Reklama

Jestem Barbara, emerytka, która postanowiła spełnić swoje wieloletnie marzenie — nauczyć się języka włoskiego. Gdy moje dzieci dorosły i założyły własne rodziny, a ja przeszłam na zasłużoną emeryturę, poczułam, że nadszedł czas, by zrobić coś dla siebie. Włoski zawsze mnie fascynował swoją melodyjnością i pięknem, a Italia to kraj, do którego serce mnie ciągnęło od zawsze.

Zapisanie się na kurs językowy było jedną z najlepszych decyzji, jakie podjęłam. Zajęcia odbywają się dwa razy w tygodniu, a każdy kolejny dzień przynosi nowe wyzwania i radość z nauki. Czułam, jak moje życie nabiera nowych barw, a ja sama znów czuję się młoda i pełna energii.

Na jednym z pierwszych spotkań poznałam Jana. Również emeryt, z którym na początku wymienialiśmy jedynie uprzejmości i uśmiechy. Jan okazał się miłym towarzyszem w ławce, z którym szybko znaleźliśmy wspólny język. Mimo naszych różnic, jego zainteresowanie historią starożytną wciągnęło mnie od pierwszej rozmowy.

– Co panią skłoniło do nauki włoskiego? – zapytał pewnego dnia podczas przerwy na kawę.

– Miłość do włoskiej kuchni i kultury. No i zawsze chciałam odwiedzić Włochy, a znajomość języka byłaby niezwykle pomocna – odpowiedziałam, zauważając błysk w jego oku.

Tak zaczęła się nasza znajomość, która wprowadziła do mojego życia powiew świeżości i emocji, jakich nie doświadczyłam od lat. Z niecierpliwością czekałam na każdą lekcję, by znów móc z nim porozmawiać.

Czy to tylko sympatia, a może coś więcej?

Z każdą lekcją zaczęłam coraz bardziej zwracać uwagę na Jana. Był w nim coś nieuchwytnego, co przyciągało mnie jak magnes. Na jednej z lekcji, gdy omawialiśmy nasze pasje, poczułam, że Jan staje się dla mnie kimś więcej niż tylko kolegą z kursu.

– Uwielbiam gotować włoskie potrawy. Risotto, lasagne, tiramisu... Włoska kuchnia ma w sobie coś magicznego – opowiadałam z zapałem podczas jednej z przerw.

Jan uśmiechnął się szeroko, a jego oczy błyszczały zainteresowaniem.

– To niesamowite, bo ja z kolei pasjonuję się historią starożytną, zwłaszcza Rzymem. Moglibyśmy połączyć nasze zainteresowania i kiedyś wspólnie odkrywać Włochy – zaproponował z błyskiem w oku.

Te słowa rozgrzały moje serce. Moje myśli zaczęły krążyć wokół idei podróży, ale jeszcze bardziej wokół niego. Coś w nim mnie fascynowało, ale nie potrafiłam jeszcze do końca zrozumieć, co to takiego. Czy to jego wiedza, ciepło, a może szczerość w oczach? Nie wiedziałam.

Wieczorem, siedząc w fotelu, zaczęłam rozmyślać nad tym, co naprawdę czuję. Czy to tylko sympatia, a może coś więcej? Jan wydawał się być idealnym towarzyszem, osobą, z którą można nie tylko dyskutować na temat historii, ale również dzielić pasje i marzenia.

– Co jeśli się mylę? – pytałam samą siebie, ale serce podpowiadało mi, że warto spróbować.

Te rozmowy i momenty spędzone z Janem były dla mnie niezwykle cenne. Czułam, że moje uczucia do niego stają się coraz silniejsze, choć bałam się to przed sobą przyznać.

To była kusząca propozycja, ale jednocześnie napawała mnie niepewnością

Nasze spacery po parku stały się niemal codziennym rytuałem. Powietrze pachniało jesienią, a my wędrowaliśmy alejkami, rozmawiając o wszystkim i o niczym. Te chwile były pełne spokoju, a jednocześnie ekscytacji. Powoli zaczynaliśmy się otwierać na siebie nawzajem, dzieląc marzenia i dawne pragnienia.

– Zawsze marzyłam, żeby zobaczyć Toskanię – powiedziałam kiedyś, przerywając ciszę. – Te winnice, zielone wzgórza... i Florencja! Chciałabym tam kiedyś pojechać.

Jan przystanął, spojrzał na mnie z uśmiechem i zaproponował:

– A co byś powiedziała na podróż do Włoch po zakończeniu kursu? Moglibyśmy razem spełnić to marzenie.

Czułam, jak moje serce przyspiesza. To była kusząca propozycja, ale jednocześnie napawała mnie niepewnością. Czy to możliwe, by coś tak pięknego naprawdę mogło się zdarzyć? A jeśli to tylko chwilowa fascynacja, która zniknie tak szybko, jak się pojawiła?

– To brzmi jak wspaniały pomysł, ale... – zawahałam się, próbując znaleźć właściwe słowa. – Czy nie jest to zbyt piękne, by mogło być prawdziwe?

Jan delikatnie ujął moją dłoń, dodając mi otuchy.

– Czasami warto zaryzykować. Przecież życie jest pełne niespodzianek – odpowiedział z nadzieją w głosie.

Nasze rozmowy wypełniały mnie radością, ale gdzieś w głębi duszy czułam lekki niepokój. Wiedziałam, że ta decyzja może zmienić wszystko. Mimo to wizja wspólnej podróży i odkrywania Włoch była zbyt kusząca, by ją odrzucić.

Czyżby zmienił zdanie?

Podczas jednej z lekcji zauważyłam, że Jan jest jakiś inny. Zamyślony, jakby duchem nieobecny. Po zajęciach zdecydowałam się z nim porozmawiać, ciekawa, co go dręczy.

– Janie, czy wszystko w porządku? – zapytałam z troską w głosie, gdy wychodziliśmy z sali.

Jan westchnął ciężko i zatrzymał się. W jego oczach dostrzegłam cień niepewności.

– Barbaro, muszę ci coś powiedzieć... – zaczął, patrząc mi prosto w oczy. – Mam pewne obawy związane z naszą podróżą do Włoch.

Poczułam, jak fala lęku przetacza się przez moje serce. Czyżby zmienił zdanie? Czy to wszystko miało się skończyć, zanim się na dobre zaczęło?

– Obawy? – powtórzyłam, próbując ukryć rosnącą panikę.

– Boję się, że to, co się między nami dzieje, może nie być prawdziwe – powiedział, a jego głos zdradzał wewnętrzny konflikt. – Zakochałem się w tobie, Barbaro, ale boję się, że ty możesz nie odwzajemniać tych uczuć.

Słowa Jana zaskoczyły mnie i zdezorientowały. Serce biło mi jak oszalałe, a ja nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Wiedziałam, że coś do niego czuję, ale czy to była miłość?

– Janie... – zaczęłam, próbując zebrać myśli. – Ja też się boję, bo te uczucia są dla mnie nowe i intensywne. Ale wiem jedno – jesteś dla mnie kimś niezwykle ważnym.

W jego oczach pojawił się błysk nadziei, ale nasza rozmowa pozostawiła mnie z mnóstwem pytań i niepewności. Było jasne, że nasze emocje osiągnęły kulminacyjny punkt, a ja musiałam się zastanowić, co dalej.

Podróż pokazała mi, jak jest między nami

Nasza podróż do Włoch stała się rzeczywistością. Wenecja przywitała nas feerią barw i dźwięków, które zachwycały zmysły. Spacerowaliśmy wąskimi uliczkami, podziwiając majestatyczne pałace i mosty, które zdawały się opowiadać historie sprzed wieków. Atmosfera była magiczna, a ja czułam, że spełniam swoje życiowe marzenie.

Pewnego popołudnia zatrzymaliśmy się na moście Rialto, skąd roztaczał się widok na mieniące się w słońcu kanały. Jan przysunął się bliżej, a jego obecność była dla mnie niczym ciepły koc otulający w chłodny wieczór.

– Wiesz, odkąd cię poznałem, moje życie nabrało nowych barw – powiedział Jan, łapiąc mnie za rękę. – Wszystko tutaj jest piękne, ale nic nie dorównuje twojemu uśmiechowi.

Uśmiechnęłam się, czując, jak moje serce wypełnia ciepło. Jego słowa były jak melodia, która rezonowała w mojej duszy.

– Janie, odkąd cię spotkałam, zrozumiałam, że to, co między nami jest prawdziwe – przyznałam, patrząc mu w oczy. – Od dawna czuję to samo, ale bałam się przyznać nawet przed sobą.

W jego oczach pojawiła się radość, a ja czułam, że wszystkie nasze wątpliwości zniknęły jak mgła rozwiewana porannym słońcem. Nasze uczucia były teraz nie do podważenia.

Staliśmy tam, trzymając się za ręce, na moście, który wydawał się być symbolem naszej wspólnej podróży. To była chwila pełna ciepła i szczerości, której nie zapomnę do końca życia.

Barbara, 63 lata


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama