Reklama

Jeszcze rok temu wierzyłam, że nasze małżeństwo przetrwa wszystko. Z Kubą byliśmy nierozłączni – śmialiśmy się z tych samych rzeczy, kończyliśmy swoje zdania. Ale coś się zmieniło. Od miesięcy czułam się niewidzialna, jakby był obok, a jednak daleko. Milczenie, uniki, chłód. Kiedy zaproponował wyjazd na wieś do jego matki, do zbiorów, pomyślałam, że może to nas uratuje. Tam miało być spokojnie, inaczej, bez codziennego zgiełku. Z nadzieją pakowałam walizkę, nie wiedząc, że już od początku coś nie gra.

Pierwsze podejrzenia

Zaczęło się jak gdyby nigdy nic. Zosia miała pomagać przy zbiorach – młoda, dwudziestoletnia, z wiecznym uśmiechem i błyskiem w oku. Już pierwszego dnia zauważyłam, że Kuba z nią często rozmawia. Może to nic. Może po prostu dobrze się dogadują. Ale potem przyszła scena, która wbiła mi się w pamięć: stałam przy oknie kuchni, kiedy zobaczyłam, jak Kuba pomaga jej sięgnąć skrzynkę z półki. Dotknął jej ramienia, przytrzymał ją w talii. Śmiali się. Odruchowo zacisnęłam dłonie na blacie.

– Co tam było tak śmiesznego? – zapytałam przy kolacji, zerkając na niego ponad parującym talerzem zupy.

– Co? – spojrzał na mnie, zaskoczony. – A, Zosia? Nic takiego. Wiesz, ona to jeszcze dzieciak.

– Serio? Bo nie wyglądała na dziecko, jak ci się niemal rzuciła w ramiona.

Zamiast odpowiedzi wzruszył ramionami i wbił wzrok w ziemniaki. Milczałam przez resztę posiłku. Następnego dnia usłyszałam ich śmiech, gdy wracali z sadu. Schowałam się za werandą, serce waliło mi jak oszalałe. Przez szpary w deskach widziałam, jak Zosia lekko uderza go w ramię.

– Oj przestań! – rzuciła z rozbawieniem.

Ty to jednak jesteś głupol… – odpowiedział Kuba, śmiejąc się cicho.

Później, gdy siedziałam z teściową przy herbacie, zapytała z troską:

– Wszystko w porządku, Alicjo? Jakaś takaś spięta chodzisz.

Uśmiechnęłam się krzywo.

– Tak, wszystko dobrze. Naprawdę.

Ale wcale nie było.

Nocne schadzki w sadzie

Tamtej nocy długo nie mogłam zasnąć. Kuba leżał obok, oddychał spokojnie, jakby nic się nie działo. Ja zaś czułam, jak coś mnie dławi, jakbym miała pod żebrami kamień, którego nie potrafię wypchnąć oddechem. Po północy usłyszałam skrzypnięcie podłogi. Zerwałam się cicho, udając, że poprawiam kołdrę. Kuba zniknął za drzwiami sypialni.

Minęły może dwie minuty, zanim podeszłam do okna. Widziałam, jak idzie przez podwórko, prosto w stronę sadu. Zawahałam się. Potem założyłam sweter i boso, po cichu zeszłam na ganek. Szłam kilka metrów za nim, chowając się między krzakami. Wtedy ją zobaczyłam. Zosia, w cienkiej sukience, wyszła z bocznych drzwi stodoły i dołączyła do niego. Nie całowali się. Nie obejmowali. Ale ich głosy były zbyt ciche, zbyt intymne.

– Ciii… ktoś może usłyszeć – powiedziała Zosia.

– Przestań, nikt tu nie przyjdzie – odpowiedział Kuba.

Potem coś cicho zarechotała, a on się nachylił. Usłyszałam cichy, mokry dźwięk. Nie wiem, czy to był pocałunek, czy tylko szept przy uchu. Ale to wystarczyło. Odwróciłam się i wróciłam do domu. W łazience spojrzałam w lustro. Policzki miałam blade, oczy rozszerzone jak u kogoś, kto właśnie zrozumiał coś, czego nie chciał wiedzieć.

To nie może być prawda – wyszeptałam. – Nie mogłeś mi tego zrobić…

Ale wiedziałam. Moje ciało już wiedziało, choć głowa jeszcze się szarpała.

Myślał, że jestem ślepa

Rano, kiedy weszłam do kuchni, Kuba siedział już przy stole. Pił kawę jakby nigdy nic, czytał coś w telefonie. Nie spojrzał na mnie. Usiadłam naprzeciwko. Patrzyłam na niego, aż w końcu podniósł wzrok.

– Coś się stało? – zapytał z nutą niepokoju.

– Tak – odpowiedziałam spokojnie. – Co robiłeś w nocy?

Znieruchomiał.

– Słucham?

– Widziałam was – powiedziałam cicho. – Między drzewami. Ciebie i Zosię.

Na sekundę spuścił wzrok, potem oparł się o oparcie krzesła i westchnął.

– To nie tak, jak myślisz.

– Serio? To wyjaśnij mi, jak niby to było?

– Rozmawialiśmy. Tylko rozmawialiśmy, Alicja.

– W środku nocy? W sadzie? Szeptem?

Podszedł do zlewu, oparł dłonie o blat.

– Bo z tobą się nie da! – krzyknął nagle. – Ciągle milczysz, jesteś nieobecna, zgaszona. Od miesięcy czuję się, jakbym był sam!

Więc znalazłeś sobie dwudziestkę, żeby cię ożywiła, tak?

– To był moment! Nic nie znaczył!

– A ja? Od miesięcy też nic nie znaczę, prawda?

W tej chwili do kuchni weszła teściowa. Zamrugała, zamarła w progu.

– Co tu się dzieje?

Nikt jej nie odpowiedział. Spojrzałam na Kubę. Zdjęłam obrączkę z palca i położyłam na stole.

– Mam dość. Naprawdę mam dość.

Odsunęłam krzesło i wyszłam, zostawiając ich oboje w ciszy, która nagle zrobiła się głośniejsza niż wszystkie nasze krzyki.

Cisza po burzy

Szłam przed siebie bez celu. Najpierw przez podwórko, potem między grządkami, w końcu na ścieżkę za domem, która prowadziła ku polom. Wiatr był chłodny, ale nie przeszkadzał mi. Potrzebowałam go. Potrzebowałam czegoś, co wywieje z głowy obrazy z poprzedniego wieczoru. Usiadłam pod drzewem. Wpatrywałam się w liście, które wirowały nad głową. I nagle poczułam... pustkę. Nie złość, nie rozpacz. Pustkę. Jakby wszystko już się rozstrzygnęło, a teraz trzeba było tylko zaakceptować fakt, że coś się skończyło.

Zamknęłam oczy. Przypominałam sobie nasze początki – ja i Kuba, młodzi, śmiali, wiecznie w ruchu. Podróże, noce bez snu, żarty, głupoty. A potem życie. Rachunki. Praca. Milczenie. I ta dziwna, coraz gęstsza mgła między nami. Wieczorem wróciłam. Dom był cichy. Weszłam na ganek i zobaczyłam go – siedział sam, z kubkiem herbaty w dłoni. Spojrzał na mnie i od razu odwrócił wzrok. Usiadłam obok. Nie mówił nic. Ja też nie. Minęła minuta. Może dwie.

Nie chciałem, żeby to tak wyszło – powiedział cicho.

Spojrzałam na niego. Bez gniewu. Bez łez.

– A jak miało wyjść?

Nie odpowiedział. Tylko spuścił głowę. I wtedy dotarło do mnie, że nie da się już cofnąć czasu. Cokolwiek było między nami, rozpadło się gdzieś między drzewami. I nie da się tego poskładać.

Pora na decyzję

Rano spakowałam walizkę. Robiłam to powoli, starannie, jakby każde złożone ubranie miało nadać sens decyzji, którą przecież już podjęłam. Kuba krzątał się w kuchni, ale nie wchodził do pokoju. Wiedział. I ja wiedziałam, że nie będzie próbował mnie zatrzymać. Zeszłam z walizką na dół. Teściowa siedziała na ganku, obierając jabłka. Kiedy mnie zobaczyła, odłożyła nóż.

– Jedziesz?

– Tak – odpowiedziałam cicho. – Muszę.

Wstała, podeszła do mnie, objęła delikatnie. Pachniała jabłkami i ziołami. Czułam, że walczy z emocjami.

– Nie wiem, co się wydarzyło. I nie chcę wiedzieć – powiedziała łagodnie. – Ale wiedz, że zawsze masz tu miejsce. Jeśli będziesz chciała wrócić. Albo po prostu odpocząć.

– Dziękuję – wyszeptałam. – Za wszystko.

Na końcu ścieżki czekał autobus. Kuba pojawił się nagle, jakby wyrósł spod ziemi.

– Poczekaj – rzucił.

Zatrzymałam się. Zbliżył się, spojrzał mi w oczy.

To nie musi być koniec – powiedział z nadzieją, której już nie czułam.

– Dla mnie już jest – odpowiedziałam spokojnie.

Wsiadłam do autobusu. Usiadłam przy oknie. Patrzyłam, jak drzewa przesuwają się za szybą – znajome, pełne światła i cienia. Między nimi rozpadło się moje małżeństwo. I choć bolało, czułam ulgę. Było po wszystkim.

Zdrada pachnie jabłkami

Minęło kilka tygodni. Nie jestem szczęśliwa. Jeszcze nie. Ale po raz pierwszy od dawna czuję się... lekko. Nikt mnie nie przytłacza, nie unika spojrzeń, nie odwraca się plecami, gdy próbuję coś powiedzieć. Jestem sama. I to w porządku. Kuba dzwonił raz. Nie odebrałam. Wysłał wiadomość – że tęskni, że myśli. Nie odpisałam. Bo nie wiem, czy chcę, żeby wrócił. Może po prostu chcę zacząć od nowa, z kimś innym. A może... tylko ze sobą.

Czasem śni mi się sad. Drzewa, między którymi skradałam się nocą, ścieżka, którą wracałam z walącym sercem. Czasem śni mi się Zosia – zawsze uśmiechnięta, bezczelnie beztroska. Wtedy budzę się z żalem, ale nie już z bólem. Zaczęłam chodzić na spacery, więcej czytam, zapisuję myśli do zeszytu. Nie wiem, co będzie dalej. Może życie powoli zacznie się układać. Może kiedyś zaufam komuś jeszcze.

Wiem tylko jedno – to, co się stało, musiało się stać. Rozpadliśmy się, zanim Zosia się pojawiła. Ona tylko pokazała to, co dawno było martwe. Między drzewami skończyło się moje stare życie. Ale może właśnie tam zaczęło się coś nowego.

Alicja, 31 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama