„Z uśmiechem na ustach patrzyłam, jak mojego męża pożera jego własna chciwość. Tak się kończy ignorowanie rad żony”
„– To są moje pieniądze – powiedział ostro, patrząc mi prosto w oczy. – Moje ryzyko. Moja praca. – A nie nasze i nasza firma? Spojrzał na mnie gniewnie. Zamknęłam się. Nie miałam siły się z nim kłócić. Wystarczyło tylko poczekać, aż sam się pogrąży”.

- Redakcja
Oskar zawsze powtarzał, że nie trzeba mieć wszystkiego – wystarczy mieć więcej niż inni. Poznaliśmy się jeszcze na studiach. On – wiecznie spóźniony, z głową pełną pomysłów. Ja – spokojna, zorganizowana. Przeciwieństwa. Pasowaliśmy do siebie wtedy jak puzzle, które ktoś uparcie próbował połączyć – aż w końcu się udało.
Na początku nie mieliśmy nic. Mieszkaliśmy w kawalerce po babci, jedliśmy z jednej miski chińskie zupki i snuliśmy plany o wspólnej firmie. „Jeszcze będą się o nas uczyć na studiach” – śmiał się. I może właśnie dlatego go pokochałam – bo wierzył. We mnie, w siebie, w nas.
Z czasem zaczęło się układać. Najpierw małe kroki, potem kontrakt życia. Firma, auta, zegarki. Ale im wyżej się wspinał, tym mniej był sobą. Już nie słuchał, tylko mówił. Już nie pytał – tylko rozkazywał.
– Nie boisz się, że kiedyś to wszystko runie? – zapytałam go kiedyś przy kolacji, której nawet nie tknął.
– Joasiu, ja nie spadam. Ja tylko lecę coraz wyżej – odparł z uśmiechem.
Ojciec zawsze powtarzał:
– Pieniądze są jak lupa – pokazują, co już masz w środku.
Wtedy nie rozumiałam. Dziś wiem.
Przyjaciółka powtarzała mi zaś:
– Asia, nie udawaj. On coś ukrywa – szepnęła Kinga. – I to nie jest tylko stres.
– Przesadzasz... – zaczęłam, ale nie dokończyłam. Może wcale nie przesadzała.
Zaczął coś kręcić
Pamiętam ten wieczór dokładnie. Wróciłam do domu wcześniej, bo odwołano spotkanie z klientem. Oskar siedział w gabinecie, drzwi były uchylone. Nie zauważył mnie. Rozmawiał z Adamem, jego wspólnikiem.
– Z tym przelewem to musisz to rozegrać przez spółkę-córkę. I nie wrzucaj tego w oficjalny raport. Pamiętaj – ma być „niewidoczne”, jak ostatnio.
– Ale Asia... – zaczął Adam niepewnie.
– Asia nic nie wie. I tak by nie zrozumiała. Zresztą – wszyscy tak robią – machnął ręką Oskar.
Zamarłam. Cofnęłam się o krok, wróciłam do kuchni i głośno trzasnęłam szafką, udając, że dopiero co weszłam. Po chwili Oskar do mnie dołączył, jakby nic się nie stało.
– Jak minął dzień? – zapytał i pocałował mnie w czubek głowy.
Wieczorem, kiedy siedzieliśmy razem przy winie, zapytałam wprost:
– Co to znaczy „niewidoczny przelew przez spółkę-córkę”?
Oskar spojrzał na mnie znad kieliszka. Uniósł brew.
– Podsłuchujesz mnie teraz?
– Przypadkiem usłyszałam.
– Joasiu – zaczął z tym swoim protekcjonalnym tonem. – Przesadzasz. To są technikalia. Wszyscy tak robią. Tak wygląda współczesny biznes.
– To nie brzmi jak „technikalia”, tylko jak omijanie przepisów – odpowiedziałam spokojnie.
– Boże, kobieto, zajmij się lepiej czymś, na czym się znasz, dobrze? – rzucił i wyszedł.
Siedziałam w salonie jeszcze długo. Niby nic nowego – przecież od miesięcy czułam, że coś jest nie tak. Ale teraz… teraz usłyszałam to na własne uszy. Nie mogłam już udawać, że nic się nie dzieje.
Teraz wszystko było „jego”
Zaczęło się od drobiazgów. Najpierw nowy zegarek – taki, którego ceny bałabym się nawet wyszukać. Potem sportowy samochód, mimo że w garażu stały już dwa. Zmiana restauracji z ulubionej włoskiej knajpy na jakąś, gdzie kelner mówił w trzech językach, a menu nie miało cen. Oskar stawał się kimś, kogo nie znałam. Albo… kogo nie chciałam znać.
– Co dziś na kolację? – zapytał, rzucając kluczyki na marmurowy blat.
– Miał być makaron, ale pewnie nie pasuje do zegarka za 30 tysięcy – odpowiedziałam z sarkazmem, którego nawet nie próbowałam ukryć.
– Naprawdę, Joasiu? Znowu to samo?
– A co? Mam udawać, że nie widzę? Że nie zauważam tych wszystkich twoich nowych „inwestycji”?
– To są moje pieniądze – powiedział ostro, pierwszy raz od dawna patrząc mi prosto w oczy. – Moje ryzyko. Moja praca.
– A nie nasze i nasza firma?
Spojrzał na mnie ostro. Zamknęłam się. Nie miałam siły się z nim kłócić. Ale tego wieczoru zadzwoniłam do Kingi i poprosiłam o spotkanie.
– Widziałam go w „La Mirage” z jakimś typem i blondyną. Taka, wiesz, zimna piękność. I nie wyglądała na księgową – powiedziała Kinga, mieszając kawę. – Poza tym... Asia, po mieście krążą plotki. Mówią, że Oskar kantuje ludzi. Oszukuje na zleceniach.
– Przestań – westchnęłam. – Może to tylko gadanie.
– A może nie.
Już go nie broniłam. Jeszcze chwilę wcześniej byłam gotowa walczyć o jego dobre imię. Ale coś we mnie się zbuntowało. Może to nie był moment, w którym przestałam go kochać. Ale na pewno był to moment, w którym przestałam go usprawiedliwiać.
Wystraszyłam się prawdy
Nie wiem, co mnie tknęło. Może intuicja. Może złość. Może zwykły przypadek. Ale tego dnia Oskar zostawił otwartego laptopa. Wyszedł na chwilę do samochodu, a ja… sprawdziłam go. Folder nazwany neutralnie: „Rozliczenia_Q4”. W środku: pliki z nazwami klientów, kwoty, które nie pojawiały się w żadnych oficjalnych zestawieniach. Dziwne przelewy. Fikcyjne faktury. Mail od księgowego: „Ten mechanizm już testowaliśmy – pójdzie gładko. Tylko niech Asia się nie dowie”.
Zamknęłam wszystko i odsunęłam się od komputera jak oparzona. Serce mi waliło. Chciałam krzyczeć. Rzucić czymś. Ale wtedy… on wrócił. Z nowym zegarkiem na nadgarstku i uśmiechem, który przyprawiał mnie teraz o mdłości.
– Mam dla ciebie niespodziankę – powiedział, rzucając na stół folder z biura podróży. – Seszele. Dwa tygodnie. All inclusive. Wylot w sobotę.
– Tak nagle?
– Trzeba żyć, Joasiu. Nie tylko liczyć. To taki prezent – za to, że jesteś.
Uśmiechnęłam się. Powoli. Sztucznie.
– A Adam? Nie będzie mu przykro, że go nie zabierasz?
Zamarł na ułamek sekundy.
– Adam? Nie rozumiem.
– Nieważne – odpowiedziałam, z pozorną lekkością. – Po prostu pytam.
Nie powiedziałam mu, że wiem. Jeszcze nie. Chciałam zobaczyć, jak długo będzie kopał sobie grób. Może to okrutne, ale poczułam dziwną ulgę. Że nie muszę już ufać. Nie muszę się łudzić. Wystarczy czekać. Aż sam się w tym wszystkim potknie.
Było mi to obojętne
Spotkaliśmy się w małej kawiarni poza centrum. Adam wyglądał, jakby nie spał od tygodnia. Zmarszczki wokół oczu pogłębiły się, palce nerwowo bębniły o kubek.
– Asia… nie wiem, od czego zacząć – powiedział cicho. – Wpakowaliśmy się w coś, czego nawet nie umiem do końca zrozumieć.
– „My”? – zapytałam, choć dobrze znałam odpowiedź.
– Oskar. On… – Adam przełknął ślinę. – Namówił mnie na „optymalizacje”. Najpierw chodziło o prostą spółkę na Cyprze, potem o faktury, które nie miały pokrycia. A teraz... Boję się, że to już nie tylko niezbyt legalne. To... coś więcej.
– Czemu się zgodziłeś?
– Bo mu ufałem – odpowiedział z bólem. – Bo był jak brat. I był przekonujący. Zawsze miał ten dar, prawda?
Skinęłam głową. Wiedziałam, o czym mówi. Oskar potrafił mówić rzeczy, w które sam chciał wierzyć. I sprawiał, że inni też w nie wierzyli.
– Mogłem odejść wcześniej. Ale teraz jestem w tym po szyję. A on... już nawet nie odbiera telefonów. Mówi, że wszystko ma pod kontrolą. Tylko że ja widzę, jak bardzo się myli.
Patrzyłam na Adama bez gniewu. Nie był zły. Był słaby i naiwny. A Oskar wykorzystał jego lojalność jak narzędzie. Jeszcze kilka miesięcy temu czułam, że powinnam ich ratować. A teraz? Teraz wiedziałam, że on sam od dawna nie chce być uratowany.
Sam był sobie winien
To się stało w środę rano. O siódmej. Pukanie do drzwi – stanowcze, szybkie, jakby nie mieli zamiaru dać mu czasu na oddech. Wstałam z łóżka i spojrzałam przez wizjer. Dwóch mężczyzn i kobieta w cywilu, ale od razu wiedziałam, kim są.
– Oskar W.? Proszę z nami.
Nie protestował. Nie zapytał nawet „o co chodzi?”. Jakby wiedział, że to w końcu musiało się wydarzyć. Spojrzał na mnie tylko raz – krótko, bez słów. A ja stałam w progu, w szlafroku, z dłońmi splecionymi na piersi, nie ruszając się ani o centymetr.
Kilka dni później – telefon z aresztu.
– Asia… – jego głos był zmieniony. Zgaszony. – Wiem, że nie mam prawa cię o nic prosić. Ale… potrzebuję pomocy. Prawnika. Choćby… choćby rozmowy.
Milczałam chwilę. Może zbyt długo.
– Asia?
– Twoja chciwość zrobiła za mnie całą robotę – powiedziałam cicho. – Ostrzegałam cię. Próbowałam ci dobrze radzić.
– Proszę... – wyszeptał. – Tylko ty mi zostałaś.
– Nie, Oskar. Zostałeś sam. I wiesz co? Tak właśnie miało być.
Rozłączyłam się bez pożegnania. Nie czułam satysfakcji. Ani ulgi. To nie był triumf. Raczej cisza po burzy. Zostawiłam go z jego ruiną, z jego błotem, z jego wyborem. Ja odchodziłam. Bez sceny. Bez krzyku. Tylko z cichym: „Nigdy nie wracaj”.
Zdradziła go chciwość
Mieszkanie, w którym teraz żyję, nie ma marmurowych blatów ani ekspresu do kawy za kilka tysięcy. Mam czajnik, dwa kubki i ciszę. I pierwszy raz od dawna – śpię spokojnie. Oskar nadal siedzi. Sprawa się ciągnie. Co jakiś czas ktoś podrzuca mi artykuł z jego nazwiskiem. Usuwam bez czytania. Nie dlatego, że nie chcę wiedzieć. Po prostu – to już nie moje życie. Nie mój świat. Nie mój problem.
Kinga mówi, że jestem spokojniejsza. Że inaczej się śmieję. Adam… Cóż, Adam odbudowuje się po cichu. Przeprosił mnie raz – krótko, ale szczerze. I to wystarczyło. On nie chciał nikogo oszukiwać. On tylko za bardzo ufał.
Czasem łapię się na tym, że tęsknię. Nie za nim. Za tym, kim był, zanim wszystko się rozpadło. Za chłopakiem z głową pełną planów i zupką chińską w jednej misce. Ale wtedy przypominam sobie jego spojrzenie – to, które zobaczyłam ostatni raz, gdy zabierali go z apartamentu. I czuję tylko chłód. Największą karą jest samotność. A Oskar został sam nie dlatego, że ktoś go zdradził. On sam zdradził pierwszy – i to siebie.
Joanna, 34 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Mąż zrujnował naszą firmę i zostawił mnie z długami. Pokazałam temu nierobowi, że nie dam sobie w kaszę dmuchać”
- „Cieszyło mnie, że żona ma smykałkę do biznesu. Nie myślałem jednak, że nasz związek też traktuje jak dobrą transakcję”
- „Teść wyspowiadał mi się ze swoich brudnych grzeszków i teraz inaczej patrzę na rodzinę. Boję się, za kogo wyszłam”

