„Zachwycałam się luksusowym życiem znajomej i przyklaskiwałam jej sukcesom. Teraz wiem, że płaciła za to wysoką cenę”
„W słuchawce usłyszałam jej głos – słabszy, jakby zmęczony. Zapytała, czy mogę się z nią spotkać. Bez kawiarni, bez filtrów. U mnie. Przyszła bez makijażu, w dresie, z włosami związanymi niedbale w koczek. Wyglądała jak zupełnie inna kobieta”.

Patrzyłam na nią jak zahipnotyzowana. Codziennie wrzucała zdjęcia z egzotycznych podróży, kolacji w najlepszych restauracjach i drogich prezentów od tajemniczego partnera. Jej życie wyglądało jak bajka, o jakiej marzy wiele kobiet – piękna, niezależna, zawsze uśmiechnięta. Podziwiałam ją, przyklaskiwałam każdemu sukcesowi, komentowałam zdjęcia serduszkami i błyszczącymi emotkami. Wydawała się być ucieleśnieniem spełnienia. Spotykałyśmy się raz na jakiś czas, a każda rozmowa utwierdzała mnie w przekonaniu, że ona naprawdę żyje na innym poziomie. Była jak z innego świata. Tyle że pewnego dnia, bardzo zwyczajnego, dowiedziałam się, ile naprawdę ją to kosztowało.
Błyskotki z Instagrama
Zaczęło się od zdjęcia. Dokładnie pamiętam – siedziałam z kubkiem herbaty, przeglądając Instagram, kiedy wyskoczyła mi jej nowa relacja. Leżała na jachcie, w czerwonym kostiumie, z kieliszkiem prosecco w ręku i podpisem: „Wreszcie chwila dla siebie”. Tło stanowiła bezkresna tafla morza, a w tle ledwo dostrzegalna sylwetka kapitana. Nie mogłam oderwać wzroku. Przewijałam dalej – lunch z widokiem na Santorini, wieczór w operze w Mediolanie, nowa torebka z metką od projektanta, którą znałam tylko z reklam.
Nie była moją bliską przyjaciółką, raczej znajomą z liceum, z którą utrzymywałam luźny kontakt. Zawsze była ambitna, wygadana, potrafiła się sprzedać. Gdy inne dziewczyny martwiły się klasówką z matmy, ona już wtedy snuła plany o własnym biznesie i życiu w wielkim mieście. Po maturze wyjechała, przepadła na kilka lat, a potem nagle jej profil eksplodował zdjęciami, które przypominały okładki luksusowych magazynów.
Komentowałam je, oczywiście. „Piękna jak zawsze”, „Zasłużyłaś, kochana”, „Kiedy zabierzesz mnie ze sobą?”. Udzielał mi się jej blask. W jej życiu nie było miejsca na szarość, a ja – dziewczyna z małego miasta, pracująca w biurze rachunkowym – łapałam się na tym, że zaczynam porównywać swoje dni do jej bajkowej codzienności. Czasem nawet czułam się winna, że moje życie jest takie zwyczajne. Nie przyszło mi do głowy, że nie wszystko, co wygląda na idealne, naprawdę takie jest.
Opowiadała o swoim świecie
Spotkałyśmy się po latach zupełnym przypadkiem. Wpadłyśmy na siebie w galerii handlowej, obie w biegu. Ona w szpilkach i płaszczu, który wyglądał jak z wybiegu, ja z siatką z supermarkety. Uśmiechnęła się szeroko, jakby naprawdę się ucieszyła, a nie tylko grzecznościowo.
– Musimy się zgadać na kawę! – zawołała, zanim zdążyłam odpowiedzieć. – Pokażę ci, jak się żyje!
Kilka dni później siedziałam z nią w modnej kawiarni, gdzie kelnerzy nosili rękawiczki, a espresso kosztowało więcej niż mój obiad. Ona weszła pewnym krokiem, ucałowała mnie w policzek i od razu zaczęła opowiadać. Była w Paryżu, potem w Dubaju, planowała krótki wypad na Malediwy. Mówiła o współpracach, kontraktach, luksusowych markach, które „są teraz bardzo otwarte na kobiety z Europy Wschodniej”.
Słuchałam, kiwałam głową, zachwycałam się.
– Wiesz, ja po prostu wiedziałam, czego chcę – powiedziała, mieszając delikatnie herbatę z płatkami róży. – Trzeba mieć odwagę. I znać odpowiednich ludzi.
Zadawałam pytania, jakby z nadzieją, że i mnie zdradzi jakiś sekret. Jak zacząć, z kim się trzymać, gdzie wysyłać maile. Ona śmiała się tylko lekko i zmieniała temat. Na koniec zostawiła napiwek większy niż całe moje zamówienie. Uściskała mnie i powiedziała:
– Musimy się częściej widywać. Tęskniłam za normalnymi rozmowami.
A ja poczułam się, jakby rzuciła mi monetę – z wdzięczności, że przez chwilę mogła pobyć „normalna”.
Rysa na perfekcyjnym obrazie
Zaczęłam częściej zaglądać na jej profil. Codziennie była gdzieś indziej, z kimś nowym. Wieczory w apartamentach z widokiem na miasto, poranki w jedwabnych piżamach, śniadania serwowane do łóżka. Czasami pokazywała tylko fragment – kieliszek, róg poduszki, cień męskiej dłoni. Nigdy wprost. Wszystko wyglądało jak dobrze przemyślana kampania reklamowa.
Pewnego dnia zauważyłam coś, co nie pasowało do jej wizerunku. Filmik, który dodała z opóźnieniem, pokazujący, jak ktoś wręcza jej ogromny bukiet róż. W tle lustro. I w tym lustrze, ledwo widoczny – jej strach w oczach. Nie dałoby się tego dostrzec, gdyby nie to, że zrobiłam stop-klatkę, powiększyłam. Serce mi zabiło mocniej.
Zignorowałam to. Przecież mogło mi się wydawać. Kto wie? Nie wypadało pytać. Nie byłam aż tak blisko, żeby wchodzić w takie tematy. Poza tym zaraz potem wrzuciła zdjęcie z podpisem: „Czasem życie łamie, ale ja zawsze wstaję silniejsza”. Czytałam komentarze pełne zachwytu i wsparcia. Jedna z dziewczyn napisała: „Wiem, co czujesz. Ja też przez to przeszłam”. Moja znajoma nie odpowiedziała.
Zaczęłam się zastanawiać, czy za tą perfekcyjną fasadą naprawdę wszystko gra. Znałam ją kiedyś z zupełnie innej strony – odważną, ale nie cyniczną, ambitną, ale nie tajemniczą. Coś się zmieniło. Pojawiły się pytania, na które nie znałam odpowiedzi. I jeszcze więcej, których bałam się zadać.
Za kulisami luksusu
To ona zadzwoniła pierwsza. Był piątek wieczór, leżałam już w łóżku z książką. W słuchawce usłyszałam jej głos – słabszy, jakby zmęczony. Zapytała, czy mogę się z nią spotkać. Bez kawiarni, bez filtrów. U mnie. Przyszła bez makijażu, w dresie, z włosami związanymi niedbale w koczek. Wyglądała jak zupełnie inna kobieta. Zamiast perfum czuć było papierosy. Weszła, usiadła na kanapie i przez chwilę po prostu milczała. A potem zaczęła mówić.
– Zazdrościłaś mi, co? – zapytała cicho, patrząc gdzieś w bok.
– Może trochę – przyznałam szczerze. – Twoje życie wyglądało jak spełnienie marzeń.
Parsknęła cicho.
– To nie są moje marzenia. Ani twoje.
Przez godzinę opowiadała mi historie, które powinny zostać scenariuszami filmów. O układach, w które się wplątała. O ludziach, z którymi spędzała czas, dla których była ozdobą, za zdjęcia. O tym, że luksus, który prezentowała w sieci, miał swoją cenę. Nie tylko pieniężną. O tym, jak łatwo się w tym zatracić, kiedy raz przekroczysz granicę.
– Na początku myślisz, że to tylko gra – mówiła, popijając herbatę. – Że masz kontrolę. A potem budzisz się i nie poznajesz siebie.
Byłam wstrząśnięta. Nie oceniałam jej – nie miałam prawa. Raczej siedziałam i próbowałam zrozumieć, jak bardzo można się zagubić, kiedy świat nagradza cię za pozory.
– Dlaczego mi to mówisz? – zapytałam w końcu.
– Bo ty jesteś jedną z nielicznych, które mnie znają z czasów, zanim zaczęłam grać tę rolę. I może, chociaż trochę, mi jeszcze wierzysz.
Chciałam jej pomóc
Kilka dni po tamtej rozmowie odezwała się znowu. Tym razem to ja zaproponowałam spotkanie. Chciałam wiedzieć, co dalej. Czy da się z tego wyjść, czy istnieje jakieś „po”. Usiadłyśmy w parku na ławce, w kurtkach, z kubkami kawy z termosu. Świat wyglądał zupełnie inaczej niż na jej zdjęciach. Ona też.
– Próbowałaś się z tego wycofać? – zapytałam bez owijania.
Skinęła głową.
– Kilka razy, ale to nie jest takie proste. Kiedy raz wejdziesz do tego świata, wszystko inne wydaje się bez sensu. Tam są pieniądze, prestiż, adoracja. A potem, kiedy chcesz się wycofać, okazuje się, że nie masz już nic swojego. Nawet własnej tożsamości. – Chciałam tylko czuć się wyjątkowa – powiedziała cicho. – Tyle że to nie była wyjątkowość, tylko uzależnienie.
Siedziałyśmy długo w ciszy. Nie wiedziałam, jak jej pomóc, ale wiedziałam, że chcę. Że nie mogę jej teraz zostawić samej z tym wszystkim.
– Może zacznij od jednego zdjęcia bez filtra – rzuciłam na koniec, z nieśmiałym uśmiechem.
Spojrzała na mnie z zaskoczeniem, a potem przytaknęła.
– Może czas pokazać prawdziwą siebie. Choćby tylko jednej osobie.
Cena, o której nikt nie mówi
Minęło kilka miesięcy. Jej profil zmienił się diametralnie. Zniknęły jachty, luksusowe apartamenty i zdjęcia z egzotycznych miejsc. Zamiast tego pojawiły się zdjęcia spacerów po lesie, filiżanka kawy na parapecie, książka z zakładką i opis: „Wracam powoli. Do siebie”. Komentarzy było mniej. Zniknęli sponsorzy, „przyjaciele”, ci, którzy wspierali ją tylko wtedy, gdy miała co pokazać.
Spotykałyśmy się częściej. Zaczęła szukać pracy, próbowała różnych rzeczy – czasem mówiła, że to jak nauka życia od nowa. Nadal miewała trudne dni. Czasem płakała, czasem się śmiała bez powodu, czasem milczała godzinami, ale była w tym jakaś prawda. Prawda, której wcześniej brakowało.
Pewnego dnia powiedziała:
– Nikt nie mówi o tej cenie. O samotności, o strachu, o tym, jak bardzo się siebie nie lubisz, gdy schodzi makijaż i zostajesz sama w czterech ścianach. Ludzie widzą tylko zdjęcie. I lajkują.
Milczałam. Nie było nic do dodania. Miała rację. I może właśnie dlatego ta jej przemiana była tak ważna. Bo pokazała, że można się zatrzymać. Że można wybrać siebie. Dziś, kiedy patrzę na jej nowe życie, nie czuję już zazdrości. Czuję szacunek. I wdzięczność, że pozwoliła mi zobaczyć prawdę, zanim sama zaczęłam gonić za czymś, co tylko udaje szczęście. Mam nadzieję, że odnajdzie spokój. Że nauczy się znowu ufać – sobie i ludziom. A jeśli nie, to że przynajmniej wie, że nie musi już nikogo udawać.
Agnieszka, 34 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Płakałam, gdy dzieci pisały listy do świętego Mikołaja. Nie wiem, czy w grudniu wystarczy nam na chleb”
- „Spanikowałam, gdy zatrzasnęły mi się drzwi do mojego mieszkania. Uczynny sąsiad dał mi coś więcej niż tylko pomocną dłoń”
- „Znalazłam w aucie chłopaka szalik, lecz nie był to prezent na mikołajki. Okazało się, że trzymam w rękach dowód zdrady"

