Reklama

Spóźniłem się. Oczywiście, że się spóźniłem, jak zwykle, kiedy naprawdę zależy mi na czasie. Stałem na pustej przystani w Świnoujściu i patrzyłem, jak mój prom znika w oddali, jakby kpił ze mnie ostatnim mrugnięciem świateł.

Miałem pecha

Zacisnąłem szczękę tak mocno, że aż zabolało. Przecież ten wyjazd miał być nowym początkiem – pierwsza duża delegacja, pierwszy poważny kontrakt do dopięcia. A ja stałem tutaj jak idiota, z walizką i myślami, które krążyły wokół jednego: „Może się po prostu do tego nie nadaję?”.

– No pięknie… – mruknąłem do siebie, kopiąc w słupek, który nawet nie drgnął. – Tomek, ty to jednak masz szczęście…

Stres ścisnął mnie za gardło. W głowie pojawiały się czarne scenariusze: szef patrzący na mnie z zawodem, kontrakt przepadający przez moją głupotę, kariera kończąca się jeszcze zanim zdążyła się zacząć.

Złapałem się za głowę i westchnąłem. Całe moje życie wyglądało ostatnio jak bieg w deszczu – szybki, chaotyczny, bez zastanowienia. „Pełne pośpiechu i przypadków”, pomyślałem gorzko. Kupiłem bilet na kolejny prom, choć tak naprawdę miałem ochotę wsiąść w pierwszy lepszy pociąg i wrócić do domu.

Byłem wściekły

Kiedy już wszedłem na prom, usiadłem na twardej ławce przy oknie i próbowałem się uspokoić. Prom kołysał lekko, ludzie kręcili się po korytarzu, ktoś narzekał na cenę kawy, ktoś inny szukał gniazdka. Ja tylko chciałem, żeby ten rejs minął jak najszybciej. Miałem wrażenie, że nerwy świdrują mnie od środka.

Wtedy zauważyłem dziewczynę z ciemnym warkoczem, która szła między siedzeniami, przytrzymując plecak, jakby zaraz miał jej uciec. Zatrzymała się tuż obok mnie i rozejrzała wymownie.

– Przepraszam, to miejsce jest wolne? – zapytała, wskazując siedzenie obok.

– Jasne, proszę – odsunąłem nogi.

Usiadła i od razu westchnęła.

– Spóźniłam się na wcześniejszy prom – powiedziała.

– Też nie zdążyłem – przyznałem. – Dzień pełen sukcesów.

– No to świetnie – roześmiała się. – Dwoje mistrzów punktualności w jednym rzędzie.

Podobała mi się

Zdziwiłem się, że jej żart mnie rozbawił. Poczułem, jak trochę stres mi odpuszcza.

– Mam na imię Lena – powiedziała po chwili.

– Tomek.

– To może chociaż razem sobie umilimy tę podróż, skoro już tak pięknie ją zaczęliśmy?

Jej lekkość udzielała mi się szybciej, niż byłem gotów przyznać. Zaskoczyło mnie, że rozmowa z obcą osobą potrafi rozpuścić napięcie, które jeszcze godzinę temu wydawało się nie do ruszenia.

– Każdy ma jakieś misje specjalne – stwierdziła. – Ja na przykład jadę zobaczyć, czy w Szwecji faktycznie wszyscy są tacy zorganizowani, jak mówią.

– I co zrobisz, jeśli okażą się zwyczajni?

– Wymyślę jakąś teorię, żeby nie psuć sobie obrazu świata.

Rozmowa z nią wciągała mnie coraz bardziej. Opowiadała mi o swoich podróżach, o tym, że nie potrafi długo usiedzieć w jednym miejscu, o niefortunnej przygodzie z noclegiem w Grecji i o pociągu, który kiedyś odjechał z jej plecakiem.

Stres minął

Płynęliśmy już kilka godzin, a ja wciąż nie czułem znużenia. Lena przesunęła nogi pod siedzenie i spojrzała na mnie tak, jakbyśmy znali się od lat.

– Masz jakieś zdjęcie swojego miasta? – zapytała. – Lubię sobie wyobrażać, gdzie mieszkają ludzie, których poznaję.

Wyciągnąłem telefon i pokazałem jej krótkie nagranie z parku, do którego chodziłem po pracy.

– Dużo tam spokoju – stwierdziła. – Dobrze by mi zrobiło trochę spokoju.

– A mnie by dobrze zrobiło trochę twojego luzu – odpowiedziałem bez zastanowienia.

Z czasem rozmowa zaczęła zwalniać, jakbyśmy oboje czuli, że nie musimy już przełamywać ciszy. Patrzyliśmy przez okno na szare fale, które wyglądały tak samo, a jednak uspokajały jak nic innego.

– Wiesz – odezwała się po chwili – chyba dobrze, że się spóźniłam.

– Ja też zaczynam tak myśleć.

Wymieniliśmy numery, choć wcale nie było to oczywiste. Mogła po prostu pożegnać się z uśmiechem i zniknąć. A jednak powiedziała:

– Chcę usłyszeć, jak poszło ci z tym kontraktem. I chcę ci powiedzieć, gdzie przepadłam następnym razem.

Myślałem o niej

Dwa miesiące później stałem na peronie, patrząc, jak Lena wysiada z pociągu z wielką torbą, jakby przeprowadzała się na inny kontynent. Zamachała do mnie od razu, bez cienia wahania, jakby to było coś najnaturalniejszego na świecie.

– No to jestem – oznajmiła.

W drodze do mojego bloku śmiała się z własnej nieporadności. Wziąłem jej torbę i udawałem, że nie ważyła tyle, co worek kamieni.

– Nie boisz się tak po prostu zaczynać od nowa? – zapytałem.

– Trochę tak – wzruszyła ramionami. – Ale bać się i tak jechać to też jakiś plan.

Wieczorem poszliśmy na spacer. Było zimno, ale Lena ciągle przystawała, żeby obejrzeć jakieś okno, latarnię, czyjaś doniczkę na parapecie. Mówiła, że lubi poznawać miasta od drobiazgów. Kiedy wracaliśmy, powiedziała cicho:

– Fajnie tu. Myślałam, że będę się bardziej bała.

A ja poczułem nagłe ciepło, takie spokojne, jakby właśnie coś w moim życiu zaczęło wskakiwać na właściwe miejsce.

Została ze mną

Z nadejściem wiosny zaczęliśmy coraz częściej mówić o wyjeździe. Nie takim na weekend, ale o prawdziwej podróży, o której wspominała jeszcze na promie.

– Najpierw pojechalibyśmy na południe, potem odbilibyśmy na zachód – tłumaczyła. – A jeśli nam się spodoba, to może zostalibyśmy gdzieś na kilka dni? Spontanicznie.

– Spontanicznie? – powtórzyłem, choć coraz bardziej zaczynało mi się to podobać. – A kontrakty, praca?

– To tylko praca. A ty chyba potrzebujesz zobaczyć coś więcej niż swoje biuro.

Pomyślałem, że ma rację. Wspomnienie tamtego spóźnienia wróciło do mnie zaskakująco wyraźnie. Jak stałem na przystani i miałem wrażenie, że świat się nade mną zamyka. A teraz siedziałem z kimś, kto spojrzał na moje życie z boku i uznał, że można je otworzyć trochę szerzej.

– Dobrze – powiedziałem w końcu. – Jedźmy.

Lena klasnęła w dłonie tak entuzjastycznie, że aż mnie to rozbawiło. A potem zaczęliśmy planować dalej, tak swobodnie, jakby przed nami była cała Europa i żadnych ograniczeń.

Podjęliśmy decyzję

Wyruszyliśmy miesiąc później. Najpierw na kilka dni do Czech, potem do Austrii, a w końcu dalej, gdzie powietrze pachniało inaczej, a ludzie mówili tak, że musiałem zgadywać z kontekstu. Czasami, gdy szliśmy wieczorem przez jakieś obce miasto, czułem, że w środku wszystko mi się układa. Dawniej myślałem tylko o pracy, terminach, zadaniach. Teraz pierwszy raz od dawna potrafiłem po prostu iść, patrzeć i nie planować każdej minuty.

– Wiesz, że gdybyś wtedy nie spóźnił się na prom, to pewnie nigdy byśmy tu nie siedzieli?

– Wiem – uśmiechnąłem się. – I chyba pierwszy raz w życiu cieszę się z własnego spóźnienia.

– Dobrze nam idzie, prawda? – zapytała cicho.

– Bardzo – powiedziałem. – A to dopiero początek.

Patrzyłem na nią i myślałem o tym, jak jedno drobne potknięcie potrafi zmienić drogę bardziej, niż można było sobie wyobrazić. I choć nie wiedziałem, dokąd dokładnie dojedziemy, miałem pewność, że chcę jechać dalej. Razem z nią.

Tomasz, 33 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama
Reklama
Reklama