Reklama

Agnieszka. Nawet jej imię brzmiało dla mnie jak coś miękkiego, ciepłego, bezpiecznego. Gdy przechodziła obok mojego biurka, zapach jej perfum wypełniał powietrze, jakby zwiastował nadejście wiosny w środku biurowej zimy. Pracowaliśmy razem od dwóch lat. Na początku to było tylko zwykłe koleżeństwo – uśmiech na korytarzu, krótkie „cześć” w windzie. Potem kawa w kuchni, czasem wspólna droga na autobus. A teraz byłem w niej zakochany jak kretyn. Problem w tym, że ona o tym nie miała pojęcia.

Reklama

Podobała mi się

Nie byłem typem faceta, który robi na kobietach piorunujące wrażenie. Raczej takim, którego trudno zauważyć w tłumie. Owszem, miałem w miarę przyzwoitą pracę w tej wielkiej, korporacyjnej machinie, ale nic szczególnego. Codzienność składała się z raportów, prezentacji i unikania wzroku surowej szefowej, pani Marii, która swoją lodowatą postawą potrafiła zamienić każdą rozmowę w przesłuchanie.

Obiecywałem sobie, że zagadam do Agnieszki, że zaproszę ją na kolację, do kina. Nie mogłem się przełamać. A co, jeśli by się roześmiała? Albo – co gorsza – spojrzała na mnie z tym współczującym wyrazem twarzy, który mówiłby: „Naprawdę? Ty?”.

W końcu wymyśliłem coś innego. List. Może to staroświeckie i idiotyczne, ale tylko tak potrafiłem wyrazić wszystko, co czuję.

Pierwsze słowa były najtrudniejsze. Nie chciałem zabrzmieć banalnie, ale też nie mogłem przesadzić z poetyckimi uniesieniami, bo wtedy wyglądałoby to sztucznie. W końcu zacząłem pisać.

Zrobiłem to

„Agnieszko, wiem, że to nietypowy sposób, ale są rzeczy, które trudno powiedzieć wprost. Może to brak odwagi, a może obawa, że wypowiedziane na głos stracą swoją magię. Od dłuższego czasu patrzę na Ciebie inaczej, niż powinien patrzeć kolega z pracy. Nie oczekuję niczego, nie chcę, żebyś czuła się niezręcznie. Po prostu muszę to z siebie wyrzucić”.

Przepisałem list jeszcze dwa razy, zanim uznałem, że brzmi dobrze. Nie podpisałem się pełnym imieniem, tylko pierwszą literą. Przynajmniej nie będę musiał patrzeć jej w oczy, gdy mnie odrzuci.

Następnego dnia w pracy czekałem na odpowiedni moment. W końcu Agnieszka przyszła do kuchni po kawę. Wykorzystałem sekundę jej nieuwagi i wsunąłem kopertę do jej torby. Nie zauważyła.

Chciałem od razu uciec, ale zanim zdążyłem zrobić krok, obok pojawił się Michał, mój przyjaciel z pracy. Spojrzał na mnie uważnie.

– Stary, wyglądasz jakbyś miał mdleć. Coś się stało?

– Nic… Po prostu… Zrobiłem coś głupiego.

– Czyli coś, czego zaraz pożałujesz?

– Możliwe…

Uśmiechnął się krzywo i poklepał mnie po ramieniu.

– Brzmisz, jakbyś właśnie wrzucił los na loterię.

Czekałem na odpowiedź

Tak się czułem. Przez resztę dnia nie mogłem się skupić. Każde spojrzenie Agnieszki wydawało mi się dłuższe niż zwykle. Czy już przeczytała? Czy zastanawia się, kto mógł to napisać? Kiedy wychodziłem z pracy, zerknąłem w stronę jej biurka. Torba nadal stała na swoim miejscu.

Następnego dnia przyszedłem do pracy wcześniej niż zwykle. Czułem się, jakbym miał zdawać egzamin, do którego kompletnie się nie przygotowałem. Kiedy Agnieszka pojawiła się w biurze, wstrzymałem oddech. Liczyłem na jakąkolwiek reakcję – może zdziwienie, może uśmiech, cokolwiek, co zdradziłoby, że przeczytała mój list. Ale nie wydarzyło się nic.

Zachowywała się jak zawsze – przywitała się, nalała sobie kawy, pożartowała z Michałem. Nie wyglądała na osobę, która właśnie otrzymała anonimowe wyznanie uczuć. Przez kilka godzin analizowałem wszystkie możliwości. Może list jej nie wzruszył. Może uznała to za żart. Może jeszcze go nie przeczytała. I wtedy mnie olśniło.

Przypomniałem sobie moment, w którym wkładałem list do jej torby. Tuż obok stała druga, niemal identyczna. Zrobiło mi się gorąco. Nie, to niemożliwe. Na pewno trafiłem do właściwej. Może po prostu nie miała czasu przeczytać go rano. Może zrobi to dopiero w domu.

Przebiegłem wzrokiem po biurze, szukając właścicielki drugiej torby. I wtedy zobaczyłem naszą szefową, która właśnie przechodziła obok mojego stanowiska.

Zamarłem. To niemożliwe. Nie mogłem aż tak się pomylić. A jeśli… jeśli to właśnie ona znalazła mój list? Serce zaczęło mi walić jak szalone. W głowie miałem tylko jedną myśl: „Nie, nie, nie. To nie mogło się wydarzyć”.

Nagle ekran mojego komputera zamrugał. Na służbowym komunikatorze pojawiła się wiadomość. „Panie Piotrze, proszę do mojego gabinetu”.

Byłem przerażony

Może nie zauważyła listu? Może go wyrzuciła? Może nie otworzyła? Albo… może właśnie teraz pisze moje wypowiedzenie? Westchnąłem głęboko, próbując się uspokoić. Nie pomogło. W końcu zebrałem się na odwagę i zapukałem.

– Proszę – usłyszałem.

Siedziała za biurkiem, z dłońmi splecionymi na blacie. Na jej twarzy nie było żadnych emocji. Wskazała mi krzesło.

– Proszę usiąść.

Kiedy to mówiła, zauważyłem coś, co sprawiło, że serce podskoczyło mi do gardła. Na biurku, tuż obok jej laptopa, leżała znajoma koperta. To był ten list.

– Chciałem… wyjaśnić… – zacząłem, ale uniosła dłoń, dając mi znak, bym milczał.

– Przeczytałam list – powiedziała spokojnie.

Zapadła cisza. Miałem ochotę zniknąć.

– To… to była pomyłka – wydusiłem w końcu.

Było mi wstyd jak nigdy w życiu. Miałem ochotę wyskoczyć przez okno i nigdy nie wrócić do tego budynku. Szefowa przez chwilę milczała, po czym sięgnęła po list i obróciła go w dłoniach.

– Ten list – zaczęła wolno – przypomniał mi o kimś ważnym.

Zszokowała mnie

– Kiedyś dostałam coś podobnego – kontynuowała. – Ale zignorowałam to. Nigdy się już nie dowiedziałam, co mogło być dalej.

Jej głos brzmiał inaczej niż zwykle. Nie było w nim tej chłodnej pewności siebie, którą znałem.

– Dlatego powiem coś panu, panie Piotrze – spojrzała na mnie uważnie. – Jeśli czuje pan to, co napisał, to niech się pan nie waha.

Nie wiedziałem, co odpowiedzieć.

– Czyli… nie jestem zwolniony? – spytałem głupio.

Parsknęła cicho, a potem pierwszy raz odkąd ją znałem, uśmiechnęła się w sposób, który nie wydawał się wymuszony.

– Nie. Ale proszę nie zmarnować tej szansy.

Wyszedłem z jej gabinetu w kompletnym szoku. Coś we mnie pękło. Przez lata bałem się odrzucenia, ukrywałem swoje uczucia, udawałem, że mi nie zależy. A teraz, po tej absurdalnej pomyłce, nagle czułem, że nie mam już nic do stracenia.

Dała mi szansę

Wiedziałem, co muszę zrobić. Podszedłem do Agnieszki, wziąłem głęboki oddech i powiedziałem:

– Muszę ci coś powiedzieć.

Spojrzała na mnie z lekkim zaskoczeniem, ale uśmiechnęła się ciepło.

– Jasne, o co chodzi?

To była ta chwila. Punkt, do którego prowadziły wszystkie moje lęki, wątpliwości i nieprzespane noce. Przez lata uciekałem od tego momentu, ukrywając swoje uczucia, szukając wymówek. Ale teraz? Teraz nie miałem już żadnej.

– Chciałem ci to powiedzieć już dawno, ale jakoś nigdy nie miałem odwagi.

Jej spojrzenie stało się uważniejsze.

– Słucham.

Zrobiłem jeszcze jeden głęboki oddech i powiedziałem w końcu to, co przez tyle miesięcy kisiło się w mojej głowie.

– Podobasz mi się. Bardzo. Od dawna.

Na chwilę zapadła cisza. W tej krótkiej chwili przeżyłem wszystkie możliwe scenariusze – od tego, w którym się śmieje, po taki, w którym odchodzi, zostawiając mnie z tym idiotycznym wyrazem twarzy.

Ale ona nie zrobiła ani jednego, ani drugiego. Zamiast tego uśmiechnęła się lekko.

– Piotrze… – zaczęła, a ja poczułem, że zaraz zemdleję.

– Jeśli powiesz, że mnie traktujesz tylko jak kolegę z pracy, to zrozumiem – rzuciłem szybko, zanim zdążyłem się rozmyślić. – Ale musiałem to w końcu powiedzieć.

Zaskoczyłem ją

– Cieszę się, że to powiedziałeś – odezwała się w końcu. – Naprawdę. Nie spodziewałam się tego, ale… To miłe.

Moje serce trochę zwolniło tempo. Nie brzmiało to jak odrzucenie, ale też nie jak coś, na co liczyłem.

– Nigdy o tobie w ten sposób nie myślałam – przyznała szczerze. – Ale może to dlatego, że po prostu nie wiedziałam.

Mój mózg próbował przetworzyć te słowa.

– Czyli…

– Może powinniśmy się spotkać poza pracą i zobaczyć, jak nam się rozmawia? – uśmiechnęła się.

Nie pamiętam, jakim cudem nie przewróciłem się na podłogę z wrażenia.

– Myślę, że to świetny pomysł – odpowiedziałem, czując, że pierwszy raz od dawna naprawdę oddycham.

Szefowa miała rację. Gdyby nie ten absurdalny przypadek, nigdy bym się nie odważył. A teraz mogłem zobaczyć, co będzie dalej. Może czasem warto zaryzykować.

Piotr, 41 lat

Reklama

Czytaj także:
„Wszystko zaczęło się tamtej wiosny. Gdybym wtedy wiedziała, co mnie czeka, odwróciłabym się na pięcie i odeszła”
„Żona rozkwitała na wiosnę jak tulipany, ale nie dla mnie. Zdradził ją zapach jaśminowych perfum i nowa sukienka”
„Zrobiłam coś głupiego, bo mąż skąpił pieniędzy na wakacje. Jaką miał minę? Po prostu bezcenną”

Reklama
Reklama
Reklama