Reklama

Czasem wydaje mi się, że jestem naiwna, a może nawet lekko beznadziejna, jeśli chodzi o kontakty z rodzinami moich chłopaków. Przez całe życie próbowałam wkupić się w łaski mam, babć i sióstr – gotowałam, piekłam, a nawet śmiałam się z nudnych dowcipów, których nie rozumiałam. Efekt? Zazwyczaj marny. Ale kiedy poznałam Wiktora, wszystko się zmieniło – przynajmniej na początku.

Wiktor był inny

Był ciepły, troskliwy, zabawny. Przy nim czułam się bezpiecznie i kochana. Uwielbiałam nasze długie rozmowy o wszystkim i o niczym. Kiedy zaproponował, że przedstawi mnie swojej rodzinie, ogarnęła mnie panika pomieszana z nadzieją. Może tym razem będzie inaczej? Może wreszcie uda mi się zyskać sympatię przyszłej teściowej?

Niestety, od pierwszego spotkania z Małgorzatą czułam chłód. Kobieta ta miała w sobie coś dominującego, co od razu wywoływało mój niepokój. Patrzyła na mnie krytycznie, a uśmiech miała zaledwie uprzejmy. Ale nie poddawałam się – chciałam, by Wiktor był ze mnie dumny. Nawet jeśli miałabym zacisnąć zęby i tłumić własne uczucia, zrobię wszystko, by mnie zaakceptowali.

Im bliżej było do rodzinnego grilla, tym większą presję czułam. Gotowałam się do tego spotkania tak, jakbym miała stoczyć najważniejszą bitwę swojego życia. Z niepokojem w sercu, ale i z dużą nadzieją, przygotowałam się na dzień, który miał wszystko zmienić.

Na początku grill przebiegał nawet lepiej, niż to sobie wymarzyłam. Pogoda była cudowna, słońce przebijało przez liście drzew, a w ogrodzie roznosił się zapach kiełbasek i pieczonych warzyw. Atmosfera była lekka i sielankowa.

Wszyscy żartowaliśmy, śmialiśmy się i wspólnie nakrywaliśmy do stołu. Nawet Małgorzata wydawała się bardziej przyjazna niż zwykle. Tadeusz, ojciec Wiktora, który był raczej spokojnym człowiekiem, raz po raz dorzucał kolejne porcje mięsa na ruszt i uśmiechał się życzliwie, choć jakby trochę z boku.

Poczułam się pewniej, pomyślałam, że może wreszcie coś się zmienia, że moje obawy były przesadzone. Wiktor obejmował mnie ramieniem, a ja wierzyłam, że dziś naprawdę udało mi się przełamać lody. Dopóki Małgorzata, lekko roześmiana, nie rzuciła nagle, dość głośno, jakby mówiła jakiś świetny żart:

– Daj spokój, Ola to nie dziewczyna na stałe. Wiktor i tak zaraz znajdzie nową!

W tym momencie wszyscy ucichli. Serce na chwilę przestało mi bić, jakbym nie zrozumiała jej słów, albo jakbym bardzo chciała ich nie rozumieć. Spojrzałam na Wiktora, który w odpowiedzi tylko niezręcznie się uśmiechnął i odwrócił wzrok gdzieś w bok. Nie powiedział ani słowa. Poczułam, jak gorąco uderza mi do twarzy, spojrzenia wszystkich skierowały się nagle na mnie. Czułam się upokorzona, nie wiedząc, jak zareagować.

Przez chwilę miałam nadzieję, że Wiktor coś powie, ale on milczał, jakby to, co właśnie usłyszeliśmy, wcale się nie wydarzyło. Zacisnęłam zęby, próbując powstrzymać łzy, które nagle zaczęły napływać mi do oczu. Nie mogłam uwierzyć, że właśnie tak brutalnie, przy wszystkich, moja przyszła teściowa powiedziała, co o mnie myśli.

A on nie zrobił nic, żeby mnie obronić

W końcu nie wytrzymałam. Z całych sił starałam się opanować drżenie rąk i szybko wstałam, odkładając talerz na stolik. Ten nagły ruch jeszcze bardziej spotęgował napięcie, które zapanowało przy stole. Przez kilka sekund w całym ogrodzie słychać było tylko świergot ptaków. Spojrzałam na Wiktora, desperacko szukając w jego oczach choćby odrobiny wsparcia albo jakiegoś znaku, że mu na mnie zależy.

Ale on wciąż uśmiechał się nerwowo, unikając mojego wzroku, jakby miał nadzieję, że sytuacja sama się rozwiąże, jeśli nie zareaguje. Wtedy poczułam, że wszystko się we mnie gotuje – gniew, smutek, zawód, a przede wszystkim ogromny wstyd. Bez słowa wyszłam z ogrodu, słysząc za sobą ciszę, której nikt nie odważył się przerwać.

Kiedy znalazłam się poza zasięgiem ich spojrzeń, nie mogłam powstrzymać łez, które same popłynęły mi po policzkach. Szłam przed siebie, nie widząc właściwie drogi. W mojej głowie kłębiło się tysiące myśli, jedna bardziej bolesna od drugiej. Dlaczego Wiktor nic nie powiedział? Dlaczego milczał, jakby przyzwalał swojej matce na takie słowa?

Czy naprawdę byłam dla niego tak nieważna, że pozwolił jej mnie publicznie upokorzyć? Zatrzymałam się przy pobliskiej ławce, usiadłam i schowałam twarz w dłoniach.

„Dlaczego nic nie powiedział? Nawet słowa? Czy naprawdę jestem aż tak nieważna? Co ja w ogóle robię z kimś takim?”, powtarzałam sobie w myślach, czując, jak wszystko, co budowaliśmy, rozsypuje się w jednej chwili na moich oczach. Nie chciałam wracać, nie chciałam go widzieć. W głębi serca czułam, że stało się coś, czego już nie da się naprawić. Chyba właśnie wtedy zaczęłam rozumieć, że to, co miało być początkiem czegoś dobrego, było początkiem końca.

Przez kolejne dwa dni chodziłam jak struta, nie potrafiąc się na niczym skupić. Każda minuta wydawała się trwać w nieskończoność, a ja nie mogłam przestać patrzeć na telefon, czekając na choćby krótką wiadomość od Wiktora. Miałam nadzieję, że wyjaśni mi wszystko, że przeprosi, albo chociaż napisze cokolwiek, co pozwoli mi zrozumieć, co się właściwie stało. Ale telefon milczał.

Kiedy w końcu pojawiła się wiadomość od niego, serce podeszło mi do gardła. Otworzyłam ją szybko, z nadzieją, która równie szybko zgasła.

„Nie obraź się, ale mama uważa, że chyba nie pasujemy do siebie…”

Gapiłam się na ekran telefonu z niedowierzaniem. Mama uważa? A co z nim samym?

Z drżącymi palcami odpisałam:

„A ty co myślisz?”

Odpowiedź przyszła szybko, bez emocji, jakby mówił o pogodzie:

„Nie wiem. Potrzebuję czasu…”

To było jak uderzenie prosto w twarz. Wszystkie moje nadzieje, marzenia i plany związane z nami nagle rozsypały się w pył. Bolało mnie to bardziej niż słowa Małgorzaty. Wiktor pozwolił matce decydować o naszym związku, jakby był jeszcze dzieckiem, które nie potrafiło samo podjąć decyzji. Poczułam się zdradzona podwójnie – nie tylko przez jego matkę, ale przede wszystkim przez niego samego.

Cały dzień spędziłam na przemian płacząc i zastanawiając się, co zrobiłam źle. Czy naprawdę byłam taka nieważna, że można mnie było po prostu skreślić jedną krótką wiadomością? Z każdą godziną czułam coraz większą gorycz i rozczarowanie. Zaczęłam zdawać sobie sprawę, że problem nie polegał na mnie. Problemem była toksyczna więź Wiktora z jego matką, która najwyraźniej miała prawo decydować o jego uczuciach i życiu.

Wiedziałam już, że nasz związek stoi na krawędzi, a ja nie potrafię zrobić nic, by go uratować. Wiktor właśnie udowodnił, jak niewiele dla niego znaczyłam. Może od początku byłam tylko chwilowym epizodem w jego życiu, z góry skazana przez Małgorzatę na niepowodzenie.

Tylko ja, jak zwykle, niczego nie zauważyłam

Siedziałam na łóżku, otoczona rozsypanymi zdjęciami z naszego związku, które teraz wydawały się należeć do zupełnie innego życia. Każdy uśmiech, każde przytulenie, które na nich widziałam, kłuło mnie w serce. To był moment, w którym zaczęłam naprawdę analizować, jak bardzo pozwoliłam się zranić, jak łatwo oddałam siebie komuś, kto nie potrafił mnie obronić.

Powoli przypominałam sobie wszystkie drobne sygnały ostrzegawcze, które wcześniej bagatelizowałam. Chłodne spojrzenia Małgorzaty, jej drobne, z pozoru niewinne uwagi na temat mojego ubioru czy fryzury, to jak często poprawiała mnie przy stole, gdy popełniałam jakieś drobne błędy.

Zaczęłam dostrzegać, jak wiele razy Wiktor ignorował te sytuacje, jak udawał, że nic się nie dzieje. Wcześniej myślałam, że to tylko jego sposób na unikanie konfliktów, ale teraz widziałam, że to było coś znacznie głębszego – zwykła obojętność wobec moich uczuć.

Poczułam się upokorzona i odrzucona jak jeszcze nigdy w życiu. Dotarło do mnie, że od samego początku byłam tylko tłem w tej rodzinie, kimś, kogo można łatwo wymienić na inny, bardziej odpowiedni model. Wiktor, mimo całej swojej troskliwości i ciepła, nie potrafił znaleźć w sobie odwagi, by postawić się matce choć raz, by zawalczyć o mnie, o nas. To bolało najmocniej.

Nagle poczułam w sobie złość – na siebie samą, na własną naiwność. Jak mogłam wierzyć, że będzie inaczej? Dlaczego zawsze daję z siebie wszystko komuś, kto nawet nie próbuje mnie zrozumieć? Postanowiłam, że nigdy więcej nie pozwolę, żeby ktoś potraktował mnie tak przedmiotowo. To była lekcja, której potrzebowałam, choć jej cena była bardzo wysoka.

Wiedziałam już, że coś się we mnie zmieniło i że od teraz nie pozwolę sobie być niczyją marionetką. Nawet jeśli oznaczało to koniec mojej relacji z Wiktorem, która jeszcze do niedawna była całym moim światem.

– Naprawdę chcesz się w to dalej angażować? – zapytała mnie Anka, moja najlepsza przyjaciółka, kiedy siedziałyśmy razem na kanapie w jej małym mieszkaniu. Patrzyła na mnie ze współczuciem, ale i stanowczością, której tak bardzo potrzebowałam.

– Sama już nie wiem – odparłam bezradnie, wpatrując się w kubek herbaty, jakbym mogła znaleźć tam odpowiedź na wszystkie swoje pytania. – Wydawało mi się, że mu zależało, ale chyba oszukiwałam sama siebie. Nie potrafił nawet palcem kiwnąć, żeby mnie obronić.

Anka pokiwała głową z namysłem, po czym spojrzała na mnie ostro.

Milczałam przez chwilę

– Nie "wydawało ci się", Olu. Zrobiłaś wszystko, żeby im się przypodobać, a oni i tak cię skreślili. Zwłaszcza ta jego matka. A on na to pozwolił. Nie widzisz tego?

Milczałam przez chwilę, choć wiedziałam, że miała rację. Czułam, jak zbierają się we mnie łzy frustracji i gniewu.

– Ale co mam zrobić? Tak po prostu odejść? – spytałam, choć znałam już odpowiedź.

Dokładnie tak! – powiedziała Anka zdecydowanie, chwytając mnie za rękę. – Słuchaj, to nie w tobie jest problem. Problem leży w tym, że Wiktor jest zależny od matki. Ona zawsze będzie dla niego najważniejsza. Zasługujesz na kogoś, kto stanie po twojej stronie, a nie zostawi cię na lodzie przy pierwszym konflikcie.

Westchnęłam ciężko, czując, jak coś we mnie pęka, jak uwalniam się od iluzji, która do tej pory pozwalała mi trwać przy Wiktorze.

– Chyba sama widzę, jak słabo mu na mnie zależało – powiedziałam w końcu, czując, że po raz pierwszy mówię to na głos. – Byłam tylko dodatkiem, a nie partnerką. On nie chciał wybierać, bo wiedział, że jego matka i tak postawi na swoim.

Anka przytuliła mnie mocno, a ja poczułam, że to był właśnie moment, w którym podejmuję ostateczną decyzję. Zrozumiałam, że czas zakończyć coś, co od dawna nie było już dla mnie dobre. Już nie miałam siły walczyć o kogoś, kto nie zamierzał walczyć o mnie. Potrzebowałam jeszcze tylko odwagi, by powiedzieć to wszystko Wiktorowi wprost i raz na zawsze zamknąć ten rozdział w moim życiu.

Aleksandra, 25 lat


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama