„Zakochałam się w chłopaku młodszym o 22 lata i jest afera. Nie mam siły tłumaczyć obcym, że to nie jest mój syn”
„Bałam się powiedzieć dzieciom. Michał miał dwadzieścia dwa lata, czyli dokładnie tyle, ile Patryk. A Ola – dwadzieścia. To nie była różnica wieku, która mogła umknąć. Przez kilka tygodni ukrywałam wszystko”.

- Redakcja
Mam 44 lata. Mam dwójkę dorosłych dzieci, kredyt we frankach, psa ze schroniska i wygodne życie, które wielu uznałoby za całkiem udane. Pracuję jako księgowa w prywatnej firmie, czasem jeżdżę na weekendy w góry, raz do roku wakacje w Grecji. Nic szczególnego, ot, zwykła codzienność. Do czasu. Bo nikt, łącznie ze mną, nie spodziewał się, że zakocham się po uszy w chłopaku młodszym ode mnie o 22 lata. I że to wszystko wywoła aż taką burzę.
Czy to przeznaczenie?
Poznałam go przypadkiem, w urzędzie. Stałam w kolejce do informacji z plikiem papierów i bólem głowy. On wszedł, rozejrzał się i podszedł do automatu z numerkami, który chwilę wcześniej odmówił mi posłuszeństwa. Widziałam, że też nie umiał sobie z nim poradzić. Miałam już dość czekania, więc podeszłam i zaproponowałam pomoc.
– Spróbuj jeszcze raz przycisnąć z lewej strony – powiedziałam, nachylając się do maszyny.
Spojrzał na mnie z wdzięcznością i zrobił, co kazałam. Zadziałało. Uśmiechnął się szeroko.
– Dziękuję, uratowałaś mnie – powiedział. – Nie ogarniam tych urządzeń.
– Ja też nie, ale czasem trzeba próbować do skutku – odpowiedziałam.
Później usiedliśmy niedaleko siebie w poczekalni i zaczęliśmy rozmawiać. O bzdurach. O tym, jak długo trzeba czekać, o kawie z automatu, która smakuje jak błoto. Śmiałam się, chociaż wcale nie miałam nastroju. On miał w sobie coś lekko bezczelnego, ale zabawnego. Miał ładny uśmiech. I oczy – takie bardzo niepokorne.
– Jestem Patryk – powiedział, wyciągając rękę.
Zawahałam się przez chwilę. Zbyt był młody, by traktować to na serio, ale wzięłam jego dłoń.
– Justyna – odpowiedziałam.
Nie pomyślałam wtedy, że ten drobny gest – uścisk dłoni – tak bardzo namiesza mi w życiu.
Randka na Plantach
Nie wymieniliśmy się numerami. Po prostu każde z nas poszło w swoją stronę. Ale trzy dni później, kiedy wyszłam z pracy i szłam przez Planty do przystanku, znowu go zobaczyłam. Siedział na ławce i jadł loda, jakby nic innego nie miało znaczenia. Uśmiechnął się na mój widok, jakby czekał. I, ku mojemu zaskoczeniu, podszedł.
– Justyna, prawda? – zapytał. – Nie sądziłem, że jeszcze się spotkamy.
– Kraków wcale nie jest taki wielki – odpowiedziałam z uśmiechem. – Poza tym widać, że lubisz te okolice.
– To miejsce ratuje mnie po nudnych wykładach. Studiuję tu niedaleko. Masz chwilę?
Nie powinnam była się zgadzać. Miałam do zrobienia zakupy, w domu pies, a na lodówce wisiała lista rachunków. Ale coś mnie tknęło. Usiadłam obok niego na tej ławce i zanim się obejrzałam, jedliśmy razem lody i rozmawialiśmy, jakbyśmy znali się od dawna.
Nie pytał o mój wiek. A ja nie pytałam o jego. Było w tym coś czystego, bez oczekiwań. Opowiadał mi o filmach, które lubi, o planach na wakacje, o swoich braciach. Śmialiśmy się. Patrzył na mnie tak... normalnie. Bez oceny. Jak na kobietę. Nie jak na „ciocię”, „mamę” czy „doświadczoną życiem panią”.
– Masz coś w oku – powiedział w pewnym momencie i, zanim zdążyłam zareagować, delikatnie dotknął mojego policzka.
To było kompletnie irracjonalne, ale tego wieczoru nie mogłam o nim przestać myśleć.
Szepty za plecami
Pierwszy raz naprawdę poczułam, że coś jest nie tak, kiedy poszliśmy razem do kawiarni w centrum. Nic nadzwyczajnego – sobota, słońce, dwa cappuccino i ciasto pistacjowe. Usiedliśmy przy oknie, blisko przechodniów. Wydawało mi się, że po prostu miło spędzamy czas. Dopiero po chwili zorientowałam się, że niektórzy przechodnie zatrzymują na nas wzrok trochę zbyt długo.
– Patrzą na mnie czy na ciebie? – zapytał półżartem Patryk.
– Pewnie na ciasto – odpowiedziałam, ale głos mi zadrżał.
Kiedy kelnerka przyniosła zamówienie, uśmiechnęła się do Patryka z takim spojrzeniem, jakby chciała zapytać: „To twój chłopak czy syn?”. Czułam, że ludziom coś się nie zgadzało. Jego młodość i moja... dojrzałość. W lustrze widziałam swoje zmarszczki, a przy nim one nagle stawały się widoczne jak nigdy wcześniej.
– Nie przejmuj się nimi – powiedział Patryk. – Naprawdę. Ludzie zawsze znajdą sobie temat do plotek.
Wiedziałam, że ma rację. A mimo to serce zaczęło mi bić szybciej, kiedy zadzwoniła moja córka i powiedziała:
– Mamo, znajoma widziała cię z jakimś chłopakiem. Wszystko w porządku?
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Bo czy wszystko było w porządku? Przecież jeszcze tydzień temu w ogóle go nie znałam. Teraz czułam się tak, jakby bez tej jego obecności coś we mnie więdło.
– Wszystko dobrze, kochanie – odparłam. – To tylko znajomy.
Patryk patrzył na mnie uważnie. Nie zapytał o treść rozmowy, ale chyba coś przeczuwał.
Co powiedzą dzieci?
Bałam się powiedzieć dzieciom. Michał miał dwadzieścia dwa lata, czyli dokładnie tyle, ile Patryk. A Ola – dwadzieścia. To nie była różnica wieku, która mogła umknąć. Nie mogłam ich po prostu zaprosić na obiad i przedstawić Patryka jako „mojego partnera”, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie. Przez kilka tygodni ukrywałam wszystko. Spotykaliśmy się wieczorami, spacerowaliśmy, gotowaliśmy razem u mnie, kiedy dzieci były poza miastem. Było w tym coś pięknego, ale też coś gorzkiego. Bo nie byłam z nim całkowicie. Wciąż dzieliłam to uczucie z lękiem.
Pewnego dnia Patryk zapytał:
– Czemu nie mogę poznać twoich dzieci?
Nie odpowiedziałam od razu. Usiadłam na łóżku i przyznałam cicho:
– Bo się boję. Bo jesteś ich rówieśnikiem. I nie wiem, czy zrozumieją.
Milczał przez chwilę, potem usiadł obok mnie i objął.
– Nie musisz się tłumaczyć. Ale ja nie chcę być twoim sekretem.
Wiedziałam, że ma rację. Tylko że kiedy powiedziałam o nim Oli, zamarła. Poprosiła mnie, żebym nie żartowała. A kiedy zrozumiała, że mówię poważnie, spojrzała na mnie jak na kogoś, kto traci kontakt z rzeczywistością.
– Mamo, on mógłby być moim chłopakiem – powiedziała zimno. – Przecież to chore.
Zabolało. Bardziej, niż się spodziewałam. Michał zareagował jeszcze gorzej. Nazwał Patryka „dzieciakiem z kampusu” i uznał, że się ośmieszam.
– Nie jesteś sobą, mamo. Co się z tobą dzieje?
A ja tylko cicho odpowiedziałam:
– Zakochałam się.
Miłość pod obserwacją
Po rozmowach z dziećmi coś się we mnie zmieniło. Przez kilka dni unikałam Patryka, wymyślałam wymówki. Nie chciałam, żeby widział mnie tak rozedrganą, bezradną. Czułam, że zawiodłam wszystkich – dzieci, siebie, jego. Ale on nie dawał za wygraną. Przyszedł pod moje okno wieczorem z pizzą i filmem na pendrive. Gdy otworzyłam drzwi, spojrzał na mnie z tym swoim upartym błyskiem w oku.
– Albo mnie wpuszczasz, albo będę tu siedział, aż zamarznę. A potem powiem twojemu psu, że to wszystko przez ciebie.
Parsknęłam śmiechem mimo łez. Wpuściłam go. Usiedliśmy na kanapie, jedliśmy pizzę i przez chwilę udawaliśmy, że świat się nie sypie. Ale wiedzieliśmy, że sypie się bardzo. Patryk w końcu powiedział:
– Ja cię kocham. Wiem, że to dziwne, trudne, ale nie mogę zrezygnować tylko dlatego, że inni mają z tym problem.
Popatrzyłam na niego długo. Nie miałam już siły udawać. Odwzajemniłam te słowa. Kocham go. Tak po prostu. Ale miłość nie działa w próżni. Każde wspólne wyjście to spojrzenia, komentarze. Znajomi pytają, czy to mój syn. Ludzie na ulicy oceniają nas bez słowa. Czasem nawet kobiety w moim wieku posyłają mi spojrzenia pełne pogardy. Jakbym coś im odebrała.
Patryk trzyma mnie za rękę mocno, ale ja czuję, że każdy kolejny dzień to walka. O to, by się nie wstydzić. O prawo do uczuć. O odwagę. Z każdym razem, gdy on mówi do mnie „kochanie”, a ja widzę miny innych – zaciskam zęby i powtarzam sobie w głowie: to moje życie, nie ich.
Nie chcę się tłumaczyć
Czasami siedzę przy oknie z kubkiem herbaty i myślę o tym wszystkim, co się wydarzyło przez ostatnie miesiące. O tym, jak moje życie – spokojne, przewidywalne – obróciło się w coś, czego nigdy nie planowałam. Zakochałam się. I choć to słowo w moim wieku wydaje się wielu ludziom niemal nie na miejscu, ja nie mam już siły go ukrywać ani się z niego tłumaczyć.
Nie wiem, co będzie dalej. Czy przetrwamy próbę czasu, różnice, presję otoczenia. Ale wiem jedno – Patryk jest jedyną osobą, przy której czuję się sobą. Nie matką, nie panią w średnim wieku, nie odpowiedzialną księgową. Po prostu kobietą, która śmieje się głośno, zasypia z głową na jego ramieniu i nie musi udawać.
Dzieci wciąż mają z tym problem. Ola zerwała kontakt na kilka tygodni. Michał wpada tylko po rzeczy, które zostawił. I może kiedyś to się zmieni, może nie. Przestałam walczyć o to, żeby wszyscy mnie rozumieli.
Kiedy ostatnio ktoś w sklepie zapytał z przekąsem:
– A to pani syn? – spojrzałam tej osobie prosto w oczy i odpowiedziałam spokojnie:
– Nie. To mój partner.
Bo mam już dosyć wstydu. Bo jeśli czegoś nauczyłam się w tej późnej, zaskakującej miłości, to tego, że uczucia nie mają wieku. A ludzie zawsze będą mówić. Niech mówią. Ja mam swoje życie. I w końcu jestem w nim naprawdę obecna.
Justyna, 44 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Zaprosiłam do nas teściową, by nie czuła się samotna po śmierci męża. Z dobrej synowej zmieniłam się w służącą”
- „Moi teściowie złożyli mi propozycję nie do odrzucenia. Jeden głupi papier miał decydować o moim życiu”
- „Spadek po dziadku po prostu się rozpłynął. Oprócz pieniędzy z jego domu zniknęły też pamiątki”

