„Wzięłam kredyt na ferie w Szwajcarii, by koleżanki mi zazdrościły. Opłaciło się, bo poznałam tam bogate ciacho”
„Maciek wcale nie krył się z dalekosiężnymi planami wobec mnie. Pomimo że amor skutecznie namieszał mi w głowie i sercu, początkowo zachowywałam ostrożność. W żadnym wypadku nie chciałam wyjść na kobietę, która leci na pieniądze”.

- listy do redakcji
Zieleniałam z zazdrości, kiedy wysłuchiwałam opowieści koleżanek z pracy o ich zagranicznych wojażach. Nie miałam nic do powiedzenia na ten temat, bo szczytem moich możliwości były wczasy w zatłoczonym Mielnie. W końcu miałam dość. Nie chciałam być gorsza, więc się zadłużyłam z myślą o wyjeździe na narty do Szwajcarii.
Niech zazdrość je zżera
– Naprawdę ruszasz do Szwajcarii? – dziewczyny z biura nie kryły zaskoczenia.
– Tak się jakoś złożyło – starałam się, żeby zabrzmiało to skromnie, chociaż w rzeczywistości duma mnie rozsadzała, jak patrzyłam na ich miny.
– Zobaczysz, będziesz zachwycona, tam jest pięknie – rzuciła któraś.
– Nie wątpię, że mi się spodoba.
Zaczęły się żalić, że one w tym roku wybiorą się co najwyżej do Chorwacji czy Tunezji.
– Ile można? To już jest nudne.
Pomyślałam, że też bym chciała, aby tak mi się nudziło. One nie zdawały sobie sprawy z tego, że zadłużyłam się po uszy, żeby do tej Szwajcarii polecieć. Raty pożyczki poważnie obciążą mój budżet, więc będzie trzeba zaciskać pasa. Plus tego taki, że przynajmniej pogram na nerwach tym jędzom. Wrzucę na Facebooka tyle zdjęć, ile się tylko da, a im niech ciśnienie idzie w górę.
Pomimo że kwestie finansowe nie dawały mi spokoju, zamierzałam na maksa wykorzystać urlop. Doszłam do wniosku, że później będę się martwić o pożyczkę. Jakoś ją spłacę. Tak czy siak, nie żałowałam tego posunięcia. W końcu raz się żyje.
Miejscowość, do której się udałam, była urocza. W fantastycznych widokach zakochałam się od pierwszego wejrzenia. Nigdy wcześniej nie miałam okazji, aby pojeździć na nartach. Okazało się to trudniejsze, niż sobie wyobrażałam. Nauka szła mi dość opornie, ale się nie poddawałam. Na szczęście nie byłam w tym odosobniona, bo takich jak ja było więcej. Poza tym lansowanie się na szwajcarskim stoku miało pewne plusy.
Szwajcaria ma cudowne widoki
Po pierwsze – znakomicie prezentowałam się na zdjęciach, a po drugie – wpadłam w oko przystojnemu facetowi. On również przykuł moją uwagę. Była to wystarczająca motywacja do podejmowania kolejnych prób narciarskich.
– Całkiem nieźle pani sobie radzi – zagaił tajemniczy nieznajomy, bacznie obserwując moje poczynania na nartach.
– Świetny żart – uśmiechnęłam się promiennie. – Daleko mi do pana.
– Chętnie udzielę paru lekcji. Tak się składa, że mam uprawnienia instruktorskie.
– Och, dziękuję, ale podejrzewam, że nie stać mnie na indywidualną naukę.
– Nic nie szkodzi. Wystarczy, że zgodzi się pani zjeść ze mną kolację.
Naturalnie z miejsca przystałam na propozycję. Tak właśnie zaczęła się moja znajomość z Maćkiem. Nie nastawiałam się na nic poważnego. Sądziłam, że będzie to przelotna znajomość, jakie zwykle zawierane są podczas urlopów. W jego towarzystwie czułam się cudownie, lekko i swobodnie. Kłopoty zeszły na drugi plan. Maciek był bardzo szarmancki, uważnie słuchał i traktował mnie jak księżniczkę.
Był ode mnie starszy o 10 lat. Do Szwajcarii na narty przyjeżdżał od wielu lat. Z kolei letnie wakacje najchętniej spędzał we Włoszech, w Hiszpanii czy w Portugalii. Nie dało się ukryć, że nieźle mu się powodzi. Nie przypuszczałam, że zupełnie na serio zainteresuje się kimś takim jak ja. Przystojny dżentelmen przy kasie – mógł mieć każdą kobietę.
Tym razem to nie ja pękałam z zazdrości
Ze szwajcarskich wczasów wracałam po uszy zakochana, chociaż nie miałam żadnej pewności, że Maciek się jeszcze odezwie. Od samego początku byłam z nim szczera. Nie udawałam, że jestem zamożna. Przyznałam, że sporo wysiłku kosztowało mnie to, aby pozwolić sobie na taki wyjazd. Cóż, Szwajcaria nie jest tanim krajem i teraz musiałam zmierzyć się z szarą rzeczywistością. Zaciągnęłam dług, bo pragnęłam komuś zaimponować – o tym Maćkowi nie powiedziałam. W każdym razie wiedział, jak z grubsza przedstawia się moja sytuacja. Jak się okazało, wcale mu to nie przeszkadzało.
Maciej nie dawał znaku życia przez niespełna dwa tygodnie. Uznałam, że po prostu nie ma na to ochoty. Tymczasem omal nie dostałam zawału, kiedy pewnego dnia zobaczyłam go pod moim biurem. Stał oparty o swego luksusowego Mercedesa. Czekał na mnie z ogromnym bukietem czerwonych róż.
– Nie myślałaś chyba, że ci odpuszczę? – puścił zawadiackie oko.
– Właściwie to trudno powiedzieć, co myślałam.
– Wybacz, że wcześniej się nie pojawiłem, ale dopadło mnie paskudne zapalenie płuc.
Koleżanki z pracy wszystko widziały. Nic nie mówiły, ale nie musiały. Nie dowierzały, że tak mi się poszczęściło. Paradoksalnie kiedy to one zaczęły być zazdrosne, ja miałam to głęboko w nosie – przestało mi zależeć.
Romans szybko nabierał tempa
Maciek wcale nie krył się z dalekosiężnymi planami wobec mnie. Pomimo że amor skutecznie namieszał mi w głowie i sercu, początkowo zachowywałam ostrożność. W żadnym wypadku nie chciałam wyjść na kobietę, która leci na pieniądze. Dopiero teraz zrozumiałam, jak byłam głupia, pragnąc za wszelką cenę zyskać uznanie mało ważnych osób.
Trochę krępujące było to, że Maciek obsypywał mnie prezentami i zabierał do drogich restauracji. Nie przywykłam do takiego traktowania. Miałam problem z przyjmowaniem komplementów i kosztownych podarunków.
– Powinnaś się do tego przyzwyczaić – mawiał żartobliwie mój ukochany.
– Tak, a to niby dlaczego? – odpowiadałam w podobnym tonie.
– Wszystko w swoim czasie – brzmiało to jak zapowiedź czegoś wspaniałego, aż przez moje plecy przechodził dreszcz ekscytacji.
Nasza miłość kwitnie w najlepsze, jest nam razem dobrze. Przestałam zwracać uwagę na zazdrosne koleżanki, które nie szczędziły kąśliwych uwag o księciu i Kopciuszku. Chyba nie mogły przeboleć tego, że świetnie mi się układa. Jak żaliłam się po rozstaniach z facetami, z którymi się wcześniej spotykałam, to były pierwsze do pocieszania. Teraz kiedy zaczęło mi się układać, stały się złośliwe oraz zawistne.
To jednak prawda, że prawdziwych przyjaciół poznaje się nie w biedzie, ale wtedy, gdy wychodzi się przed szereg. Cieszę się, że nie mam już zapędów, żeby na siłę robić na kimś wrażenie. Dzięki Maćkowi codziennie uczę się, że warto w siebie wierzyć oraz że jestem wartościową kobietą.
Nina, 38 lat
Czytaj także:
„Ksiądz z ambony potępiał zdradę, a sam miał grzeszki na koncie. Nawet pielgrzymka nie wystarczy za pokutę”
„Nigdy nie rozumiałam złośliwych dowcipów o teściowej. Do czasu aż moja wlazła z buciorami w moje życie”
„Mąż spał z pilotem na kanapie, więc ja zasypiałam w objęciach 20-letniego trenera. W życiu trzeba korzystać z okazji”