„Szwagierka szybko zrozumiała, że mąż siostry to łakomy kąsek. Ten zakazany owoc miał dla nas obojga wyjątkowo słodki smak”
„Po kolacji, gdy zostaliśmy sami, Karolina westchnęła: – Czuję, że coś się zmieniło i że to już nie jest tylko pomoc. – Wiem – przytaknąłem. – Zasady, które kiedyś wydawały się niezmienne, nagle straciły sens. Spojrzała przez okno i cicho dodała: – Może czas przestać się bać i zacząć żyć”.

- Redakcja
Po rozwodzie codzienność mnie przygniotła. Dwoje dzieci, puste mieszkanie, wieczory w ciszy. Aneta, moja była, ułożyła sobie życie z kimś nowym, a ja próbowałem tylko przetrwać. Najwięcej pomagała Karolina – jej siostra. Zajmowała się Filipem i Julką, gotowała, czasem zostawała na herbatę. Nie wiedziałem, dlaczego tak często wraca. Mówiła, że robi to dla dzieci. Ja też to sobie powtarzałem. Ale coraz częściej patrzyłem na nią dłużej, słuchałem uważniej. I czułem… że nie chcę, żeby znikała. Tylko nie byłem pewien, czy wolno mi tak czuć.
Siostra mojej byłej mi pomagała
– Karolina, pomóż mi z sałatką, dzieci za chwilę wrócą – rzuciłem, starając się zabrzmieć spokojnie, choć w środku czułem się spięty. Kuchnia wypełniała się zapachami pieczonego kurczaka i świeżych ziół. Karolina podeszła do blatu i zaczęła kroić pomidory z wprawą, która zawsze mnie zadziwiała.
Dziś mieliśmy gości – rodziców Anety. To nie była zwykła kolacja. Od czasu rozwodu kontakty z nimi były chłodne, a atmosfera sztywna jak nigdy wcześniej. Wiedziałem, że będą krytykować Karolinę.
– Karolino, zastanawiam się, czy nie spędzasz tu zbyt dużo czasu – odezwała się matka Anety, patrząc na nas z lekceważeniem. – Rodzina powinna znać swoje granice i ich nie przekraczać.
Karolina zbladła, ale odpowiedziała spokojnie:
– Pomagam Tomkowi i dzieciom. Jestem do nich przywiązana, nie chciałam zniknąć z ich życia. Tylko tyle.
Ojciec Anety dołożył swoje trzy grosze:
– Granice są po to, żeby ich przestrzegać. Nie można mieszać ról, które powinny pozostać jasne.
– Proszę państwa, Karolina to dla nas ogromne wsparcie – próbowałem ją bronić. – Bez niej nie dałbym rady.
Ale ich spojrzenia były chłodne i surowe, a milczenie wisiało nad nami ciężkie. Po kolacji, gdy zostaliśmy sami, Karolina westchnęła:
– Czuję, że coś się zmieniło... I, że to już nie jest tylko pomoc...
– Wiem – przytaknąłem. – Zasady, które kiedyś wydawały się niezmienne, nagle straciły sens.
Spojrzała przez okno i cicho dodała:
– Może czas przestać się bać i zacząć żyć...
Zrobiło się jasne, że od tego momentu nic nie będzie takie samo.
Mój wybuch zadał celny cios
– Karolina, dlaczego codziennie tam jesteś? – Aneta nie mogła ukryć złości, kiedy stanęły twarzą w twarz w kuchni. – To nie jest twoje miejsce!
– Pomagam im – odpowiedziała spokojnie, a mi serce biło jak szalone. – Dla dzieci to ważne. Nie zostawię ich samych.
Aneta spojrzała na mnie z niedowierzaniem i drwiną, a potem dołożyła:
– Może chcesz zająć moje miejsce? Może chciałabyś zostać ich mamą?
Te słowa uderzyły ją mocno. Przez chwilę milczała, próbując zebrać myśli. W końcu ja wybuchłem:
– Może dla tych dzieci byłoby lepiej, gdyby miały kogoś obecnego. Nie tylko na przez telefon i w weekendy. Nie chodzi o miejsce, tylko o to, co jest prawdziwe!
Aneta zadrżała, a potem odwróciła wzrok. Wiedziałem, że mój wybuch zadał cios. Ta rozmowa była jak walka dwóch światów – mojego pragmatyzmu i jej idealizmu. Wiedziałem, że między nami jest przepaść, której nie da się tak łatwo zasypać. A jednak coś we mnie nie chciało odpuścić. Nie wiedziałem, co robić, świat zaczynał się rozpadać. Ale w oczach Karoliny widziałem strach i nadzieję jednocześnie.
Przekroczyliśmy granice
Dzieci bawiły się w salonie, a ja siedziałem z Karoliną na kanapie. Julka podeszła do niej z uśmiechem i powiedziała bez cienia fałszu:
– Ciocia wygląda jak nowa mama.
Zamarliśmy oboje. To zdanie było jak błyskawica, która rozświetliła wszystkie ukryte uczucia. Nagle przestało być możliwe udawanie, że między nami nic się nie dzieje. Karolina spojrzała na mnie z mieszanką ulgi i niepokoju.
– Co teraz? – wyszeptała.
– Nie wiem – odparłem szczerze. – Boję się nie dzieci, tylko tego, co pomyśli rodzina. I Aneta.
Późnym wieczorem, gdy dzieci spały, usiedliśmy razem przy stole w kuchni.
– Nie wiem, co czuję – powiedziała Karolina. – To... coś więcej. Choć nie potrafię tego jeszcze nazwać.
– Ja też nie – przyznałem. – Ale wiem, że nie chcę tego dłużej ignorować. To, co między nami jest, jest prawdziwe.
Wiedzieliśmy, że przekroczyliśmy granicę, której nie da się cofnąć.
– Co zrobimy? – zapytała cicho.
– Na razie… nic. Musimy to przemyśleć. Powoli – odparłem, ale w sercu już wiedziałem, czego bym najbardziej chciał.
Baliśmy się oboje
Tego wieczoru siedzieliśmy w kuchni w półmroku. Cisza między nami była gęsta od niewypowiedzianych słów. Karolina odwróciła się do mnie, a w jej oczach zobaczyłem jakiś rozdarcie.
– Ten układ… już nie działa – powiedziała cicho. – Czuję to każdego dnia.
Przytaknąłem, czując, jak ciężar decyzji coraz bardziej przygniata nasze serca.
– Nie umiem sobie wyobrazić dnia bez ciebie – szepnąłem. – Ale co będzie z dziećmi, z Anetą, z rodziną? Boję się, że wszystko rozsypie się w drobny mak.
Łzy pojawiły się w jej oczach.
– Myślałam, że zniknę, że odejdę, by dzieci nie miały mętliku w głowie. Ale nie mogę. Chcę być z tobą, nawet jeśli to oznacza kłopoty.
– Ale nie wiem, czy nam wolno... – wyznałem. – Przekraczamy granice, które wyznaczyli inni. Boję się ich reakcji. Boję się, że stracimy wszystko.
Karolina chwyciła moją dłoń.
– Może nie mamy wyboru. Może musimy być egoistami, by być szczęśliwi.
W tej chwili poczułem, że choć rozsądek krzyczy „nie”, serce mówi „tak”. Wiedziałem, że stoję na rozdrożu między tym, co powinienem zrobić, a tym, czego pragnę najbardziej na świecie.
– Zostaniesz? – zapytałem, choć znałem już odpowiedź.
– Zostanę. Bo muszę wreszcie zacząć żyć.
Patrzyliśmy na siebie długo, jakby w tej jednej chwili zapadła decyzja, która zmieni wszystko.
Wmawiali nam, że to nie miłość
Rodzice Anety zorganizowali spotkanie w salonie u Anety. Atmosfera była napięta od pierwszych chwil. Patrzyli na Karolinę i mnie z mieszanką osądu i rozczarowania.
– To nie jest miłość – zaczął ojciec Anety, a jego głos brzmiał surowo. – To wygoda! Wygoda, którą się usprawiedliwiacie, ale która niszczy rodzinę.
– Zdradzasz własną siostrę! – dodała matka Anety, a jej oczy były pełne rozgoryczenia.
Patrzyłem na Karolinę, która siedziała cicho, niemal niewidoczna w rogu pokoju. Czułem, jak słowa jej rodziców ranią nas oboje.
– A dzieci?! – zawołał ojciec. – Co z nimi? Jak wyobrażacie sobie ich przyszłość?
Próbowałem odpowiedzieć, bronić naszego uczucia i wyboru, ale moje słowa zdawały się odbijać od kamiennych ścian niezrozumienia. Karolina nagle wstała jak rażona piorunem.
– Może wy nie rozumiecie, ale dla mnie to coś prawdziwego – powiedziała cicho, ale stanowczo. – Nikogo nie zdradzam i nie zdradziłam, przecież oni się rozwiedli, byłam przy nich tylko by pomóc.
Wyszła z pokoju, zostawiając mnie samego z poczuciem winy i przekonaniem, że to, co między nami się zaczęło, to coś więcej niż normalny układ. Gdy rodzice poszli, siedziałem sam, patrząc na zdjęcia dzieci.
Miłość czasem boli jak drzazga
Siedziałem przy kuchennym stole, patrząc na rozbawione twarze Julki i Filipa. Cisza w pokoju była inna niż zwykle – brakowało Karoliny. Jej miejsce przy stole świeciło pustką, a ja czułem, jak coś we mnie pęka. Julka nagle spojrzała na mnie z powagą.
– Tato, a gdzie jest ciocia-mama? – zapytała.
Nie miałem gotowej odpowiedzi. Co mogłem powiedzieć siedmioletniej dziewczynce? Że to skomplikowane? Że dorośli nie potrafią się dogadać? Że miłość czasem boli? W głowie kotłowały mi się pytania. Czy rodzina to tylko więzy krwi? Czy emocje mogą być ponad tradycją i społecznymi oczekiwaniami? Z jednej strony czułem, że zakochałem się w Karolinie, z drugiej – bałem się, że ją straciłem. A może to ja się zgubiłem w tym wszystkim? Telefon milczał, a jej numer nie odpowiadał. Czułem się jak na rozdrożu bez mapy i kompasu. Nie wiedziałem, jak to wszystko poskładać. Ale byłem pewien, że nie chcę już żyć według cudzych zasad.
W tym momencie zrozumiałem, że przyszłość jest niepewna. Że czasem trzeba zrobić krok w nieznane, nie wiedząc, dokąd zaprowadzi. I że nie ma prostych odpowiedzi. Może właśnie to jest życie – ciągłe balansowanie między tym, co można, a tym, czego się boimy. I tak siedziałem, wpatrując się w rozświetlony ekran telefonu, czekając na jakiś znak.
Tomek, 44 lata
Czytaj także:
- „Po ślubie synowa próbowała odciąć mnie od syna. Chyba nie wie, że żonę można zmienić, ale matka jest tylko jedna”
- „Myślałam, że miłość nie może nikogo skrzywdzić. Teraz, gdy straciłam wszystko, jestem całkiem innego zdania”
- „Mój sekretny romans miał nie ujrzeć światła dziennego. Gdy się wydał, smród zdrady rozniósł się po całej wiosce”

