Reklama

Nasz syn jest maniakiem gier komputerowych. Wcale nie ukrywam, że jego pasja wywołuje we mnie niepokój, bo całe dnie mógłby spędzać przed monitorem. Zaniedbuje przez to dwoje obowiązki, a w pokoju ma taki syf, że ręce dosłownie opadają. Nic do niego nie dociera, rozmowy przypominają uderzanie gumowym młotkiem w ścianę.

Adrian ma 13 lat i buntownicze nastawienie do całego świata. Odnoszę wrażenie, że czerpie ogromną satysfakcję z robienia nam na złość i stawania okoniem.

Najbardziej irytujący jest bajzel, jaki ma w pokoju. Sprzątanie w jego wykonaniu polega na wciśnięciu wszystkich rozrzuconych na podłodze rzeczy pod łóżko oraz na wyniesieniu brudnych kubków do kuchni. Nie ma oczywiście mowy o ich umyciu.

– Kiedy ty wreszcie zrobisz porządek u siebie? – gdy rozmawiam z synem na ten temat, staram się trzymać emocje na wodzy, chociaż nie jest to łatwe.

– Oj mamo, ja nie mam czasu – najczęściej pada taka oto odpowiedź.

Gdy proszę męża, aby nieco postawił chłopaka do pionu, słyszę, że to taki wiek i nie ma co się zbytnio przejmować.

– Naprawdę nie widzisz, że poza graniem kompletnie nic go nie interesuje?

– Lubi to i fajnie, że ma jakieś hobby.

– Na litość boską, święta idą, więc mu powiedz, że ma ogarnąć ten syf.

Marek tylko wzruszył ramionami i obiecał, że utnie sobie pogawędkę z Adrianem.

Ja chciałam zobaczyć efekty

Do celebrowania Bożego Narodzenia zawsze przywiązywałam ogromną wagę. Święta spędzaliśmy w niewielkim gronie – nasza trójka, teściowie i moja mama. Mój tata nie żył od kilku lat – wciąż nie potrafiłam pogodzić się z tym, że już nigdy nie zasiądzie przy wigilijnym stole.

Poprosiłam Marka, żeby zajął się prezentami i większymi zakupami spożywczymi. Ja natomiast rozgościłam się w kuchni. Pracy było sporo, niemniej zdążyłam pogonić Adriana, żeby wreszcie uporządkował swój pokój. Marudził okropnie, ale po paru ostrych ponagleniach wziął się za robotę.

– Myślisz, że od jednej i drugiej babci coś dostaniesz pod choinkę, jak będziesz miał taki chlew? – wydaje mi się, że ten mocny argument przekonał go do sprzątania.

Tegoroczną Wigilię uznałabym za idealną, gdyby nie jedna rzecz, która skutecznie popsuła mój nastrój. Mieszkanie prezentowało się naprawdę pięknie, a stół, przy którym mieliśmy zjeść kolację, wyglądał po prostu obłędnie.

Goście byli zachwyceni i miałam nadzieję, że w takiej właśnie atmosferze miną całe święta. Po kolacji nadszedł wyczekiwany moment wręczania prezentów. Zdębiałam, kiedy mąż wniósł do salonu pokaźne pudło opakowane w ozdobny papier i przewiązane wielką czerwoną kokardą.

– Synu, to dla ciebie.

Adrian rzecz jasna od razu zabrał się za rozpakowywanie podarunku. Aż krzyknął z radości. Tajemnicze pudełko zawierało specjalny komputer do gier, o którym marzył od dawna. Poczułam, że nogi się pode mną uginają. Nie miałam pojęcia, ile może kosztować taki sprzęt, ale na pewno sporo.

Poza tym nie miał on nic wspólnego z naszymi, moimi i Marka, uzgodnieniami dotyczącymi podarunku dla syna. W środku się gotowałam, aczkolwiek nie dałam tego po sobie poznać.

Nie chciałam urządzać awantury przy rodzicach i psuć humoru Adrianowi. Piszczał ze szczęścia, podczas gdy ja gorączkowo się zastanawiałam, co to oznacza dla domowego budżetu.

Wściekłam się na męża

– Co ciebie opętało, żeby kupić mu komputer? Teraz to już kompletnie nic do tego dzieciaka nie dotrze.

Byłam naprawdę zła na męża i nie omieszkałam go o tym poinformować, kiedy wreszcie mieliśmy okazję pogadać sam na sam.

– Iza, nie sądzisz, że przesadzasz? – już wiedziałam, po kim Adrian ma bardzo wybiórczy słuch.

Wygarnęłam Markowi wszystko, co leżało mi na wątrobie. Nasz syn poza graniem, świata nie widzi i jest od tego uzależniony, a mój drogi małżonek, zamiast pomóc mi rozwiązać problem, kupuje mu wypasiony komputer.

– Przyznaj się, ile wydałeś.

Każde z nas miało własne konto, a oprócz tego posiadaliśmy wspólny rachunek bankowy. Nie mogłam zatem sprawdzić, ile pieniędzy poszło na wymarzony prezent Adriana. Marek nie bardzo miał chęć się przyznać, ale naciskałam dotąd, aż zmiękł i wyjawił kwotę.

Ciarki przeszły po moich plecach

Wywalił na to prawie całą swoją wypłatę, w ogóle nie zastanawiając się nad tym, jak spłacimy kolejną ratę kredytu hipotecznego. Doszczętnie zmyłam mu głowę, ponieważ w pełni na to zasłużył.

Oznajmiłam, że ma znaleźć sposób na wyjście z tej sytuacji, skoro zwrot komputera do sklepu nie wchodził w rachubę. Adrian by się załamał, więc musiało być inne rozwiązanie i to Marek miał go poszukać.

W domu nastały ciche dni. Nie miałam ochoty odzywać się do męża. Nie pojmowałam, jak można być do tego stopnia bezmyślnym. Naturalnie nasza rozmowa miała finał w postaci kłótni. Marek uważał, że nic złego nie zrobił, spełniając marzenie syna.

Nie mam nic przeciwko drogim prezentom, ale w tych okolicznościach był to pomysł trafiony kulą w płot. Adrian niczym na ten komputer nie zasłużył. Przynosił coraz gorsze oceny, w jego pokoju panował armagedon, a do pomagania w domu miał dwie lewe ręce.

Poza grami nic się nie liczyło. Od pewnego czasu rozważałam wizytę u psychologa, bo już sobie z synem nie radziłam. Po tygodniu milczenia Marek uznał za stosowne przemówić.

– Wziąłem nadgodziny, więc o opłaty nie musisz się martwić – najwyraźniej przemyślał sprawę, bo spuścił z tonu.

– Najbardziej martwię się o Adriana – odparłam zgodnie z prawdą.

Ustaliliśmy, że od tej pory będzie miał wydzielany czas na swoje hobby, a jeśli nie poprawi ocen i nie zapanuje nad bałaganem, dostanie szlaban na komputer. Marek zgodził się ze mną, że wizyta u psychologa powinna pomóc. Pozostawało jedynie przekazać te wiadomości synowi i spokojnie mu wszystko wyjaśnić.

– Przepraszam cię – Marek złapał mnie za rękę. – Miałaś rację.

Tego wieczoru długo gadaliśmy, głównie o Adrianie i o tym, że pozwalamy mu na zbyt wiele. Bałam się, że za jego zachowaniem kryje się coś poważniejszego. Najgorsza była jednak świadomość, że to nie jest wina syna, ale naszych zaniedbań.

Iza, 40 lat

Czytaj także:
„Teściowa w Święta potraktowała mnie jak śmiecia. Zbeształa mnie przy dzieciach, bo niszczyłam jej rodzinne tradycje”
„Płakałam, gdy córka nie zaprosiła mnie na rodzinne Święta. Musiałam pójść na Wigilię dla ubogich”
„W Święta dzwoniłam pod obce numery, bo chciałam usłyszeć czyjś głos. Jeden telefon okazał się prezentem od losu”

Reklama
Reklama
Reklama