„Żal mi patrzeć na córkę, bo wychowuje się bez matki. Moja żona wybrała życie z kochasiem i jego grubym portfelem”
„Zaczęła wspominać o koleżankach, które jeżdżą do SPA, na weekendy w góry, do Włoch. Mówiła, że my stoimy w miejscu. Że ja wiecznie zmęczony, wiecznie oszczędzający. Że jesteśmy >>zwyczajni<<, a ona chce więcej. Mówiła to głośno i przy córce”.

- Redakcja
Kiedy wracam z pracy i widzę moją córkę bawiącą się samotnie na dywanie, ściska mnie w gardle. Miała mieć mamę, wzór kobiecości, opokę. Tymczasem została z ojcem, który stara się jak może, ale nie potrafi zastąpić matczynego ciepła. Żona odeszła nagle – spakowała walizkę i oznajmiła, że już dłużej tak nie może. „Tak” znaczyło: bez restauracji, bez wakacji all inclusive, bez torebek z metkami. Zostawiła nas dla faceta, który miał grubszy portfel i więcej czasu na głupoty. Nasza rodzina się rozpadła, a ja patrzę na córkę i czuję tylko żal. Żal, że nie byłem wystarczający.
Dla dobra rodziny
Zawsze byłem tym, który „musi ogarnąć”. Praca, rachunki, przedszkole, zakupy. Nie przeszkadzało mi to – byłem dumny, że potrafię stworzyć dom, na który nie zabraknie. Przynajmniej tak mi się wydawało. Kiedyś żona powiedziała do mnie:
– Jesteś bezpieczny. Ale czy to wystarcza, żeby być szczęśliwym?
Nie zrozumiałem wtedy, że to ostrzeżenie. Kiedy się poznaliśmy, nie mieliśmy nic. Po studiach wynajęliśmy kawalerkę, robiliśmy zakupy na przecenach i cieszyliśmy się sobą. Gdy pojawiła się nasza córka, pracowałem jeszcze więcej. Brałem nadgodziny, bo chciałem, żeby wszystko było „jak trzeba”. Kupiliśmy mieszkanie, urządziłem pokój dziecka, zbierałem na samochód rodzinny. A ona? Z każdym miesiącem coraz mniej mówiła, coraz częściej przewracała oczami, gdy wracałem zmęczony. Zaczęła mówić o tym, że się dusimy, że ona chciałaby wyjechać, rozwijać się. Że to wszystko za ciasne.
– Kochanie, przecież to wszystko robię dla nas – mówiłem cicho, próbując zrozumieć, kiedy nasze marzenia przestały się pokrywać.
Ale ona już była gdzie indziej. Nie wiedziałem jeszcze gdzie, ale to było czuć. Wieczorami siedziała z telefonem, śmiała się cicho do ekranu. Ja układałem klocki z córką albo robiłem pranie. To też było dla rodziny. Wszystko, co robiłem, było dla rodziny. Tylko że rodzina zaczynała się sypać, a ja nie umiałem tego zatrzymać.
Zamiast rozmowy – cisza
Zaczęło się od tego, że przestała odbierać telefony. Wracałem z pracy, dzwoniłem, bo chciałem zapytać, czy coś kupić, czy córka ma wszystko na zajęcia z plastyki. Ale ona nigdy nie miała czasu, zawsze „coś”. Potem tłumaczyła, że zostawiła telefon w torebce, że bateria padła, że nie usłyszała. Raz, drugi, piąty – przestałem dzwonić. Zacząłem pisać. Krótkie wiadomości. Czasem nie odpowiadała wcale. Czasem po paru godzinach: „OK”, „Nie trzeba”, „Zajęta jestem”.
Coraz więcej między nami było pustych przestrzeni. Milczeliśmy przy kolacji. Gdy próbowałem zagaić, zbywała mnie wzrokiem albo zmieniała temat.
– Wszystko dobrze? – zapytałem któregoś wieczoru, kiedy znowu gapiła się w ekran.
– Mhm.
– Ale tak serio. Bo mam wrażenie, że jesteś gdzieś daleko.
– Ty zawsze masz wrażenia – rzuciła i poszła do łazienki.
Mieszkaliśmy razem, ale czułem się, jakbyśmy byli w osobnych światach. Nasza córka zaczęła to zauważać. Siadała między nami na kanapie i patrzyła raz na mnie, raz na nią. Kiedyś szepnęła mi:
– Tatuś, mamusia nie jest dzisiaj szczęśliwa.
Nie wiedziałem, co powiedzieć. Wtedy jeszcze łudziłem się, że to tylko kryzys, przemęczenie, że wystarczy tydzień urlopu albo wspólny weekend. Ale jej nie dało się już dogonić. W rozmowach była tylko zdawkowa, ironiczna albo całkowicie nieobecna. Cisza między nami była głośniejsza niż jakakolwiek kłótnia.
Luksus ma swoją cenę
Zawsze lubiła ładne rzeczy. Nie miałem z tym problemu – jeśli tylko było nas stać, spełniałem jej zachcianki. Torebki, perfumy, kosmetyki z wyższej półki. Tłumaczyłem sobie, że to jej sposób na odreagowanie codzienności. Dopóki to był tylko shopping raz na jakiś czas – nie przeszkadzało mi. Ale w ostatnim roku coś się zmieniło. Nowe buty co miesiąc, kolejne sukienki „bo była okazja”, manicure u stylistki co dwa tygodnie. Ja liczyłem rachunki, ona przewijała internetowe sklepy.
– Przesadzasz – powiedziałem raz, gdy wróciła z kolejnymi torbami.
– Naprawdę? To może ja przestanę się starać o siebie i będziesz miał w domu zaniedbaną babę w dresie – prychnęła i trzasnęła drzwiami sypialni.
Zaczęła wspominać o koleżankach, które jeżdżą do SPA, na weekendy w góry, do Włoch. Mówiła, że my stoimy w miejscu. Że ja wiecznie zmęczony, wiecznie oszczędzający. Że jesteśmy „zwyczajni”, a ona chce więcej. Mówiła to głośno i przy córce. Nasza mała kiedyś zapytała:
– Tato, czy my jesteśmy biedni?
Zamurowało mnie. Chciałem powiedzieć, że nie, że mamy wszystko, co trzeba. Ale czy to było jeszcze prawdą? Zaczęło mi brakować pieniędzy, bo wydatki rosły. Z jej konta znikały przelewy na „fryzjera”, „kawę z Anką”, „masaż”. Ja tymczasem odkładałem każdą złotówkę, by zapłacić za przedszkole i opłacić ubezpieczenie auta. Dopiero później zorientowałem się, że te przelewy to nie tylko kawa i paznokcie. Ktoś inny płacił rachunki, których ja nie potrafiłem pokryć.
Jak wyjaśnić to dziecku?
Pewnego dnia wróciłem wcześniej do domu. Zastałem moją córkę siedzącą na dywanie z ukochaną lalką. Miała poważną minę i coś do niej szeptała. Przykucnąłem obok.
– Co mówisz, kochanie?
– Że mama nie wróci dzisiaj – odpowiedziała cicho. – Bo pani Magda powiedziała, że mama już nie mieszka z nami. To prawda?
Poczułem, jak serce mi się zatrzymuje. Pani Magda – sąsiadka. Pewnie zobaczyła moją byłą żonę wychodzącą z walizką tydzień wcześniej i dorzuciła coś „od siebie”, jak to ona.
– Mama musiała wyjechać na jakiś czas – powiedziałem spokojnie, choć czułem, że moje słowa wiszą w powietrzu jak tanie kłamstwo.
– Ale dlaczego? – zapytała. – Przecież już mnie nie przytula. I nie śpiewa mi bajek.
Usiadłem na podłodze obok niej. Nie miałem gotowych odpowiedzi. Bo jak wytłumaczyć czterolatce, że mama wybrała kogoś innego? Że w życiu nie zawsze wygrywa miłość, tylko wygoda?
– Mama cię kocha. Po prostu... czasem dorośli nie potrafią się dogadać. Ale masz mnie. I ja ci zawsze będę czytał bajki – powiedziałem, przytulając ją mocno.
Pokiwała głową, ale widziałem w jej oczach, że nie rozumie. I miała prawo nie rozumieć. Bo nawet ja, dorosły facet, nie rozumiałem, jak można zostawić dziecko dla lepszego hotelu, lepszej kolacji, ładniejszego samochodu. Od tamtej chwili moje życie zaczęło się kręcić wyłącznie wokół niej. Tylko ona się liczyła. Tylko dla niej chciało mi się rano wstawać.
Za późno na przeprosiny
Kiedy w końcu się odezwała, było już po wszystkim. Po miesiącu milczenia dostałem SMS-a: „Możemy porozmawiać?”. Odpisałem tylko: „Wiesz, gdzie mieszkam”. Przyszła wieczorem. Miała na sobie drogi płaszcz, paznokcie zrobione u kosmetyczki, makijaż perfekcyjny. Tylko w oczach coś jej gasło.
– Nie sądziłam, że to wszystko się tak potoczy – zaczęła. – Myślałam, że to chwilowe, że wrócę. Ale…
– Ale on kupił ci bilet w jedną stronę? – przerwałem.
Nie zaprzeczyła. Chciała porozmawiać o córce. Że tęskni, że chciałaby się z nią spotkać. Że może z czasem wrócić do jakiejś formy kontaktu.
– Ona codziennie pyta, gdzie jesteś – powiedziałem. – I codziennie wymyślam coś, co nie brzmi jak prawda. Bo co mam jej powiedzieć? Że mama wybrała inne życie?
– Przepraszam – powiedziała cicho.
To jedno słowo, po tylu tygodniach, po wszystkich moich nieprzespanych nocach, po tym, jak córka zasypiała wtulona we mnie, z pytaniem: „A mama dziś zadzwoni?”… To jedno „przepraszam” nie zmieniło nic.
– Wiesz, co jest najgorsze? – spojrzałem na nią. – Że ona przestała rysować cię na obrazkach. Kiedyś byłaś na każdym – z pieskiem, z nią, z nami. Teraz rysuje nas dwóch. Albo siebie samą.
Łzy zaczęły jej lecieć po policzkach. Ale ja już nie czułem gniewu. Tylko pustkę. I świadomość, że nie da się cofnąć tego, co zrobiła. Nawet jeśli będzie płakać codziennie.
Nauka, która przyszła zbyt późno
Minęło pół roku. Mała przestała pytać o mamę. Może dlatego, że przestała czekać. Dzieci mają w sobie coś okrutnego – uczą się świata tak, jak my im pokazujemy. A jej świat nagle się zawęził: tylko tata, przedszkole, misie, książeczki, wieczorne bajki czytane moim zmęczonym głosem. Czasem budzi się w nocy i przychodzi do mojego łóżka. Nie pytam już, dlaczego. Po prostu przytulam ją mocno i czekam, aż zaśnie.
Jej matka dzwoni rzadko. Ostatnio zaproponowała, że zabierze córkę na weekend. Zgodziłem się. Ale dziewczynka wróciła cicha, przygaszona. W nocy znów przyszła do mnie i wyszeptała:
– Tam było inaczej. Nie pachniało domem.
I wtedy poczułem coś więcej niż żal. Poczułem dumę. Bo mimo wszystkiego, mimo że czasem zawalam, że nie wiem, jak być ojcem i matką w jednym – dla niej jestem bezpiecznym miejscem. Domem. Tym, co nie znika. Czasem mijam byłą żonę na mieście. Z tamtym facetem. Śmieją się, trzymają za ręce, on niesie jej torebkę. Kiedyś patrzyłem na nich z bólem. Teraz patrzę bez emocji. Może nawet ze zrozumieniem. Każdy płaci za swoje wybory.
Ja zapłaciłem samotnością. Ona – utraconymi chwilami z dzieckiem, których nie da się kupić żadną kartą. I żadnym nowym mężczyzną. Nie jestem idealny. Ale jestem ojcem, który został. A czasem to wystarczy, żeby wygrać wszystko.
Michał, 37 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Znicze na grobie mamy jeszcze nie zgasły, a ojciec już szukał pocieszenia w ramionach obcej kobiety. Co za tupet”
- „Powiedziałam mężowi przy obiedzie, że sąsiad pomógł mi wnieść zakupy. Nie spodziewałam się, że usłyszę coś takiego”
- „Mój syn ma 27 lat i dalej jest na moim garnuszku. Wstydzę się za niego, ale przecież nie mogę go wyrzucić z domu”

