Reklama

Jestem współwłaścicielką małej, ale prężnie działającej firmy cateringowej. Zawsze powtarzałam sobie, że najważniejsze w życiu to rodzina – bo przecież krew nie woda. A moja siostra Agata była moją drugą połową. Kiedy jedna z nas się przewracała, druga podawała rękę. Kiedy Agata płakała po rozstaniu z narzeczonym, ja siedziałam z nią na kuchennej podłodze do rana, wciskając w nią lody i śmiejąc się z głupot, żeby choć trochę rozchmurzyć jej świat. Kiedy ja przechodziłam przez piekło po rozwodzie, to ona trzymała mnie za rękę i mówiła, że jutro będzie lepiej. Moja siostra była moją przyjaciółką, moim wsparciem, moim aniołem stróżem.

Pomysł na firmę zrodził się, jak to zwykle bywa, przy kawie. Narzekałam, że mam dość pracy w korpo, że ciągle tylko tabelki i deadline’y, a moje serce krzyczy za czymś innym – za gotowaniem, za tym, żeby karmić ludzi i widzieć ich uśmiechy. Agata wtedy spojrzała na mnie i powiedziała:

– Otworzymy catering na wesela, eventy… Agata, to nasza szansa!

I tak się zaczęło. Pierwsze zlecenia były skromne: kolacje dla znajomych, później imprezy firmowe, aż w końcu przyszły zamówienia na wesela, chrzciny, jubileusze. Klienci byli zachwyceni naszym jedzeniem – paszteciki z grzybami rozchodziły się jak świeże bułeczki, a krem z dyni z imbirem stał się hitem sezonu.

Nie ukrywam – czułam dumę. A Agata była ze mną na każdym kroku. To ona pilnowała faktur, płatności, załatwiała formalności z urzędami, a ja mogłam skupić się na tym, co kocham – gotowaniu i spotkaniach z klientami.

To był mój sen

Pamiętam ten dzień, jakby to było wczoraj. Układałam plan na nadchodzący tydzień. Zamówień było sporo – catering na konferencję, przyjęcie urodzinowe, a do tego wesele pod miastem. Wszystko szło tak, jak powinno. Nagle coś mnie tknęło. Pomyślałam: sprawdzę konto firmowe, żeby mieć pewność, że wszystko się zgadza, że jesteśmy na plusie i możemy spokojnie planować dalszy rozwój.

Otworzyłam aplikację bankową. Stan konta był podejrzanie niski. Zmarszczyłam brwi i zaczęłam przewijać historię transakcji. Przelewy, które zupełnie mi się nie zgadzały, wypłaty na kilka tysięcy złotych, daty, które nie pasowały do żadnych naszych wydatków. Spojrzałam jeszcze raz, jakbym miała nadzieję, że coś źle odczytałam. Ale to były konkretne kwoty.

W głowie mi się nie mieściło, że mogło dojść do jakiegoś błędu. Może bank coś źle zaksięgował? Zdarzały się przecież awarie systemu. Chwyciłam telefon i zadzwoniłam na infolinię. Kobieta w słuchawce była uprzejma, pytała o dane, numer konta, w końcu zapytała, o którą transakcję chodzi.

Nie mogłam uwierzyć

Powiedziałam o jednej z największych – prawie sześć tysięcy złotych zniknęło z konta kilka dni wcześniej. Przewijałam w myślach ostatnie wydatki, rachunki, zakupy – nic nie pasowało.

– Przelew został zlecony z konta firmowego – odpowiedziała spokojnym głosem konsultantka.

Poczułam, jak krew odpływa mi z twarzy. Agata? Moja siostra? Przez moment miałam ochotę roześmiać się na głos – przecież to musiała być jakaś pomyłka! Agata nie robiłaby czegoś takiego za moimi plecami. Odetchnęłam głęboko i zapytałam, na co poszły te pieniądze.

Odłożyłam telefon i siedziałam bez ruchu. W głowie przewijały mi się obrazy – Agata licząca pieniądze z pierwszego dużego zlecenia, Agata mówiąca, że musimy zacisnąć pasa. Nie chciałam wierzyć, że to prawda. Przecież to moja siostra, wspólniczka, mój drugi filar. Może miała trudny miesiąc, może coś musiała zapłacić? Tak, to musiało być coś takiego. Nie chciałam myśleć inaczej.

Byłam w szoku

Nie mogłam tego dłużej w sobie dusić. Zadzwoniłam do Agaty, ale nie odebrała. Napisałam jej wiadomość: „Agata, możemy pogadać? Chodzi o konto firmowe”. Nie odpisała. Czekałam jeszcze chwilę, aż w końcu chwyciłam za torebkę i pojechałam do niej.

– Agata, powiedz mi prawdę – zaczęłam. – Co to za przelew? Dlaczego wzięłaś pieniądze z konta?

Zamarła na chwilę, jakby rozważała, co odpowiedzieć. Potem wzruszyła ramionami i spojrzała na mnie z lekką irytacją w oczach.

– Bo mi się należało – powiedziała z takim spokojem, że aż mną wstrząsnęło. – Haruję tu tak samo jak ty. A ty nawet nie widzisz, ile rzeczy robię za ciebie.

Patrzyłam na nią w osłupieniu. Chciałam coś powiedzieć, ale słowa nie chciały mi przejść przez gardło.

– Ale dlaczego nie powiedziałaś?! Dlaczego za moimi plecami?! – głos mi się załamał, a w oczach zaszkliły się łzy.

– Bo wiedziałam, że będziesz robić sceny – odpowiedziała spokojnie, jakby to był argument kończący dyskusję. – Każdemu czasem się coś należy. Tyle razy sama wyciągałaś coś z firmowej kasy.

– Tak, ale na firmę! Na potrzebne rzeczy! – próbowałam ją przekrzyczeć, ale ona stała spokojnie, z rękami założonymi na piersi, jakby to wszystko było jej obojętne.

Oszukała mnie

Nagle poczułam się mała, bezsilna, głupia. To przecież była moja siostra, a teraz stała przede mną i mówiła, że to, co zrobiła, jest w porządku. Nie wiedziałam, co dalej. Czy powinnam ją wyrzucić z firmy? A może to ja byłam zbyt ostra, zbyt wymagająca? Jak ona mogła mi to zrobić?

To nie były jakieś drobne zakupy czy pożyczka, którą można wytłumaczyć. To były tysiące złotych, nasze wspólne pieniądze, pieniądze firmy, za które płaciliśmy pracownikom, zamawialiśmy produkty, opłacaliśmy faktury. A ona tak po prostu wzięła je sobie, jakby należały do niej.

Wzięłam telefon i wybrałam numer mamy. Głos mi drżał, ale potrzebowałam z kimś porozmawiać, potrzebowałam jakiegoś punktu zaczepienia.

– Mamo… muszę ci coś powiedzieć. Agata wzięła pieniądze z firmy, bez mojej wiedzy. Nie wiem, co mam robić.

Mama westchnęła.

– Karola, to wasza sprawa. Siostry zawsze powinny się wspierać.

– A co, jeśli ta siostra wbija ci nóż w plecy? – zapytałam. Usłyszałam własny głos i sama się go przestraszyłam. Nie wiedziałam, co mnie bardziej bolało – zdrada Agaty czy obojętność mamy.

Byłam bezradna

Nie było już miejsca na kompromisy, na tłumaczenia, na wybaczanie. Wzięłam laptopa, usiadłam przy stole i otworzyłam dokumenty spółki. Ręce mi drżały, serce biło jak szalone, a oczy szczypały od niewyspanej nocy. Przejrzałam umowę, jeszcze raz przeczytałam zapisy o rozwiązaniu współpracy i wiedziałam, że to musi się wydarzyć. Nie dziś, to jutro. Nie jutro, to za tydzień. Ale im szybciej, tym lepiej.

Wysłałam maila do prawnika, potem napisałam krótką wiadomość do Agaty: „Od dzisiaj zawieszam twoje uprawnienia w dostępie do konta firmowego. Chcę, żebyśmy rozmawiały z prawnikiem przy stole. Spotkajmy się jutro”. Wiedziałam, że się wścieknie, że będzie dzwonić, wypisywać wiadomości, ale już mnie to nie obchodziło. Nie chciałam, żeby znów mnie zagadała, obróciła sytuację na swoją korzyść, zmanipulowała mnie. Za długo to trwało.

Karolina, 36 lat


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama