Reklama

Pracuję jako freelancerka – tworzę grafiki, logotypy, czasem projekty opakowań. Z jednej strony to wolność, z drugiej – ciągłe poczucie, że dryfuję w pustce. Mieszkam sama. Mam kota, który śpi ze mną w łóżku i czasem to wszystko, co mam. Wieczorami brakuje mi obecności kogoś obok. Kogoś, kto przytuli, powie, że wszystko będzie dobrze, nie tylko przez telefon. Czasem czuję się jak zagubiona dziewczynka, która udaje silną kobietę.

Marka poznałam przez wspólnego klienta. On nadzorował projekt, ja byłam od tworzenia. Zaczęło się od wymiany maili, potem były długie rozmowy telefoniczne i w końcu spotkania. Kiedy pierwszy raz stanął obok mnie, miałam wrażenie, że wszystko dookoła ucichło. Był starszy o 12 lat. Dojrzały, spokojny, pewny siebie. I żonaty. Ale zapewniał, że to tylko formalność.

Jesteśmy razem już tylko dla dzieci – powtarzał. I że z Anetą nie łączy go nic oprócz codziennych obowiązków.

Wierzyłam mu. Może chciałam wierzyć. Moje sumienie szarpało się we mnie jak dzikie zwierzę, ale Marek był jak balsam. Tylko przy nim czułam się „wybrana”, wyjątkowa. Nie jak kochanka. Jak kobieta, która zasługuje na miłość. Myślałam, że to się wszystko ułoży. Że się rozwiedzie, że wreszcie przestanę być „tą drugą”. Nie wiedziałam jeszcze, jak bardzo się myliłam.

To nie tak miało wyglądać

Leżeliśmy na białej pościeli w hotelowym łóżku, a słońce zaglądało przez półprzymknięte rolety. Pachniało kawą, która stała na nocnym stoliku, i moim szamponem.

To był najpiękniejszy weekend w moim życiu – powiedziałam, wtulając się w Marka. – Kiedy powiesz Anecie, że odchodzisz?

Marek zamilkł. Przesunął dłonią po moich włosach, pocałował mnie w czoło.

– Jeszcze trochę, Marika… To nie takie proste. Dzieci, kredyt, cała ta codzienność. Muszę to dobrze rozegrać.

– Mówisz tak od miesięcy – szepnęłam i zaraz pożałowałam. Zrobiło się duszno, choć okno było uchylone. – Przepraszam. Nie chcę cię naciskać. Po prostu… nie chcę być tylko odskocznią.

Marek odwrócił się plecami, jakby nagle przypomniał sobie, że nie jesteśmy w bajce. Spojrzał na telefon, który cicho wibrował na szafce. Jego żona – zgadłam bez patrzenia.

Kocham cię, wiesz? – powiedział po chwili i uśmiechnął się niepewnie. – Wszystko będzie dobrze.

Te słowa znałam już na pamięć. Czułam, jak moje serce dzieli się na pół – jedna część błagała, żeby w nie wierzyć, druga już dawno krzyczała, że to puste frazesy. Przylgnęłam do niego, udając, że wszystko jest w porządku. Przecież mieliśmy swój świat. Hotelowe śniadania, ukradkowe wiadomości, pocałunki w drzwiach. Tylko że ja chciałam czegoś więcej niż pokój 309 na weekend.

W drodze do domu nie odzywałam się. Wpatrywałam się w mijane samochody i zastanawiałam, czy żona Marka w ogóle coś przeczuwa. Czy wie, że jej mąż, ten poważny, opanowany facet, właśnie wraca od swojej kochanki?

A może... wcale nie jestem taka wyjątkowa, jak myślałam?

Powiedziała mi coś dziwnego

Wyszłam tylko po kawę. Czułam się jak zombie – nieprzespana noc, za dużo myśli, zbyt wiele domysłów. Marek zamilkł po naszym weekendzie. Odpisywał chłodno, bez emotek, bez „tęsknię”. Praca była jedynym miejscem, gdzie mogłam nie myśleć. Do momentu, gdy zobaczyłam ją.

Stała oparta o mur naprzeciwko mojej kamienicy. Wysoka. Płaszcz z miękkiej wełny, delikatny makijaż, włosy związane w niski kok. Wyglądała jak kobieta z okładki miesięcznika o klasie i opanowaniu.

– Marika? – zapytała mnie spokojnie, bez uśmiechu.

Zamarłam.

– Aneta – przedstawiła się. – Żona Marka.

– Wiem, kim jesteś – wyszeptałam.

Przez chwilę patrzyłyśmy na siebie w ciszy. Myślałam, że zaraz będzie wrzask, że poleją się łzy. Ale nie. Ona stała spokojnie, jakby przyszła odebrać wyniki badań. Albo odebrać nagrodę za rolę życia.

Wiedziałam o tobie od początku – powiedziała cicho. – Myślisz, że Marek umie kłamać?

– To po co…? Dlaczego nic nie zrobiłaś?

– Bo nie musiałam. Każdy wybór Marka utwierdzał mnie w przekonaniu, że nie ja jestem problemem. Ja po prostu czekałam, aż sama dojdziesz do granicy. On nigdy ode mnie nie odejdzie.

Spojrzała na mnie tak, jakby naprawdę mnie widziała – nie jak wroga, ale jak idiotkę. Jak dziecko, które właśnie zrozumiało, że święty Mikołaj nie istnieje.

On ci nie kłamał. Tylko nie mówił wszystkiego. A różnica jest subtelna, ale znacząca – po tych słowach odwróciła się i odeszła.

Nie mogłam się ruszyć. Stałam tam jeszcze długo po tym, jak zniknęła za rogiem. Bo właśnie zrozumiałam – to nie ja odkryłam ich tajemnicę. To oni wciągnęli mnie do gry, której nie rozumiałam.

Siała zamęt w głowie i w sercu

Spotkałyśmy się tydzień później. Ona zaproponowała kawiarnię na uboczu. Wnętrze było minimalistyczne, pachniało wanilią i lawendą. Siedziała przy stoliku już wcześniej. Z dłońmi oplecionymi wokół filiżanki. Uśmiechnęła się na mój widok. Nie ironicznie. Szczerze. To było najdziwniejsze.

– Cieszę się, że przyszłaś – powiedziała spokojnie. – Nie lubię niedomówień.

– Ja też nie – odparłam, siadając naprzeciw niej.

Przez chwilę milczałyśmy.

– Wiem o wszystkim od pół roku – powiedziała. – Nie jesteś pierwsza. Nie jesteś też wyjątkowa, jeśli tego oczekiwałaś. Ale… jesteś najciekawsza.

– Przyszłam tu, żeby zrozumieć, czemu nic nie zrobiłaś – powiedziałam, z trudem ukrywając drżenie głosu. – Nie walczyłaś. Nie rozbiłaś mu telefonu. Nie zrobiłaś awantury.

– Bo to wszystko nie ma sensu. Kiedy przestajesz czuć coś do człowieka, nie musisz walczyć. Wtedy możesz go obserwować. I wyciągać wnioski – upija łyk kawy. – Zawsze mnie zastanawiało, ile czasu minie, zanim każda z was zauważy, że to gra.

– Gra?

– Tak. Gra w emocje. On karmi się tym, że ktoś go pożąda, że ktoś czeka, tęskni, płacze. Ja już dawno przestałam. Ty jeszcze nie. Ale to tylko kwestia czasu.

Zamarłam. Poczułam, jak coś kłuje mnie w środku.

Myślałam, że mnie kocha. A ja kocham jego.

– Może i tak. Ale pytanie brzmi: czy wiesz, kogo dokładnie kochasz? Bo ja już wiem. I dlatego nie jestem ofiarą.

Wstała, sięgnęła po płaszcz.

Ty też nie musisz nią być – dodała na odchodnym. – Chyba że ci to pasuje.

Zostałam sama. Z kawą, która wystygła, i sercem, które nie potrafiło się zdecydować, czy jeszcze bije dla Marka, czy już nie.

Nic nie było prawdziwe

Spotkaliśmy się jeszcze raz. To ja napisałam. Chciałam go zobaczyć, spojrzeć mu w oczy i usłyszeć, co powie, gdy już nie będzie mógł udawać.

Przyszedł punktualnie, jak zawsze. Z lekko rozczochranymi włosami, w szarym płaszczu, który znałam na pamięć. Pachniał tym samym drzewnym zapachem, który kiedyś mnie uspokajał. Teraz dusił.

Wiedziała prawie od początku – powiedziałam bez powitania.

Marek spuścił wzrok.

– Wiem.

– I co, wszystko było ustawione? Podział ról? Ty grasz zakochanego, ja idiotkę, a ona królową?

– Nie mów tak – westchnął. – To nie było zaplanowane. To się po prostu wydarzyło. A Aneta... ona nie chciała tego zatrzymywać.

Pozwoliła ci mnie mieć. Tak po prostu?

– To nie tak. My z Anetą mamy inny układ. To, co było między nami, to też było coś. Naprawdę cię lubiłem, Marika.

– Lubiłeś? – powtórzyłam z goryczą. – To było tylko „lubienie”? Dla mnie to było wszystko.

Przez chwilę milczeliśmy. Patrzyłam na niego, jakby był zupełnie obcym człowiekiem. I może właśnie wtedy zrozumiałam, że nigdy go nie znałam. Był projekcją moich pragnień, nie realną osobą.

– Nie chcę, żebyś cierpiała – powiedział miękko.

– Za późno. Ale już nie boli tak, jak wcześniej. Teraz czuję pustkę. Wiesz, jak to jest? Czuć, że nic nie było prawdziwe?

Nie odpowiedział. Może nie wiedział. A może było mu wszystko jedno.

Wyszłam z kawiarni bez pożegnania. Nie obejrzałam się za siebie. Tym razem nie musiałam. Nic za mną nie zostało.

Odcięłam się od niego

Minęło sześć tygodni. Zablokowałam Marka wszędzie. Nie dlatego, że chciałam coś mu udowodnić – po prostu przestałam potrzebować jego obecności. Telefon w końcu przestał wibrować. Żadnych wiadomości o „tęsknię”, „myślę o tobie”, „co u ciebie?”. Ulga. I cisza.

Zaczęłam chodzić na terapię. Nie po to, by płakać przez Marka. Bardziej, żeby zrozumieć, dlaczego uwierzyłam w bajkę, która od początku miała rozpisane role i gotowe zakończenie. Psycholożka powiedziała mi coś, co zapamiętam do końca życia:

Ty nie byłaś zakochana w Marku. Ty byłaś zakochana w tym, co ci obiecywał.

Od tamtej pory analizuję każde „wszystko będzie dobrze”, każdy dotyk, każde spojrzenie. I coraz mniej tam widzę miłości. Coraz więcej manipulacji. I mojej zgody na bycie na drugim planie. Na bycie „opcją”.

Moja przyjaciółka Paulina powiedziała ostatnio:

– Wyszłaś z tego szybciej, niż myślałam. Jestem z ciebie dumna.

Ja jednak nie jestem z siebie dumna. Ale przynajmniej nie jestem już bezsilna. Nie szukam miłości tam, gdzie ktoś rozdaje ją jak przekąskę między śniadaniem a obiadem z żoną.

Nie wiem, kim dokładnie byłam dla Marka. Ale wiem, że dla siebie chcę być kimś więcej. I nie chcę już żyć na cudzym terenie. Chcę budować swój własny.

Marika, 28 lat


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama