„Zakochałam się w facecie starszym o 20 lat. Jakby tego było mało, to ojciec mojej przyjaciółki”
„Nie szukałam miłości. Miałam za sobą kilka rozczarowań, byłam zmęczona mężczyznami w wieku „właściwym” – zbyt rozbieganymi, zbyt niepewnymi, zbyt zapatrzonymi w siebie. A on... był inny. Spokojny. Czuły. Uważny”.

- Redakcja
Mam trzydzieści dwa lata i jestem żoną dojrzałego, eleganckiego mężczyzny. Mężczyzny, który jest ojcem mojej najlepszej przyjaciółki z liceum. Tak, wiem, jak to brzmi. Wiem, co o mnie pomyślisz. Pewnie to samo, co pomyślała ona.
Ale zanim ocenisz – posłuchaj. Natalia była moją najbliższą osobą przez niemal całe liceum. Znałyśmy się jak łyse konie. Wymieniałyśmy się bluzami, płakałyśmy do słuchawki po zerwaniach, robiłyśmy wspólne tatuaże (a raczej pieprzyki długopisem, bo na więcej nie miałyśmy odwagi). Miałyśmy wspólne marzenia – o studiach, Paryżu, mężczyznach w białych koszulach.
A potem... jakoś tak się rozmyło. Najpierw ona wyjechała na studia, potem ja. Pisałyśmy, spotykałyśmy się kilka razy, ale już nie tak, jak dawniej. Nie było złości. Po prostu życie. Czasem myślałam o niej z czułością, czasem coś mnie tknęło, żeby napisać – ale nie pisałam. Bo co bym powiedziała?
I wtedy pojawił się on
Nie szukałam miłości. Miałam za sobą kilka rozczarowań, byłam zmęczona mężczyznami w wieku „właściwym” – zbyt rozbieganymi, zbyt niepewnymi, zbyt zapatrzonymi w siebie. A on... był inny. Spokojny. Czuły. Uważny.
Nie wiedziałam od razu, kim jest. Poznaliśmy się na wernisażu. Podeszłam do stolika z winem, zapytałam, czy już próbował czerwonego. Odpowiedział:
– Tak. Ale tylko dlatego, że nie było białego. – I się uśmiechnął. Szeroko. Młodo. Jakby nie miał swoich pięćdziesięciu kilku lat. Nie mówił od razu, że ma córkę. Dopiero potem, przy trzecim spotkaniu, kiedy powiedziałam, że pochodzę z tego samego miasta, co jego córka. Że chodziłam tam do liceum. Że do „czwórki”. Zamilkł.
– Moja córka też chodziła do czwórki – powiedział. – Natalia.
A mnie zamarło serce. Bo świat zawraca wtedy z całym impetem, jakby chciał ci przypomnieć: nie ma przypadków.
Nie chciałam być jej macochą. Przysięgam, nie. Ale pokochałam jej ojca.
– Myślisz, że Natalia się z tym pogodzi? – zapytałam cicho, przesuwając palcem po krawędzi filiżanki. Siedzieliśmy w kuchni, było po kolacji, a światło z podwieszanego halogenu rzucało na jego twarz łagodny cień.
– Jest mądrą dziewczyną – odpowiedział spokojnie. – Da sobie czas. Potem zrozumie.
– Ale ja nie wiem, czy ja to rozumiem – powiedziałam po chwili, starając się, żeby mój głos nie zadrżał. – Może nigdy nie powinnam się na to zgodzić. Może powinnam była po prostu się wycofać, kiedy tylko się dowiedziałam.
– Marta, przestań. Życie się dzieje. To nie twoja wina.
Nie odpowiedziałam. Wstałam, żeby wstawić talerze do zmywarki, choć wszystkie były już dawno schowane. Cokolwiek, byle zająć czymś ręce.
Zaręczyliśmy się tydzień później. To był impuls. Nie planowaliśmy tego. Wyszliśmy na spacer, śnieg był świeży, miękki, a ulica rozświetlona od świątecznych ozdób. Trzymał mnie za rękę, kiedy zapytał. Bez pierścionka, bez klękania. Po prostu: – Chcesz zostać moją żoną?
Odpowiedziałam, zanim zdążyłam się zastanowić. I chyba dlatego to było takie szczere. Powiedziałam: tak. Bo wtedy jeszcze wierzyłam, że wszystko jakoś się ułoży. Że ludzie dorośli umieją rozmawiać. Że Natalia… że Natalia mnie kiedyś zrozumie.
Napisałam do niej tego samego wieczoru
Prosto. Bez tłumaczeń. Że chciałabym się z nią spotkać. Że wiem, jak to wygląda. Ale że to nie jest zdrada. Że jej ojciec był samotny, ja też. Że życie… że czasem po prostu niesie nas tam, gdzie się nie spodziewamy.
Nie odpowiedziała. Nie wiedziałam wtedy, że to początek końca.
Po tygodniu bez odpowiedzi postanowiłam pojechać do niej. Wahałam się długo, krążyłam samochodem po jej osiedlu, zanim zaparkowałam. Znałam to miejsce. Kiedyś mnie tu zaprosiła, jeszcze na studiach. Pamiętam, jak śmiałyśmy się w jej kuchni, jak słuchałyśmy starego Myslovitz i jadłyśmy z jednej miski popcorn, a teraz stałam przed drzwiami i czułam, jak serce bije mi nierówno.
Zadzwoniłam. Cisza.
Jeszcze raz. Znów nic. Zbliżyłam twarz do drzwi, jakby miało mi to pomóc ją usłyszeć. Ale była tylko cisza. W końcu zostawiłam pod wycieraczką kartkę: „Byłam. Marta.”
Wracałam do domu z uczuciem ciężaru w piersi, jakby coś we mnie powoli opadało. Nadzieja? Może.
Kilka dni później zadzwoniła do mnie jej matka. To było zaskoczenie – nigdy nie byłyśmy blisko.
– Marta? – usłyszałam chłodny głos. – Miałam nadzieję, że masz więcej rozsądku.
Zamilkłam. Nie miałam pojęcia, co powiedzieć.
– Natalia nie chce cię widzieć. I dobrze by było, gdybyś to uszanowała. Zostaw dziewczynę w spokoju. Niech ma chociaż tyle.
Chciałam zapytać: tyle czego? Ciszy? Spokoju? Samotności? Ale nie powiedziałam nic. Wysłuchałam do końca i tylko odpowiedziałam: – Dobrze.
Odłożyłam telefon i siedziałam przez dłuższą chwilę w kuchni, gapiąc się w okno. Nie płakałam. Ale poczułam, że coś się we mnie osuwa. Nie wiedziałam, czy bardziej żałuję tego, co zrobiłam, czy tego, że nie mogę jej tego wyjaśnić.
Tamtej nocy nie mogłam spać. Leżałam obok mojego narzeczonego i zastanawiałam się, czy naprawdę miałam prawo w to wejść. W jego życie. W ich historię.
Pytałam samą siebie – czy naprawdę nie przekroczyłam granicy?
Byłam w kawiarni, tej blisko uczelni, gdzie czasem chodziłam z laptopem, żeby popracować. Siedziałam przy oknie, pisałam coś, notowałam, a potem usłyszałam jej głos. Poznałam od razu. Cichy, charakterystyczny, z tą samą intonacją co kiedyś, gdy w liceum czytała mi na głos wiadomości od chłopaków.
Usiadła przy stoliku za mną, nie widziała mnie. Mówiła do kogoś, chyba do jakiejś dziewczyny. Przyjaciółki? Może partnerki?
– Ona mnie zdradziła – powiedziała cicho, ale wyraźnie. – Nie potrzebuję jej ani jego. Nie są już moją rodziną.
Zamarłam. Moje ciało zrobiło się ciężkie, jakby ktoś nalał mi do żył ołowiu. Miałam ochotę się odwrócić, podejść, powiedzieć: to nieprawda, Natalia, to nie była zdrada, ale wiedziałam, że by mi nie uwierzyła. Że jeszcze bardziej by to wszystko zniszczyło.
Zaraz po wyjściu z kawiarni usiadłam na ławce przy przystanku i napisałam do niej krótką wiadomość. Przeczytałam ją kilka razy, zanim wysłałam. „To nie była zdrada – to było życie.”
Wiedziałam, że niczego to nie naprawi. Ale musiałam to napisać. Dla siebie. Dla niej.
Nie dostałam odpowiedzi. Nigdy.
Siedziałam na tej ławce długo, mimo że było zimno. Patrzyłam, jak ludzie przechodzą obok, z siatkami, z dziećmi, z telefonami przy uchu. Nikt nie wiedział, że w tej chwili czuję się, jakbym straciła kogoś, kto był dla mnie jak siostra. A może bardziej.
I nagle poczułam, że już jej nie odzyskam
Że wszystko, co mogłam zrobić, już zrobiłam.
– Nie możemy jej zmusić, Marta – powiedział spokojnie. – Jeśli nie chce mieć z nami kontaktu, musimy to zaakceptować.
Siedzieliśmy przy kuchennym stole, oboje zmęczeni po całym dniu. Jego dłoń leżała na mojej, ale nie czułam pocieszenia. Tylko bezsilność.
– Ale ja nie chcę, żeby to było nasze życie. Żeby ona była poza tym wszystkim. Żeby nigdy nie usiadła tu z nami przy stole – wyszeptałam. – Chciałam, żeby była częścią naszego życia.
Zamilkł. Przez chwilę słyszałam tylko cichy dźwięk zegara.
Któregoś dnia spotkałam naszą znajomą. Stałam w kolejce po chleb, kiedy poczułam na sobie spojrzenie. Odwróciłam się i napotkałam wzrok Ani – naszej wspólnej znajomej z liceum. Uśmiechnęła się, ale w jej spojrzeniu było coś więcej niż zwykłe zaskoczenie. Podeszła do mnie po chwili, objęła krótko ramieniem.
– Nie widziałyśmy się od lat – powiedziała. – Słyszałam… znaczy, o was. O tobie i ojcu Natalii.
Skinęłam głową. Nie miałam siły się tłumaczyć.
– Natalia też czasem o tobie mówiła – dodała, jakby mimochodem. – Teraz ma już nowe życie. Kogoś. Ludzi, z którymi dobrze się czuje. Tworzy swoją rodzinę, wiesz?
Poczułam, jak coś mnie ściska od środka, jakby ktoś wyciągał ze mnie ostatnie powietrze. Uśmiechnęłam się słabo.
– Cieszę się – powiedziałam, i nawet nie byłam pewna, czy to prawda.
Wróciłam do domu i długo siedziałam na kanapie, w płaszczu, z torbą na kolanach. Wiedziałam, że jej nie odzyskam. Że to wszystko, co zostało, to wspomnienia, w których jeszcze jesteśmy razem. A reszta – to życie, które wybrałam. Kocham swojego męża. Ale ta miłość miała cenę. I czasem, w ciszy wieczoru, czuję, że była wyższa, niż sądziłam.
Marta, 32 lata
Czytaj także:
- „Mąż zaproponował mi wakacyjny skok w bok. Dla niego to tylko eksperyment, jakbym była towarem na wymianę”
- „Rodzina przyjeżdżała do nas na darmowe wakacje. Wystarczył jeden rachunek na 1000 zł i zniknęli z naszego życia”
- „Mam bogatego męża starszego o 30 lat, ale zero radości z życia. On tylko marudzi i zatruwa mi każdy dzień”

