„W jeden dzień z bezdzietnego małżeństwa staliśmy się rodzicami dwojga maluchów. Przecież nie tak planowałam nasze życie”
„Stałam, trzymając test, a łzy płynęły mi po policzkach. Byłam gotowa, by zobaczyć jedną kreskę, jak zawsze, ale gdy pojawiły się dwie, świat na chwilę się zatrzymał. Ogarnęło mnie naraz poczucie paniki, szczęścia i strachu. Jak to możliwe?”.

- Redakcja
Zawsze myślałam, że życie jest sprawiedliwe. Że jeśli czegoś naprawdę pragniemy i jesteśmy gotowi na to ciężko pracować, to w końcu to osiągniemy. Niestety, lata prób i niepowodzeń uświadomiły mi, że nie zawsze tak jest. Kiedy ja i Tomek staraliśmy się o dziecko, wierzyliśmy, że to tylko kwestia czasu. Wizyty u lekarzy, kolejne zabiegi in vitro, łzy w nocy, poczucie niesprawiedliwości – to stało się naszą codziennością.
W końcu postanowiliśmy się pogodzić z losem i zaakceptować, że biologiczne dzieci nie są nam pisane. Zdecydowaliśmy się na adopcję i poczuliśmy ulgę. To miała być nasza droga do rodzicielstwa. Zaczęliśmy planować nowe życie z dzieckiem, gotowi na tę przygodę.
Jeden telefon zmienił wszystko
Dzień, w którym odebraliśmy połączenie z ośrodka adopcyjnego, zaczął się jak każdy inny. Zaparzyłam sobie kawę, zajrzałam przez okno na ulicę, gdzie ludzie spieszyli się do swoich spraw. A potem zadzwonił telefon.
– Dzień dobry, tu Jolanta K. z ośrodka adopcyjnego – usłyszałam po drugiej stronie.
Poczułam, jak moje serce przyspiesza. Czyżby to był ten moment?
– Mamy dla was małą dziewczynkę. Czy możecie przyjechać jeszcze dzisiaj, by dopełnić formalności? – zapytała.
Nie mogłam uwierzyć w to, co słyszę. Byłam w takim szoku, że przez chwilę nie mogłam wydobyć z siebie słowa. A potem nagle wybuchnęłam płaczem.
– Tak, oczywiście, przyjedziemy jak najszybciej! – odpowiedziałam po chwili z drżącym głosem.
Gdy tylko się rozłączyłam, pobiegłam do Tomka. Był w biurze, ale wiedziałam, że to jest ta chwila, na którą czekaliśmy.
– Tomek, będziemy mieć córkę! – wykrzyknęłam, a on spojrzał na mnie zdumiony, po czym uśmiechnął się najszczerszym uśmiechem, jaki kiedykolwiek widziałam.
Po chwilach największej radości zaczęłam się czuć dziwnie. Zmęczenie, mdłości... Opowiedziałam to mojej mamie, do której zadzwoniłam, aby podzielić się naszym szczęściem. Zażartowała wtedy:
– A może ty jesteś w ciąży?
Zaśmiałam się, ale coś we mnie drgnęło. Mimo że byłam przekonana, że to raczej niemożliwe, postanowiłam kupić test ciążowy. W końcu co mi szkodzi sprawdzić?
Dlaczego akurat teraz?
Późnym wieczorem, kiedy cały dom już ucichł, postanowiłam zrobić test ciążowy. Czekałam, patrząc na pasek, który miał odpowiedzieć na wiszące w powietrzu pytanie. Byłam gotowa, by zobaczyć tylko jedną kreskę, jak zawsze, ale gdy pojawiły się dwie, świat się zatrzymał. Stałam z niedowierzaniem, trzymając test, a łzy płynęły mi po policzkach. W jednej chwili ogarnęło mnie naraz poczucie paniki, szczęścia i strachu. Jak to możliwe?
– Tomek! – krzyknęłam. Mój głos drżał, a on wbiegł do łazienki, przerażony, że coś się stało.
– Co się dzieje, Anitko? – zapytał z troską.
Podniosłam test do góry, nie mogąc wydusić z siebie słowa.
– Dwie kreski... – wyszeptałam, a jego oczy rozszerzyły się z niedowierzaniem.
Mąż patrzył na mnie, jakby nie mógł uwierzyć. Po chwili jego twarz rozpromienił uśmiech, a potem zobaczyłam w jego oczach łzy radości.
– Naprawdę jesteśmy w ciąży? – spytał z niedowierzaniem, a ja tylko skinęłam głową.
Szybko umówiłam się na wizytę u lekarza, by upewnić się, że to prawda. Lekarz potwierdził: byłam w ciąży. Głowę wypełniały mi tysiące myśli. Co teraz? Adopcja była już na ostatnim etapie. Nie mogliśmy się wycofać, ale jak damy radę z dwójką dzieci? Tomasz patrzył na mnie z ciepłem i zrozumieniem.
– Damy sobie radę, Anita – powiedział, ściskając moją dłoń.
Mieliśmy poważny dylemat
Zaraz po wizycie u lekarza wiedziałam, że musimy spotkać się z panią Jolantą z ośrodka adopcyjnego. Tomasz również czuł, że musimy być szczerzy. Mimo że decyzja nie była łatwa, postanowiliśmy, że nie możemy ukrywać przed nią prawdy. W drodze do ośrodka serce biło mi jak szalone. Nie wiedziałam, jak zareaguje, czy zrozumie naszą sytuację.
Kiedy weszliśmy do jej biura, pani Jolanta przywitała nas ciepłym uśmiechem, nieświadoma, z jakim ciężarem przyszliśmy. Tomasz zaczął mówić, a ja walczyłam z łzami.
– Musimy powiedzieć coś ważnego... Anita jest w ciąży. Właśnie się dowiedzieliśmy – powiedział, patrząc jej prosto w oczy.
Kobieta była zaskoczona, ale jej twarz szybko złagodniała.
– To niezwykłe wieści. Gratulacje. Ale co z adopcją? – zapytała.
W tym momencie poczułam się winna. Co jeśli teraz odmówimy? Co z dziewczynką, którą mieliśmy przyjąć? Wiedziałam, że nie możemy jej zawieść. Niedługo potem spotkaliśmy się z Kingą, biologiczną matką dziecka. Jej spokój mnie zaskoczył.
– Wiem, że będziecie dla niej najlepszymi rodzicami – powiedziała z przekonaniem w głosie. Jej słowa wywołały we mnie falę emocji, a łzy popłynęły po moich policzkach.
Czułam, że nie możemy się teraz wycofać. Ale czy poradzimy sobie z dwójką dzieci? Czy to wszystko nie jest za dużo? Wiedziałam, że musimy podjąć decyzję.
Wciąż miałam wątpliwości
W domu siedzieliśmy przy stole z filiżankami herbaty w dłoniach, milcząc i ważąc naszą decyzję. Wiedziałam, że Tomasz przeżywa to równie mocno jak ja. W końcu odezwał się, przerywając ciszę.
– Anita, zawsze pragnęliśmy być rodzicami. Teraz mamy szansę na podwójne szczęście – powiedział, a w jego głosie była pewność, której tak bardzo potrzebowałam.
Te słowa były jak promień słońca w pochmurny dzień. Wiedziałam, że mąż ma rację. Od zawsze marzyliśmy o rodzinie i teraz, mimo że sytuacja była nieoczekiwana, mieliśmy szansę na coś pięknego.
– Masz rację. Nie możemy zrezygnować z adopcji. Ta dziewczynka była nam przeznaczona – odpowiedziałam, czując, że moje serce uspokaja się.
Kiedy ponownie spotkaliśmy się z panią Jolantą, podzieliliśmy się naszą decyzją. Słuchała uważnie, a jej twarz promieniała zrozumieniem.
– Gratuluję wam obu darów, które życie wam przyniosło – powiedziała, uśmiechając się ciepło.
Nadszedł wreszcie dzień, w którym mieliśmy spotkać naszą przyszłą córeczkę. Kiedy tylko zobaczyłam ją po raz pierwszy, od razu wiedziałam, że to jest nasza dziewczynka. Jej oczy były pełne ciekawości i niewinności. Poczułam, jak moje serce wypełnia się miłością, której nigdy wcześniej nie doświadczyłam.
Mieliśmy podwójne szczęście
Kilka miesięcy później, gdy przyszła pora, by powitać na świecie naszego syna, poczułam jak moje życie dopełnia się w sposób, o którym nigdy nie śniłam. Poród był pełen emocji, ale Tomek był przy mnie cały czas, trzymając mnie za rękę i dodając otuchy. Kiedy po raz pierwszy zobaczyłam naszego synka, poczułam, jak wypełnia mnie bezgraniczna miłość.
Nasza adoptowana córeczka jest już z nami od kilku miesięcy. Była tak samo jak my podekscytowana bratem. Zadziwiające, jak szybko stała się częścią naszej rodziny. Od pierwszego dnia traktowała go z niezwykłą czułością. Widziałam, jak delikatnie głaskała jego małe rączki, patrząc na niego z ciekawością i miłością.
– Mamo, a mogę go potrzymać? – zapytała mnie któregoś dnia z przejęciem, a ja z radością zgodziłam się, widząc w jej oczach troskę i odpowiedzialność.
Nasze życie zmieniło się diametralnie, ale nie mogłam sobie wyobrazić, by było inaczej. Było pełne małych hałasów, śmiechu i płaczu, ale to wszystko nadawało mu nowy sens. Moja matka, patrząc na nasze dzieci, powiedziała:
– Bóg zawsze wiedział, co robi. Po prostu musieliście nauczyć się czekać.
Jej słowa były jak mądrość, której potrzebowałam. Spojrzałam na Tomka i nasze dzieci, uświadamiając sobie, jak daleko zaszliśmy. Los rzeczywiście miał dla nas plan, mimo że czasem był on ukryty za zasłoną niepewności i cierpienia.
Znalazłam w sobie siłę
Patrząc na nasze dzieci, widziałam przed sobą przyszłość, która obiecywała mnóstwo miłości i przygód. Nasza córka, mimo że nie nosiłam jej pod sercem, była równie bliska mojemu sercu jak syn, którego urodziłam. Każdego dnia przypominała mi, że rodzicielstwo to coś więcej niż więzy krwi. To wybór, by kochać, opiekować się i być przy sobie nawzajem, niezależnie od okoliczności.
Były chwile, kiedy zastanawiałam się, jak poradzimy sobie z wyzwaniami, jakie niesie życie z dwójką małych dzieci, ale Tomasz zawsze powtarzał: „Razem damy radę”. Jego wsparcie i zaufanie dodawało mi siły w najtrudniejszych momentach. Byliśmy zespołem, a nasza miłość do dzieci była najważniejsza.
Często wracam myślami do dnia, kiedy otrzymaliśmy telefon z ośrodka adopcyjnego. To był moment, który zmienił nasze życie na zawsze. Los miał dla nas swoje plany i teraz widzę, jak wszystko układa się w całość. Dwoje dzieci, dwoje małych cudów, które sprawiły, że nasze życie nabrało nowego znaczenia.
Z każdym dniem uczymy się czegoś nowego, zarówno o rodzicielstwie, jak i o sobie nawzajem. I choć czasem jest trudno, wiem, że nie mogłabym być szczęśliwsza. Życie nauczyło mnie cierpliwości, pokory i tego, że cuda zdarzają się wtedy, kiedy najmniej się ich spodziewamy.
Teraz, kiedy siedzę w ciszy wieczoru, patrząc na nasze śpiące dzieci, czuję spokój i spełnienie. Miłość, którą znalazłam w tej nieoczekiwanej podróży, jest czymś, co będę nosić w sercu na zawsze. To nieoczekiwany cud, który zmienił nasze życie na lepsze.
Anita, 34 lata
Czytaj także:
„Marzyłam o byciu matką, aż w końcu się udało. Teraz żałuję, bo syn ciągle ryczy i jestem wykończona całą dobę”
„Żona siedzi na macierzyńskim i urządza dramy, że jest zmęczona. A co to za problem zająć się dzieckiem?”
„Podejrzewałam mojego męża o zdradę, więc odpłaciłam mu się tym samym. Co poradzę, że pod ręką był tylko szwagier?”