„Zabierałem kobiety na randkę do baru mlecznego. Jeśli laleczki chcą krewetek, to muszą udowodnić, że mają olej w głowie”
„Kiedyś próbowałem wierzyć, że ktoś może mnie pokochać za to, jaki jestem. Nie dla nazwiska, nie dla stanu konta, nie dla samochodu, którym podjeżdżam na spotkanie. Naiwnie myślałem, że wystarczy być sobą, że pieniądze są tylko dodatkiem”.

Nie jestem romantykiem. Nie wierzę w przeznaczenie, miłość od pierwszego wejrzenia ani w historie, w których dwoje ludzi odnajduje się mimo przeciwności losu. Moje doświadczenie uczyło mnie czegoś zupełnie innego – że większość relacji to układy. Czasem bardziej subtelne, czasem wręcz bezczelnie oczywiste. Przekonałem się o tym na własnej skórze zbyt wiele razy, by mieć jeszcze jakiekolwiek złudzenia.
Kiedyś próbowałem wierzyć, że ktoś może mnie pokochać za to, jaki jestem. Nie dla nazwiska, nie dla stanu konta, nie dla samochodu, którym podjeżdżam na spotkanie. Naiwnie myślałem, że wystarczy być sobą, że pieniądze są tylko dodatkiem. Błąd. Zawsze prędzej czy później padało pytanie o to, dokąd pojedziemy na wakacje, jakie dostanie prezenty na urodziny, czy "naprawdę chcę, żeby moja kobieta jeździła zwykłym autem". Dlatego tym razem postanowiłem to sprawdzić. Kinga wydawała się inna. Ale czy na pewno?
Pozwoliłem jej mówić
Zaparkowałem przed jej blokiem o dziewiętnastej, punktualnie. Kinga stała już na chodniku, przewracając coś w telefonie. Niecierpliwie przestępowała z nogi na nogę, jakby czekała na taksówkę do ekskluzywnego klubu. Gdy wysiadłem, podniosła wzrok i uśmiechnęła się szeroko.
– Pięknie wyglądasz – powiedziałem, otwierając jej drzwi pasażera.
– Wiem – rzuciła z uśmiechem i wsiadła do samochodu, zostawiając za sobą ślad drogich perfum.
Jechałem spokojnie, słuchając jej monologu. Opowiadała o nowej kolekcji torebek, które „koniecznie musi mieć”, o koleżance, której chłopak zabrał na tydzień do Dubaju, i o tym, jak bardzo „ludzie powinni wiedzieć, na co ich stać, zamiast żyć w iluzji”. Nie przerywałem. Nie miałem zamiaru.
Myślała, że żartuję
Po kilkunastu minutach skręciłem w boczną uliczkę i zatrzymałem się przed małą jadłodajnią. Szyld był nieco wypłowiały, a w środku paliło się ciepłe, żółtawe światło. Kilka stolików, proste menu wypisane na tablicy kredą. Żadnych białych obrusów, żadnych świec. Kinga zamarła.
– To tutaj? – zapytała powoli, jakby chciała dać mi szansę na powiedzenie „żartowałem”.
– Tak. Mają świetne jedzenie, domowa atmosfera – uśmiechnąłem się i wysiadłem, jakby nic się nie stało.
Zawahała się. Jej palce zacisnęły się na pasku torebki, a twarz, jeszcze chwilę temu rozpromieniona, straciła cały blask.
– Karol, ale… – zaczęła, ale ja już otwierałem drzwi do lokalu.
Chciało mi się śmiać
W środku unosił się zapach pieczonego mięsa i świeżo gotowanego rosołu. Starsza kobieta przy kasie powitała mnie ciepłym uśmiechem.
– Dzień dobry, Karol! Dawno cię tu nie było!
– Dzień dobry, pani Marysiu. Dziś przyprowadziłem koleżankę.
Kinga nie odpowiedziała na jej uśmiech. Wciąż rozglądała się wokół, jakby ktoś miał zaraz wyskoczyć z ukrytej kamery i krzyknąć: „To był test!”.
– Siadamy? – zapytałem, wskazując stolik w rogu.
Uśmiechnęła się sztywno i usiadła, ale widziałem, jak jej spojrzenie prześlizguje się po plastikowych krzesłach i prostych, drewnianych stolikach. To był dopiero początek, ale już wiedziałem, że ta randka nie potrwa długo.
Kinga pokazała prawdziwą twarz
Kinga siedziała sztywno przy stoliku, jakby ktoś wsadził ją tu za karę. Niepewnie rozglądała się po wnętrzu – po prostych zasłonach w kratkę, menu wypisanym kredą na tablicy i starszym mężczyźnie w roboczym kombinezonie, który pochylał się nad talerzem pierogów.
– Co podać? – kelner, młody chłopak w wyciągniętym t-shircie, podszedł do nas z uśmiechem.
– Ja… nie wiem… – Kinga uniosła jedną brew i odsunęła kartę, jakby bała się, że się ubrudzi.
– Dla mnie placek po węgiersku i kompot, jak zawsze – powiedziałem.
– Ja… sałatkę. Macie jakieś… wegańskie opcje? – zapytała, a chłopak spojrzał na nią z lekkim zmieszaniem.
– Eee… Mamy mizerię?
Westchnęła ciężko.
– To poproszę… frytki.
Kiedy kelner odszedł, Kinga oparła brodę na dłoni i spojrzała na mnie uważnie.
– Karol, ale powiedz mi szczerze… Czemu akurat tu? – jej ton był lekko napięty, ale wciąż zachowywała pozory uprzejmości.
– Bo tu dobrze karmią.
– Tak, ale… – uśmiechnęła się cierpko. – Nie żebym miała coś przeciwko… skromnym miejscom, ale myślałam, że… skoro cię stać…
– To powinienem zaszaleć? – dokończyłem za nią.
– Po prostu… kobieta chce czuć, że mężczyzna się stara – powiedziała, bawiąc się paznokciami. – Nie mówię, że musimy jadać w najdroższych restauracjach, ale jakieś minimum…
Jej wzrok zatrzymał się na starszej kobiecie przy sąsiednim stoliku, która z uśmiechem zajadała schabowego. W jej oczach malowało się coś pomiędzy niesmakiem a niedowierzaniem. To już nie była Kinga z ekskluzywnego przyjęcia – urocza, roześmiana, sprawiająca wrażenie inteligentnej i pełnej pasji. Teraz widziałem kobietę, dla której liczyło się jedno: status. A ja właśnie jej go odebrałem.
Była podejrzliwa
Patrzyłem na Kingę, jak z udawaną obojętnością skubała frytki, co chwila spoglądając na drzwi, jakby liczyła, że ktoś ją stąd wyciągnie. Już się nie uśmiechała, nie śmiała się perliście jak na przyjęciu, gdzie ją poznałem. Tam była czarująca, pełna życia. Tu – rozczarowana, jakby ten wieczór był dla niej stratą czasu.
Westchnęła ciężko i odłożyła widelec.
– Karol, powiedz mi szczerze… To jakiś test? – zapytała nagle, wbijając we mnie spojrzenie.
Nie odpowiedziałem od razu. Czekałem, aż sama dopowie sobie resztę.
– Bo jeśli tak, to… trochę dziecinne, nie sądzisz? – kontynuowała, splatając ręce na piersi. – Mężczyzna powinien imponować kobiecie, a nie… zabierać ją w takie miejsca. To, jak traktujesz kobietę, świadczy o tobie.
Uśmiechnąłem się lekko.
– Masz rację. I właśnie dlatego wychodzę.
Zaskoczenie przemknęło przez jej twarz, ale szybko je zamaskowała.
– Co?
Położyłem 30 zł na stoliku, wstałem i spojrzałem jej prosto w oczy.
– Nie szukam kogoś, komu imponują restauracje. Szukam kogoś, kto widzi mnie.
Kinga otworzyła usta, jakby chciała coś powiedzieć, ale ja już odwróciłem się i wyszedłem. Nie było sensu tego ciągnąć. Wiedziałem, że się nie myliłem.
Kinga nie zdała testu
Szeleszczący banknoty na stoliku były jedynym dźwiękiem, który zostawiłem po sobie, wychodząc. Nie odwróciłem się, nie czekałem na jej reakcję. Wiedziałem, co zobaczę – niedowierzanie, wściekłość, może cień paniki. Ale to już nie miało znaczenia.
Wyszedłem na chłodne, nocne powietrze i wsiadłem do samochodu. W lusterku bocznym zobaczyłem, jak Kinga wciąż siedzi przy stoliku, z telefonem w dłoni. Może szukała nowej randki, kogoś, kto „potraktuje ją odpowiednio”.
Odpaliłem silnik i powoli ruszyłem. Przez chwilę walczyłem z pokusą – czy powinienem zatrzymać się na światłach i zobaczyć, czy wybiegła za mną? Czy może dumnie została, jakby to ona podjęła decyzję? Ale to już nie było istotne.
Gdy wyjechałem na główną ulicę, uśmiechnąłem się do siebie. Nie dlatego, że czułem satysfakcję. Nie dlatego, że „wygrałem”. Po prostu – czułem ulgę. Nie musiałem już marnować czasu.
Z radia popłynęła spokojna melodia, a ja przyspieszyłem, zostawiając za sobą świat, w którym wszystko miało cenę.
Nie było mi żal
Wróciłem do domu późnym wieczorem. Miasto powoli zasypiało, światła neonów odbijały się od mokrego asfaltu. Wszedłem do mieszkania, rzuciłem klucze na komodę i nalałem sobie whisky. Oparłem się o parapet, patrząc na panoramę miasta.
Nie czułem gniewu, nie czułem zawodu. Raczej… zmęczenie. Nie pierwszy raz ktoś patrzył na mnie przez pryzmat mojego konta bankowego. Nie pierwszy raz byłem traktowany jak chodząca karta kredytowa.
A jednak za każdym razem miałem cichą nadzieję, że tym razem będzie inaczej. Telefon zawibrował na stole. Spojrzałem na ekran – wiadomość od Kingi.
„Może możemy to jeszcze omówić? Źle zaczęliśmy ten wieczór…”
Parsknąłem śmiechem. Nie odpisałem.
Wziąłem łyk whisky, czując jej przyjemne ciepło. Gdzieś tam na świecie istniała kobieta, która pokocha mnie dla mnie samego. Może nie dziś, może nie jutro. Ale wiedziałem jedno – nie zamierzałem już udowadniać swojej wartości nikomu, kto nie widział jej od początku.
Uśmiechnąłem się do siebie i w końcu poczułem spokój.
Karol, 39 lat
Czytaj także: „Szwagierka zamiast dzieci robiła karierę. Nie wytrzymałam, gdy zaczęła traktować moją córkę jak zabawkę”
„Odkąd poznałam tajemnicę synowej, mam ochotę posłać ją do piekła. Jak mogła zrobić coś tak obrzydliwego?”
„Znudziło mi się bycie matką. Nie chce mi się już słuchać ciągłego jęczenia i marudzenia moich dzieci”

