„Wyszłam do sklepu, a mąż w tym czasie czule zajął się moją przyjaciółką. To, co zrobiłam, zaskoczyło nawet mnie samą”
„Weszłam do mieszkania. Zdjęłam buty, rozpakowałam zakupy w kuchni. Mięso i warzywa przełożyłam do lodówki, sernik wyjęłam na talerz, tulipany wstawiłam do wazonu. Planowałam wziąć się za gotowanie. Byłam przekonana, że jestem sama w domu”.

- Listy do redakcji
W sklepie było tak dużo promocji, że nie mogłam się powstrzymać przed wrzucaniem kolejnych rzeczy do koszyka. Kupiłam moją ulubioną herbatę owocową, mięso, sernik z lokalnej cukierni i świeże tulipany. Planowałam romantyczny wieczór. Mój mąż Marcin miał mieć wolne, ja też dzisiaj skończyłam robić swoje zlecenia wcześniej. Wszystko układało się znakomicie.
Szykowałam niespodziankę
Po powrocie do domu chciałam ugotować coś pysznego na kolację, nakryć odświętnie do stołu, otworzyć butelkę wina. Już nawet wybrałam piosenki na wieczór i stworzyłam z nich listę. Same romantyczne ballady i nasze ulubione kawałki sprzed lat. Miało być uroczo i romantycznie.
Ta kolacja to chyba było moje wołanie o uwagę, bo ostatnio bardzo oddaliliśmy się od siebie. Wierzyłam jednak, że wszystko da się jeszcze uratować. Ostatnio oboje byliśmy bardzo zapracowani i nie było okazji, żeby spędzać czas tylko we dwoje.
– Wiesz, szef każe, pracownik musi – powtarzał. – Ale odbijemy to sobie jeszcze – rzucał przez telefon i dodawał, że znowu później wróci do domu.
Jeszcze go żałowałam, że taki zapracowany, że siedzi w biurze po nocach i ma tyle wieczornych spotkań z klientami, że nawet w soboty nie dają mu spokoju i wciąż gdzieś musi dzwonić czy odpisywać na służbowe maile.
Nie mogłam uwierzyć
Po zakupach weszłam do mieszkania. Zdjęłam buty, rozpakowałam zakupy w kuchni. Mięso i warzywa przełożyłam do lodówki, sernik wyjęłam na talerz, tulipany wstawiłam do wazonu. Planowałam wziąć się za gotowanie. Byłam przekonana, że jestem sama w domu.
Nagle usłyszałam jednak śmiech z salonu. „Co to jest?” – przemknęło mi przez myśl. Podeszłam na palcach do drzwi i bardzo cicho je uchyliłam. I wtedy ich zobaczyłam. Nie mogłam uwierzyć, że to dzieje się naprawdę.
Na naszej kanapie, w dresie, który mu kupiłam na urodziny, z kieliszkiem mojego ulubionego wina w dłoni, siedział Marcin. Obok niego – półleżąc, z nogami na jego kolanach – Monika, moja przyjaciółka z liceum. Ta sama, która dwa dni wcześniej opowiadała mi, jak to „nie ma szczęścia do facetów”.
On miał rozsuniętą bluzę, ona była w samej koszulce i majtkach. Wszystko było jasne. Niczego więcej nie musiałam zobaczyć, żeby wiedzieć, jakiej sceny właśnie jestem świadkiem. Oboje zaśmiewali się do łez. Gdy mnie zobaczyli, momentalnie zamilkli.
Byłyśmy blisko
Zrobiłam krok do przodu i otworzyłam drzwi na całą szerokość. Uśmiechnęłam się do nich:
– Cześć, fajnie, że się dobrze bawicie. Szkoda tylko, że za moimi plecami – powiedziałam tak spokojnie, że oboje zgłupieli. – A może mnie też nalejecie wina? W końcu to ja kupiłam tę butelkę.
Potem odwróciłam się i zamknęłam się w łazience. Nie płakałam, nie krzyczałam, nie waliłam pięścią w kafelki. Po prostu stałam i patrzyłam na siebie w lustrze. I tylko jedno pytanie dźwięczało mi w głowie: „Serio, właśnie ona? Przecież to się zdarza w tanich romansach, a nie w prawdziwym życiu” – myśli tłukły mi się po głowie z prędkością błyskawicy.
Z Moniką przez całe liceum siedziałyśmy w jednej ławce. Była moją najlepszą przyjaciółką, taką na dobre i na złe – a przynajmniej tak myślałam. To jej wypłakiwałam się, gdy rzucił mnie mój pierwszy chłopak. Ja pocieszałam ją, gdy jej obiekt westchnień w ogóle nie zwracał na nią uwagę, a potem zaczął chodzić z rudą Kaśką z IIB.
Razem pisałyśmy referaty na biologię, podawałyśmy sobie ściągi na klasówkach z matematyki i przygotowywałyśmy się do matury. To z nią chodziłam na swoje pierwsze dorosłe imprezy. Monice pierwszej pochwaliłam się pierścionkiem, gdy Marcin mi się oświadczył. Była świadkiem na moim ślubie. A teraz… to z nią zdradza mnie mój mąż. Czyż to nie dziwne?
Byłam twarda
Myślałam, że to właśnie jej mogę ufać najbardziej na świecie. Nigdy nie spodziewałabym się, że zrobi coś takiego za moimi plecami. Miałam ochotę wyjść i zrobić im potężną scenę, ale coś mnie powstrzymało. Może duma, może złość, może fakt, że przecież nie mogę dać im tej satysfakcji.
Kiedy wyszłam z łazienki, oni nadal siedzieli. Głupie miny, nerwowe spojrzenia.
– Zostawiłam wam ciasto w kuchni. Sernik. Zdaje się, że oboje za nim przepadacie. Możecie się częstować – rzuciłam i poszłam do sypialni.
Zamknęłam za sobą drzwi i zaczęłam planować zupełnie na zimno. Bez płaczu, wielkich dramatów i emocji. Jakbym wiedziała, że teraz naprawdę muszę być silna, nie mogę się załamać i rozsypać w pył, chociaż miałam na to naprawdę wielką ochotę. Ale nie dam im tej satysfakcji. Nie pokażę im, że rozpaczam z powodu zdrady. Podwójnej, bo ze strony ich obojga.
Zaprosiłam ich
Po miesiącu zadzwoniłam do Moniki. Dopiero za trzecim razem odebrała. No tak, bo co można powiedzieć swojej najlepszej niegdyś koleżance, której próbowało się odbić męża?
– Cześć… – zaczęła ostrożnie.
– Spotkajmy się. Musimy pogadać – powiedziałam chłodno. – U mnie w piątek. I zaproś Marcina, bo spakował walizkę zaraz po twoim wyjściu.
Długo milczała. Czułam, że się waha i zupełnie nie wie, co zrobić. Ale w końcu wydukała:
– Dobrze. Justyna… – próbowała coś powiedzieć, pewnie się tłumaczyć, ale po prostu przerwałam połączenie.
W piątek przygotowałam lasagne, zrobiłam sałatkę z fetą, kupiłam świeże truskawki i ułożyłam je na ozdobnej salaterce z kompletu, który dostaliśmy od matki Marcina na naszą pierwszą rocznicę ślubu. Tych naczyń używaliśmy tylko na ważne okazje. Teraz wyjęłam je z kuchennej szafki z pełną premedytacją.
Odpaliłam świece, ustawiłam wazon ze świeżymi kwiatami. Znowu wybrałam tulipany, moje ulubione, w żółtym kolorze. Podobno to barwa zdrady. Od zawsze mi się podobały i nigdy nie wierzyłam w przesądy. Ale teraz… może jednak coś w tym jest?
Byli zszokowani
Stół wyglądał jak wyjęty z modnego katalogu. Schłodzone wino czekało w lodówce. Mój ulubiony gatunek, dokładnie ten sam, który tak radośnie popijali na mojej kanapie w salonie.
Przyszli oddzielnie, oboje byli spięci. Tylko ja byłam uśmiechnięta.
– Co to za podstęp? – rzuciła Monika.
– Żaden. Chcę wam podziękować – odpowiedziałam lekko. – Za to, że otworzyliście mi oczy.
Przez całą kolację grali w teatr skruchy. On mówił, że to był błąd. Ona, że „tak się jakoś stało, a ona naprawdę nie chciała mnie skrzywdzić”. Żadne nie miało odwagi nazwać rzeczy po imieniu. Widać było, że oboje czują się tutaj nie na miejscu, ale nie mieli odwagi, żeby po prostu odłożyć swoje talerze, sztućce i wyjść.
Słuchałam ich w milczeniu, a potem wstałam i powiedziałam:
– Przesyłkę dostaniecie w poniedziałek.
Nie spodziewali się
Spojrzeli na mnie pytająco.
– Przesyłkę z dokumentami rozwodowymi – rzuciłam z zaskakującą pewnością siebie.
– Ale… – Marcin próbował jeszcze coś powiedzieć, ale bezceremonialnie mu przerwałam:
– I musimy szybko sprzedać to mieszkanie. No chyba, że oddacie mi połowę wartości, bo ja i tak stąd się wyprowadzam do mojego nowego partnera. Trzeba kuć żelazo póki gorące. Dobrze się dogadujemy, to po co czekać ze wspólnym zamieszkaniem – uśmiechnęłam się zimno. Ich miny były bezcenne.
To nie była zemsta. To było zamknięcie rozdziału. Mój nowy partner był kimś zupełnie innym. Zaczęliśmy się spotykać dopiero po pamiętnej scenie w salonie, ale znaliśmy się znacznie wcześniej.
Był moim kolegą z pracy. To jemu od dawna zwierzałam się, że w moim małżeństwie się nie układa, a mąż nie ma dla mnie czasu. Adam potrafił mnie słuchać i zawsze starał się mi doradzić. Wiem, że bardzo mu się podobałam, ale nie próbował się ze mną umawiać. Wiedział, że nie jestem w stanie zdradzić Marcina.
Wyszłam na swoje
Ale potem poczułam się już wolna i postanowiliśmy spróbować. Wiem, że to bardzo szybkie tempo. Ale, skoro tak dobrze się rozumiemy, chyba nie musimy na nic czekać?
Marcin próbował do mnie wrócić. Pisał, dzwonił, przychodził pod drzwi. Ale ja już nie jestem tą samą osobą. Zmieniło mnie to wydarzenie. Na lepsze.
Monika zniknęła z mojego życia. Podobno Marcin i ona nie przetrwali nawet dwóch miesięcy razem. Kiedy nie miałam już z nimi kontaktu, naprawdę poczułam ulgę. Kiedyś zrobiłabym scenę. Rzuciłabym talerzem, może nawet się popłakała. Ale wtedy odkryłam w sobie siłę, której wcześniej nie znałam.
Dzisiaj, gdy wracam do domu po pracy, z winem w torbie i uśmiechem na twarzy, wiem jedno:
nie zemściłam się. Ja po prostu odzyskałam siebie. Bo z Marcinem i tak wszystko się rozpadało, a z Adamem układa mi się doskonale. Wiem, że mogę mu ufać. On nigdy nie kręci. Jest uczciwy i szczery, a dla mnie to bardzo ważne.
Justyna, 39 lat
Czytaj także:
- „Mąż po 10 latach przyznał się, co zrobił, kiedy byłam w ciąży. Myślał, że teraz będzie mnie mniej bolało”
- „Wakacje z kochanką w Hiszpanii miały być tajemnicą. Przez jedno błędne kliknięcie, straciłem wszystko”
- „Wzięłam ślub, choć od lat byłam zakochana w innym. Ani mąż, ani Bóg, nie wybaczą mi tego, co zrobiłam po weselu”

