„Wygrałam miliony w totolotka, ale nie chciałam dzielić się z córkami. Nie będę ich bankomatem i sama wszystko wydam”
„– Mamo, ja nie mówię, że wszystko. Ale... podziel się chociaż. No przecież to... wspólna radość, nie? – spytała. – Nie – odpowiedziałam spokojnie. – To moja wygrana. Ja wypełniłam kupon, ja zaryzykowałam, ja wygrałam. I ja zdecyduję, co z tym zrobię”.

– Mamo, jak już podzielisz tę wygraną, to mogłabyś mi spłacić kredyt za auto – rzuciła Julia, wyciągając z lodówki wodę, jakby mówiła o przyniesieniu bułek z piekarni.
Stałam przy kuchennym blacie z kubkiem kawy i gapiłam się na nią, próbując zrozumieć, co właśnie usłyszałam. Kilka tygodni temu szczęśliwie trafiłam „szóstkę” w dużym lotku. Killka milionów. Zgłosiłam się po wygraną sama, w tajemnicy, a potem... nie mogłam się powstrzymać. Powiedziałam córkom. Nie zdążyłam jeszcze się nacieszyć, a one już wyciągały ręce po moje pieniądze.
Obie miały swoje życie. Julia, starsza, pracowała w agencji reklamowej, była w trakcie rozwodu. Młodsza, Lena, właśnie kupiła mieszkanie. Wyszło na to, że w ich oczach moja wygrana to... wspólna własność. A ja?
A ja całe życie robiłam wszystko dla innych. Teraz miałam w planach pierwszy raz pomyśleć o sobie. Chciałam pojechać do Paryża, przejść się po Luwrze, nauczyć się tańczyć tango, i – być może – kupić auto dla siebie. Czemu nie? Moje córki miały inny plan na moje pieniądze.
To ja wygrałam, nie one
– Kredyt za auto? – powtórzyłam, jeszcze próbując dojść do siebie. – Julia, ty chyba żartujesz.
– No co? – spojrzała na mnie zdziwiona, popijając wodę. – Mamo, przecież masz teraz kasę. Miliony. To przecież i tak byś nie wydała wszystkiego, a mi byś pomogła. Przecież wiesz, że po rozwodzie mam ciężko.
– Pomogłam ci, jak kupowałaś to mieszkanie. Dwa pokoje, w nowym bloku. To mało?
– Mieszkanie to jedno, ale teraz są inne czasy. Mamo, nie rozumiesz. Ty nie masz już tylu potrzeb. Jesteś... no wiesz. W twoim wieku...
Zamrugałam. W moim wieku? Co to niby miało znaczyć? Że mam usiąść na kanapie, dziergać serwetki i rozdawać pieniądze, bo przecież na nic mi się już nie przydadzą?
– Ty naprawdę myślisz, że ja nie mam planów? Że wygrałam te pieniądze, żeby rozdawać je każdemu, kto tylko się uśmiechnie?
Julia zaczęła krążyć po kuchni. Była nerwowa. To mnie zdziwiło. Przecież przyszła po coś konkretnego – pieniądze – a ja po raz pierwszy w życiu nie byłam miękka jak plastelina.
– Mamo, ja nie mówię, że wszystko. Ale... podziel się chociaż. No przecież to... wspólna radość, nie?
– Nie – odpowiedziałam spokojnie. – To moja wygrana. Ja wypełniłam kupon, ja zaryzykowałam, ja wygrałam. I ja zdecyduję, co z tym zrobię.
– Egoistka – mruknęła i wyszła z kuchni.
Po prostu przestanę się tłumaczyć
Siedziałam przy kuchennym stole i gapiłam się w podłogę. Nagle do kuchni weszła Lena. W dresie, z koczkiem na głowie, z telefonem w ręku.
– Mamo, a ty dalej się z Julią kłócisz? – zapytała z miną znudzoną jakby mówiła o pogodzie. – Co się znowu stało?
– Poprosiła, żebym jej spłaciła kredyt. – odpowiedziałam spokojnie, bez emocji.
– Aha. No… w sumie mogłabyś – powiedziała Lena, jakby to było najoczywistsze na świecie. – I tak nie wydasz wszystkiego, prawda?
– A co jeśli chcę? – spojrzałam jej prosto w oczy. – Co jeśli po raz pierwszy w życiu chcę zrobić coś dla siebie? Bez tłumaczenia się, bez liczenia komu ile dałam, bez słuchania, że w moim wieku to już pora siedzieć w kapciach?
Lena wyraźnie się skrzywiła.
– Oj, mamo, nie bądź dramatyczna. Nikt ci nie broni wydawać, tylko... no, nie bądź taka ostra. Po prostu podziel się trochę. Przecież cię kochamy.
Zakręciło mi się w głowie. Czy zawsze to tak wyglądało? Najpierw “kochamy”, potem “daj pieniądze”? Czy ja też kiedyś tak traktowałam swoją matkę?
– Wiecie co? – wstałam od stołu. – Mam dość tłumaczenia się. Te pieniądze są moje. I nie, nie zamierzam ich rozdawać. Już kiedyś wszystko wam oddałam. Teraz, dziewczynki, pora, żebyście same zadbały o siebie. Ja zajmuję się sobą.
Odwróciłam się na pięcie i poszłam do sypialni. Za sobą słyszałam tylko szept Julii:
– Co jej odbiło?
Tylko że to nie mi odbiło. Ja po prostu pierwszy raz w życiu się obudziłam.
Miałam marzenia do spełnienia
Kiedy zamknęłam za sobą drzwi sypialni, poczułam ulgę. Cisza. Wreszcie cisza. Po tylu latach chaosu, próśb, oczekiwań, które musiałam spełniać. Po raz pierwszy to ja postawiłam granicę. I choć serce waliło mi jak młotem, wiedziałam, że nie zrobiłam nic złego. Po prostu zaczęłam siebie stawiać na pierwszym miejscu. Usiadłam na łóżku i sięgnęłam po notatnik, który od lat leżał w szufladzie. Zawsze miał być na „ważne rzeczy”, ale jakoś nigdy nic w nim nie zapisałam. Teraz wpisałam pierwsze słowa:
– Kurs tańca.
– Wyjazd do Paryża.
– Lot balonem.
– Własny domek z widokiem na jezioro.
– I… pies. Może owczarek?
Patrzyłam na te słowa z mieszaniną lęku i ekscytacji. Nie były tylko fantazją. Były możliwe. Dzięki tej wygranej naprawdę mogłam to wszystko zrobić. Nagle usłyszałam stukot. Julia trzasnęła drzwiami. Chyba wyszła. Lena również się nie odzywała. Pewnie obrażone.
Ale ja… nie miałam siły na tłumaczenie się. Już nie. Leżałam na łóżku, patrzyłam w sufit i nagle po moim policzku spłynęła łza. Nie wiem, ile tak leżałam. W końcu wstałam, podeszłam do lustra.
Zaczęłam robić, to co chciałam
Następnego dnia wstałam wcześniej niż zwykle. Budzik nie był potrzebny – obudziła mnie ekscytacja. I coś jeszcze. Spokój. Taki głęboki, prawdziwy, który czuje się, gdy przestaje się wszystkim coś udowadniać.
W kuchni było cicho. Julia i Lena wróciły do siebie. I dobrze. Potrzebowałam przestrzeni. Włączyłam ekspres, nalałam kawy i siadłam przy stole. Tym razem nie z zamiarem słuchania cudzych problemów. Miałam swój własny plan.
Wzięłam laptopa. Wpisałam w wyszukiwarkę: kurs prawa jazdy dla kobiet 50+”. Znalazłam szkołę, zadzwoniłam.
– Chce pani zacząć jeszcze w tym tygodniu? – zapytała kobieta miłym głosem.
– Chcę – odpowiedziałam bez zawahania.
Pół godziny później miałam zapisane lekcje i termin badań lekarskich. Potem: biuro podróży.
– Dzień dobry, czy mają państwo wycieczki do Francji?
– Paryż?
– Paryż. Ale chcę coś nietypowego. Bez tłumu turystów.
Pani zaproponowała coś idealnego – rejs po Sekwanie z małym koncertem jazzowym. Od razu zarezerwowałam. I wtedy zadzwonił telefon. Julia. Nie odebrałam. Zaraz potem – Lena. Też nie odebrałam. Nie dlatego, że chciałam je karać. Ale dlatego, że przez te wszystkie lata byłam zawsze dostępna. Gotowa do wysłuchiwania, rozwiązywania ich spraw. Teraz już mi się nie chciało.
Pod wieczór znowu usiadłam do notatnika. Dopisałam kolejne punkty: – kupić czerwony lakier do paznokci, zapisać się na jogę. Takie drobiazgi, ale moje. I niech nikt nie waży się mi mówić, że na coś jestem za stara.
Byłyśmy szczere
Minęło kilka tygodni. Nauczyłam się zmieniać biegi bez zgrzytu, trzymać kierownicę z pewnością, nie panikować przy rondach. Miałam już zrobiony plan, że po zdanym egzaminie kupię sobie piękne, czerwone auto.
W międzyczasie byłam już w Paryżu. Nie płakałam pod wieżą Eiffla, nie robiłam selfie co trzy kroki. Siedziałam wieczorem nad Sekwaną z kieliszkiem wina i słuchałam jazzu granego przez starszego mężczyznę w kaszkiecie. I wtedy właśnie pomyślałam, że po to były te pieniądze. Nie na zachcianki córek. Tylkopoa to, żeby choć raz poczuć się tak jak teraz.
Kiedy wróciłam, Julia czekała pod moim blokiem. Wyszłam z taksówki, miałam nadal roześmianą twarz po tygodniu paryskiego luzu.
– Mamo, możemy porozmawiać? – zapytała cicho, bez pretensji.
Weszłyśmy do mieszkania. Usiadła przy stole, a ja nalałam sobie wody i jej też.
– Nie chciałam, żeby to tak wyszło – zaczęła. – Nie wiem, co mi odbiło. Wiem, że to twoje pieniądze. Po prostu… bałam się, że jeśli nie dasz mi choć trochę, to znaczy, że mnie nie kochasz.
Zamarłam.
– Myślałaś, że miłość mierzy się przelewem?
Julia spuściła głowę.
– Czasem tak to wyglądało. Ty zawsze coś robiłaś dla nas. A jak nagle przestałaś… to się poczułam jak dziecko, które matka porzuca.
Nie odpowiedziałam od razu.
– Może dlatego, że całe życie byłam tylko bankomatem. I jak raz powiedziałam „nie”, to wszystko się posypało.
– Chciałabym… żebyś nie musiała wybierać między sobą a nami.
– Ja też. Ale do tej pory nikt mi takiego wyboru nie dawał. Teraz ja go sobie dałam.
Milczałyśmy chwilę. W końcu Julia powiedziała:
– Wiesz… nie chodzi już o pieniądze. Po prostu... zazdroszczę ci. Bo ty naprawdę zaczęłaś żyć. A ja ciągle jestem w biegu, w panice, w chaosie.
Uśmiechnęłam się.
– To może czas też coś zmienić?
Objęłyśmy się. Tylko tyle. Bez przepraszania, bez obietnic.
Aniela, 55 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Mąż dał teściowej luksusową błyskotkę na święta. Chyba nie byłam tak grzeczna jak ona, bo dostałam tanią patelnię”
- „Kiedy zgubiłem zwycięski kupon, byłem pewny, że kasa przepadła. A jednak znalazł się ktoś uczciwy”
- „Syn pamięta o mnie tylko od święta. Zamiast zapytać, jak się mam, jedynie węszy, czy spisałem już jakiś testament”

