„Mieszkanie po babci wynajęłam sympatycznym młodym ludziom. Zatkało mnie, gdy zobaczyłam, co z niego zostało”
„Mówiłam sobie, że starsi ludzie zawsze znajdą powód do narzekania. Sama babcia Helena czasem z rozbawieniem opowiadała, jak sąsiadki liczyły, ile razy dziennie wnuczka wychodzi z domu. A jednak… Śmieci przed drzwiami? Krzyki?”.

- Redakcja
Kiedy zamykam oczy, wciąż widzę babcię Helenę przy kuchennym stole, jak piecze szarlotkę i opowiada te same historie, które znałam już na pamięć, a jednak nigdy mi się nie nudziły. To było nasze miejsce – niewielkie mieszkanie na trzecim piętrze w starej kamienicy z widokiem na platan rosnący na podwórku. Tam spędziłam całe dzieciństwo. Babcia nauczyła mnie tam piec pierwsze ciasta, szydełkować i – co najważniejsze – kochać ludzi.
Brakowało mi jej
Kiedy odeszła, mieszkanie przez długi czas stało puste. Nie potrafiłam się z nim rozstać, chociaż sama już dawno urządziłam się gdzie indziej. Każda myśl o wynajmie albo sprzedaży wywoływała we mnie wewnętrzny bunt. Przecież jak można wynająć wspomnienia?
A potem pojawili się Ewelina i Kuba. Młodzi, uśmiechnięci, z entuzjazmem, którego tak bardzo brakowało w tych pustych ścianach. Przypomnieli mi mnie samą sprzed lat, kiedy wprowadzałam się do pierwszego mieszkania. Pomyślałam wtedy: „Babcia by się cieszyła, że ktoś młody wniesie życie do tych starych murów”.
Nie kierowałam się rozumem, tylko sercem. Wynajęłam im mieszkanie za symboliczną opłatę. Wierzyłam, że dobro wraca. I że sentyment wystarczy, by zbudować porządną relację.
Sąsiadka mnie ostrzegła
– Alinko, nie chcę być wścibska, ale tam ostatnio… różne rzeczy się dzieją. Krzyki, trzaskanie drzwiami, a śmieci pełno przed wejściem – zagadnęła mnie pani Jadwiga, gdy mijałam ją na schodach.
Spojrzałam na nią z lekkim uśmiechem, nie chcąc dać po sobie poznać, że zrobiło mi się gorąco.
– Niemożliwe, to tacy grzeczni młodzi ludzie.
Pani Jadwiga wzruszyła ramionami, ale widziałam w jej oczach niepokój.
– Ja tylko mówię, co widzę. Jak pani nie wierzy, niech się pani sama przejdzie pod drzwi.
Mówiłam sobie, że starsi ludzie zawsze znajdą powód do narzekania. Sama babcia Helena czasem z rozbawieniem opowiadała, jak sąsiadki liczyły, ile razy dziennie wnuczka wychodzi z domu. A jednak… Śmieci przed drzwiami? Krzyki?
Przekonywałam siebie, że młodzi pewnie zrobili jakąś imprezę i tyle. Przecież to nic wielkiego, każdy z nas to robił. Ale niepokój z każdym dniem narastał.
Nie wytrzymałam
Musiałam wiedzieć, co tam się dzieje. Zatrzymałam się przed drzwiami do mieszkania babci. Usłyszałam śmiech, jakby z telewizora. Przełknęłam ślinę i zapukałam. Drzwi otworzył Kuba. Włosy miał rozczochrane, a spojrzenie zmęczone. Zmrużył oczy, jakby światło z klatki schodowej go raziło.
– O, dzień dobry – rzucił niedbale, opierając się o framugę.
– Wpadłam zobaczyć, czy wszystko w porządku… – powiedziałam spokojnie, ale serce mi waliło.
Za jego plecami pojawiła się Ewelina, z uśmiechem, który teraz był jakiś inny. Napięty, wymuszony.
– Niech się pani nie martwi, studenckie życie, wiadomo… Ale wszystko pod kontrolą – powiedziała szybko, jakby chciała zakończyć temat zanim zdąży on w ogóle wybrzmieć.
Spojrzałam na nich, próbując nie dać po sobie poznać, że coś mnie ściska w środku. Uśmiechnęłam się i podałam słoik konfitury, który im przyniosłam.
– Przyniosłam wam coś dobrego. Babcia Helenka zawsze robiła je z miłością.
Miałam złe przeczucie
Ewelina wzięła słoik. Chciałam wejść do środka, ale nikt mnie nie zaprosił. Przez uchylone drzwi zobaczyłam bałagan. Na stole stały puste butelki. W powietrzu unosił się zapach wilgoci i czegoś kwaśnego. Wiedziałam już, że coś jest nie tak.
Telefon zadzwonił wieczorem. Nie znałam numeru, ale głos sąsiada rozpoznałam od razu.
– Pani Alino, ja nie chcę być donosicielem, ale tam dzisiaj chyba pół akademika się zjechało. Hałas niesamowity.
Nie myślałam długo. Wzięłam klucze i pojechałam. Już na klatce czułam zapach dymu papierosowego. Otworzyłam drzwi bez pukania. W środku zobaczyłam obraz, którego nie zapomnę.
Ściany porysowane, fotele z wyrwanymi poduszkami, na podłodze potłuczone szkło. Na stole stały puste butelki, a pomiędzy nimi walały się pamiątki po babci. Jeden z chłopaków tańczył na środku pokoju, rechocząc.
– Coście zrobili?! To było mieszkanie mojej babci! – krzyknęłam, ale z trudem rozpoznałam swój własny głos.
Nie mogłam uwierzyć
Kuba odwrócił się powoli, wzruszył ramionami.
– No i co z tego? Tylko mieszkanie, nie muzeum.
Stałam przez chwilę w progu, nie wiedząc, czy to dzieje się naprawdę. Poczułam się obco w miejscu, które było kiedyś moim domem.
Wróciłam do nich następnego dnia. Tym razem już bez prezentów, bez uśmiechów. Zadzwoniłam i czekałam, aż otworzą. Otworzyła Ewelina, blada, z włosami w nieładzie.
– Macie dwa dni, żeby się wynieść. I nie chcę was więcej widzieć – powiedziałam spokojnie, ale w środku aż mnie trzęsło.
Spojrzała na mnie zaskoczona, jakby nie wierzyła, że mówię poważnie.
– Ale my nie mamy dokąd iść… – próbowała coś jeszcze powiedzieć, ale przerwałam jej bez wahania.
– To nie mój problem. Skończyłam z tym sentymentalizmem.
Wyrzuciłam ich
Wróciłam do mieszkania, kiedy już ich nie było. Zaczęłam sprzątać. Porcelanowy wazon z pęknięciem, którego już nie dało się naprawić. Przecierałam meble, jakby samo ścieranie kurzu mogło zmyć z nich to, co się wydarzyło.
Pomyślałam wtedy, jak naiwna byłam. Myślałam, że jeśli dam komuś coś z serca, to on to uszanuje. Ale świat nie działa tak, jak chciałaby moja babcia. Stałam w salonie i patrzyłam na to wszystko. Było mi zwyczajnie smutno. Wiedziałam jednak, że nie dam rady tego odbudować, ani fizycznie, ani emocjonalnie. Nie miałam sił.
Przypominałam sobie babcię. Każdy kąt miał w sobie coś, co opowiadało o niej. Ale teraz te wspomnienia były jak za szkłem. Rozumiałam, że dom to nie są ściany. Że domem była babcia, jej śmiech, zapach ciasta w kuchni. A tego nie da się odzyskać przez trzymanie się starych mebli i popękanych ramek ze zdjęciami.
Schodząc po schodach, dotknęłam poręczy, tej samej, której zawsze trzymała się babcia. Przystanęłam na chwilę na podwórku. Platan, który rósł tu od zawsze, szumiał leniwie, jakby nic się nie zmieniło. Tylko ja już nie byłam tą samą osobą.
Alina, 59 lat
Czytaj także:
- „Gdy córka straciła pracę, przyjęłam ją pod swój dach. Zrobiła mi z mieszkania wysypisko i jeszcze miała pretensje”
- „Zabrałam męża na romantyczny rejs po Nilu. Po powrocie bez słowa wyjaśnienia złożył pozew o rozwód”
- „Zabrałam moją matkę na jagody, żeby się pogodzić. W środku lasu zrobiła coś, czego się po niej nie spodziewałam”

