Reklama

Wszyscy mówili, że trafiłam los na loterii. Przystojny, pewny siebie, z własną działalnością, jeździł drogim samochodem i miał w planach kupno działki nad jeziorem. Sławek nie był romantykiem, ale za to zawsze wiedział, jak załatwić sprawy. Lubiłam tę jego zaradność. Może nawet zakochałam się nie w nim, tylko w tym wrażeniu, że przy nim niczego mi nie zabraknie. Na początku wszystko rzeczywiście układało się jak z obrazka. Ale obrazki potrafią być mylące. Bo pod warstwą ładnych kadrów i kolorowych planów kryje się czasem coś, czego się nie spodziewasz – samotność, pretensje, udawanie. Czegoś zabrakło. Albo raczej: było wszystko... oprócz tego, co najważniejsze.

Zrobiło mi się głupio

Pierwszy raz poczułam coś dziwnego tuż po ślubie, w trakcie naszej „miodowej nocy” w hotelu w Karpaczu. Nie było romantycznie. Nie było świec, kwiatów, ani nawet jakiegoś gestu. Zamiast tego...

– Paulina, nie rób zdjęć jak jakaś nastolatka – rzucił Sławek, zdejmując marynarkę i rzucając ją niedbale na fotel. – Przyjechaliśmy odpocząć, nie pstrykać fotki.

Zrobiło mi się głupio, bo naprawdę chciałam zachować te chwile. Zaczęłam się tłumaczyć:

– To tylko jedno zdjęcie, dla mamy. Prosiła, żeby jej coś wysłać...

– Dla mamy... – parsknął. – Wszystko robisz dla mamy.

Zamilkłam. Nie tak wyobrażałam sobie nasz pierwszy wspólny wieczór. Weszłam do łazienki z nadzieją, że kiedy wrócę, będzie lepiej. Kiedy wyszłam w nowej koronkowej bieliźnie, Sławek leżał już w łóżku, z laptopem na kolanach.

Poważnie? – spytałam cicho.

Mam jeszcze jedną fakturę do wysłania, klient w Stanach, mają inną strefę czasową – rzucił bez cienia skruchy. – Poza tym przecież jutro cały dzień jesteśmy razem, nie?

Tak, byliśmy. Ale jakoś nie potrafiliśmy być razem „naprawdę”. Wtedy tego nie rozumiałam. Myślałam, że może tak po prostu wygląda dorosłe życie – bez uniesień, bez słów, tylko z planami, ratami i rezerwacjami stolików. Dziś już wiem, że to był pierwszy sygnał. Wtedy go zignorowałam.

Czułam się jak mebel

Po powrocie z Karpacza Sławek rzucił się w wir pracy, jakby nie mógł się doczekać, żeby znowu coś „działać”. A ja… ja siedziałam sama w naszym świeżo wyremontowanym mieszkaniu, przeglądając katalogi z firanami i zastanawiając się, co ja tu właściwie robię.

– Co chcesz na obiad? – zapytałam któregoś wieczoru, gdy wpadł do domu, ściągając buty jedną ręką, drugą już przyklejoną do telefonu.

– Cokolwiek. Coś zamów, ja mam jeszcze dwa telefony do ogarnięcia – rzucił w biegu do sypialni.

Zamówiłam pizzę, bo nie miałam serca smażyć schabowych tylko dla siebie. Siedzieliśmy potem w ciszy przy stole. On pisał na laptopie.

– Sławek, kiedy ostatnio rozmawialiśmy… tak naprawdę?

Przecież właśnie rozmawiamy – powiedział, nie odrywając wzroku od ekranu.

– Nie o tym, co trzeba kupić. Nie o rachunkach. Tylko tak... o nas.

– Co jest nie tak? Przecież wszystko mamy. Serio, większość ludzi nam zazdrości. Zobacz, ile par się kłóci o kasę, a my mamy spokój. Spokój i perspektywy.

Perspektywy. No tak. Tylko że ja nie czułam spokoju. Czułam się jak mebel – ustawiona, ale martwa w środku. A najgorsze było to, że chyba sama się w ten katalog wpisałam.

– Nie o tym marzyłam, wiesz? – powiedziałam cicho.

– No to może czas dorosnąć, kochanie – mruknął.

Zamarłam. Bo właśnie wtedy poczułam, że jestem z kimś, kto kompletnie mnie nie widzi.

Spojrzał na mnie jak na idiotkę

Pewnej niedzieli pojechaliśmy do moich rodziców na obiad. Mama się ucieszyła. Przygotowała rosół, pieczonego kurczaka i sernik, a tata otworzył butelkę wina „na wyjątkową okazję”.

– Wyglądasz na zmęczoną – rzuciła mama, nalewając mi kompotu.

Sławek prychnął pod nosem.

– Zmęczona? Przecież ona nie pracuje – mruknął, nawet nie patrząc na mnie.

– Sławek... – zaczęłam, ale od razu pożałowałam.

Spojrzał na mnie jak na idiotkę.

– No co? Sama tak mówisz. „Siedzę w domu, szukam pracy, może coś się trafi”... Jak można być zmęczoną od siedzenia?

Tata spojrzał na niego ostro, ale milczał. Mama zakryła dłonią usta. A ja? Ja miałam ochotę wstać i wyjść. W drodze powrotnej cisza była jak beton.

– Musiałeś tak? – zapytałam w końcu.

– A co, nie powiedziałem prawdy?

– To nie było ani miejsce, ani sposób.

Wiecznie obrażasz. Wszystko bierzesz do siebie. Mówię, co widzę. Siedzisz w domu, rozkminiasz, jaką firankę kupić, a potem jesteś zmęczona. No to sorry, nie rozumiem.

– Może dlatego, że nigdy nie próbujesz.

Wysiadłam z samochodu, gdy tylko dojechał na osiedle. Do domu wróciłam piechotą, mimo że było zimno i dżdżysto. Po raz pierwszy od dawna poczułam, że muszę coś zmienić, bo inaczej się rozpadnę. Kiedy dotarłam do mieszkania, on już siedział z piwem przed telewizorem. I nawet nie zapytał, gdzie byłam.

Miałam powód, żeby wyjść z domu

Zaczęłam szukać pracy na poważnie. Już nie dla pieniędzy, dla siebie. Musiałam wyjść z tej dziwnej klatki, w której niby niczego mi nie brakowało, ale nie mogłam oddychać. Znalazłam coś w małej agencji reklamowej. Recepcja, papiery, kawa. Nic wielkiego, ale przynajmniej miałam powód, żeby wyjść z domu.

Zaczynam w poniedziałek – powiedziałam pewnego wieczoru, siadając naprzeciwko niego.

– Gdzie?

– W agencji. Na recepcji.

Popatrzył na mnie z politowaniem.

– I za ile? Dwa tysiące? Trzy?

– To nie o kasę chodzi...

– No to super. Będziesz pracować dla idei, a obiad też miłość ugotujesz, tak?

Zamilkłam. Znowu to samo. Jakby wszystko, co nie było przeliczone na złotówki, nie miało żadnej wartości.

– Po prostu chcę robić coś, co ma sens. Chcę mieć coś swojego – powiedziałam spokojnie.

– Przecież masz. Mnie masz. Mieszkanie masz. Czego ci jeszcze brakuje?

– Rozmowy. Dotyku. Ciepła. Kogoś, kto mnie zobaczy, a nie tylko ogarnia rachunki.

Wstał, sięgnął po kurtkę.

– Wychodzę. Zadzwonię później.

Nie zadzwonił. Wrócił po północy, pachniał perfumami, których nie znałam. Przez chwilę miałam ochotę zapytać wprost, ale nie miałam siły. Bo jeśli to prawda, to może lepiej jeszcze przez chwilę żyć w niewiedzy. Położył się obok mnie i od razu zasnął. A ja leżałam obok jak kłoda i gapiłam się w sufit, czując, jak coś we mnie pęka.

Powiedziałam mu to

Kilka dni później, po pracy, poszłam z koleżanką na kawę. Kasia była ode mnie młodsza, roztrzepana i szczera do bólu. Po godzinie rozmowy rzuciła:

– Przepraszam, ale ty w ogóle nie mówisz o mężu. Jakbyś była sama.

Zaskoczyło mnie to. Nie zauważyłam nawet, że całe spotkanie opowiadałam o pracy, ludziach, planach… A Sławek? Jakby go w moim życiu nie było.

– Bo chyba w pewnym sensie jestem – odpowiedziałam.

– A on? Kocha cię jeszcze?

Zamieszałam łyżeczką w herbacie.

Nie wiem. Chyba nie pamiętam, kiedy ostatni raz mnie przytulił. Albo spojrzał tak... naprawdę.

– Nie chcę się wtrącać, ale... Masz trzydzieści parę lat, a brzmisz, jakbyś miała siedemdziesiąt.

Zabolało. Bo miała rację. Wieczorem czekałam na Sławka z konkretną decyzją. Wrócił późno. Zmęczony, zirytowany.

– Musimy pogadać – powiedziałam, gdy tylko zdjął buty.

– Teraz? Serio?

– Tak. Bo już nie chcę tak żyć. Chcę się rozstać.

Zamilkł. Patrzył na mnie, jakbym mówiła po chińsku.

– Ty chcesz... co?

– Odejść. Już nie jestem twoją żoną. Jestem twoją współlokatorką. Dłużej nie chcę tego znosić.

Po raz pierwszy od dawna nie miał nic do powiedzenia.

Nie żałowałam

Wyprowadziłam się miesiąc później. Spakowałam walizkę, wynajęłam małe mieszkanie na obrzeżach miasta i zaczęłam życie od nowa. Bez wielkich planów, bez luksusów, ale z ulgą. Sławek ani razu nie próbował mnie zatrzymać. Przysłał tylko SMS-a:

„Mam nadzieję, że wiesz, co robisz. Życzę ci powodzenia”.

Odpisałam krótkie „dziękuję” i zablokowałam numer.

W pracy czuję się pewniej, nawet dostałam podwyżkę. Z Kasią chodzimy na piwo po godzinach. Zaczęłam chodzić na jogę, kupiłam storczyka i pierwszy raz od lat zaczęłam rano robić sobie kawę tylko dla siebie. I pić ją powoli, patrząc za okno, a nie na zegarek. Nie żałuję. Może nie mam już przy sobie „obrotnego męża, który zawsze miał pieniądze”. Miałam siebie. A to coś, co przez lata zgubiłam i długo szukałam.

Nie wiem, co będzie dalej. I teraz wiem jedno: nie chcę już być dodatkiem do czyjegoś życia. Chcę być jego główną bohaterką.

Paulina, 27 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama