„Zakochałam się w przystojniaku z aplikacji randkowej. Szkoda, że na trzeciej randce poznałam jego żonę”
„– Nie obchodzi mnie, czego się bałeś. Kłamstwo to kłamstwo, Marek. Nawet jeśli opakujesz je w dobre intencje – powiedziałam. Zamilkł. Patrzyliśmy na siebie chwilę, która trwała jak wieczność. Potem odwróciłam się i odeszłam, a on nie próbował mnie zatrzymać”.

- Redakcja
Od dwóch lat jestem singielką. Po rozstaniu z Łukaszem – które do dziś wspominam z grymasem – przez długi czas nie chciałam słyszeć o żadnych randkach. Uważałam, że wystarczy mi praca, pies i Spotify. Ale życie potrafi być cholernie samotne, zwłaszcza wieczorami, kiedy ekran telefonu świeci pustką, a wino smakuje jak wyrzut sumienia. To wtedy Ola, moja przyjaciółka, dorwała mój telefon i zainstalowała mi aplikację randkową. – Po prostu sobie popatrz – rzuciła z uśmiechem. – Nie musisz przecież od razu wychodzić za mąż.
W ten sposób poznałam Marka. Przystojny, z tym typem męskiej pewności siebie, który sprawia, że kobiecie robi się cieplej w okolicach mostka. Nie pisał banałów. Zamiast „hej, co tam”, spytał mnie, czy wierzę w drugie szanse. Odpisałam, że chyba bardziej w trzecie. I tak się zaczęło. Pisaliśmy codziennie, czasem długo w nocy. A potem zaproponował spotkanie. Zgodziłam się z bijącym sercem i milionem wątpliwości.
Pierwsza randka była jak z filmu. Druga – jeszcze lepsza. Był uroczy, zabawny i dziwnie wyważony. Taki typ, co niby nie mówi wszystkiego, ale właśnie to sprawia, że chcesz wiedzieć więcej. Wydawało mi się, że los wreszcie postawił na mojej drodze kogoś wyjątkowego. Ale na trzeciej randce los powiedział: „No to teraz trzymaj się mocno”.
Nie chciał mówić o sobie
– Powiedz mi coś o sobie. Tak naprawdę – zapytałam Marka, podpierając głowę na dłoni i wodząc palcem po brzegu kieliszka.
Byliśmy w małej, klimatycznej knajpce z miękkim światłem i jazzem sączącym się z głośników. Druga randka. Marek był dziś inny – mniej rozmowny, bardziej… spięty?
– Co konkretnie chcesz wiedzieć? – unikał mojego wzroku, udając zainteresowanie winem.
– Nie wiem, cokolwiek. Rodzinę masz? Rodzeństwo? Byłeś kiedyś żonaty?
Zacisnął usta i przez chwilę milczał.
– Miałem kiedyś poważny związek. Ale nie lubię do tego wracać – odpowiedział i sięgnął po kieliszek.
– A dzieci?
– Nie mam. I to naprawdę nie temat na dzisiaj – rzucił ostro, co kompletnie mnie zaskoczyło.
Zamilkłam. Poczułam, jak moje gardło się zaciska. Przecież to tylko pytanie, prawda? Naturalne. Po prostu chciałam go lepiej poznać.
– Przepraszam, nie chciałam być wścibska – rzuciłam, starając się ukryć napięcie.
– Wiem. Przepraszam, że się uniosłem. To… skomplikowane – odpowiedział już łagodniej, ale nie dodał nic więcej.
Siedzieliśmy chwilę w ciszy, która wcześniej była między nami przyjemna, a teraz była jak ściana.
„To tylko ostrożność” – próbowałam siebie przekonać. Może miał złamane serce. Może ktoś go zdradził. Ale część mnie – ta bardziej nieufna, ta, która spędzała wieczory z Netflixem i podejrzeniami – już wtedy poczuła lekki niepokój.
Bo czarujący faceci, którzy nie chcą mówić o swoim życiu, rzadko mają czyste karty.
To miała być randka idealna
Nie pamiętam, kiedy ostatnio tak się stroiłam. Sukienka, którą kupiłam pół roku temu „na specjalną okazję”, wreszcie miała swoją premierę. Włosy spięłam w niedbały kok, ale wszystko było przemyślane – nawet te dwa kosmyki wypadające przy twarzy. Marek miał zarezerwować stolik w eleganckiej restauracji „Pod Modrzewiem”. Brzmiało luksusowo. Miałam motyle w brzuchu, takie jak wtedy, kiedy się naprawdę komuś podoba i czujesz, że to się może rozwinąć w coś dużego.
Gdy weszłam do restauracji, Marek już czekał. Wstał, uśmiechnął się, ale... był spięty. Oczy miał zmęczone, dłonie splótł na stole, jakby się bronił.
– Wszystko w porządku? – zapytałam, siadając.
– Jasne, jasne. Po prostu ciężki dzień – wymusił uśmiech.
Byłam w szoku
Zamówiliśmy dania. Gdy kelner przyniósł przystawki, nagle poczułam, że Marek zamarł. Odwróciłam się i zobaczyłam kobietę w zielonym płaszczu, która właśnie podchodziła do naszego stolika.
– Marek? – powiedziała z niedowierzaniem.
Marek powoli podniósł głowę. Blady jak ściana. Kobieta patrzyła na niego z mieszaniną szoku i furii. Ja patrzyłam na nią – ładna, może kilka lat starsza ode mnie, z klasą, ale w oczach miała wściekłość.
– Co ty tu robisz? – zapytała.
Marek z trudem się podniósł.
– Anka… to nie jest dobry moment.
– Naprawdę? Bo dla mnie idealny – odparła lodowato. – Może przedstawisz mnie swojej... koleżance?
– Anno, proszę… – zaczął.
Wtedy spojrzała na mnie.
– Przepraszam, że psuję kolację. Nazywam się Anna. Jestem jego żoną.
Poczułam, jak ziemia usuwa mi się spod nóg. W uszach miałam szum, dłonie zaczęły mi drżeć. Spojrzałam na Marka. Nic nie mówił. Nie zaprzeczył. Nie wytłumaczył. Wstałam powoli, chwytając torebkę. Nie miałam siły się odezwać. Odwróciłam się i wyszłam. Nie obejrzał się za mną.
Nie chciałam go znać
Nie pamiętam, jak wróciłam do domu. Oczy piekły mnie od łez, które nie chciały przestać płynąć. W głowie miałam tylko jedno słowo: żona.
Nie odezwał się tego wieczoru. Ale następnego dnia – telefon za telefonem. Najpierw go ignorowałam, potem zablokowałam. Pisał do mnie z innego numeru, potem z jeszcze innego. W końcu, po trzech dniach, odezwał się przez Olę.
– Ewa, on mnie zaraz zamęczy. Może po prostu go wysłuchaj, żeby dał ci spokój – rzuciła przez telefon. – Spotkaj się z nim. Ale w miejscu publicznym. I nie bierz portfela, żeby nie przyszło ci do głowy płacić za kawę.
Zgodziłam się. Spotkaliśmy się w parku, w południe. Ja przyszłam pierwsza. On kilka minut później – zmęczony, z podkrążonymi oczami, jakby nie spał przez tydzień.
– Ewa, proszę… – zaczął.
– Tylko prawda. Bez bajek – przerwałam mu, patrząc prosto w oczy.
Wziął głęboki oddech.
– Tak. Jestem żonaty. Ale to... to skomplikowane. Jesteśmy w separacji. Od miesięcy nie żyjemy razem. Anna nie chce się zgodzić na rozwód. Spotykamy się tylko w sprawach formalnych. Myślałem, że mam prawo zacząć żyć dalej.
– A nie miałeś prawa mnie uprzedzić? – wyrzuciłam. – Dać mi wybór, czy chcę się pakować w coś takiego?
– Bałem się, że uciekniesz. A ty… byłaś jak oddech. Pierwszy raz od lat ktoś mnie rozumiał.
– Nie obchodzi mnie, czego się bałeś. Kłamstwo to kłamstwo, Marek. Nawet jeśli opakujesz je w dobre intencje – powiedziałam.
Zamilkł. Patrzyliśmy na siebie chwilę, która trwała jak wieczność. Potem odwróciłam się i odeszłam, a on nie próbował mnie zatrzymać.
Pozbyłam się złudzeń
– Serio, ja bym mu jeszcze dała w twarz – powiedziała Ola, stawiając przede mną kubek herbaty z miodem i imbirem. – Tak profilaktycznie. Żeby zapamiętał, że nie każda dziewczyna łyka bajki o „separacji”.
Siedziałyśmy na jej kanapie, otulone kocem, z twarogiem i chipsami na jednym talerzu. Ola zawsze wiedziała, jak mnie rozbroić. I jak postawić do pionu.
– Wiesz, co mnie najbardziej boli? – zapytałam cicho. – Że mu uwierzyłam. Że naprawdę pomyślałam, że coś z tego będzie. A on przez cały czas... miał w domu żonę.
– Nie, Ewka. Nie „miał”. On ją *ma*. I pewnie nie tylko ją.
– Czujesz się wykorzystana? – dodała po chwili.
Pokiwałam głową. Nie umiałam tego jeszcze ubrać w słowa, ale wszystko we mnie krzyczało. Czułam się jak idiotka. Jak dziewczyna, którą można wziąć „na chwilę”, do czasu aż żona nie wróci do łask albo aż się znudzi. Czułam się jak opcja rezerwowa.
– Ola, ja naprawdę myślałam, że to coś będzie. Że to się... rozwinie – wyszeptałam.
– Bo jesteś dobra. I chcesz wierzyć ludziom. Ale czasem trzeba patrzeć na czyny, nie na słowa – odpowiedziała, dotykając mojego ramienia. – Facet, który nie mówi od razu, że jest żonaty, nie jest wart łez. On cię okłamał. A ty mu zaufałaś. To nie twoja wina.
Płakałam. Tak po cichu, że nawet pies Oli – stary kundel – podszedł i położył mi łeb na kolanach. Przez chwilę byłam tylko ja, moje złamane serce, herbata z miodem i przyjaciółka, która nie pozwalała mi się rozpaść. Wtedy zrozumiałam, że muszę to zakończyć. Nie tylko z Markiem, ale i z własnym naiwnym wyobrażeniem o tym, że każda historia ma happy end.
Ewa, 27 lat
Czytaj także:
- „Mąż kupił mi blender na rocznicę ślubu. Jeszcze jeden taki prezent, a szybko się wymiksuję z tego małżeństwa”
- „Nie spodziewałam się tego, co zobaczę w domu po powrocie z urlopu. Mąż urządził letnie kino, którego nigdy nie zapomnę”
- „Mój eks zjawił się po 15 latach, jak gdyby nigdy nic. Myślał, że moje drzwi przez te lata były dla niego otwarte”

