i innych przedmiotów, po czym przygotowanej go do malowania.

Niestety, taśma malarska odkleiła się od ścian po kilkunastu minutach, ale nie miałem ochoty jechać do marketu budowlanego. Nakładanie farby szło mi strasznie opornie. Sądziłem, że szybciej się z tym uporam, a skończyłem w nocy. Byłem tak zmęczony, że padłem na łóżko niczym kłoda w ciuchach poplamionych farbą. Nie miałem nawet siły się umyć. Obudziłem się z koszmarnym bólem pleców.

W co ja się wpakowałem? – jęknąłem sam do siebie.

Na śniadanie i obiad zjadłem bułki z pasztetem, a kolacji nie było, bo przypaliłem parówki. Jedzenie w lodówce się skończyło, więc czekała mnie jeszcze wyprawa po zakupy. Chcąc nie chcąc, przystąpiłem do kontynuacji mego dzieła. Gośka nie mogła przecież zastać bałaganu. Przysłała kilka SMS-ów o podobnej treści: „Pogoda jest obłędna. Bawimy się świetnie, a Ty?”. Dzwoniłem do niej, ale nie odbierała. Napisała tylko, że jest bardzo zajęta i nie ma czasu rozmawiać.

Przyznaję, że miałem ochotę rzucić to wszystko w diabły i udać się do Kazimierza, ale męski honor mi na to nie pozwolił. Należało dokończyć to, co rozpocząłem. W przeciwnym razie wyszedłbym na kompletnego idiotę. Niemniej nie spodziewałem się, że będzie tak ciężko. Optymistycznie założyłem, że tego typu prace są lżejsze. Tymczasem byłem nieziemsko umordowany i miałem po dziurki w nosie dość.

Zrozumiałem, co jest naprawdę ważne

Jakimś cudem doprowadziłem do końca wszystkie czynności remontowe, aczkolwiek dużym kosztem. Prawie nie spałem i byłem cały obolały. Bałem się, że kręgosłup mi całkiem wysiądzie. Brakowało mi żony. Wiem, że buzia by się jej nie zamykała, ale i tak za nią tęskniłem. Było mi strasznie głupio, że nie pojechałem z nią i naszymi przyjaciółmi do Kazimierza, bo moje ego na to nie pozwoliło. Wróciła zrelaksowana i wypoczęta. Obcięła wzrokiem mnie i to, co poczyniłem.

– Nawet nieźle – rzuciła oschle – ale na przyszłość nie podejmuj takich decyzji na własną rękę.

Wciąż była obrażona, lecz przestałem się jej dziwić. Nie zachowałem się tak, jak powinienem – tym bardziej że często narzekałem, że mamy za mało czasu dla siebie. Kolejne dni mijały, lody powoli topniały, atmosfera w domu była coraz mniej napięta. Życie pomału wracało na codzienne tory. Gośka rozmawiała ze mną, aczkolwiek nadal trzymała dystans.

– Masz jakieś plany na czerwcowy weekend? – zapytałem nieśmiało, gdy w któreś popołudnie oglądaliśmy telewizję.

– Nie, bo nie wiem, co tym razem strzeli ci do głowy – odparła z przekąsem.

– Rozumiem – przytaknąłem.

Postanowiłem zreflektować się za tą nieszczęsną majówkę. Zadzwoniłem do mojej mamy z zapytaniem, czy dałaby radę zająć się dziećmi.

– Oczywiście, z wielką przyjemnością. Wiesz, jak kocham te urwisy.

– Super, pięknie ci dziękuję. Nie mów tylko nic Gosi, bo to niespodzianka.

– O to się nie martw.

Chyba mi wybaczyła

Zarezerwowałem hotel na Mazurach. Nie miałem żadnych wątpliwości co do tego, że wizja spędzenia kilku dni w SPA przypadnie mej małżonce do gustu i zburzy mur między nami. Nie pomyliłem się, Gośka była zachwycona. Usiłowała co prawda zapanować nad emocjami i kontynuować rolę królowej lodu, ale koniec końców nie wytrzymała i rzuciła mi się na szyję.

– Przepraszam za majówkę.

– Przeprosiny przyjęte.

Nie kryłem zadowolenia. Byłem też ciekawy, czy poruszy temat remontu i tak się rzecz jasna stało. Znam ją na wylot – nie byłaby sobą, gdyby nie wtrąciła paru groszy.

Salon jest do poprawki, przykro mi. Kolor fajny, ale mi nie bardzo leży.

– To co, malujemy w najbliższy weekend? – zażartowałem.

– Mowy nie ma. To poczeka do wakacji. Jakoś wytrzymam.

– Niech ci będzie.

– Mogłeś przynajmniej spytać, czy taki odcień jest okej.

– Tak wyszło. Raz jeszcze przepraszam – nie chciałem już dłużej drążyć tego tematu.

– A, i żeby nie było, że nie doceniam twojego wysiłku, bo jak najbardziej doceniam.

Na tym poprzestaliśmy omawiać sprawy remontowe. Żyjemy już czerwcowym wyjazdem. Gośka się cieszy i chwali mnie przed koleżankami, a one jej zazdroszczą. Ja natomiast uświadomiłem sobie, że niekiedy człowiek potrzebuje takiego zamieszania, aby przypomnieć sobie o tym, co jest autentycznie ważne. Być może tak musiało się stać i na pomysł z remontem wpadłem nie bez powodu. To pozwoliło mi się zatrzymać, gdyż w codziennym pędzie i natłoku obowiązków zapominamy, co w życiu liczy się najbardziej.

Marek, 39 lat


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama