Reklama

Rodzice narzekali, że spędzam z nimi za mało czasu. Cóż, ich pretensje nie były bezpodstawne. Na co dzień jestem zapracowany i trudno mi znaleźć czas dla samego siebie, a co dopiero dla bliskich. Doskonale rozumiem, że rodzina powinna być priorytetem. Dlatego zaproponowałem im wspólne wakacje nad morzem. Miało być miło i rodzinnie, a najadłem się wstydu jak nigdy wcześniej.

Nie mogę poświęcić rodzicom tyle czasu, ile by chcieli. Pracuję w korporacji jako menedżer projektu. To odpowiedzialne stanowisko, które wymaga ode mnie dużego zaangażowania. Z biura wychodzę dopiero wieczorem, a w weekendy często nie znajduję już siły na nic, poza porządkami w mieszkaniu i niezbędnymi sprawunkami. Doskonale zdaję sobie sprawę, że przez chroniczny brak czasu zaniedbuję rodziców. Nic nie poradzę. Przecież trzeba z czegoś żyć, a doby nie rozciągnę.

Mama nie kryła pretensji

Rodzice jak to rodzice – niby są wyrozumiali, ale zawsze znajdą sposób, by subtelnie wbić człowiekowi szpilkę.

– Co nowego, mamo? – zapytałem, gdy pewnego dnia wpadłem z wizytą do rodzinnego domu.

Wiele nowego, ale nic dobrego. Wiedziałbyś, gdybyś odwiedzał nas trochę częściej.

– Oj, mamo. Wiesz przecież, że krucho u mnie z czasem.

– Wiem, syneczku. Wiem – machnęła ręką. – Przecież ja nie mówię tego w złej wierze.

– Więc opowiadaj.

– Ojcu coraz bardziej dokucza astma. Już ledwo wchodzi po schodach. A ja, jak to ja. Stawy mnie bolą tak bardzo, że nie chce mi się nawet wstawać z łóżka. A przecież muszę. Nikt nie zawiezie mnie na zakupy ani do lekarza.

– Przecież wiesz, że zawsze możesz do mnie zadzwonić, gdy potrzebujesz jakiejkolwiek pomocy.

– Co ja ci będę głowę zawracać. Przecież jesteś taki zapracowany, że nawet na obiad nie masz czasu wpaść.

– Wierz mi, ja też chciałbym wam poświęcać więcej czasu. Nie zawszę mogę, ale nie ma niczego ważniejszego niż zdrowie. Jeżeli ty czy tata potrzebujecie jechać do lekarza, zawsze mogę wziąć urlop na żądanie.

– A później będziesz musiał zostawać po godzinach, a mnie sumienie nie da żyć.

Tak właśnie wyglądają rozmowy z moją mamą. Najpierw podstępnie przemyca pretensje, a później robi z siebie ofiarę.

Dla rodziców zmieniłem wakacyjne plany

Wróciłem do domu i przemyślałem, co mi powiedziała. „Wiedziałbyś, gdybyś odwiedzał nas trochę częściej” – brzmiały mi w głowie jej słowa. Rzeczywiście, nie miałem zbyt dużego pojęcia, co się u nich dzieje. Ale przecież mogłem to zmienić. Nie mogę zrezygnować z pracy, jednak nic nie stało na przeszkodzie, bym zmienił wakacyjne plany.

Zbliżający się urlop chciałem spędzić z kolegami. Mieliśmy w planach kitesurfing. Wynająłem już domek z dwiema sypialniami (wystarczyłaby mi jedna, ale tylko takie były dostępne) w jednej z nadmorskich miejscowości. Nakręciłem się na ten wyjazd, ale rodzice są ważniejsi.

„Nie ma takich planów, których nie można zmienić” – pomyślałem. Chwyciłem telefon i obdzwoniłem kumpli. Poinformowałem ich, że w tym roku będą łapać wiatr beze mnie. Następnie zadzwoniłem do rodziców.

Zaproponowałem im wspólny wyjazd

– Myślałem na temat naszej rozmowy, mamo. Masz rację. Rzeczywiście poświęcam wam za mało czasu, ale chcę to zmienić. Co powiecie na wspólne wakacje nad morzem?

– Nad morzem? Przecież na pewno nie znajdziemy już pokoju.

– O to nie musicie się martwić. Wynająłem domek z dwiema sypialniami. Wystarczy dla naszej trójki.

– Synku, przecież tam jest tak drogo. Nie stać nas.

– O nic nie musicie się martwić. Ja was zapraszam, więc ja za wszystko płacę.

– Muszę porozmawiać z ojcem.

– Jasne. Przekonaj go i oddzwoń do mnie, dobrze?

Piętnaście minut później dostałem informację zwrotną. Zgodzili się, ale mieli warunek.

– Zgoda, ale na miejscu sami będziemy za siebie płacić.

– Mamo, to naprawdę nie problem, żebym pokrył koszty.

– Doceniamy to, ale nie. Inaczej nie jedziemy.

– Skoro tak chcecie, niech tak będzie.

Ojciec targował się z każdym sprzedawcą

Dojechaliśmy na miejsce i zainstalowaliśmy się w domku. „Jesteśmy rozpakowani, więc idziemy na gofry” – zaproponował tata. No jasne, bo przecież wyjazd nad morze nie byłby kompletny bez wysokokalorycznych słodkości.

Znaleźliśmy przyzwoicie budkę i ustawiliśmy się w długiej kolejce. Gdy przyszła nasza kolej na złożenie zamówienia, tata dumnie zakomunikował, że on stawia.

– Siedemdziesiąt pięć złotych – zakomunikowała sprzedawczyni.

– Ile? – zdziwił się ojciec. – Chyba źle pani nabiła.

– Nie, wszystko się zgadza. Trzy gofry z bitą śmietaną, polewą i owocami. To razem siedemdziesiąt pięć złotych.

– Nie ze mną te numery! Nie dam się naciągnąć! Mogę zapłacić najwyżej trzy dychy – targował się.

– Bardzo mi przykro, ale obecnie nie mamy żadnych rabatów. Obowiązują ceny z menu.

Wy chcecie mnie okraść – nie odpuszczał.

– Tato, daj spokój. Ja zapłacę – wtrąciłem się i sięgnąłem po portfel.

– Nie, dziękuję. Stać mnie jeszcze na gofry dla rodziny – powiedział i położył na ladzie dwa banknoty i jedną monetę.

Kilka godzin później poszliśmy na rybkę. Weszliśmy do smażalni i od razu stamtąd wyszliśmy, bo zanim ojciec doszedł do lady, już zaczynał się targować. Przekonywałem ich, że za wszystko zapłacę, ale nie chcieli mnie słuchać.

Narobili mi niezłego wstydu

– Nie będziemy przepłacać za rybę. Idziemy na kiełbasę z grilla – powiedział ojciec.

– Jesteś pewny? Nad morzem wszystko sporo kosztuje. Nawet za pieczywo i keczup trzeba zapłacić oddzielnie – ostrzegłem go.

– Niczym się nie martw, synu. Idź, zajmij stolik, a my za chwilę dołączymy.

Przeszło mi przez myśl, żeby pod ich nieobecność złożyć zamówienie. Odpuściłem jednak ten pomysł. Ojciec jest dumnym człowiekiem i nie pozwoli, bym za niego płacił. Nie zauważyłem, dokąd poszli. Dowiedziałem się tego dopiero kilka chwil później.

Siedziałem przy stoliku, a tata z mamą stanęli w kolejce. Wrócili z trzema tackami, a na nich leżały niewielkie kiełbaski. „No super. Kiełbasa bez keczupu i pieczywa. Mogłem sam złożyć zamówienie” – pomyślałem, ale nie skomentowałem ich wyboru.

Usiedli przy stoliku, a chwilę później mama wyjęła z torebki trzy bułki i słoik musztardy.

– Myśleli, że nas orżną, ale my jesteśmy sprytniejsi – powiedział z dumą ojciec.

– Chyba żartujecie! Przecież tak nie można – skarciłem ich.

– A niby co nam zrobią?

Odpowiedź nadeszła w tej samej chwili, w której ojciec wypowiedział pytanie. Pojawiła się młoda dziewczyna z obsługi i głośno nas upomniała.

– Przepraszam państwa, ale w ogródku można spożywać tylko jedzenie zakupione u nas.

A niby dlaczego mamy przepłacać, skoro obok jest market spożywczy? – zapytał ojciec.

– Właśnie. Przecież wasze ceny to zdzierstwo – dodała mama.

– Przykro mi, ale takie są zasady. U nas i prawdopodobnie wszędzie indziej.

Do diabła z takimi zasadami! – zaczął się awanturować. – Możemy jeść, co chcemy!

Próbowałem go uspokoić, ale bez rezultatu. Gdy mój ojciec nakręci się, żadna siła nie jest w stanie go powstrzymać.

– W takim razie będę musiała poprosić państwa o opuszczenie naszego terenu.

– Jeszcze nie zjedliśmy.

Mogą państwo zjeść na zewnątrz.

– To jest bezczelność! To tak nad morzem traktuje się klientów? Chodźcie – zwrócił się do mnie i do mamy. – Wychodzimy stąd.

W życiu nie najadłem się tyle wstydu. To dla mnie żadna nowość, że mój ojciec jest dusigroszem, ale zamiast upierać się, powinien po prostu pozwolić mi zapłacić. Wszystkim byłoby łatwiej.

Radosław, 37 lat


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama