Reklama

Nie tak to sobie wyobrażałam. Przeprowadzka do domu po teściach miała być nowym rozdziałem w naszym życiu, a tymczasem czułam się jak zamknięta w klatce. Rafał, mój mąż, od początku nie był zachwycony tym pomysłem, ale dla mnie to było coś więcej niż tylko zmiana miejsca. Chciałam stworzyć coś swojego – zadbać o ogród, posadzić kwiaty, warzywa, uporządkować to zaniedbane podwórko. Potrzebowałam tej pracy jak tlenu. Rafał? On wolał usiąść przed komputerem, odpalić grę i przepaść na kilka godzin. Wspólne życie zaczynało wyglądać jak dwie równoległe rzeczywistości: ja – ubrudzona ziemią, w gumowcach i z motyką w ręku, on – przed monitorem, w słuchawkach, jakby na innej planecie.

Czasem, gdy patrzyłam na nasze podwórko, miałam wrażenie, że ten dom mnie pożera. Po południa mijały na pieleniu grządek, a wieczory spędzałam samotnie, patrząc przez okno, jak Rafał pogrąża się w wirtualnym świecie. Nie potrafiłam już z nim rozmawiać, nie umiałam go stamtąd wyrwać. Aż pewnego dnia, kiedy znów zginałam się nad grządkami, usłyszałam męski głos zza płotu.

– Ciężko pani haruje. Nie lepiej z tym poczekać na lepszą pogodę?

Podniosłam głowę i wtedy go zobaczyłam – Jarka. Naszego nowego sąsiada.

Nikt inny nie wyciągał do mnie ręki od miesięcy

Podniosłam wzrok, zaczesując kosmyki włosów za ucho, które uciekły mi spod opaski. Stał tam, oparty o płot, z rękoma w kieszeniach roboczych spodni. Wyglądał na zmęczonego, ale w jego oczach błyszczało coś życzliwego.

– A kto jak nie ja? – odpowiedziałam z lekkim uśmiechem, prostując plecy i ocierając dłonie o spodnie.

– Mąż? – zapytał, wskazując brodą na dom.

– Mąż ma ważniejsze sprawy – wzruszyłam ramionami, a głos zadrżał mi lekko, choć starałam się, by brzmiał obojętnie.

– To nie fair, pani Dario – pokręcił głową i spojrzał na grządkę, którą właśnie plewiłam. – Chce pani, to pomogę. Trochę się znam na takich robótkach.

– Nie trzeba... – zaczęłam, ale uśmiechnął się tak, że coś we mnie pękło. Przecież nikt inny nie wyciągał do mnie ręki od miesięcy. – No dobra, jak pan chce... – zgodziłam się w końcu, odsuwając się, by mógł podejść bliżej.

Patrzyłam, jak pewnie chwyta motykę, jak sprawnie obraca ziemię. Pachniało świeżą glebą, wiosną i potem.

– Mąż to się nie zainteresuje, co tu tak urosło? – rzucił po chwili, a ja wbiłam wzrok w dłonie, które znowu drżały.

– Nie. On... On ma swoje życie – przełknęłam ślinę. – Komputer, gry, wieczory w słuchawkach.

– Szkoda. Taką kobietę zostawić samą przy takich grządkach...

Nie odpowiedziałam. Słońce grzało mi plecy, a w sercu zrobiło się ciepło. Nie spodziewałam się, że tego dnia, z brudnymi paznokciami i w starych dresach, poczuję się choć trochę zauważona.

Uczucie, którego dawno nie znałam

Następnego dnia Jarek znowu stał przy płocie, tym razem z rękami opartymi na sztachetach, jakby czekał, aż go zauważę. Uśmiechnęłam się, bo nie dało się nie zauważyć – jego obecność biła w oczy jak słońce w południe.

– Dzień dobry, pani Dario! – zawołał, a ja, nie wiedzieć czemu, poczułam, że się rumienię. – Co dziś w planach? Grabienie liści czy sadzenie kolejnych cudów?

– Sadzenie – odpowiedziałam, ściskając w dłoni plastikowy pojemnik z młodymi sadzonkami pomidorów. – Trzeba je wsadzić, póki pogoda dopisuje – uśmiechnęłam się nieśmiało, czując, że uśmiecham się częściej, odkąd Jarek tu zagląda.

– Pomogę pani, co pani na to? – rzucił, przechodząc przez furtkę, jakby robił to od zawsze. – Samemu ciężko dźwigać te skrzynki.

– No dobrze, skoro już pan tu jest… – powiedziałam z lekkim śmiechem. – Ale ostrzegam, nie jest to praca dla mięczaków.

– Dobrze się składa, bo ja mięczakiem nie jestem – puścił do mnie oko, a mnie znowu coś zakuło pod żebrami. Uczucie, którego dawno nie znałam – jakby ktoś wreszcie zobaczył mnie, a nie tylko stertę obowiązków.

Zabieraliśmy się do pracy w milczeniu, ale było to dobre milczenie. Jarek co chwilę zerkał na mnie z uśmiechem, a ja łapałam się na tym, że mówię o sobie więcej niż zwykle. O tym, jak tęsknię za bliskością, jak boli mnie to, że Rafał nie zauważa moich starań.

– A on… on wie, jak ciężko ci tu samej? – zapytał nagle Jarek, prostując się i patrząc na mnie z troską.

– Wie… Ale woli swój komputer.

Nie odpowiedział, tylko skinął głową, a ja poczułam, że rozumie więcej, niż mówi.

A ja… Ja zaczynałam czekać

Czas z Jarkiem zaczął mi uciekać szybciej niż zwykle. Czułam, jak dzień za dniem wypełniają się jego obecnością. Pojawiał się nagle, niespodziewanie – raz z workiem ziemi, raz z paczką nasion, a raz tylko po to, żeby pogadać. A ja… Ja zaczynałam czekać. I nie potrafiłam sobie tego wytłumaczyć.

– Nie myślałaś, żeby urządzić tu rabatę kwiatową? – zapytał któregoś popołudnia, rozkładając dłonie nad pustą połacią ziemi. – Trochę koloru by się przydało, nie sądzisz?

– Myślałam… Ale Rafał mówi, że to strata czasu. Że ogród ma być praktyczny, a nie „dla oka”.

– Rafał się nie zna – spojrzał na mnie z przekornym uśmiechem, a ja poczułam, jak miękną mi kolana. – Ja ci pomogę, jak chcesz. Mam trochę cebulek, zostały mi z zeszłego roku.

– Dziękuję, Jarek – westchnęłam cicho. – Naprawdę… Nie wiesz nawet, jak dużo to dla mnie znaczy.

Pochylił się nad grządką, a ja zerknęłam na niego kątem oka. Jego ręce były szorstkie, spracowane, a mimo to delikatnie rozgarniał ziemię, jakby dotykał czegoś kruchego. Poczułam ukłucie żalu – mój mąż nigdy nie patrzył na mnie w taki sposób. Nie pytał, czego potrzebuję. A tu… obcy mężczyzna z sąsiedztwa znał już moje myśli, zanim je wypowiedziałam.

– Twój mąż... Wybacz, że pytam… On wie, jaką masz pasję? Jak ci na tym zależy?

– On wie. Ale nie obchodzi go to – głos mi się załamał. – Czasem mam wrażenie, że bardziej go interesuje nowy poziom w grze niż to, co się dzieje ze mną.

Jarek patrzył na mnie długo, jakby ważył słowa. W końcu tylko skinął głową i powiedział cicho:

– Daria… On cię nie docenia.

A potem – jakby coś pękło – wyciągnął rękę i przesunął palcami po moim policzku. Nie odsunęłam się.

Roześmiałam się głośno i nagle poczułam, że żyję... wreszcie

Ten dotyk Jarka nie chciał mnie opuścić. Czułam go jeszcze, gdy wróciłam do domu, gdy myłam ręce w zlewie, zdzierając z paznokci resztki ziemi. Stałam nad umywalką, patrząc w swoje odbicie, i nie poznawałam tej kobiety. Rozczochrane włosy, rozpalone policzki, rozszerzone źrenice – jakby coś mnie poruszyło, rozbudziło z letargu.

Wieczorem Rafał zawołał mnie z salonu.

– Co tak długo? Głodny jestem – nie odwrócił się od ekranu, tylko machnął ręką w moją stronę.

– Byłam w ogrodzie – odpowiedziałam, nie kryjąc zmęczenia w głosie.

– Cały wieczór tam siedzisz – westchnął, odgarniając słuchawki na szyję. – W sumie dobrze, że masz jakąś zajawkę. Przynajmniej się nie nudzisz.

Przygryzłam wargę, by nie odpowiedzieć coś ostrzejszego. Przecież to nie była tylko „zajawka”. To było coś, co mnie ratowało przed ciszą w naszym domu. Rafał odwrócił się do komputera, a ja odwróciłam się do siebie.

Kiedy kładłam się spać, czułam zapach ziemi w kosmykach włosów. Ziemi… i jeszcze czegoś. Może Jarka? Nie wiem. Nie chciałam o tym myśleć.

Ale następnego dnia, kiedy znowu wyszłam na podwórko, serce zabiło mi szybciej, bo Jarek już tam był. Czekał. Z paczką sadzonek w rękach.

– Witam, pani ogrodniczko – uśmiechnął się szeroko, a ja poczułam, jak robi mi się gorąco.

– Dzień dobry… – odparłam cicho, patrząc na niego zbyt długo.

Słońce grało między liśćmi, ptaki śpiewały gdzieś w koronach drzew, a my… My pochyleni nad grządkami, byliśmy coraz bliżej. Palce Jarka musnęły moje, kiedy podawał mi doniczkę, a ja nie cofnęłam dłoni. Patrzyliśmy na siebie, a cisza między nami była gęsta i ciężka.

– Daria… – szepnął, pochylając się bliżej.

I wtedy, zanim zdążyłam się zastanowić, nasze usta spotkały się w krótkim, gorącym pocałunku. Straciłam równowagę i lekko upadłam na ziemię, a Jarek razem ze mną. Roześmiałam się głośno i nagle poczułam, że żyję... wreszcie. Byliśmy oboje umorusani ziemią i uśmiechnięci. Było wspaniale.

Jarek, który dał mi coś, czego Rafał od dawna nie umiał

Kiedy wracałam do domu, dłonie drżały mi tak, że ledwo potrafiłam przekręcić klucz w zamku. Rafał siedział jak zwykle na kanapie, z kontrolerem w dłoniach, zapatrzony w ekran. Nie zauważył mojego rumieńca, rozczochranych włosów, błysku w oczach, ziemi na policzku. Albo nie chciał zauważyć.

– Co tak późno? – mruknął, nie odrywając wzroku od gry. – Długo ci zeszło z tymi grządkami.

– Dużo pracy – odpowiedziałam, ściskając dłonie, żeby ukryć ich drżenie. – Trochę przekopałam, trochę dosadziłam.

– No to super – wzruszył ramionami i wrócił do swojego świata. Nie zadał więcej pytań, nie spytał, jak się czuję, czy potrzebuję pomocy.

A ja… ja tylko stałam i patrzyłam na niego, mając przed oczami twarz Jarka. Jego spojrzenie, gdy patrzył na mnie z troską, uśmiech, kiedy dotykał mojej dłoni. Te chwile w ogrodzie, ten pocałunek – wciąż czułam jego ciepło na ustach.

Pod wieczór wyszłam jeszcze na chwilę do ogrodu, niby żeby obejrzeć rośliny, ale tak naprawdę, żeby zebrać myśli. Tam wszystko pachniało Jarkiem, jego dotykiem, jego bliskością. Ziemia była miękka pod stopami, a serce biło mi szybciej niż zwykle.

Spojrzałam w stronę furtki i wiedziałam, że to nie był koniec. Wiedziałam, że jutro znowu przyjdzie. A ja znowu nie będę umiała mu powiedzieć „nie”.

Wracając do domu, wytarłam ręce o spodnie. Rafał rzucił w moją stronę obojętne spojrzenie.

– Co tak brudna jesteś?

– Ogród – odpowiedziałam cicho. Ale w środku wiedziałam, że to nie tylko ogród. To też Jarek. Jarek, który dał mi coś, czego Rafał od dawna nie umiał – poczucie, że jestem ważna.

I wtedy, po raz pierwszy od dawna, pomyślałam: będę go widywać. Nadal. Bo skoro Rafał mnie nie widzi, ktoś inny musi.

Przy Jarku czułam się żywa

Kiedy znów wyszłam do ogrodu, Jarek już tam był. Stał przy furtce, jakby czekał. Uśmiechnął się, a ja poczułam, jak miękną mi kolana. Nie mówił wiele – wystarczyło to jedno spojrzenie, jedno skinienie głowy, jeden dotyk dłoni, kiedy razem sięgaliśmy po grabie. Każde takie spotkanie sprawiało, że serce biło mi mocniej, a poczucie winy rozlewało się gdzieś na dnie brzucha, gorzkie i słodkie jednocześnie.

Rafał? Nadal siedział przed komputerem, zapatrzony w ekran, nieświadomy tego, co dzieje się tuż za jego plecami. Nie pytał, dlaczego tak późno wracam z ogrodu, nie interesowało go, skąd te liście we włosach, ziemia na rękach, ten błysk w oczach. A może widział, tylko nie chciał widzieć?

Czułam się rozdarta. Wiedziałam, że powinnam zakończyć to, co zaczęło się w ogrodzie, ale… nie potrafiłam. Bo przy Jarku czułam się żywa. Kobietą, nie tylko żoną, nie tylko sprzątaczką i kucharką. I choć wiedziałam, że to, co robię, nie jest w porządku, serce mówiło coś innego.

Rafał nie pytał. Jarek patrzył. A ja… postanowiłam, że będę go widywać dalej. Bo skoro mój mąż mnie nie widzi, to może… ktoś inny musi.

Daria, 34 lata


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama