Reklama

Nigdy nie sądziłem, że jeszcze coś mnie zaskoczy. Swoje widziałem, swoje przeszedłem. Kobiety? Bywały. Jednak to, co wydarzyło się tamtego lata na naszym osiedlu, porządnie przemeblowało mi w głowie. Mieszkałem sam w bloku z wielkiej płyty. Nic wyjątkowego – trzypokojowe, po rodzicach. Ona mieszkała piętro wyżej. Beata. Trzydziestka, zgrabna, z tymi oczami, co potrafią powiedzieć wszystko, zanim jeszcze się odezwie. Miała męża, pracował w Niemczech. Rzadko bywał. A jak był, to jakoś tak... znikała z oczu.

Widziałem ją często na klatce, czasem na balkonie. I za każdym razem miałem to samo wrażenie, że nie pasuje do tek szarej rzeczywistości. Była jak brzoskwinka na kopcu pełnym kartofli. Kiedy jej mąż znowu wyjechał na dłużej, poczułem, że to moja chwila.

Spojrzała na mnie kątem oka

Zaczęło się banalnie. Spotkaliśmy się na klatce.

– O, Igor! – uśmiechnęła się, jakby naprawdę cieszyła się, że mnie widzi. – Pomożesz mi z paczką? Ciężka strasznie.

– Jasne, czemu nie – odpowiedziałem, czując w brzuchu to znajome ukłucie ekscytacji.

Weszliśmy razem do windy. Pachniała jakimś słodkim balsamem. Starałem się nie gapić, ale jej koszulka była tak obcisła, że... no cóż, nie było łatwo.

– Twój mąż dalej w Niemczech? – zapytałem niby mimochodem, patrząc w przycisk od czwartego piętra.

– Mhm. – Kiwnęła głową, jakby to była najzwyklejsza rzecz na świecie. – Do końca sierpnia. Potem może znowu na trzy miesiące.

– Smutno tak samej, co?

Spojrzała na mnie kątem oka. Nie odpowiedziała od razu.

– Bywa – rzuciła tylko i ruszyła korytarzem. – Weź, proszę, tę paczkę, bo jak mi wypadnie z rąk, to znowu będę zamawiać.

Weszliśmy do jej mieszkania. Czysto, pachnąco, świeczki na stole. Tego się nie spodziewałem.

Rozgość się, zaraz wracam – powiedziała i zniknęła w kuchni.

Po chwili usłyszałem dźwięk otwieranej lodówki.

Ciasta? – zapytała z uśmiechem, wracając z dwiema w dłoni.

– Pewnie.

Usiadłem na kanapie.

– A mówiłem, że z sąsiadek to najlepsza z ciebie brzoskwinka.

Roześmiała się, ale nie powiedziała nic. I to mnie nakręciło jeszcze bardziej.

Serce mi waliło

Beata usiadła naprzeciwko mnie, nogę założyła na nogę. Wszystko było zbyt przyjemne jak na zwykłą sąsiedzką wizytę.

Fajnie, że wpadłeś. Cisza tu taka ostatnio – powiedziała. – Nawet pies się nudzi.

– Wiesz, zawsze mogę wpadać częściej. Tylko musisz uważać, bo mogę się zadomowić.

Złapała moje spojrzenie i nie odwróciła wzroku. A ja... poczułem, jak serce zaczyna walić.

– Zawsze zapraszasz sąsiadów na ciasto, czy to ja mam fory?

– A ty zawsze tak patrzysz na sąsiadki, jakbyś czytał im w myślach?

– Może czytam. I wiesz, co wyczytałem? Że ci się podoba, jak tu siedzę.

Uśmiechnęła się krzywo, jakby coś rozważała. Wstała nagle i podeszła do okna.

Nie wiem, czy to dobry pomysł...

– Co jest złego w rozmowie?

Odwróciła się.

– Zawsze jest jakiś moment, kiedy robi się niebezpiecznie. I ten moment chyba właśnie nadszedł.

Wstałem. Podszedłem do niej, zatrzymując się może pół metra od jej twarzy.

– Może. Ale czasem ryzyko smakuje lepiej niż bezpieczeństwo.

Nie odsunęła się. Nie zrobiła też kroku w moją stronę. Trwaliśmy tak chwilę, aż pies zaszczekał w przedpokoju i wszystko jakby się rozsypało.

– Muszę go wyprowadzić – rzuciła cicho. – Może... wpadniesz jutro?

– Wpadnę.

Balansowałem na cienkiej linie

Następnego dnia przyniosłem butelkę wina. Nie, żeby mi specjalnie zależało na romantyzmie – po prostu chciałem dać znać, że traktuję ją poważnie. Beata otworzyła drzwi w szlafroku, włosy miała niedbale związane, a na nogach puszyste kapcie. Pachniała kawą i cynamonem.

– Co ty tak z rana? – zapytała zaskoczona.

– Mówiłaś „jutro”. No to jestem. – Uśmiechnąłem się i uniosłem butelkę. – Śniadanie mistrzów?

Jesteś niepoważny – zaśmiała się, ale wpuściła mnie do środka. – Chcesz kawy?

– Jeśli będzie z twoich rąk, to nawet gorzka będzie słodka.

– Ty naprawdę ćwiczysz te teksty przed lustrem?

Usiedliśmy przy kuchennym stole. Obserwowałem ją, jak krząta się między szafkami. Czułem, że balansujemy na cienkiej linie. Że wystarczy jeden krok za dużo.

– A mąż? – zapytałem nagle.

– Raczej zadzwoni z pytaniem, czy pranie zrobiłam. – Westchnęła. – Już dawno przestaliśmy grać w te role.

– To, czemu jesteście razem?

– Przyzwyczajenie. Kredyt. Wiesz, jak jest.

– Nie wiem. Nie mam żony. Chyba czekałem na odpowiednią kobietę.

Spojrzała na mnie z lekkim uśmiechem. Nie odpowiedziała. Zamiast tego postawiła przede mną filiżankę kawy i usiadła blisko. Za blisko.

Nie wiem, czego ty chcesz.

– Ciebie.

W milczeniu przesunęła dłoń po mojej. Nie odsunęła jej, kiedy ją chwyciłem. Tego dnia nic się jeszcze nie stało. Ale już wiedzieliśmy – to tylko kwestia czasu.

Zadrżałem

Było już po dwudziestej drugiej, kiedy zapukała do moich drzwi. Nie spodziewałem się jej. Siedziałem w dresie, oglądając mecz. Miała mokre włosy i delikatny makijaż. Pachniała inaczej – bardziej intensywnie. Serce zabiło mi mocniej.

– Mogę wejść?

– Jasne... Wejdź. – Odsunąłem się w bok.

Weszła, rozglądając się po moim mieszkaniu, jakby pierwszy raz tu była. Usiadła na kanapie, złożyła ręce na kolanach.

Co się stało?

– Nic. Po prostu... musiałam gdzieś być. Nie chciałam siedzieć tam sama.

– Przecież mówiłem, że możesz wpadać, kiedy chcesz.

– Wiem.

Zrobiło się cicho. Tylko telewizor mrugał w tle.

– Chcesz czegoś? Kawy, herbaty?

– Nie. – Pokręciła głową. – Chcę, żebyś był blisko.

Zbliżyła się. Nie gwałtownie, raczej... zdecydowanie. Wzięła moją dłoń i przycisnęła do swojej szyi. Oczy jej lekko się zaszkliły.

Boję się – wyszeptała. – Że jak raz się zdecyduję, to już nie będzie odwrotu.

– Nie musi być odwrotu – odpowiedziałem cicho. – Nie każda historia kończy się katastrofą.

– A jeśli moja tak?.

Pocałowała mnie. Powoli. Bez pośpiechu, ale z taką intensywnością, że aż zadrżałem. Odpowiedziałem pocałunkiem – nie mogłem inaczej.

Liczyłem na coś więcej

Następnego dnia obudziłem się pierwszy. Leżała obok, wtulona w moje ramię, z tym lekkim grymasem na twarzy, jakby śniła coś, co nie dawało jej spokoju. Przez chwilę po prostu patrzyłem – na jej rzęsy, na lekko rozchylone usta, na ślad po poduszce na policzku. Wyglądała inaczej niż wczoraj. Wstałem cicho, zrobiłem kawę. Kiedy wróciłem z filiżankami, już siedziała na brzegu łóżka, owijając się moim kocem.

Nie uciekłaś – zauważyłem z uśmiechem.

– Jeszcze nie. – Jej głos był cichy. – Ale wiesz, że to nie mogło się wydarzyć, prawda?

– Owszem, ale się wydarzyło.

– Mam męża. Jakikolwiek by nie był, on istnieje. Nie jestem wolna.

– A wczoraj?

– Wczoraj byłam słaba. I samotna. A ty byłeś... dostępny.

– Tylko tyle?

– Nie wiem. – Wzięła ode mnie filiżankę. – Nie potrafię odpowiedzieć. Może potrzebowałam poczuć, że jeszcze jestem ważna. Że ktoś patrzy na mnie jak na kobietę, a nie jak na mebel w salonie.

– Dla mnie jesteś kobietą. Całą sobą. I chcę, żebyś to wiedziała, nawet jeśli wszystko inne runie.

Spojrzała na mnie z wdzięcznością, ale też z bólem.

– Nie jestem gotowa zostawić tego, co mam.

– Więc to koniec?

– Może nigdy nic się naprawdę nie zaczęło.

Wstała. Wyszła cicho, nie oglądając się za siebie. A ja zostałem z dwoma pustymi filiżankami.

Nie mogłem jej zapomnieć

Minęły trzy tygodnie. Widziałem ją kilka razy na klatce – raz z psem, raz z zakupami, raz z telefonem przy uchu. Zawsze uprzejma, zawsze z uśmiechem. Jakby nic się nie stało. Jakby tamta noc była snem, który oboje zapomnieliśmy zaraz po przebudzeniu. Tylko że ja pamiętałem. Każdy szczegół. Każde słowo.

– Cześć – powiedziała któregoś dnia, gdy mijaliśmy się przy windzie.

– Cześć.

Wszystko u ciebie dobrze?

– Jakoś leci. A u was?

Mąż wrócił tydzień wcześniej.

– Aha. Fajnie.

Skinęła głową i uśmiechnęła się, ale nie było w tym ciepła. Raczej... ulga, że rozmowa jest krótka. Że trzymam dystans.

Dziękuję – powiedziała nagle, zanim winda się zamknęła.

– Za co?

– Że byłeś. I że nie zrobiłeś z tego piekła.

Nie zdążyłem odpowiedzieć. Drzwi windy zamknęły się między nami. Zostałem na korytarzu, z dziwnym uczuciem w klatce piersiowej. Jakby ktoś pociągnął za sznurek i wyjął mi serce, a potem oddał z powrotem – ale już inne. Od tamtej pory nie próbowałem szukać okazji, nie stawałem pod balkonem z nadzieją, że mnie zawoła. Wiedziałem, że to była jedna z tych chwil, które muszą zostać nietknięte – bo tylko wtedy coś znaczą. Niektóre rzeczy po prostu się zdarzają. A potem nie wracają.

Igor, 36 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama