„Z nudów poszłam na walentynkową randkę w ciemno. Przy stoliku spotkałam jednak kogoś, kogo znałam aż za dobrze”
„Kiedy zobaczyłam mężczyznę siedzącego przy stoliku, coś we mnie drgnęło. Nie widziałam jeszcze dobrze jego twarzy, ale jego sylwetka, sposób, w jaki się poruszał, jak poprawiał mankiet koszuli… Przez chwilę miałam ochotę odwrócić się i wyjść”.

- Redakcja
Minął rok, odkąd rozstałam się z Adamem, a ja wciąż nie potrafiłam ułożyć sobie życia na nowo. Próbowałam – zmieniłam pracę, zaczęłam chodzić na jogę, kupiłam nawet kilka tych durnych książek o samorozwoju, które obiecywały, że wystarczy pokochać siebie, a wszystko inne magicznie się ułoży.
Nie ułożyło się. Były dni, kiedy czułam się wolna i silna, ale były też takie, kiedy budziłam się w środku nocy i nie mogłam zasnąć, bo w mojej głowie wciąż brzmiało pytanie: „Co by było, gdyby…?”.
Zbliżały się walentynki
Pierwsze od dawna, które miałam spędzić zupełnie sama. W zeszłym roku Adam jeszcze próbował do mnie pisać, wysłał nawet kwiaty – najtańszy możliwy chwyt, ale i tak rozstroił mnie na kilka dni. Tym razem telefon milczał, a ja nie byłam pewna, czy to ulga, czy kolejny dowód na to, że powoli staję się niewidzialna.
– Kinga, daj spokój, ile można się użalać? – Ewa rzuciła mi telefon na kolana. – Masz tu konto na tej całej aplikacji, to go w końcu użyj.
Miałam, owszem. Założyłam je kilka tygodni temu, pod wpływem impulsu i trzech kieliszków wina. Przejrzałam kilku facetów, z niektórymi wymieniłam wiadomości, ale na tym się skończyło. Żaden mnie nie zainteresował, a może po prostu żaden nie był Adamem.
– Daj spokój, wszyscy tam chcą tylko jednego.
– A ty nie? – Ewa spojrzała na mnie wymownie. – Wiesz, co by ci się przydało? Randka. Prawdziwa, w normalnym miejscu, a nie w twoim salonie z winem i telewizorem.
Przewróciłam oczami, ale włączyłam aplikację. Zaczęłam przeglądać rozmowy, które wcześniej ignorowałam. Większość typowa – „Hej, jak mija dzień?”, „Lubisz podróże?” – aż w końcu zatrzymałam się na jednym. „Tomek”. Rozmowa z nim była inna. Zero tandetnych tekstów, żadnych nachalnych propozycji. Po prostu luźna, interesująca wymiana zdań. I zaproszenie na kolację.
Mogłam odmówić. Powiedzieć, że nie jestem gotowa, że to za wcześnie, że nie chcę. Ale wtedy Ewa rzuciła mi spojrzenie, które mówiło „jeśli nie pójdziesz, to osobiście wywlokę cię z domu”, i zanim zdążyłam się nad tym zastanowić, odpisałam: „Ok, zgoda”.
Tylko jedno mnie niepokoiło. Restauracja, którą wybrał. To była ta sama, w której Adam mi się oświadczył.
– To jakiś żart – mruknęłam pod nosem, ale zaraz sama siebie zganiłam. Przeszłość nie miała prawa decydować o moim życiu. Nie dam się zwariować. To tylko miejsce. Tylko kolacja.
To miał być tajemniczy nieznajomy
W piątek wieczorem stanęłam przed restauracją, przytrzymując nerwowo pasek torebki. Czułam, jak żołądek ściska mi się w znajomy, nieprzyjemny sposób. To było irracjonalne – minęło tyle czasu, miałam spotkać nowego faceta, a jednak moje ciało reagowało, jakbym zaraz miała wejść prosto w przeszłość.
Lokal wyglądał dokładnie tak samo. Te same ciemne drewniane stoły, to samo przytłumione światło, ten sam zapach wina i przypraw unoszący się w powietrzu. Kelner uśmiechnął się i zaprowadził mnie do stolika w głębi sali.
Kiedy zobaczyłam mężczyznę siedzącego przy stoliku, coś we mnie drgnęło. Nie widziałam jeszcze dobrze jego twarzy, ale jego sylwetka, sposób, w jaki się poruszał, jak poprawiał mankiet koszuli… Przez ułamek sekundy miałam ochotę odwrócić się i wyjść.
Zatrzymałam się obok stolika, a wtedy on podniósł wzrok.
– Nie spodziewałaś się mnie, prawda? – Adam uśmiechnął się lekko, jakby to było coś zupełnie normalnego.
Nie mogłam wydusić z siebie słowa. Czułam, jak odpływa mi krew z twarzy, a w uszach zaczyna szumieć.
– To jakiś żart? – wykrztusiłam w końcu, robiąc krok do tyłu.
– Nie chciałaś się ze mną spotkać, więc musiałem znaleźć sposób – Adam rozłożył ręce, jakby chciał powiedzieć: „Co miałem zrobić?”.
Patrzyłam na niego z niedowierzaniem. On tu siedział, w tej restauracji, udając kogoś innego, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. Jakby to było normalne.
– Ty… – zabrakło mi słów. Czułam, jak narasta we mnie gniew, mieszając się z niedowierzaniem. – Posunąłeś się do tego, żeby założyć fałszywy profil i mnie oszukać?
– Kinga… – Westchnął ciężko, jakby był tym wszystkim zmęczony. – Po prostu usiądź. Porozmawiajmy.
W mojej głowie brzmiały wszystkie ostrzeżenia, które kiedykolwiek słyszałam o toksycznych związkach. O mężczyznach, którzy nie potrafią odpuścić. O manipulacji, o graniu na emocjach. Każda komórka mojego ciała krzyczała, żebym odwróciła się i wyszła.
A jednak stałam w miejscu, z dłonią wciąż zaciśniętą na pasku torebki. Czy naprawdę chciałam go jeszcze raz wysłuchać?
Jak mogłam mu wierzyć?
Minął rok, odkąd Adam zniknął z mojego życia. Rok od chwili, kiedy spakowałam jego rzeczy i wyrzuciłam za drzwi, myśląc, że nigdy więcej nie będę musiała na niego patrzeć. Wtedy byłam pewna swojej decyzji. Wtedy wydawało mi się, że to koniec, że mam dość jego kłamstw, wymówek i obietnic, które nic nie znaczyły.
A jednak teraz siedziałam naprzeciwko niego, w tej samej restauracji, w której kiedyś mi się oświadczył, i nie mogłam uwierzyć, że naprawdę tu jest. Że naprawdę to zrobił – podszył się pod kogoś innego, żeby mnie tu zwabić.
– Wiem, że to wygląda źle – westchnął, odchylając się na krześle. – Ale nie miałem innego wyjścia. Próbowałem do ciebie pisać. Próbowałem się spotkać. Blokowałaś mnie wszędzie – patrzył mi prosto w oczy. – Kinga, jeśli nie chciałaś mnie nigdy więcej widzieć, dlaczego nie wyszłaś?
Zacisnęłam palce na krawędzi stołu. Miał rację. Powinnam to zrobić od razu. A jednak siedziałam.
– Bo chcę usłyszeć, co masz mi do powiedzenia – powiedziałam cicho.
W jego oczach zobaczyłam coś, co sprawiło, że serce ścisnęło mi się w piersi. Może ulgę, a może nadzieję, której wcale nie chciałam w nim widzieć.
– Dużo myślałem o tym, co się stało – zaczął. – Wiem, jak bardzo cię skrzywdziłem. Wiem, że to, co zrobiłem, było niewybaczalne. I wiem, że prawdopodobnie nie masz powodu, żeby mi zaufać.
Zaśmiałam się krótko, bez humoru.
– W końcu coś mądrego powiedziałeś.
– Ale mimo to tu siedzisz – odpowiedział spokojnie. – To znaczy, że jakaś część ciebie nie jest jeszcze gotowa, żeby mnie całkiem wyrzucić ze swojego życia.
Zacisnęłam usta, odwracając wzrok. Nie chciałam, żeby miał rację. Nie chciałam tego przyznać nawet przed sobą. Ale prawda była taka, że przez ten rok nie udało mi się znaleźć nikogo, kto sprawiłby, że przestałabym o nim myśleć. Próbowałam – spotykałam się z innymi, rozmawiałam, dawałam sobie szansę. I nic.
Było mi dobrze samej. Ale bywały też wieczory, gdy wracałam do pustego mieszkania i czułam, jak samotność wżera mi się w kości.
– Czego ty właściwie ode mnie chcesz, Adam? – zapytałam w końcu.
– Chcę udowodnić ci, że się zmieniłem – jego głos był cichy, ale pewny. – Że jestem innym człowiekiem niż ten, którego zostawiłaś rok temu.
Patrzyłam na niego długo, analizując każde słowo, każde drgnienie mięśni na jego twarzy. Kiedyś uwierzyłabym w to od razu. Teraz nie byłam już taka naiwna.
Ale mimo wszystko chciałam go sprawdzić.
– Masz dwa miesiące – powiedziałam w końcu. – Jeśli choć raz poczuję, że to znowu gra, znikam. Tym razem na zawsze.
Przytaknął bez chwili wahania. Nie byłam pewna, czy podejmuję dobrą decyzję. Może to był błąd. Może popełniłam największą głupotę w swoim życiu. Ale gdy patrzyłam na niego, pierwszy raz od dawna czułam, że może nie wszystko jeszcze stracone.
Dałam nam ostatnią szansę
Od naszego spotkania w restauracji minęło kilka dni, a ja wciąż nie potrafiłam zdecydować, co właściwie czuję. Czasami byłam na siebie wściekła – jak mogłam mu znowu pozwolić wkroczyć do mojego życia? Przecież powinnam mieć dość. Powinnam wiedzieć, że ludzie się nie zmieniają. Ale potem przychodziły te inne momenty. Te, w których przypominałam sobie, że przez rok nie udało mi się stworzyć niczego nowego. Że Adam, mimo całego bólu, który mi sprawił, był jedyną osobą, przy której kiedyś czułam się naprawdę szczęśliwa.
Spotkaliśmy się ponownie w sobotę. To ja wybrałam miejsce – małą kawiarnię. Adam był punktualny, co już samo w sobie było jakąś zmianą. Pamiętałam, ile razy spóźniał się na spotkania, usprawiedliwiając się „ważnymi sprawami”, które później okazywały się kolejnym wieczorem spędzonym z kumplami.
– Jak się czujesz? – zapytał, gdy usiedliśmy przy stoliku.
– Dziwnie – przyznałam. – Jakbym robiła coś, czego nie powinnam.
Kiwnął głową, jakby doskonale mnie rozumiał.
– Nie oczekuję, że nagle mi zaufasz. Wiem, że to będzie trudne. Ale chcę, żebyś widziała, że traktuję to poważnie.
– To znaczy?
– To znaczy, że nie będę naciskał, nie będę niczego przyspieszał – wziął łyk kawy, po czym spojrzał mi prosto w oczy. – Wiem, że wszystko zepsułem. Chcę pokazać ci, że potrafię być inny.
– I co, mam ci wierzyć na słowo?
– Nie. Masz to zobaczyć.
Miałam ochotę się roześmiać. Jeszcze kilka dni temu powiedziałabym mu, że to brednie. Ale teraz? Teraz chciałam mu dać tę szansę.
Przez kolejne tygodnie Adam faktycznie się starał. Pytał, jak minął mi dzień, pamiętał o szczegółach, które kiedyś wylatywały mu z głowy. Nie było wielkich gestów, żadnych spektakularnych deklaracji – i dobrze. Wiedziałam, że słowa można powiedzieć bez trudu, ale to czyny miały dla mnie znaczenie.
Spotykaliśmy się kilka razy w tygodniu. Spacerowaliśmy, rozmawialiśmy, oglądaliśmy filmy w moim mieszkaniu. Czasem było prawie tak samo jak kiedyś, a czasem kompletnie inaczej. Powstrzymywałam się przed analizowaniem wszystkiego, ale nie mogłam pozbyć się myśli, że może, tylko może, Adam naprawdę się zmienił.
Pewnego wieczoru, kiedy siedzieliśmy u mnie na kanapie, niespodziewanie złapał mnie za rękę. Nie zabrałam jej.
– Myślisz, że to ma sens? – zapytałam cicho.
– Nie wiem – ścisnął lekko moją dłoń. – Ale chcę spróbować.
Nie odpowiedziałam od razu. W głowie miałam tysiące myśli, ale na końcu i tak wracałam do jednego – do tego, że nie chciałam już czuć się samotna.
– Ja też – powiedziałam w końcu.
Nie miałam pewności, czy podejmuję dobrą decyzję. Ale tym razem byłam gotowa sprawdzić, dokąd mnie to zaprowadzi.
Kinga, 28 lat
Czytaj także:
„Bukiet róż od męża na walentynki wyrzuciłam do kosza. Ich zapach nie maskował smrodu, którego narobił”
„Na Walentynki chciałem wręczyć narzeczonej pęk stokrotek. Zamiast tego zamawiałem dla niej bukiet pogrzebowy”
„Róże dla kochanki kupowałem za kasę żony. Lansowałem się jej bogactwem, więc i z jej portfela będę płacił alimenty”