„Zacierałem ręce na spadek po matce, ale postawiła mi 1 warunek nie do przejścia. Zawahałem się i teraz żałuję”
„Wracałem do domu jak na skazaniec. W głowie miałem słowa matki, a im dłużej o nich myślałem, tym bardziej czułem, że muszę powiedzieć Julii prawdę. Bałem się jej reakcji, ale jeszcze bardziej tego, co by było, gdyby dowiedziała się od kogoś innego”.

- Redakcja
Kiedy myślę o swoim życiu, najpierw widzę Julię. Od ponad dziesięciu lat była dla mnie kimś więcej niż żoną – była moją przyjaciółką, wsparciem i największą dumą. Razem zaczynaliśmy niemal od zera. Ja pracowałem w niewielkiej firmie informatycznej, ona uczyła się jeszcze na studiach. Pamiętam, jak siedzieliśmy w kawalerce na starych, skrzypiących krzesłach i planowaliśmy przyszłość, wierząc, że wszystko jest możliwe, jeśli będziemy razem. I przez lata rzeczywiście tak było. Krok po kroku, wspólnymi siłami budowaliśmy swoje miejsce na ziemi.
Tyle że od samego początku nad naszym związkiem wisiał pewien cień – moja matka. Ona nigdy nie zaakceptowała Julii. Od dnia, w którym ją poznała, dawała jasno do zrozumienia, że to nie jest kobieta „na moim poziomie”. Że jej zdaniem Julia nie pasuje do naszej rodziny, że nie ma „wystarczająco dobrego charakteru”, a w domyśle – nie zasługuje na mnie. Te słowa bolały mnie tak samo wtedy, jak bolą dziś.
Przez lata próbowałem żyć między dwiema kobietami, które kochałem na różne sposoby. Matka była dla mnie autorytetem, kimś, kto samotnie wychował mnie po śmierci ojca, kto ciężko pracował, żebym miał wykształcenie i szansę na lepsze życie. Julia natomiast dawała mi ciepło, którego zawsze brakowało w naszym chłodnym domu. Ale te dwa światy nigdy się nie spotkały. Im bardziej próbowałem je godzić, tym bardziej oddalały się od siebie, a ja – rozdarty – czułem, że prędzej czy później będę musiał dokonać wyboru.
Dała mi ultimatum
Siedzieliśmy w kuchni. Matka nalewała herbatę do szklanek, a ja czułem, że ta rozmowa nie będzie zwyczajna. Jej ruchy były powolne, precyzyjne, jakby chciała zyskać czas, zanim wypowie coś ważnego. Wreszcie usiadła naprzeciwko mnie, spojrzała prosto w oczy i wypaliła:
– Kamil, mam do ciebie poważną sprawę. Muszę wiedzieć, że mój majątek zostanie w rodzinie. Zapiszę wszystko na ciebie, ale pod jednym warunkiem. Musisz rozwieść się z Julią.
Myślałem, że się przesłyszałem.
– Co ty mówisz, mamo? – wyrwało mi się. – Jak możesz stawiać mi takie warunki? Julia jest moją żoną, a nie wrogiem.
– Ona jest obca – odpowiedziała chłodno. – I nigdy nie będzie częścią tej rodziny. Nie wiem, czy wasze małżeństwo przetrwa. A ja nie pozwolę, żeby roztrwoniła to, na co ja pracowałam całe życie.
Zacisnąłem pięści pod stołem.
– Mamo, przesadzasz. Julia nie jest żadną interesowną kobietą. Kochamy się.
Matka uśmiechnęła się szyderczo, jakby słyszała już takie zapewnienia setki razy.
– Synku, ty jesteś ślepy. Ona dobrze wie, co robi. Podoba jej się stabilizacja, którą jej zapewniasz. Gdyby nie twoje pieniądze i nazwisko, nawet by na ciebie nie spojrzała.
Te słowa utkwiły we mnie jak cierń. W jednej chwili poczułem złość, a w następnej – niepewność. Dlaczego akurat teraz postanowiła o tym mówić? Czy wiedziała coś, czego ja nie wiedziałem?
– Nie będę się rozwodził, mamo – powiedziałem, ale w głosie zabrzmiała nuta, której sam się przestraszyłem. Było w niej zawahanie.
A ona, widząc to, tylko skinęła głową, jakby uznała, że ziarno zostało zasiane.
Żona się wściekła
Wracałem do domu jak na skazaniec. W głowie kotłowały mi się słowa matki, a im dłużej o nich myślałem, tym bardziej czułem, że muszę powiedzieć Julii prawdę. Bałem się jej reakcji, ale jeszcze bardziej tego, co by było, gdyby dowiedziała się od kogoś innego.
Kiedy wszedłem do mieszkania, Julia siedziała w salonie z książką. Spojrzała na mnie uważnie.
– Coś się stało? – zapytała. – Wyglądasz, jakbyś wrócił z pogrzebu.
Usiadłem ciężko obok niej.
– Muszę ci coś powiedzieć… Byłem u mamy.
– I co? – Julia zmrużyła oczy. – Znowu jakieś jej uwagi na mój temat?
Przełknąłem ślinę.
– Powiedziała, że cały majątek zapisze na mnie… ale pod warunkiem, że się z tobą rozwiodę.
Julia gwałtownie wstała.
– Co?! – krzyknęła. – Twoja matka chce mnie usunąć z twojego życia za pieniądze?!
– Kochanie, ja…
– I ty to w ogóle powtarzasz? – przerwała mi, głos miała drżący ze złości. – Przecież to absurd!
– Chciałem, żebyś wiedziała, co się dzieje – tłumaczyłem. – Nie wiem, co mam robić…
Julia prychnęła i odeszła kilka kroków dalej.
– Nie wiesz, co masz robić? Kamil, naprawdę chociaż przez chwilę rozważałeś to, co ona powiedziała?
Zamilkłem. Nie miałem odwagi zaprzeczyć, bo słowa matki tkwiły we mnie jak trucizna.
– To boli najbardziej – wyszeptała Julia, a w jej oczach pojawiły się łzy. – Że ty w ogóle dopuszczasz tę myśl do siebie.
W pokoju zapadła cisza, ciężka i duszna. Wiedziałem, że od teraz między nami nic już nie będzie takie samo.
Zacząłem się wahać
Kilka dni później odwiedziłem matkę ponownie. Sam nie wiedziałem, po co tam poszedłem – może chciałem udowodnić sobie, że potrafię być stanowczy? A może w głębi duszy szukałem potwierdzenia jej słów. Wszedłem po schodach na stare, znajome piętro, a zanim zdążyłem zapukać, usłyszałem głosy.
Zatrzymałem się. Drzwi były lekko uchylone, matka rozmawiała przez telefon.
– On jeszcze się waha – mówiła dobitnie. – Ale zobaczysz, Julia odejdzie, jak tylko przestanie mieć wygodę. Ona nie kocha Kamila, ona kocha stabilizację.
Serce mi zamarło. Przylgnąłem do framugi, czując, jak pocą mi się dłonie.
– Wystarczy, że zrozumie, ile ryzykuje – ciągnęła matka. – A on zawsze był rozsądny chłopak. W końcu posłucha.
Zacisnąłem zęby. Chciałem wpaść do środka i krzyknąć, że się myli, że Julia naprawdę mnie kocha. Ale te słowa już we mnie zapuściły korzenie. Czy rzeczywiście Julia zostałaby przy mnie, gdybyśmy stracili wszystko? Czy gdyby nie było stabilizacji, którą razem stworzyliśmy, nadal by mnie chciała?
Cofnąłem się o krok, jak złodziej. Nie wszedłem do mieszkania – nie miałem siły. Poszedłem przed siebie, nie wiedząc nawet dokąd. W głowie dudniło mi jedno zdanie: „Ona nie kocha Kamila, ona kocha stabilizację”.
Próbowałem się bronić. Przypominałem sobie nasze początki, gdy nie mieliśmy nic poza sobą. Ale im dłużej o tym myślałem, tym bardziej czułem, że matka może mieć rację. A wtedy po raz pierwszy pomyślałem poważnie o tym, że rozwód byłby rozwiązaniem.
Chciałem to jakoś pogodzić
Wróciłem późnym wieczorem. Julia siedziała przy stole w kuchni, w dłoni trzymała kubek zimnej już herbaty. Wyglądała na zmęczoną, ale w jej oczach była jeszcze ta nadzieja – że może się opamiętam, że wreszcie wybiorę nas, a nie wieczne wojny z matką.
Usiadłem naprzeciwko, spuszczając wzrok. Serce waliło mi jak młot.
– Podjąłem decyzję – powiedziałem w końcu. – Rozwiedziemy się. Ale tylko oficjalnie…
Julia wpatrywała się we mnie przez długą chwilę, jakby próbowała zrozumieć, czy to żart.
– A więc to prawda – wyszeptała. – Wybrałeś pieniądze zamiast mnie. Sprzedałeś naszą miłość.
– Nie mów tak… – jęknąłem – chcę tylko zadbać o przyszłość, o bezpieczeństwo. To nie tak, że cię nie kocham. Dalej będziemy razem, tylko…
– Nie kochasz mnie – przerwała mi ostro. – Gdybyś mnie kochał, nie byłoby żadnego „ale”.
Wstała gwałtownie, krzesło zaskrzypiało na podłodze. Zaczęła nerwowo otwierać szafki, wyciągać talerze, ubrania, cokolwiek. Pakowała rzeczy do walizki w chaotycznym pośpiechu, jakby tylko to dawało jej siłę.
– Julia, błagam, nie rób tego w ten sposób… – próbowałem ją zatrzymać, ale odtrąciła moją dłoń.
– Zrobiłeś już wszystko, żebym odeszła – syknęła. – Teraz patrz, jak spełnia się twoje życzenie.
Drzwi zatrzasnęły się z hukiem. Zostałem sam w pustym mieszkaniu, z jej kubkiem jeszcze stojącym na stole. Poczułem ulgę – bo konflikt wreszcie się skończył. A zaraz potem przyszła pustka. Zrozumiałem, że ulga to tylko złudzenie, a straciłem coś, czego nie da się odzyskać.
Czułem się jak marionetka
Minęły tygodnie od rozwodu. Wciąż nie mogłem przyzwyczaić się do ciszy w mieszkaniu – brakowało mi jej kroków, jej śmiechu, nawet jej gniewnych uwag, kiedy zostawiałem kubek w złym miejscu. W końcu zdecydowałem się odwiedzić matkę.
Otworzyła drzwi z uśmiechem, jakiego dawno u niej nie widziałem.
– No, wreszcie. Wiedziałam, że posłuchasz rozsądku – powiedziała, przytulając mnie krótko, chłodno. – Teraz wszystko zostanie w rodzinie, jak powinno być.
Usiedliśmy w salonie. Matka nalała herbaty, jakby chciała uczcić swoje zwycięstwo. Ja patrzyłem w filiżankę, nie mogąc wykrztusić słowa.
– A więc tak to ma wyglądać? – spytałem w końcu. – Julia odeszła, a ja czuję się pusty.
– Kamil, nie przesadzaj. Kobiety przychodzą i odchodzą, a rodzina i majątek zostają – odpowiedziała spokojnie, jakby mówiła o czymś oczywistym. – Znajdziesz sobie kogoś innego. Kogoś, kto będzie wiedział, jak się zachować.
– Ale ja nie chcę kogoś innego… – wyszeptałem. – Ja chciałem Julię.
Matka machnęła ręką.
– Jeszcze będziesz mi dziękował. Zobaczysz, jak wygodne może być życie bez tych wszystkich kłopotów.
Słuchałem jej i czułem, jak coś we mnie gaśnie. Zrozumiałem, że nigdy nie chodziło o moje szczęście. Dla niej liczył się tylko kontrolowany świat, w którym nikt nie naruszy jej władzy i dorobku. Ja byłem tylko narzędziem – synem, którego można nagiąć pod własne zasady.
Wyszedłem stamtąd z majątkiem obiecanym na papierze, ale bez miłości. I z poczuciem, że moja matka wygrała bitwę, w której to ja byłem największym przegranym.
Coś zyskałem, coś straciłem
Minęło kilka miesięcy. Mam wszystko, o czym wielu mogłoby marzyć – dom, oszczędności, poczucie bezpieczeństwa. A jednak, kiedy wracam do pustego mieszkania, słyszę tylko echo własnych kroków. Julia zniknęła z mojego życia tak całkowicie, że czasem zastanawiam się, czy w ogóle była. Nie zadzwoniła, nie napisała. Jakby odcięła grubą kreską wszystkie nasze wspólne lata.
Z matką widuję się częściej niż kiedyś. Dba o to, żebym pamiętał, kto „uratował mnie przed błędem życia”. Kontroluje każdy mój krok – pyta, gdzie byłem, z kim rozmawiałem, jakie mam plany. Z początku myślałem, że przesadzam, że to tylko jej troska. Ale nie. To klatka. Złota, błyszcząca, pełna dostatku – a jednak klatka.
Czasami, kiedy wieczorem siadam z kieliszkiem wina, przypominam sobie Julię, jak siedziała na balkonie w letniej sukience, z włosami rozwianymi na wietrze. Śmiała się wtedy z czegoś, co powiedziałem, a jej śmiech miał w sobie tyle lekkości, że czułem, jakbym naprawdę był szczęściarzem. Wtedy dociera do mnie cała prawda: sprzedałem to szczęście. Wymieniłem je na papiery, na dom, na obietnicę spokoju, która okazała się iluzją.
Teraz jestem bogaty. Ale samotny. Samotniejszy niż kiedykolwiek wcześniej. I nie wiem, czy kiedykolwiek wybaczę sobie, że pozwoliłem matce wygrać. Przecież to nie ona poniosła największą stratę. To ja zostałem z niczym – tylko z własnym sumieniem, które nie daje mi spać.
Kamil, 35 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Myślałam, że 30-letni syn zmądrzeje, gdy się zakocha. A teraz mam w domu dwóch darmozjadów zamiast jednego”
- „Kupiłam teściowej na 60. urodziny eleganckie francuskie perfumy. Jej reakcja zaskoczyła nawet mojego męża”
- „W sekrecie przed rodziną zaciągnęłam kredyt na ślub córki. Teraz zamiast podziękowań odbieram upomnienia z banku”

