„Zainwestowałem oszczędności w biznes brata, ale okazał się oszustem. Do dziś walczę o odzyskanie pieniędzy”
„Na początku myślałem, że to zwykłe opóźnienie. Michał nigdy nie był punktualny – spóźniał się na kolacje rodzinne, zalegał z dokumentami, ale zawsze się pojawiał. Tego dnia jednak nie odbierał telefonu, nie odpisywał na wiadomości”.

- Redakcja
Gdyby ktoś mnie zapytał pięć lat temu, kim jestem, odpowiedziałbym bez wahania: stabilny, poukładany facet po trzydziestce. Mąż Anny, inwestor w nieruchomości, typ, który zna się na liczbach i unika ryzyka. Ale przede wszystkim – starszy brat.
Michał był moim oczkiem w głowie. Zawsze trochę zagubiony, ale też wyjątkowy. Mama mówiła, że mam na niego uważać. Ojciec... ojciec zawsze widział w nim więcej niż we mnie. I może właśnie dlatego, kiedy przyszedł do mnie z pomysłem na firmę, nie miałem siły powiedzieć „nie”.
Żona miała wątpliwości
Ania od początku kręciła nosem.
– A co jeśli się pomylisz, Błażej? – zapytała tamtego wieczoru, opierając się o framugę naszej kuchni.
Miała związane włosy i tę swoją minę, której nie znosiłem – mieszankę troski i chłodnego sceptycyzmu.
– To mój brat, Anka. Nie pomyliłbym się co do niego. Dam mu tę kasę – odpowiedziałem z przekonaniem, którego dziś już nie rozpoznaję w sobie.
– Ale to nasze oszczędności...
– Wiem, wszystko będzie ok.
Włożyłem w ten interes wszystko, co miałem. Oszczędności, reputację, czas. A teraz... teraz siedzę przed komputerem, z dokumentami prawnymi rozrzuconymi po stole, przygotowując się do rozprawy sądowej. Telefon milczy – Michał przestał się odzywać rok temu. Ojciec twierdzi, że przesadzam. A Ania... Ania coraz częściej śpi na kanapie.
To było niepokojące
Na początku myślałem, że to zwykłe opóźnienie. Michał nigdy nie był punktualny – spóźniał się na kolacje rodzinne, zalegał z dokumentami, ale zawsze się pojawiał. Tego dnia jednak nie odbierał telefonu, nie odpisywał na wiadomości. Miał przesłać mi raport finansowy za pierwszy kwartał – coś, co obiecał zrobić do końca dnia. Minęły trzy.
– Michał, oddzwoń, okej? – rzuciłem do słuchawki, zostawiając już piątą wiadomość głosową. – Nie wiem, czy znowu zasnąłeś z telefonem, czy co... Ale muszę mieć te dane. Poważnie.
Na drugi dzień pojechałem do jego biura – wynajmowaliśmy wspólnie przestrzeń na Woli. Drzwi zamknięte. Recepcjonistka wzruszyła ramionami:
– Nie widziałam pana Michała od tygodnia. Zresztą, rzadko tu bywał. Więcej zamawiał, niż robił, jeśli wie pan, co mam na myśli.
Nie wiedziałem. Wtedy jeszcze nie. Zacząłem przeglądać dokumenty, które miałem u siebie. Umowy z klientami – kilka z nich miało dziwne, niedoprecyzowane klauzule. Faktury – niektóre wystawione przez firmy, o których nigdy nie słyszałem. Zrobiło mi się duszno. Zajrzałem do systemu bankowego – główne konto firmy wyczyszczone niemal do zera.
– Może coś się stało? – pomyślałem. – Może wyjechał... ale czemu nic nie powiedział?
Wróciłem do domu z ciężką głową i pustym spojrzeniem. Anka już czekała.
– Nadal nic? – zapytała.
Pokręciłem głową.
– Zaczynam się martwić – powiedziałem cicho. – Albo... zaczynam rozumieć.
Ojciec mi nie wierzył
Ojciec siedział na balkonie, jak zwykle w starym fotelu, z gazetą, której nikt prócz niego już nie czytał. Wyszedłem z samochodu, nie zdejmując nawet marynarki. Nie chciałem czekać – potrzebowałem odpowiedzi. I... może jakiegoś wsparcia. Chociaż od niego to rzadkość.
– Tato, musimy pogadać – rzuciłem na wejściu, bez „dzień dobry”.
– Wpadłeś się pokłócić czy napić herbaty? – zapytał, nie podnosząc wzroku znad krzyżówki.
– Michał zniknął. Nie odbiera. Pieniądze z konta firmy wyparowały. Nie wiem, gdzie jest, i chyba już wiem, czemu.
– Michał? – spojrzał na mnie w końcu. – Może wyjechał. Potrzebował odpoczynku. Ty zawsze byłeś taki spięty.
– Tato, on mnie okradł! – wybuchłem. – Okradł mnie, rozumiesz?! Wszystko zniknęło! Zostawił firmę jak wydmuszkę!
– Twój brat? Niemożliwe. Ty zawsze byłeś zbyt surowy wobec niego – odparł, jakby mówił o jakimś nieporozumieniu, a nie przestępstwie.
– Nie, tato. Ty zawsze byłeś dla niego zbyt pobłażliwy. Od dziecka. A teraz, kiedy zniknął z moimi pieniędzmi, nadal będziesz go bronił?
– Może po prostu... nie udźwignął odpowiedzialności. Ale przecież nie zrobiłby ci krzywdy celowo – mruknął, patrząc gdzieś w dal.
– To nie była pomyłka. To była decyzja – powiedziałem, po czym wstałem i ruszyłem do drzwi. – Jeśli chcesz mu nadal wierzyć – twoja sprawa.
Zatrzasnąłem drzwi, czując w piersi żar, którego nie znałem wcześniej. Ojciec nie zobaczył jeszcze dokumentów. Ale ja już nie potrzebowałem więcej dowodów.
Prawda wyszła na jaw
Znalazłem go przez portal społecznościowy – Bartek P., dawny współpracownik Michała z czasów, kiedy ten jeszcze coś „tworzył”. Pamiętałem go z jednej kolacji służbowej – młody, łebski chłopak, może trochę zbyt naiwny. Zgodził się na spotkanie w kawiarni na Powiślu. Przyszedł punktualnie. Inaczej niż mój brat.
– Cześć, Błażej – powiedział, siadając naprzeciwko mnie. – Słyszałem, że coś się stało.
– Coś? – prychnąłem. – Michał zniknął. Firma leży. A ja właśnie próbuję zrozumieć, kiedy ostatnio mówił prawdę.
Bartek spojrzał na mnie niepewnie, jakby ważył, ile powiedzieć. Potem westchnął.
– Błażej... Michał tylko pozorował działalność. Od dłuższego czasu. Wiedziałem, że to się rozpadnie, ale... nie myślałem, że aż tak.
– Pozorował? – powtórzyłem, czując, jak mięśnie w karku napinają się z każdą sekundą. – Przecież mieliśmy umowy, faktury...
– Umowy były na papierze. Klienci – często fikcyjni. Michał potrafi mówić, czarować, obiecywać złote góry. Ale nie miał niczego konkretnego. Biznesu nie było. Ja odszedłem, kiedy zauważyłem, że projekt, który rzekomo realizujemy, nie istnieje w rzeczywistości.
– A więc to było celowe – powiedziałem, bardziej do siebie niż do niego. – Nie pogubił się. On to zaplanował. Od początku.
– Nie wiem, co planował. Ale wiem, że żył jak król. Wynajmował apartament, jeździł leasingowaną furą, a twoje nazwisko było na wielu dokumentach. Wszyscy myśleli, że to ty jesteś głównym inwestorem.
Zacisnąłem pięści pod stołem. Przez chwilę miałem ochotę rzucić krzesłem. Ale tylko pokiwałem głową.
– Dzięki, Bartek. Powiedziałeś mi to, co musiałem usłyszeć. Teraz nie mam już żadnych złudzeń.
Chciałem sprawiedliwości
Nie pamiętam momentu, w którym podjąłem decyzję. To nie było jak w filmach – żadnej dramatycznej muzyki, żadnego symbolicznego założenia marynarki i wyjścia z domu. Po prostu pewnego ranka obudziłem się, włączyłem laptopa i zacząłem pisać pozew. Sprawa trafiła do sądu. Michał – mój brat, moja krew – formalnie stał się moim pozwanym. Czytałem jego nazwisko na dokumentach i czułem się, jakbym wbijał sobie gwóźdź w serce. Ale nie miałem już wyboru. Każdy dzień bez działania był kolejnym dniem życia w upokorzeniu.
Ania nie była zachwycona. Siadała naprzeciwko mnie przy kolacji i bawiła się widelcem. Słuchała, ale nie słyszała.
– Ile jeszcze? – zapytała pewnego wieczoru. – Błażej, ja też tu jestem. Przestań żyć tylko tą sprawą.
– Nie mogę – odpowiedziałem. – Nie, dopóki on chodzi wolny z moimi pieniędzmi.
– Ale czy ty jeszcze w ogóle wiesz, po co to robisz? Bo ja mam wrażenie, że nie chodzi już o pieniądze. Chcesz go zniszczyć?
Zamilkłem. Chciałem? Może. Może chciałem zobaczyć, jak to wszystko do niego wraca. Jak ma jakieś wyrzuty sumienia. W kancelarii mój adwokat – chłodny, rzeczowy człowiek, który zamiast słuchać emocji, woli słuchać akt – tylko pokiwał głową:
– Sprawa nie będzie łatwa. Pański brat zadbał o pozory. Ale mamy szansę.
– Nie chodzi tylko o szansę – odparłem. – Chodzi o sprawiedliwość.
Spojrzał na mnie, bez cienia emocji. W końcu tylko kiwnął głową:
– W takim razie walczmy.
Nagle brat się odezwał
Zadzwonił z numeru, którego nie znałem. Długo się nie odzywał, ale kiedy usłyszałem jego głos, wszystko we mnie się spięło. Jakby czas się cofnął.
– Cześć, Błażej – powiedział cicho. – Możemy się spotkać?
Nie spytałem, skąd dzwoni. Nie zapytałem, dlaczego teraz. Zgodziłem się. Głupio, instynktownie. Wciąż miał nade mną tę samą władzę, co kiedyś – ton, którym potrafił wyciszyć każdą burzę.
Spotkaliśmy się na parkingu pod starym boiskiem, gdzie jako dzieci kopaliśmy piłkę. Michał wyglądał inaczej – chudszy, jakby starszy. Ale oczy wciąż miał te same. I ten cholerny uśmiech, który kiedyś łamał serca dziewczynom, a teraz próbował zmiękczyć moje.
– Oszukałeś mnie – powiedziałem szorstko. – Masz sprawę w sądzie.
– Wiem – odpowiedział spokojnie. – Ale chciałem cię zobaczyć.
– Po co? Żeby powiedzieć, że to wszystko jedno wielkie nieporozumienie? Że to nie twoja wina?
Michał spojrzał na mnie uważnie.
– Nie. Chciałem ci powiedzieć, że... nie wiem, co się ze mną stało. Naprawdę. To się wszystko wymknęło spod kontroli. Najpierw chciałem zrobić coś wielkiego. A potem... zacząłem udawać. Przed tobą, przed sobą. I nie wiedziałem, jak się z tego wyplątać.
– To nie jest film, Michał. Tu nie ma happy endu. Ukradłeś mi pieniądze, reputację. Spuściłeś mnie na dno, bracie – syknąłem.
Zamilkł. Wbił wzrok w ziemię.
– Myślisz, że mi z tym dobrze? Że śpię spokojnie?
– Myślę, że jesteś mistrzem w oszukiwaniu. Jak zawsze.
Odwróciłem się, ale zanim odszedłem, usłyszałem jeszcze:
– Błażej... nawet jak mnie nienawidzisz... ja cię zawsze kochałem. I chyba przez to wszystko schrzaniłem. Bo wiedziałem, że zawsze mnie uratujesz.
– Nie tym razem.
Odwróciłem się i odszedłem.
Błażej, 38 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Emerytura nauczyła mnie skromności. Codziennie jem to, co jest w promocji – nie to, na co mam ochotę”
- „Wygrałam miliony i podzieliłam się kasą z mężem. To był błąd, bo chciał kontrolować każdą złotówkę”
- „Trzymałam w domu kopertę z pieniędzmi na czarną godzinę. Syn ukradł wszystko i zniknął bez słowa”

