„Za wygraną w totka wyremontowałam mieszkanie. Nie spodziewałam się, że te pieniądze będą kością niezgody w rodzinie”
„Zapadła cisza, której nie umiałam od razu przerwać. Spodziewałam się okrzyku radości, gratulacji, może nawet pytania, co teraz zrobię. Tymczasem Karolina, jakby to było oczywiste, od razu przeszła do planów na własny rachunek”.

- Redakcja
Mieszkam sama w niewielkim mieszkaniu na osiedlu z wielkiej płyty, pracuję w małym sklepie spożywczym na rogu. Lubię swoją codzienną rutynę: wstaję wcześnie, parzę kawę, zaglądam przez okno, czy sąsiadka z naprzeciwka już wyszła z psem. W pracy znam większość klientów po imieniu. Nie mam wielkich wydatków – trochę na rachunki, trochę na jedzenie, czasem drobny prezent dla wnuczki sąsiadki, która zawsze macha do mnie z wózka.
Żyłam skromnie
Od lat marzę o remoncie kuchni. Moja jest jeszcze z czasów Gierka – szafki pamiętają lepsze dni, a blat, gdyby mógł mówić, opowiedziałby niejeden kuchenny dramat. Odkładałam to na „kiedyś”, ale wiecznie wypadało coś ważniejszego. Córka nieraz prosiła o pomoc – a to na ratę kredytu, a to na nową pralkę, a to bo Piotrowi coś w pracy nie wyszło.
Pomagałam, bo tak mnie wychowano – rodzina to rodzina. Ale bywało ciężko. Karolina jest impulsywna, trochę rozrzutna, a ja od dawna czułam, że traktuje moją pomoc jak coś oczywistego. Mimo to nie narzekam. Mam swoje małe przyjemności – książki z biblioteki, sadzenie kwiatów na balkonie. Planowałam, że kiedy przejdę na emeryturę, wreszcie zrobię remont, może pojadę nad morze. Nic wielkiego – ot, kilka drobiazgów, które sprawią, że poczuję, że żyję też dla siebie.
Aż pewnego dnia los postanowił mnie zaskoczyć. Wyszłam z pracy, kupiłam kupon w totolotka – tak, dla żartu, bo przecież i tak się nie wygrywa – i… wygrałam sumę, o której nigdy nie śmiałabym marzyć.
Byłam w szoku
Nie wytrzymałam długo. Zadzwoniłam do córki, chcąc podzielić się radością.
– Karolinko, wyobraź sobie, że wygrałam w totolotka! – wyrzuciłam z siebie podekscytowana.
– Super! – odpowiedziała bez cienia zdziwienia. – To w końcu kupię sobie auto. Pożyczysz mi z wygranej?
Jej ton sprawił, że poczułam, jak mój entuzjazm gaśnie. Zapadła cisza, której nie umiałam od razu przerwać. Spodziewałam się okrzyku radości, gratulacji, może nawet pytania, co teraz zrobię. Tymczasem Karolina, jakby to było oczywiste, od razu przeszła do planów na własny rachunek.
– Karolinko… – zaczęłam ostrożnie. – Jeszcze nie zdecydowałam, co z tymi pieniędzmi zrobię. To spora suma, ale muszę się zastanowić, jak ją najlepiej wykorzystać.
– Jak to nie wiesz? – przerwała mi od razu. – Przecież to jasne, że powinnaś pomóc mi, swojej córce. Wiesz, że odkładam na auto, a teraz w końcu byłaby okazja.
– Rozumiem, ale to jest moja wygrana – powiedziałam spokojnie, choć czułam, jak robi mi się przykro. – Muszę pomyśleć, co będzie dla mnie najlepsze.
– Czyli ja się nie liczę? – jej głos stwardniał. – No pięknie.
Myślała o sobie
Nie chciałam się kłócić, ale w środku czułam rozczarowanie. Wyobrażałam sobie, że usłyszę od niej coś ciepłego, poczuję, że naprawdę się cieszy. Zamiast tego rozmowa skręciła w stronę wyrzutów.
– Liczysz się, Karolinko – powiedziałam w końcu. – Ale mam prawo pomyśleć najpierw o sobie. To nie znaczy, że nigdy ci nie pomogę, tylko że nie podejmę decyzji w pięć minut.
– Dobrze, mamo – rzuciła chłodno. – Nie będę ci przeszkadzać w zastanawianiu się.
Rozłączyła się, a ja siedziałam jeszcze chwilę, wpatrując się w pusty ekran. To miała być radosna chwila, a wyszła z niej rozmowa, po której zostało mi dziwne uczucie ciężaru. Wiedziałam, że Karolina ma trudny charakter, ale miałam nadzieję, że w takim momencie odłoży swoje oczekiwania na bok. Zamiast tego poczułam, że między nami coś się zepsuło, jakby pojawiła się nowa, niechciana granica.
Czułam niesmak
Minęło kilka tygodni. Emocje po tamtej rozmowie nieco opadły, choć nie zapomniałam, jak szybko Karolina przeszła od gratulacji do oczekiwań. W tym czasie podjęłam pierwsze decyzje. Zleciłam remont kuchni – nowa zabudowa, jasne fronty, solidny blat, wymiana sprzętu na nowy. Kiedy weszłam do odświeżonego pomieszczenia, czułam, że wreszcie mam kawałek domu, który jest dokładnie taki, jak chciałam.
Postanowiłam zaprosić Karolinę, żeby zobaczyła zmianę. Przyjechała sama, jej mąż by w pracy. Przez pierwsze minuty kręciła się po kuchni, zaglądała do szafek, dotykała blatu.
– Naprawdę pięknie, mamo – przyznała, siadając przy stole. – Widać, że nie oszczędzałaś na tym remoncie.
Uśmiechnęłam się, podając jej kawę.
– Cieszę się, że ci się podoba. To była moja mała zachcianka od lat.
Karolina popatrzyła na mnie uważnie, a potem, jakby to było najprostsze na świecie, rzuciła:
– Skoro miałaś na nową kuchnię, to dasz mi trzydzieści tysięcy na wkład do mieszkania, prawda?
Zabrała mi radość
Poczułam, jak w środku napinam się z wrażenia.
– Nie, córeczko – odpowiedziałam powoli. – Ta wygrana to moje szczęście. Chcę ją wykorzystać dla siebie, na rzeczy, które od dawna odkładałam.
– Czyli ja nie zasługuję na nic? – spytała, unosząc brwi. – W takim razie nie licz na moją pomoc, gdy będziesz jej potrzebować.
Te słowa zabolały mnie bardziej, niż chciałam przyznać. Nie spodziewałam się wdzięczności, ale taki szantaż? Rozmowa potoczyła się jeszcze przez chwilę, lecz atmosfera była ciężka. Karolina wyszła szybciej, niż planowała, a ja zostałam w pięknej, nowej kuchni z poczuciem, że radość z niej właśnie komuś udało się popsuć.
Po tamtej wizycie zaczęły się tygodnie, które trudno nazwać inaczej niż chłodnymi. Karolina odzywała się rzadko, zwykle krótko i bez cienia dawnych ciepłych tonów. O spotkaniach nie było mowy, a jeśli już rozmawiałyśmy przez telefon, brzmiała, jakby wypełniała obowiązek, a nie chciała mnie usłyszeć.
Była oschła
Wciąż miałam w pamięci jej słowa o tym, że nie mam co liczyć na pomoc. Nie chodziło nawet o te trzydzieści tysięcy, tylko o to, że poczułam się dla niej bardziej źródłem pieniędzy niż matką. Wygrałam w totolotka, a zamiast radości dostałam oskarżenia i groźby. Pewnego dnia postanowiłam zrobić pierwszy krok. Zadzwoniłam.
– Karolinko, może byśmy usiadły i spokojnie porozmawiały? – zaproponowałam. – Tak, żeby wszystko sobie wyjaśnić.
– A o czym? – odpowiedziała bez wahania. – Ty już wybrałaś. Siebie.
Zabrzmiało to tak, jakby w jej oczach było coś złego w tym, że wreszcie postawiłam na własne potrzeby. Chciałam powiedzieć, że całe życie byłam przy niej, że nie raz i nie dwa ratowałam jej budżet kosztem własnego, ale czułam, że w tej chwili każde słowo będzie tylko dolewaniem oliwy do ognia.
Oddaliłyśmy się
Rozłączyłyśmy się szybko. Patrzyłam na telefon, jakby w nadziei, że zadzwoni jeszcze raz i powie, że nie chciała tak zabrzmieć. Nic takiego się nie wydarzyło. Tego wieczoru po raz pierwszy poczułam, że między nami stanął mur, którego nie umiem ruszyć ani obejść.
Kiedy minęło kilka kolejnych tygodni milczenia, zaczęłam się zastanawiać nad całym naszym dotychczasowym układem. Przez lata, gdy Karolina potrzebowała pieniędzy, rezygnowałam z własnych planów. Nigdy nie myślałam, by odmawiać, bo wydawało mi się, że tak trzeba. Teraz, gdy po raz pierwszy postawiłam granicę, dostałam w zamian chłód i wyrzuty.
Opowiedziałam o tym przyjaciółce.
– Może ona potrzebuje czasu, żeby zrozumieć – powiedziała.
– Może… – westchnęłam. – Ale ja też mam jedno życie i chcę je przeżyć po swojemu.
Wiedziałam, że nie chcę już wracać do roli kogoś, kto spełnia cudze oczekiwania kosztem siebie. Wygrałam te pieniądze i zamierzałam z nich korzystać bez poczucia winy.
Stanisława, 64 lata
Czytaj także:
- „Wstydzę się swojego dziecka, bo ciągle płacze i krzyczy. Nikt mi nie powiedział, że macierzyństwo to taki koszmar”
- „Wyjechaliśmy z mężem na wakacje naszych marzeń do Chorwacji. Wróciliśmy po tygodniu i podpisaliśmy papiery rozwodowe”
- „Egipskie noce spędzałam w ramionach miejscowego Adonisa. Szybko się przekonałam, że nawet uczucia nie są za darmo”

