„Wyjechałem na wakacje do Hiszpanii i dałem klucze sąsiadowi. Po powrocie nie mogłem uwierzyć w to, co zastałem w domu”
„Drzwi do naszego mieszkania otworzyły się bez najmniejszego oporu, co tylko potwierdziło, że pan Andrzej dbał o wszystko pod naszą nieobecność. Uśmiechnąłem się, wchodząc do środka, ale moja radość szybko przerodziła się w zdziwienie”.

- Redakcja
– Marek, pamiętaj tylko, żeby zamknąć wszystkie okna przed wyjazdem – powiedziała moja żona, pakując ostatnią walizkę do bagażnika. Byliśmy gotowi na nasz długo oczekiwany urlop w Hiszpanii. Słońce, plaża, brak codziennych trosk – czego można chcieć więcej?
– Jasne, kochanie. Jeszcze sprawdzę, czy niczego nie zapomnieliśmy – odpowiedziałem, choć myślami byłem już daleko stąd. Moje dzieci, głośno śmiejąc się na tylnym siedzeniu samochodu, już snuły plany, co będą robić, gdy tylko dotrzemy na miejsce.
Zanim jednak wyruszyliśmy, musiałem jeszcze oddać klucze do mieszkania naszemu sąsiadowi, panu Andrzejowi. To miły starszy pan, który mieszkał obok nas od lat. Zawsze pomocny i uśmiechnięty. Z żoną nie raz wspominaliśmy, jak to dobrze mieć takiego sąsiada. Właśnie dlatego z pełnym zaufaniem powierzyłem mu klucze.
– Dzień dobry, panie Andrzeju! – przywitałem go, gdy tylko otworzył drzwi. – Mam nadzieję, że nie sprawiłem kłopotu, prosząc pana o opiekę nad mieszkaniem.
– Ależ skąd, panie Marku! To żadna fatyga. Proszę się nie martwić. Spokojnych wakacji! – odpowiedział z serdecznym uśmiechem.
Czułem spokój, zostawiając mieszkanie pod jego opieką. Nie wyobrażałem sobie, by coś mogło pójść nie tak. A jednak...
Brakowało kilku rzeczy
Po powrocie drzwi do naszego mieszkania otworzyły się bez najmniejszego oporu, co tylko potwierdziło, że pan Andrzej dbał o wszystko pod naszą nieobecność. Uśmiechnąłem się, wchodząc do środka, ale moja radość szybko przerodziła się w zdziwienie. Na stole w salonie zauważyłem puste miejsce, gdzie zawsze leżał mój laptop. Jeszcze wtedy nie wiedziałem, że to dopiero początek.
– Dzieci, idźcie rozpakować się do swoich pokoi – poprosiła żona, a ja ruszyłem w stronę sypialni, by sprawdzić, czy zegarek, który zwykle trzymałem na nocnym stoliku, nadal tam jest. Jakież było moje zdziwienie, gdy zobaczyłem pustkę w miejscu, gdzie powinien leżeć. Przejrzałem też szufladę, w której trzymałem gotówkę – również zniknęła.
– Co się stało? – zapytała żona, wchodząc do pokoju i widząc moją zaniepokojoną minę.
– Brakuje laptopa, zegarka i gotówki – odpowiedziałem, starając się ukryć panikę w głosie. – To niemożliwe, żeby ktoś się włamał. Wszystko wygląda na nienaruszone.
– Może po prostu gdzieś to przestawiłeś przed wyjazdem? – próbowała mnie uspokoić, choć i w jej głosie wyczuwałem nutę niepokoju.
– Nie, jestem pewien, że wszystko było na swoim miejscu. Musimy coś z tym zrobić. Chyba powinniśmy zawiadomić policję.
– Ale przecież nie ma żadnych śladów włamania. A jeśli to po prostu jakieś nieporozumienie? Może rzeczy się znajdą... – zasugerowała, próbując podejść do sprawy racjonalnie.
Jej spokojne podejście zaczęło mnie denerwować. Jak mogła być taka opanowana, gdy coś tak niepokojącego się wydarzyło? A może to ja przesadzałem? Jednak w środku czułem, że to coś więcej. Pytanie tylko, co...
Sąsiad nic nie wiedział
Przez resztę dnia nie mogłem się skupić. W głowie kłębiły mi się myśli, ale najczęściej wracałem do jednej: a jeśli to Andrzej? Przecież tylko on miał klucze. Choć wolałem w to nie wierzyć, nie mogłem zignorować faktów.
– Muszę porozmawiać z Andrzejem – powiedziałem do żony, która już zdążyła rozpakować walizki.
– Marek, tylko proszę, zrób to spokojnie. Nie oskarżaj go bez dowodów – doradziła, kładąc rękę na moim ramieniu. Kiwnąłem głową, choć w moim sercu buzowały emocje.
Stanąłem przed drzwiami sąsiada i wziąłem głęboki oddech, zanim zapukałem. Andrzej otworzył niemal natychmiast, jakby czekał na moje przyjście.
– Dzień dobry, panie Andrzeju. Mam nadzieję, że nie przeszkadzam... – zacząłem niepewnie.
– Marku, jak miło cię widzieć! Jak było w Hiszpanii? – zapytał z uśmiechem.
– Wspaniale, dziękuję. Ale mam jedno ważne pytanie. Czy podczas naszej nieobecności zauważył pan coś... podejrzanego? – zapytałem, starając się zachować neutralny ton.
Sąsiad zmarszczył brwi, jakby naprawdę próbował sobie coś przypomnieć.
– Nie, wszystko było w porządku. Sprawdzałem codziennie. Dlaczego pytasz? – jego pytanie zabrzmiało szczerze.
– Wiesz, brakuje nam kilku rzeczy z mieszkania – powiedziałem, starając się nie brzmieć oskarżycielsko.
– Ojej, to straszne! Ale naprawdę nic nie zauważyłem. Bardzo mi przykro z tego powodu – jego głos był pełen współczucia.
Wróciłem do mieszkania z jeszcze większym zamętem w głowie. Sąsiad zdawał się być tak szczery... a może to tylko pozory? To rozmowa pozostawiła mnie z więcej pytań niż odpowiedzi.
Musiałem coś zrobić
W końcu zdecydowałem się zawiadomić policję. W głębi serca wiedziałem, że to był jedyny krok, jaki mogłem podjąć, aby dojść do sedna sprawy. Funkcjonariusze przybyli szybko, ale ich wizyty nie mogłem nazwać satysfakcjonującą.
– Dzień dobry, panie Marku – przywitał się jeden z policjantów, przestępując próg mieszkania. – Proszę opisać, co dokładnie zniknęło i kiedy pan to zauważył.
Zrelacjonowałem sytuację, wskazując puste miejsca, gdzie powinny znajdować się laptop, zegarek i gotówka. Policjanci skrupulatnie robili notatki, ale ich mina nie zdradzała zbyt wielkiej nadziei.
– Niestety, bez śladów włamania będzie ciężko coś udowodnić – powiedział drugi z funkcjonariuszy, przeszukując mieszkanie.
– Jak to? Przecież te rzeczy zniknęły, a ja powierzyłem klucze sąsiadowi... – zacząłem mówić, ale ich wyraz twarzy zdradzał, że nie mają zbyt wielu możliwości.
– Rozumiem pana obawy, ale bez dowodów to bardzo trudne. Czy ma pan jakiekolwiek podejrzenia? – zapytał funkcjonariusz.
Nie byłem w stanie wymówić imienia Andrzeja. Czy to było sprawiedliwe? Czy powinienem rzucać oskarżenia bez solidnych podstaw? Wiedziałem, że policjanci robili, co mogli, ale czułem się jak w pułapce bez wyjścia.
– Proszę się nie martwić, będziemy prowadzić śledztwo – zapewnili na odchodne.
Po ich wyjściu usiadłem ciężko na kanapie, a cisza przygniatała mnie jeszcze bardziej. Jak to możliwe, że ktoś, kogo znałem tyle lat, mógłby mnie okraść? A może to ja zbyt łatwo ufam ludziom? Poczułem, jak moje zaufanie do sąsiada i ludzi ogólnie zaczyna się kruszyć, zostawiając tylko gorzką pustkę.
Nikt niczego nie widział
Po rozmowie z policją zdecydowałem się porozmawiać z innymi sąsiadami. Miałem nadzieję, że ktoś może coś zauważył podczas naszej nieobecności. Chciałem zebrać jakiekolwiek informacje, które pomogłyby rozwikłać tę zagadkę.
Najpierw odwiedziłem państwa Kowalskich z trzeciego piętra. Pani Kowalska zawsze była rozmowna i chętna do dzielenia się plotkami z sąsiedztwa.
–Nie wiem, co powiedzieć... Niczego podejrzanego nie widziałam – mówiła, kiedy usiedliśmy w jej kuchni. – Ale zawsze uważałam, że Andrzej to porządny człowiek. Może coś przeoczyłeś?
Z jej słów wynikało, że sąsiadów obdarzała dużym zaufaniem. Ale nie wszyscy podzielali jej poglądy. Następnie odwiedziłem pana Tomasza z parteru.
– Marku, szczerze mówiąc, zawsze uważałem, że Andrzej to trochę dziwny typ – powiedział, gdy zapytałem o jego zdanie. – Nie zrozum mnie źle, nie oskarżam go o nic, ale kiedyś widziałem, jak w nocy kręcił się koło klatki schodowej bez powodu...
To tylko podsyciło moje wątpliwości. Rozmowy z innymi sąsiadami były równie niejednoznaczne – jedni mówili, że Andrzej to człowiek godny zaufania, inni wspominali drobne incydenty, które mogłyby świadczyć na jego niekorzyść.
Z każdym kolejnym wywiadem moja pewność siebie coraz bardziej się rozpływała. Zrozumiałem, że ludzkie charaktery są znacznie bardziej złożone niż to, co widzimy na co dzień. Zaczynałem wątpić nie tylko w Andrzeja, ale i w swoją zdolność do oceny ludzi. Czy kiedykolwiek naprawdę znałem Andrzeja, czy tylko chciałem w to wierzyć?
Czekam nadal z niecierpliwością na jakiekolwiek informacje od służb, a w międzyczasie wymieniłem zamki do drzwi. Nie tylko przez tę kradzież, ale… Chyba nie będę już przekazywał sąsiadom moich kluczy. Niby wszyscy sobie ufamy, jednak ja będę ostrożniejszy na przyszłość.
Marek, 41 lat
Czytaj także:
- „Życie nowych sąsiadów pachniało drogimi perfumami, a moje schabowym. Zazdrościłam im, aż poznałam ich tajemnicę”
- „Sąsiadki zazdroszczą mi, że po 60-tce mam odwagę całować się przed blokiem. Najchętniej zajrzałyby mi do łóżka”
- „Pojechaliśmy kamperem do Chorwacji, by ratować nasz związek. Nie wiem po co, bo z każdym dniem było coraz gorzej”

