„Za namową córki założyłam konto na portalu randkowym. Wstyd, że w tym wieku mężczyźni wciąż myślą tylko o jednym”
„Któregoś razu zaczęła mnie namawiać na założenie konta w portalu internetowym dla seniorów. Przekonywała, że czasy się zmieniły i że wszyscy są teraz w sieci. Zbywałam ją wtedy, bo wydawało mi się to zbyt odważne”.

- Listy do redakcji
Niektórzy mówią, że po sześćdziesiątce życie się kończy. Ja właśnie wtedy zaczęłam dopiero rozumieć, jak naprawdę wygląda samotność. Owdowiałam sześć lat temu. Mój mąż odszedł we śnie. Jednego dnia oglądaliśmy razem wiadomości w telewizji, a następnego trzymałam w dłoni jego akt zgonu.
Zostałam sama
Po jego śmierci jedynie funkcjonowałam, ale nie żyłam. Wewnątrz mnie jakby wszystko umarło razem z nim. Nie widziałam już sensu w codziennych czynnościach. Nie miałam dla kogo gotować, robić zakupów czy prać.
Moja córka Edyta przychodziła wtedy do mnie co kilka dni. Martwiła się o mnie i ciągle narzekała, że siedzę w czterech ścianach jak jakaś pustelniczka. Któregoś razu zaczęła mnie namawiać na założenie konta w portalu internetowym dla seniorów. Przekonywała, że czasy się zmieniły i że wszyscy są teraz w sieci. Zbywałam ją wtedy, bo wydawało mi się to zbyt odważne. Jestem z pokolenia, które telefon komórkowy poznało dopiero w dojrzałym wieku i teraz miałabym jeszcze randkować online? Ale Edyta była nieugięta. Przyniosła mi laptopa, ustawiła wszystko i powiedziała:
– Mamo, nie chodzi przecież o to, żebyś od razu wychodziła za mąż! Ale pogadaj z kimś, napij się kawy, pośmiej się! Ty już tyle przeszłaś. Należy ci się trochę radości.
Spojrzałam na nią. Byłam wzruszona, że moja córka jest jedyną osobą, która jeszcze potrafi we mnie uwierzyć, choć ja dawno przestałam wierzyć w siebie.
Byłam sceptyczna
– Córeczko, ja nie wiem nawet, co się tam pisze – westchnęłam.
– Prawdę. Pisze się to, co się czuje i co się myśli – uśmiechnęła się. – No, zakładamy profil.
– Dziecko… – zaczęłam.
– Mamo, nie bój się. Najwyżej nie odpiszesz. Ale może poznasz kogoś, z kim warto utrzymać bliższy kontakt?
Nie miałam pojęcia, od czego zacząć. Na ekranie widniało puste pole: „Opowiedz coś o sobie”. Gapiłam się w ten biały, pusty prostokąt, jakby miał się sam wypełnić. Edyta siedziała naprzeciwko i gryzła paznokcie.
– Napisz po prostu, że jesteś wdową i szukasz towarzystwa do rozmowy – podpowiedziała.
– To brzmi, jakbym była zdesperowana.
– Ale przecież tak jest, mamo – powiedziała łagodnie. – Przecież jesteś sama. Nie oszukuj siebie.
Westchnęłam. W końcu wpisałam, że lubię czytać książki, że tęsknię za kimś, z kim można porozmawiać o wszystkim i o niczym, że nie szukam przygód, tylko zrozumienia i ciepła. Edyta spojrzała mi przez ramię, poprawiła literówkę i kliknęła „zapisz”.
Ktoś się odezwał
Przez pierwsze dni nie działo się nic istotnego. Kilku panów napisało do mnie, ale rozmowy urywały się po dwóch, trzech wiadomościach. Jeden chciał tylko zdjęcia, drugi wypytywał o mój majątek, trzeci pisał tak, jakby kopiował teksty z internetu. Już miałam zamknąć to wszystko, kiedy pojawiła się wiadomość od mężczyzny imieniem Edward:
„Dobry wieczór, Krystyno. Nie wiem, czy wypada zaczynać tak od razu, ale mam wrażenie, że jesteś osobą, z którą można rozmawiać długo o różnych sprawach. Jeśli tylko masz ochotę, chętnie się przedstawię”.
Zdziwiło mnie to. Nie zaczynał od komplementów, nie wysyłał od razu swojego zdjęcia z siłowni albo z wędkowania. Wydawał się spokojny i stonowany. Odpisałam i od tej pory pisaliśmy codziennie. Z każdą wiadomością czułam się bardziej zaintrygowana, jakby jakaś część mnie znowu ożywała. Opowiadał mi o książkach, które lubił, o swoich córkach, które wyprowadziły się z domu i nagle zrobiło się w nim cicho. Pytał o moje ulubione dania, o wakacje z młodości, o wspomnienia.
Polubiłam go
Po tygodniu zaproponował spotkanie. Napisał: „Jeśli masz ochotę, moglibyśmy się spotkać w jakiejś małej kawiarence w mieście”. Zgodziłam się. W dniu spotkania drżały mi ręce jak nastolatce przed pierwszą randką. Ubrałam się starannie, ale niezbyt przesadnie elegancko, żeby sobie czegoś nie pomyślał. Chciałam czuć się pewnie. Edward już czekał w kawiarni. Kiedy podeszłam do stolika, wstał i powiedział:
– Dzień dobry, Krysiu. Bardzo się cieszę, że przyszłaś.
Usiedliśmy i zamówiliśmy po kawie. Rozmawialiśmy przez ponad dwie godziny, właściwie o niczym ważnym, ale poczułam się tak, jakbyśmy znali się od dawna. Nawet nie zauważyłam, kiedy zaczęłam mu opowiadać o moim zmarłym mężu, o tym, że za nim tęsknię, ale już oswoiłam się z tą samotnością. Edward słuchał, nie przerywał. Kiedy się żegnaliśmy, powiedział tylko:
– Jeśli chciałabyś się jeszcze kiedyś spotkać, to czekam na wiadomość od ciebie.
Wracałam do domu z mocno bijącym sercem. Następnego dnia dostałam wiadomość, ale nie od Edwarda: „Proszę trzymać się od mojego męża z daleka. To tylko jego rozrywka”.
Oszukał mnie
Przeczytałam tę wiadomość trzy razy. Słowa były proste, ale poczułam się śmieszna, naiwna i stara. Wpatrywałam się w ekran, a potem odłożyłam laptopa. Siedziałam chwilę bez ruchu i czułam, że wszystkie moje nadzieje były tylko złudzeniem.
Całą noc nie mogłam zasnąć. Leżałam w łóżku z otwartymi oczami, a sen nie nadchodził. W głowie wciąż widziałam tamtą wiadomość. Wreszcie nad ranem usiadłam przy komputerze i napisałam: „Edwardzie, dostałam dziś wiadomość od kobiety, która twierdzi, że jest twoją żoną. Jeśli to prawda, chcę wiedzieć, kim jesteś i dlaczego postanowiłeś mnie oszukać”. Nie musiałam długo czekać. Odpisał po niecałej godzinie:
„Krystyno… To nie tak. Chciałem ci to powiedzieć. Tak, jestem żonaty, ale to małżeństwo od dawna nie istnieje. Mieszkamy razem tylko ze względu na sytuację finansową. Od lat żyjemy obok siebie. Myślałem, że jeśli powiem prawdę na początku, nie będziesz chciała nawet ze mną rozmawiać”.
Nie wiedziałam, co myśleć
Patrzyłam na te słowa i nie mogłam zrozumieć, co czuję. Rozczarowanie? Wściekłość? Może wstyd, że dałam się wciągnąć w coś, co nie miało prawa się udać? Przeczytałam wiadomość od Edwarda kilka razy. Było w tym coś bardzo znajomego – tłumaczenia, że to skomplikowane, że on sam nie wie, co robi, że czuje się uwięziony. Ile razy słyszałam podobne rzeczy od znajomych? Wtedy nie sądziłam jednak, że kiedyś dotyczyć to będzie mnie.
Nie wiem, czy jeszcze kiedyś się zakocham, nie wiem też, czy jeszcze znajdę w sobie jakąś nadzieję na stworzenie z kimś bliskości, czy komuś uda się zajrzeć za ten mur nieufności i ostrożności. Ale wiem jedno – nie chcę już wchodzić w życie ludzi, którzy traktują innych tylko jak chwilową rozrywkę.
Z Edwardem nie mam już kontaktu. Czasem zastanawiam się, czy pisze teraz do innych kobiet, czy znowu zaprasza inne kobiety do kawiarenki i opowiada im o książkach. Ale zaraz potem myślę, że to już nie moja sprawa.
Krystyna, 62 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Z uśmiechem na ustach patrzyłam, jak mojego męża pożera jego własna chciwość. Tak się kończy ignorowanie rad żony”
- „Pojechałam na urlop do Chorwacji w listopadzie. Nie spodziewałam się tam cudów, ale i tak 1 rzecz mnie zaskoczyła”
- „Lubię, gdy ludzie widzą we mnie pieniądze. Wychodząc z domu zawsze mam na sobie najdroższe ciuchy i pachnę luksusem”

