Reklama

Byłam przekonana, że wszystko jeszcze da się naprawić. Może nie dzisiaj, nie jutro, ale kiedyś. W końcu przecież kochałam tego człowieka – mojego męża, Tomka. Nie zdradzał mnie, nie krzyczał, nie pił. Tylko że też... już mnie nie dotykał. Nie całował na dzień dobry. Nie zauważał. Nasze życie przypominało dwie równoległe linie – niby obok siebie, ale bez żadnego punktu wspólnego.

Codziennie wstawałam pierwsza, robiłam kawę, śniadanie, zostawiałam mu na stole bułkę z serem i pomidorem. I dzień w dzień ta bułka zostawała nietknięta. Jakbym ją kładła duchowi. I tylko okruchy mojej cierpliwości zbierałam z blatu, zanim wyszłam do biura.

Czasem wracałam wcześniej z pracy, udawałam, że przypadkiem – żeby może porozmawiać, zapytać, jak dzień... Ale Tomek tylko rzucał ciche "hej" i wracał do komputera. Seks? Już nawet nie tęskniłam. Bardziej bałam się, że umrę, zanim jeszcze ktokolwiek mnie dotknie drugi raz w życiu.

Aż pewnego dnia – wygrałam. W totolotka. Sześć milionów złotych. W pierwszej chwili nie wiedziałam, co robić. Płakałam, śmiałam się, dygotałam. Zadzwoniłam do Magdy.

– Kinia… – powiedziała po chwili ciszy. – Tylko pamiętaj jedno. Pieniądze nie zmieniają ludzi. One ich obnażają.

Nic go nie cieszyło

Pierwszą rzeczą, jaką kupiłam, był samochód dla Tomka. Wiedziałam, że marzył o SUV-ie – takim wypasionym, z podgrzewanymi siedzeniami i kamerą cofania. Pojechałam sama do salonu. Facet sprzedający chyba nie mógł uwierzyć, że biorę go od ręki. Uśmiechałam się wtedy jak wariatka. Wróciłam z kluczykami. Stał przed blokiem, lśniący. A Tomek?

– A po co? – zapytał tylko, patrząc na auto jak na coś, co trzeba teraz przerejestrować i ubezpieczyć.

– Bo chciałam, żebyś miał coś swojego. Żebyś się cieszył – odpowiedziałam cicho.

– Dobrze mi było z moim starym autem – rzucił i wrócił do mieszkania.

Nie poddałam się. Zamówiłam ekipę remontową. Zmieniliśmy kuchnię, łazienkę, cały salon. Nowe meble, nowy zapach w domu, wszystko świeże, pachnące. Miałam nadzieję, że w tym nowym wnętrzu może coś się odmieni. Że my się odmienimy.

Zaplanowałam wspólny wyjazd do Włoch. Hotel z widokiem na jezioro Garda. Wino, kolacje przy świecach, zachody słońca. Ale nawet tam, na tle najpiękniejszych pejzaży, Tomek patrzył w telefon.

Ostatniego wieczoru, gdy podałam mu talerz makaronu i opowiedziałam, jak bardzo się cieszę, że jesteśmy razem, podniósł wzrok i powiedział:

– Kinia, przestań. Ja nie potrzebuję twoich pieniędzy.

Zamurowało mnie.

– A czego potrzebujesz? – spytałam, czując gulę w gardle. – Czego, Tomek? Bo ja próbuję, naprawdę próbuję cię odzyskać...

– Potrzebuję... spokoju. Tylko tyle.

Wróciliśmy do Polski. Milczeliśmy całą drogę z lotniska. W nocy nie mogłam zasnąć. Leżałam w nowej sypialni, w świeżej pościeli, i pierwszy raz pomyślałam: może nie da się już tego uratować.

Czułam się samotna

– Może on cię nigdy tak naprawdę nie kochał – powiedziała Sylwia, sącząc kawę przez zęby, jakby każde słowo miało mi ostro przeciąć skórę. – Może ty się łudziłaś od początku, że jak będziesz dobra, ładna, grzeczna, to on ci się w końcu odwzajemni.

– Przestań – wyszeptałam. – On był inny kiedyś. Miał błysk w oku, śmiał się, dotykał mnie bez powodu. A teraz jakby... nie wiem, jakby go ktoś wyłączył.

– Albo jakby sam się wyłączył. Może już dawno. Tylko ty tego nie zauważyłaś, bo byłaś zajęta ratowaniem czegoś, co i tak tonęło.

Zamrugałam, żeby nie rozpłakać się w kafejce. Ludzie siedzieli obok, ktoś czytał gazetę, ktoś inny tłukł się łyżeczką o filiżankę.

– Myślisz, że to wszystko przez pieniądze?

– Nie, Kinia. Pieniądze tylko pogłębiły to, co było wcześniej. Jakbyś lała wodę do dziurawego dzbanka i miała nadzieję, że się napełni.

Po rozmowie z Sylwią wróciłam do domu i usiadłam na kanapie. Spojrzałam na nowy telewizor, nowe zasłony, designerską lampę. Wszystko błyszczało, pachniało nowością, a ja miałam wrażenie, że siedzę w martwym muzeum. Z kuchni dobiegł mnie odgłos odstawianego kubka. Tomek.

– Sylwia dzwoniła – powiedział, nie patrząc na mnie. – Wszystko u niej okej?

– Tak – odpowiedziałam zbyt szybko. – W sumie... była ze mną w kawiarni.

– Aha.

Cisza. Przeciągająca się, ciężka.

– Tomek... – zaczęłam. – Powiedz mi prawdę. Kiedy tak naprawdę zacząłeś się ode mnie oddalać?

Popatrzył wtedy na mnie pierwszy raz od tygodni. Uważnie. I po raz pierwszy zobaczyłam w jego oczach coś, co wyglądało jak smutek. To był żal. I rezygnacja.

– Dawno. Zanim wygrałaś. Może nawet zanim się pobraliśmy.

Byłam w szoku

Była sobota. Wracałam z galerii handlowej, obładowana torbami. Kupiłam nową koszulę dla Tomka, bo zauważyłam, że jego ulubiona ma już przetarte mankiety. Kupiłam też nowe szklanki, choć w szafce mieliśmy ich z tuzin. Ale może, może coś się zmieni, jak to wszystko będzie lepsze, ładniejsze. Może on... spojrzy?

Otworzyłam drzwi mieszkania cicho. W środku panowała cisza. Pomyślałam, że może śpi, może wyszedł. Ale wtedy usłyszałam jego głos. Rozmawiała z kimś przez telefon na głośnmówiącym.

Nie mogę tak dłużej. Udawać, że te pieniądze coś zmieniły... Muszę odejść. Jeszcze chwila i się uduszę.

Zamarłam. Zrobiło mi się zimno, torby wysunęły mi się z dłoni i wylądowały na podłodze.

Weszłam do kuchni.

– Słyszałam – powiedziałam. Głos miałam spokojny, za spokojny.

Tomek odwrócił się. Wciąż trzymał telefon w dłoni. Twarz mu stężała. Nie zdążył nic wymyślić, nic wyjaśnić.

– Z kim rozmawiałeś?

– To nie ważne – mruknął. – I tak ci powiem wszystko. Muszę.

Usiadłam przy stole. On usiadł naprzeciwko. Na sekundę wydawało się, że jesteśmy tylko parą zmęczonych ludzi, którzy nie wiedzą, jak się z tego wyplątać.

– Kinia... Ja planowałem odejść, jeszcze zanim wygrałaś. Już wtedy wiedziałem, że to nie działa. Tylko nie miałem odwagi. A teraz, po tym wszystkim... czuję się jeszcze bardziej uwięziony. W twoich planach. W twoich prezentach. W twojej nadziei.

Zacisnęłam usta. Nie chciałam płakać.

– Dlaczego nic nie mówiłeś?

– Bo... bałem się. I miałem nadzieję, że może to minie. Że coś się we mnie obudzi. Ale się nie obudziło. Już dawno umarło.

Milczeliśmy. I wiedziałam, że nic nie powiem. Bo pierwszy raz zrozumiałam, że nie mam już o co walczyć.

Miałam mętlik w głowie

Wsiadłam do auta wieczorem, bez celu. Jechałam przez miasto, mijając światła, ludzi, reklamy. Wszystko wydawało się groteskowo normalne, a ja miałam wrażenie, że rozsypuję się w środku. Zatrzymałam się przed jakimś tanim hotelem na obrzeżach miasta. Wzięłam pokój na jedną noc.

W środku było czysto, ale smutno. Plastikowy kubek, cienka pościel, lustro z plamą po zmywaczu do paznokci. Usiadłam na łóżku, włączyłam telefon i zadzwoniłam do siostry Magdy. Nie odebrała. Nagrałam się na pocztę:

– Cześć, to ja. Wiem, że mówiłaś. Że ostrzegałaś. Że pieniądze nie naprawią miłości. Ale ja... ja tak bardzo chciałam, żeby to coś znaczyło. Żeby Tomek... żebyśmy... – przerwałam. – Nie umiem być już silna. Nie rozumiem, jak mogliśmy się tak bardzo minąć.

Rano zjadłam śniadanie i wróciłam do domu. Mieszkanie było puste. Jego rzeczy jeszcze były na swoim miejscu, ale jakby już nie należały do nikogo. Znalazłam w kuchni jego ulubiony kubek – ten w paski, obtłuczony na brzegu. Przez lata nie pozwalał mi go wyrzucić. Teraz nie miałabym z tym problemu. Ale... zostawiłam go.

Wieczorem przyszła Magda. Przyniosła ciasto i dwie butelki wina.

– Ty głupia – powiedziała, przytulając mnie. – Zrobiłaś wszystko, co mogłaś. Ale czasem to po prostu nie wystarcza.

– Czuję się, jakbym się sama okłamywała przez dwanaście lat.

– Bo może trochę tak było. Ale jesteś tylko człowiekiem. Każdy z nas czasem łudzi się, że da się naprawić coś, co od dawna się rozpada.

Płakałam jej na ramieniu jak dziecko. A potem długo siedziałyśmy w ciszy, popijając wino i patrząc, jak lodówka, telewizor i designerskie krzesła odbijają nasze rozczarowanie.

Po prostu się wyprowadził

Tomek przyszedł w czwartek. Punktualnie o osiemnastej, jakby miał umówioną wizytę u dentysty. Trzymał karton i torbę sportową. Wszedł powoli, ostrożnie, jakby się bał, że mieszkanie go odepchnie.

– Tylko po rzeczy – powiedział cicho.

Skinęłam głową i cofnęłam się do kuchni. Patrzyłam przez okno, ale i tak słyszałam, jak otwiera szafę. Wiedziałam, że weźmie tylko kilka ubrań, resztę zostawi – tak jak zostawił mnie.

Po dziesięciu minutach stanął w progu.

Zostawię klucze w skrzynce – rzucił.

– Poczekaj – powiedziałam, odwracając się. – Chcę cię o coś zapytać.

Zamarł. Zmęczony, zgarbiony, ale jakby gotowy. Spodziewał się tego pytania.

– Czy kiedykolwiek mnie kochałeś?

Długo milczał. Patrzył na mnie z tym swoim zmęczonym wzrokiem. A potem, bez patosu, bez ściemy, powiedział:

– Nie wiem. Może kiedyś. Ale to się skończyło... zanim wygrałaś w totka.

Zamknęłam oczy. Jakby ktoś wbił mi gwóźdź prosto w kręgosłup.

– Rozumiem – powiedziałam tylko.

Nie próbował się tłumaczyć. Nie mówił, że to nie moja wina, że się wypaliło, że świat jest okrutny. I dobrze. Bo nie chciałam już żadnych słów.

Po chwili drzwi się zamknęły. Nie płakałam. Nie krzyczałam. Siedziałam przy stole w kuchni, patrząc na pusty kubek w paski, który zostawił. W końcu zrozumiałam. Te pieniądze nie były ani przekleństwem, ani wybawieniem. One po prostu zdjęły maskę z naszego małżeństwa. I pokazały, że to, co myślałam, że jeszcze żyje, już dawno było martwe.

Kinga, 40 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama