Reklama

Z Ulą wziąłem ślub dokładnie dziewięć lat temu. Pamiętam, że było wtedy duszno i parno, a ja przez całą ceremonię w kościele ściskałem dłonie. I nie był to stres przed nowym rozdziałem życia. Mama powtarzała, że Ula to dobra dziewczyna. Że spokojna, poukładana, wykształcona i z porządnego domu. „Nie znajdziesz lepszej”, mówiła z taką pewnością w głosie, jakby znała przyszłość. A ja… A ja chyba w to uwierzyłem. W to, że można budować życie na rozsądku. Na spokoju. Na zgodzie.

Dzisiaj mam trzydzieści trzy lata i coraz częściej łapię się na tym, że żyję obok swojego życia. Zamiast się nim cieszyć, liczę minuty. A kiedy wracam wieczorem do domu, czuję się, jakbym wchodził do obcego świata. Ula pyta, jak było w pracy, co chcę na kolację, czy w sobotę pojedziemy do jej mamy. Odpowiadam grzecznie. Jak zawsze. Tylko że prawda jest taka, że nie czuję do swojej żony.

W głowie miałem pustkę

–Czy ty mnie w ogóle słuchasz? – zapytała Ula, odstawiając kubek z herbatą na stół.

Kiwnąłem głową, nie do końca wiedząc, co przed chwilą mówiła.

– Słucham, słucham… – bąknąłem.

– No właśnie, nic. Mama chciała, żebyśmy przyjechali już w piątek, ale jak nie chcesz, to powiedz. Tylko nie rób tej swojej miny, jakby wszystko było jedno.

Westchnąłem. Powinienem coś powiedzieć. Cokolwiek. Ale w głowie miałem pustkę. Grałem rolę męża, choć nigdy nie poczułem się nim naprawdę.

– Pojedźmy – powiedziałem po chwili. – Będzie jej miło.

Ula zmarszczyła brwi.

– Coś się dzieje? Jesteś inny. Od jakiegoś czasu... jakby cię nie było.

Jestem po prostu zmęczony – skłamałem. – Dużo pracy, wiesz. Projekty, terminy…

– Przecież ty zawsze miałeś dużo pracy, a mimo to...

Pokręciłem głową. Nie chciałem tej rozmowy. Nie dzisiaj.

Nie róbmy z tego dramatu, proszę.

– To nie jest dramat. To jest nasze życie.

Ugryzłem się w język. Bo chciałem powiedzieć, że może właśnie w tym problem.

Coś we mnie zgasło

Nie spałem tej nocy prawie wcale. Leżałem obok Uli, słysząc jej równy oddech i czułem, jak mnie to wszystko przygniata. Wydawało mi się, że kiedyś byliśmy sobie bliżsi, ale teraz? Każde spało po swojej stronie łóżka, jakby oddzielała nas rzeka, której nie potrafimy już przepłynąć. Rano zrobiłem dwie kawy. Ula zeszła do kuchni w szlafroku, z włosami niedbale spiętymi klamrą.

– Dzięki – powiedziała cicho i usiadła naprzeciwko mnie. – Przepraszam za wczoraj. Może rzeczywiście przesadzam.

– Nie. Masz prawo pytać – odpowiedziałem spokojnie. – Tylko... ja sam nie wiem, co się ze mną dzieje.

– Może przechodzisz kryzys ?– W jej głosie było więcej troski niż pretensji.

– Nie chodzi o to. Po prostu… czuję się, jakbym coś przegapił.

Ula patrzyła na mnie długo, bez słowa.

– A ja? Kim dla ciebie jestem?

Zamilkłem. Jak jej powiedzieć, że nie wiem? Że nie potrafię czuć? Że kiedy na nią patrzę, nie ma we mnie tego ciepła, które powinien czuć mężczyzna do swojej żony?

– Może po prostu coś we mnie zgasło – szepnąłem.

Ula przełknęła ślinę i skinęła głową.

Zauważyła mnie

Tego dnia wyszedłem wcześniej z pracy. Poszedłem na starówkę, usiadłem na ławce pod piekarnią, w której kiedyś, dawno temu, pracowała moja dawna miłość. Nie minęło pięć minut, jak wyszła zza rogu. Niosła w rękach siatkę z zakupami i z daleka wyglądała dokładnie tak, jak ją zapamiętałem. Te same luźne loki, ten sam sposób, w jaki poprawiała rękaw swetra. Zauważyła mnie.

– Michał? – zapytała, uśmiechając się z niedowierzaniem. – Naprawdę ty?

– Cześć.

Wstałem i niepewnie podałem rękę, ale ona mnie objęła. Pachniała cynamonem. Tak jak wtedy.

Dawno cię nie widziałam… Co ty tu robisz?

– Uciekłem z pracy. Musiałem odetchnąć. A ty?

– Właśnie wracam z piekarni. Jeszcze czasem pomagam rodzicom. Na pół etatu, dla świętego spokoju. Ale głównie jestem z dzieciakami.

Usiedliśmy obok siebie.

– Masz dzieci? – zapytałem, choć nie pamiętałem nawet, czy wyszła za mąż.

– Dwójkę. A ty?

Nie mamy dzieci. Z Ulą jakoś… nie wyszło.

– Ula. Pamiętam ją. – Zosia kiwnęła głową i zamilkła.

Spojrzałem na jej profil. Zmieniła się. Była starsza, ale w oczach miała ten sam spokój, który kiedyś mnie przyciągał jak magnes.

– To może... kawa? Tak bez żadnych podtekstów. Za dawne czasy.

– Jasne – odparłem.

Wiedzieliśmy, że to nie będzie „bez podtekstów”.

Spojrzała na mnie poważnie

Kawiarnia była niewielka, z drewnianymi stołami i zapachem świeżo mielonej kawy. Siedzieliśmy w kącie, przy oknie, przez które wpadało miękkie popołudniowe światło. Zosia wciąż się uśmiechała, ale jej oczy były bardziej ostrożne niż kiedyś.

Pamiętasz ten wypad na kajaki? – zapytała, mieszając kawę. – Kiedy wpadłeś do wody z telefonem?

– Do dziś mój brat mi to wypomina – parsknąłem śmiechem. – To był jeden z tych dni, kiedy wszystko wydawało się możliwe.

– I tak właśnie się wtedy czułam – powiedziała cicho. – Jakby wszystko było jeszcze przed nami.

Zamilkliśmy.

– Czemu właściwie się wtedy rozeszliśmy? – zapytałem, nim zdążyłem się powstrzymać.

Zosia spojrzała na mnie poważnie.

– Bo twoja mama powiedziała, że nie jestem „dla ciebie”. Że nie jestem poukładana. A ty… ty wtedy jej posłuchałeś.

Zacisnąłem szczęki. Pamiętałem tę rozmowę. Mama powiedziała, że Zosia „ma coś dzikiego w oczach” i że życie z nią to będzie ciągły chaos. A ja, jak idiota, uznałem, że może ma rację.

– Zostawiłam ci wtedy kartkę – dodała Zosia. – Napisałam, że zawsze będziesz moim „co by było, gdyby”. Nigdy nie odpowiedziałeś.

– Nie wiedziałem, co powiedzieć.

– A teraz? Wiesz?

Nie odpowiedziałem. Bo czułem, że mam ochotę ją pocałować.

– Michał… nie rób tego, jeśli masz potem wrócić do niej, jakby nic się nie stało.

Wiedziała. Czuła wszystko.

Nie wiem, co mam zrobić – przyznałem.

Zosia skinęła głową.

– Wiem. Dlatego wyjdę, zanim zrobimy coś, czego będziemy żałować.

Zostałem. I żałowałem już wszystkiego.

Nasze dłonie się musnęły

Zosia miała rację. Gdybym ją wtedy pocałował, to nie byłaby ucieczka od życia. To byłaby zdrada. Nie tylko wobec Uli, ale też wobec samego siebie. I choć nie zrobiłem nic fizycznie, czułem się tak, jakbym przekroczył granicę, do której nie powinienem się zbliżać. Dwa dni później napisałem list. Nie wiedziałem, czy go kiedykolwiek komuś pokażę.

„Wiem, że od dawna czujesz, że coś jest nie tak. I nie chcę już udawać, że wszystko gra. Nie potrafię. Przez lata próbowałem być mężem, jakiego oczekiwałaś. Spokojnym, wiernym, przewidywalnym. Ale nigdy nie byłem twoim. Nie sercem. I nie z wyboru, tylko z lęku, że zawiodę matkę. Żałuję. Bardzo. Wiem, że nie zasługujesz na obojętność, na chłód i na mężczyznę, który nie potrafi cię kochać. Ty potrzebujesz prawdy, a ja nie umiem jej dłużej ukrywać. Nie kocham cię, Ula. I chyba nigdy nie kochałem”.

Usłyszałem, jak żona otwiera drzwi. Westchnąłem. Złożyłem kartkę i schowałem ją do szuflady. W kuchni unosił się zapach pieczonego kurczaka. Ula stała przy zlewie, ścierając ręce papierowym ręcznikiem.

– Podasz mi sól?

– Jasne – odpowiedziałem, podając jej przyprawę.

Nasze dłonie się musnęły. I zadrżały obie.

– Coś się stało? – zapytała.

Patrzyłem na nią długo, a potem tylko pokręciłem głową.

Powiedziałem prawdę

Minęły trzy tygodnie, zanim zdobyłem się na odwagę, by wyjąć ten list z szuflady. Przeczytałem go jeszcze raz, powoli. Każde słowo wydawało mi się cięższe niż wtedy, gdy je pisałem. Wiedziałem, że nie mogę go po prostu dać Uli do ręki i odejść. Zasługiwała na rozmowę. Na szczerość. Tego wieczoru usiedliśmy razem na kanapie. Tylko że tym razem nie włączyłem telewizora.

– Muszę z tobą poważnie porozmawiać.

Odłożyła herbatę i spojrzała na mnie spokojnie.

– Domyślam się, że to, co powiesz, nie będzie miłe – odparła. – Mów.

– Próbowałem, naprawdę. Przez te lata starałem się być takim mężem, jakiego, jak sądziłem, chcesz. Ale... coś we mnie było nieprawdziwe. Nigdy nie byłem w tobie zakochany. Wszedłem w to małżeństwo, bo mama powiedziała, że jesteś „najlepszą z możliwych opcji”. A ja... po prostu w to uwierzyłem.

Ula nie od razu odpowiedziała.

– Czyli to już koniec?

– Myślę, że nigdy nie było początku – wyszeptałem. – Nie chcę już żyć na pół gwizdka.

Po chwili skinęła głową.

– Nie wiem, czy ci wybaczę. I dziękuję, że w końcu przestałeś kłamać.

Wstała i wyszła do sypialni. Nie płakała. Wiedzieliśmy oboje, że nie da się zbudować czegoś prawdziwego na strachu, przymusie i obojętności.

Michał, 33 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama