„Z mojej szafy zaczęły znikać ubrania. Gdy odkryłam, kto ukradł mój chabrowy moherowy sweterek, oniemiałam”
„Przeszukiwałam szafę, szukając białej bluzki z haftem na rękawach. Zamiast niej – puste miejsce na wieszaku. Zajrzałam do kosza z praniem, potem do suszarki. Nic. Zerknęłam jeszcze do komody, ale przecież tam trzymam tylko piżamy”.

- Redakcja
Mieszkam z mężem, nastoletnią córką i teściową. Ta ostatnia miała zamieszkać z nami na chwilę, na czas rekonwalescencji po jakimś drobnym zabiegu. Mija trzeci rok. Z początku byłam wyrozumiała, w końcu to matka mojego męża, ale szybko przekonałam się, że teściowa nie należy do kobiet, które lubią oddawać kontrolę. Potrafi być urocza, ale tylko wtedy, kiedy ma w tym interes. W innym przypadku… cóż, bywa nie do zniesienia.
Atmosfera była napięta
Z Martą, moją córką, też nie jest łatwo. Odkąd skończyła czternaście lat, codzienność to pasmo kłótni, trzaskających drzwi i ciągłych testów cierpliwości. O wszystko trzeba się wykłócić: o porządek, o naukę, o granie do późna na telefonie, o zmywanie naczyń. A kiedy już myślałam, że gorzej być nie może – zaczęły znikać moje ubrania.
Na początku sądziłam, że po prostu coś źle odłożyłam. Ale kiedy zaginęła moja ulubiona koszulowa sukienka, niebieska w drobne groszki, której nie zdejmowałam latem z grzbietu, zrozumiałam, że to nie przypadek. Podejrzenia padły na Martę. W końcu już kilka razy przyłapałam ją na „pożyczaniu” moich rzeczy bez pytania.
W któryś poniedziałek rano przeszukiwałam szafę, szukając białej bluzki z haftem na rękawach, którą zawsze nosiłam do pracy, kiedy chciałam wyglądać bardziej „ogarnięta”, niż się czułam. Zamiast niej – puste miejsce na wieszaku. Zajrzałam do kosza z praniem, potem do suszarki. Nic. Zerknęłam jeszcze do komody, ale przecież tam trzymam tylko swetry i piżamy.
– Marta, nie widziałaś mojej białej bluzki? – zapytałam, stając w drzwiach jej pokoju. Siedziała na łóżku, zgarbiona, gapiła się w telefon. Podniosła wzrok, jakbym właśnie obudziła ją z transu.
– Jakiej bluzki? – spytała beznamiętnie.
– Tej z haftem. Widziałam ją ostatnio w mojej szafie. Teraz jej nie ma.
– Nie. Po co miałabym ją brać?
Ginęły mi ubrania
Wróciłam do sypialni, ale ziarno podejrzenia już zakiełkowało. Kilka tygodni temu znalazłam w jej szafie moją czarną sukienkę, schowaną pod stertą dresów. Twierdziła, że pożyczyła „na zdjęcia” i zapomniała oddać. Nie miałam wtedy siły się kłócić, odpuściłam.
Następnego dnia zniknęły jeansy. Dobrze wiedziałam, gdzie je odkładam, na półkę nad butami, zawsze złożone w ten sam sposób. Teraz ich tam nie było. I znowu – brak winnego. Marta wzruszyła ramionami, mąż powiedział, żebym się nie nakręcała, że pewnie są w praniu albo gdzieś się zapodziały.
W czwartek przepadła sukienka, jedna z tych, które naprawdę lubiłam. Nie było mowy, żebym ją gdzieś rzuciła. Spędziłam pół godziny na przeszukiwaniu całego mieszkania, łącznie z koszem na pościel i szafką w przedpokoju. Na próżno.
– Oddaj moje rzeczy, jestem twoją matką, nie koleżanką z liceum! – wybuchłam w końcu, kiedy zastałam Martę wychodzącą z pokoju, pachnącą moimi perfumami.
– Nie wzięłam niczego! Może pomyliłaś się i gdzieś je rzuciłaś? – rzuciła z niechęcią, omijając mnie w drzwiach.
– Zawsze robisz z siebie ofiarę! Wystarczy spojrzeć na twoją szafę!
– A może to nie ja? Może szukasz winnego nie tam, gdzie trzeba?
Nie było winnego
Zamknęłam się w łazience, usiadłam na brzegu wanny i schowałam twarz w dłoniach. Czy naprawdę mogła tak bezczelnie kłamać? Przecież wiedziała, że znajdę prędzej czy później. Ale może liczyła, że zanim do tego dojdzie, ja po prostu przestanę szukać?
Przypomniałam sobie inne sytuacje. Niedopowiedziane, drobne, łatwe do zignorowania. Nagle zaczęły układać się w spójną historię. A jednak coś się nie zgadzało. Marta była pyskata, potrafiła być bezczelna, ale nie aż tak przebiegła. Nie umiała ukrywać emocji, a w jej oczach nie widziałam ani śladu wstydu.
Nie dawało mi to spokoju. W sobotę rano, kiedy Marta wyszła do koleżanki, weszłam do jej pokoju. Zaczęłam od szafy – koszulki, bluzy, dżinsy. Żadnych śladów moich rzeczy. Zajrzałam jeszcze pod łóżko. Pustka.
Zeszłam do kuchni, włączyłam czajnik i usiadłam przy stole. Niby nic się nie wydarzyło, a jednak czułam, jak narasta we mnie rozdrażnienie. Znowu zaczęłam mieć wrażenie, że coś mi umyka. Że ktoś gra ze mną w jakąś grę, której zasad nie rozumiem.
Obwiniałam córkę
– Marta znowu coś zabrała. Zniknęła mi sukienka – powiedziałam wieczorem do męża.
– Może się gdzieś zapodziała? – rzucił bez większego zainteresowania.
– Nie znasz mnie? Pamiętam, gdzie co kładę. Zawsze.
– Nie rób afery z byle czego.
Nie miałam już siły się tłumaczyć. Kiedy naprawdę czegoś potrzebowałam, Tomasz stawał z boku i liczył, że wszystko jakoś samo się rozwiąże. A ja miałam dość bycia tą, która wszystko spina i układa. Jeśli nie Marta, to kto?
W poniedziałek wróciłam do domu wcześniej niż zwykle. Dzień był chłodny, powietrze wilgotne, a ja z ulgą zamknęłam za sobą drzwi. Weszłam do przedpokoju, zdjęłam buty i wtedy zobaczyłam teściową. Stała w kuchni, odkręcała gaz pod czajnikiem. Odwróciła się do mnie i uśmiechnęła tak, jakby wszystko było w najlepszym porządku.
Dosłownie oniemiałam
A jednak nie było. Miała na sobie mój moherowy sweter, miękki, chabrowy, który uwielbiałam nosić jesienią. Na nogach – moje botki, które zniknęły dwa tygodnie temu. Patrzyłam na nią przez chwilę w milczeniu, czując, jak coś we mnie zastyga.
– Ładnie się dziś ubrałaś – powiedziałam, siadając na krześle przy stole.
– Wiedziałam, że mamy ten sam gust – odpowiedziała pogodnie, nalewając wodę do filiżanki. – Masz ochotę na herbatę?
– To mój sweter – odparłam spokojnie.
– Ach… Myślałam, że już go nie nosisz. Leżał w pralce od tygodnia.
Była zupełnie niewzruszona. Mówiła to tak, jakby to było coś zupełnie naturalnego. Jakby wzięcie moich rzeczy bez pytania mieściło się w codzienności, jakby należały do niej. Napięcie rosło mi w gardle, ale się nie odezwałam. Patrzyłam tylko, jak parzy herbatę, z tą swoją maską uprzejmej starszej pani. To nie Marta. To ona.
Było mi głupio
Nie wiem, co bardziej mnie zabolało – to, że mnie okradała, czy to, że przez cały czas podejrzewałam własne dziecko.
– Masz czelność chodzić w moich ubraniach, jak gdyby nigdy nic? – zapytałam.
– Nie przesadzaj. Nie są to przecież rzeczy od Diora.
– To kwestia szacunku, nie ceny. Przestań traktować mój dom jak second-hand.
– Twój dom? – powtórzyła, jakby ją rozbawiło. – Z tego co wiem, mieszkamy tu razem.
Wyszłam, trzaskając drzwiami. Zawsze dbałam o dom, o wszystkich. Dostosowywałam się, łagodziłam konflikty, tłumaczyłam innych. Udawałam, że nic się nie dzieje, bo tak było wygodniej. Ale dziś poczułam, że nie mam już siły. Własna córka przestała mi ufać, mąż nie stawał za mną, a teściowa traktowała mnie jak nic.
Wróciłam późnym wieczorem. Światło w salonie zgaszone, z kuchni dobiegał tylko cichy szum zmywarki. Poszłam do sypialni, wyjęłam torbę z szafy i zaczęłam pakować rzeczy. Tylko to, co najpotrzebniejsze. Pod blokiem czekała już Ola – przyjaciółka, u której miałam się zatrzymać. Czułam, że wreszcie robię coś dla siebie. Może nie odzyskam swoich ubrań, ale odzyskam siebie.
Kinga, 40 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Miałem ochotę na kotleta z kurczaka w panierce, ale żona kazała mi jeść tofu. Nie wiem, jak długo to zniosę”
- „Po śmierci zięcia wszystkie jego brudy ujrzały światło dzienne. Przez tego nicponia córka wstydzi się wychodzić z domu”
- „Moja córka wyszła bogato za mąż i nie ma pojęcia, co to praca. Dla niej pieniądze biorą się z karty kredytowej męża”

