„Z mężem od 5 lat staraliśmy się o dziecko, ale teściowa zrobiła nam niespodziankę. Zaszła w ciążę, żeby mnie poniżyć”
„Mieszkanie od pięciu lat czekało na śmiech i płacz dziecka. Wszystko było gotowe – tapeta w chmurki w pokoju obok, pudełko z ubrankami na strychu, nawet imiona mieliśmy wybrane. Ale testy wciąż były białe jak śnieg. A tu taka nowina”.

Czasem życie zamienia się w żart. Taki gorzki, bez puenty, z którego nikt się nie śmieje. Mam trzydzieści lat i od pięciu próbuję zostać mamą. Z mężem, Krzyśkiem, przeszliśmy przez wszystko – suplementy, badania, kliniki, łzy, cisze i kłótnie. A potem znów nadzieje, jeszcze jedne testy i kolejne rozczarowanie. Nikt nie przygotowuje cię na to, że możesz nie zajść w ciążę. Że to nie jest tak jak na filmach, że wystarczy raz i już. Dla nas to była walka, a z każdym kolejnym rokiem coraz bardziej samotna.
Gdy się poznaliśmy, Krzysiek wydawał się inny. Czuły, wspierający, lojalny. Ale od kiedy jego matka – Ula – zaczęła się wtrącać, coraz trudniej było mi oddychać. Ona wszystko wiedziała lepiej. Patrzyła na mnie jak na popsuty sprzęt, który ktoś głupi kupił i teraz żal wyrzucić, ale przecież nie działa.
Kiedy Ula ogłosiła, że jest w ciąży, poczułam, że wszystko we mnie się rozsypało. Umarło we mnie na dobre. Ona miała czterdzieści osiem lat, dorosłego syna, miała mnie, swoją synową. I nagle – bach – nowy dzidziuś w rodzinie. Prezent od losu. Nie wiem. Nie byłam szczęśliwa. Byłam zrozpaczona. Pomyślałam wtedy, że chyba nie ma już dla mnie miejsca w tej rodzinie. Może nigdy nie było.
Nam ciągle się nie udawało
– Zrobiłaś znowu test rano? – zapytał Krzysiek, nie podnosząc wzroku znad telefonu.
– Tak – odpowiedziałam cicho, ściskając kubek z herbatą tak mocno, że aż rozbolały mnie palce.
– I co? – dopytał, udając, że nie wie.
– Taki jak zwykle – powiedziałam, starając się nie dać po sobie poznać, że chce mi się wyć. – Jedna kreska.
Krzyś tylko westchnął i znów zatopił się w telefonie. A ja siedziałam w tym naszym „gniazdku”, które od pięciu lat czekało na śmiech dziecka, na płacz, na życie, które nie chciało do nas przyjść. Wszystko było gotowe – tapeta w chmurki w pokoju obok, pudełko z ubrankami na strychu, nawet imiona mieliśmy wybrane. Ale testy wciąż były białe jak śnieg.
W tej ciszy, która wciąż rosła między nami, zadzwoniła teściowa.
– Agata, jesteście w domu? To wpadnę. Mam wieści! – zawołała do słuchawki z tym swoim sztucznym entuzjazmem.
Już wtedy coś we mnie zadrżało. Wiedziałam, że „wieści” w ustach mojej teściowej nigdy nie oznaczają nic dobrego dla mnie. Po trzydziestu minutach była u nas. Cała promieniejąca, w nowej sukience i z książką pod pachą.
– Jestem w ciąży! – oznajmiła z triumfem, jakby wygrała na loterii. – Rozumiecie to? W moim wieku! Mam czterdzieści osiem lat!
Krzysiek aż się zakrztusił kawą. Poczułam, jak coś we mnie umiera. Wiedziałam, że to wszystko wcale nie wydarzyło się przypadkiem.
To mnie przybiło na dobre
– Wcale nie planowaliśmy – śmiała się teściowa, jakby opowiadała o kupnie czegoś na wyprzedaży. – Ale skoro już się trafiło… to może to znak, co?
Siedziała w naszym salonie i głaskała się po ledwo widocznym brzuchu, jakby była królową. Krzysiek co chwila zerkał na mnie, ale milczał. Czułam się jak podglądaczka życia, które powinno być moje.
– Lekarz mówi, że wszystko jest w porządku. Trochę się boję, ale czuję się młodo! – świergotała dalej. – A ty, Agatko, nie martw się. Może jeszcze do was też los się uśmiechnie.
Te słowa zbiły mnie z nóg. Ten ton, spojrzenie, uśmieszek. Tak jakby pod tym „nie martw się” kryło się „zobacz, ja potrafię, a ty nie”. Jakby jej ciało chciało udowodnić mojemu, że ono wciąż działa. Że jest lepsze.
– I chcesz zachować to dziecko? – wyrwało mi się.
Zamilkła na chwilę. Spojrzała na mnie jakby z lekkim zaskoczeniem, ale i politowaniem.
– No pewnie. Dziecko to zawsze błogosławieństwo. Choć niektórzy potrzebują więcej czasu, żeby to zrozumieć – dodała z ironicznym uśmieszkiem.
Krzysiek w końcu wstał.
– Mamo, to nie jest dobry moment – rzucił nerwowo.
– Dlaczego? – odpowiedziała. – Przepraszam, ale to nie moja wina, że nie mogę się doczekać wnuka, więc będę mieć swoje dziecko.
Pomyślałam już wtedy, że nie dam rady. Że muszę wyjść, zanim coś w tej kuchni eksploduje. Może ja.
Zniszczyła moje marzenie
– Przecież ona to zrobiła specjalnie – powiedziałam trzy dni później do Justyny, mojej przyjaciółki z pracy. – Ja to po prostu czuję. Jakby chciała mi coś udowodnić. Pokazać, że jestem… niepełnowartościowa jako kobieta.
Siedziałyśmy w jej kuchni, a ja już nawet nie próbowałam powstrzymywać łez. Justyna podsunęła mi chusteczki i kiwnęła głową, nie mówiąc ani słowa. Co można powiedzieć komuś, komu właśnie odebrano marzenia?
W naszym domu zapanowała cisza. Krzysiek chodził spięty, unikał rozmów, wracał z pracy coraz później. A jak już był – wlepiał wzrok w telewizor, jakby tam miała się znaleźć odpowiedź, co dalej. Ja z kolei nie potrafiłam nawet zjeść. Teściowa stała się nagle głównym tematem rozmów u teściów, wśród rodziny. Każdy był podekscytowany. Każdy – oprócz mnie.
– A wiecie, to dziecko Uli to może być takie ożywienie dla nas wszystkich! – ekscytowała się ciotka Krzyśka przy obiedzie. – Agatko, pomożesz jej trochę, prawda? Przygotujesz się do roli matki…
Nie odpowiedziałam. Nawet nie spojrzałam na Krzyśka. Wiedziałam, że on też tego ode mnie oczekuje. Że stanę się życzliwą ciocią. Że zamiast pielęgnować swoje dziecko, będę może tulić to jego matki, jego brata albo siostrzyczkę.
Po obiedzie, gdy wracaliśmy do domu, powiedziałam cicho:
– Nie chcę brać udziału w tym cyrku.
– Agata, ona nie zrobiła tego przeciwko tobie – rzucił zmęczonym głosem. – Nie możesz tak myśleć.
– A jak mam myśleć, skoro od lat słyszę od niej, że powinnam się bardziej starać? Że kobieta bez dziecka to jak drzewo bez owoców?
Nie odpowiedział. Znowu dotarło do mnie, że w tej rodzinie może nie być już dla mnie miejsca.
Dla mnie to było jasne
Krzyśka nie było w domu, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Otworzyłam niechętnie, mając nadzieję, że to tylko kurier. Ale nie. To była moja teściowa.
– Przyniosłam wam kompot z moreli. Wiem, że Krzysiek go uwielbia – uśmiechnęła się, trzymając w ręku słoik jak trofeum. – I herbatkę z lipy.
– Nie jesteśmy chorzy – mruknęłam.
– Oj, Agatko, nie rób takiej miny. Wiem, że to wszystko cię boli, ale trzeba myśleć pozytywnie. Życie jest takie, jakie sobie je urządzimy – weszła do środka bez zaproszenia.
Stałam w miejscu z zaciśniętymi palcami. Patrzyłam, jak rozgląda się po kuchni, jakby chciała upewnić się, że to wszystko jeszcze należy do jej syna, jeszcze jej rodziny.
– A wiesz – powiedziała, stawiając słoik na stole – zawsze uważałam, że warto brać życie w swoje ręce. Ja nie czekałam, aż coś się wydarzy. Jak chciałam mieć dziecko – to je mam. Tak po prostu. Trzeba mieć odwagę, nie tylko marzyć.
– To jest przykre, że tak mówisz – wyszeptałam.
Spojrzała na mnie z zaskoczeniem, ale szybko się uśmiechnęła.
– Nie, kochanie. To jest dojrzałość. Czasem trzeba wstrząsnąć światem, żeby coś się ruszyło.
– Myślisz, że mnie zmotywujesz? Że teraz będę biegać po lekarzach jak wariatka, żeby ci dorównać? – głos mi zadrżał. – Ty mnie chcesz zniszczyć, a nie mi pomóc. To jasne.
Zamarła. Przez chwilę była tylko cisza.
– Jesteś nieszczęśliwa, Agata. Ale to nie moja wina – powiedziała w końcu i wyszła bez słowa więcej.
Nie umiałam jej zrozumieć. Ona naprawdę nie widziała w tym niczego złego. A ja już nie chciałam w tym wszystkim uczestniczyć. Za wiele się wydarzyło.
Nie będę się bawić w tę szopkę
Minął tydzień od tamtej rozmowy. Krzysiek wrócił z pracy jak zwykle po osiemnastej. Otworzył drzwi, rzucił torbę w przedpokoju i nawet na mnie nie spojrzał. Włączył telewizor, jakby nie istniało nic poza tym, co dzieje się w środku szklanego pudła.
Siedziałam na kanapie z jedną spakowaną walizką obok. Nie miałam siły się kłócić. Wszystko, co miałam do powiedzenia, już dawno rozsypało się na tysiące kawałków.
– Musimy coś ustalić – powiedziałam w końcu. Cicho, ale stanowczo.
Spojrzał na mnie, a jego mina mówiła wszystko: znowu?
– Nie chcę już być częścią tej rodziny – wyrzuciłam z siebie. – Nie chcę wychowywać twojego brata albo siostry. Nie chcę udawać, że wszystko gra, kiedy ona chodzi dumna z brzuchem, a ja... ja zasypiam z poczuciem porażki, którego nikt nie widzi. Nikogo nie obchodzi.
– Agata, przecież to nie jest powód, żeby wszystko rzucać – westchnął.
– Nie? Dla mnie to jest właśnie ostateczny powód. Jedyny. Wystarczający. Nie chcę żyć na cudzym marginesie. Chcę w końcu być w centrum. Choćby sama dla siebie.
– Moja mama… Ona się boi. Ja ją znam. I naprawdę nie robi ci tego na złość – powiedział, jakby to miało coś zmienić.
– Ja już nie chcę się domyślać cudzych intencji. Mam dosyć. Czas się ratować – wstałam i chwyciłam walizkę.
Nie zatrzymał mnie. Tylko patrzył. Jak ktoś, kto wie, że właśnie przegrywa coś ważnego, ale nie ma siły o to walczyć.
Nie każda kobieta jest matką
Znalazłam małe mieszkanie na wynajem. Nic szczególnego, ale po miesiącu dopiero zauważyłam, że oddycham spokojniej. Nikt nie komentuje, że coś źle robię. Nie słyszę już teściowej w kuchni, która wpadła bez zapowiedzi. Nie słyszę ciszy ze strony Krzyśka, która bolała bardziej niż jego słowa.
Nie wiem, czy kiedyś będę matką. Lekarz powiedział mi ostatnio: „Nie jesteśmy bez szans, ale trzeba też umieć żyć poza schematem”. Próbuję żyć nie w oczekiwaniu, ale tu i teraz. Czasem kupuję jakieś ubranko dziecięce i chowam do szuflady. Może to głupie. Ale daje mi poczucie, że jeszcze nie wszystko skończone.
Teściowa urodziła. Zdjęcie dziecka zobaczyłam przez przypadek w telefonie wspólnej znajomej. I nie poczułam bólu. Poczułam… pustkę. Ale nie rozpadłam się, nie płakałam. Krzysiek nie zadzwonił. Ja też nie. Może on też nie miał siły walczyć, a może po prostu nie chciał. Wiem jedno – gdybym została, zaczęłabym nienawidzić nie tylko jego, ale i siebie. A ja chcę znów siebie polubić. Nie jestem matką. Nie jestem żoną. Uczę się znów być kimś, nie dla innych, tylko dla siebie.
Agata, 30 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Po śmierci męża wzięłam drugi raz ślub. Rodzina nie umie mi wybaczyć, że jestem szczęśliwa z innym”
- „Przed śmiercią obiecałam mamie, że zaopiekuję się moją młodszą siostrą. Do dzisiaj nie przestałam żałować tych słów”
- „Miałam już serdecznie dość rygoru mojego męża. Był dyrektorem nie tylko w pracy, ale i w domu dla naszej rodziny”

