Reklama

W razie jakiegoś nieszczęścia, nawet pochować go nie będziesz miała w czym! Ani jednej pary porządnych butów! Same trampki i adidasy, kto to widział?!

Mama nie znosi mojego męża. Nie rozumie, jak można nosić haftowane koszule, kolczyk i dredy…

– Chłop po trzydziestce, a łeb jak sfilcowana szczotka do klozetu – mówi.– Wstyd na cały świat i okolicę!

Rozumiem, że jest zgorzkniała, odkąd umarł tata, a ja poszłam na swoje. Przyszłość widzi czarno…

– Umrzecie z głodu przy takiej gospodarce! Książki i płyty tylko w tym domu, a wy latacie w lichutkich kurteczkach! Rozchorujecie się, jak amen w pacierzu! Nie reagowałam na te lamenty, żeby bardziej jej nie prowokować.

Zaczęło się od pokasływania

Dawałam mu syrop z miodu i cebulowego soku, ale nie pomogło. Do doktora nie poszedł. Na szczęście odwiedził nas Wiktor, jego kumpel i lekarz.

– Co ty tak chrypisz? – zaniepokoił się.

– Od dawna tak masz? Badania robiłeś? Nie? To na co czekasz?!

Już pierwsze prześwietlenie płuc było niedobre. Potem były inne, wreszcie tomograf i diagnoza. Natychmiastowa operacja, bo jest guz i szybko rośnie!

– Uwierz mi… – zapewniałam go. – Zawsze podziwiałeś moją intuicję, więc ci mówię, że nie mam złych przeczuć!

Operacja była ciężka.

– Teraz to, co zostało z lewego płuca musi podjąć pracę. Czekamy… – powiedział lekarz.

Całe dnie spędzałam w szpitalu

Nikt z rodziny o niczym nie wiedział. Janek oprócz mnie nie ma nikogo bliskiego, a moja mama była ostatnią osobą do opowiadania o jego chorobie. Tak wtedy myślałam…

Parę godzin siedziała na stołeczku pożyczonym od sąsiadów pod drzwiami.

– To już od obcych ludzi muszę się dowiadywać, że macie takie zmartwienie? Czegoś to ukrywała?

– Po co miałam mówić? Nie lubisz go przecież!

– Aleś ty głupia! Gdybym go naprawdę nie lubiła, nie pozwoliłabym, żeby do mnie mówił „mamo”. A że czasami mnie wkurza? Synowie wkurzają matki. Opowiadaj, co i jak z nim jest?

Przez cały pobyt w szpitalu, potem przez jedną i drugą chemię była dla Janka najczulszą opiekunką i pielęgniarką! Nigdy w życiu nie pomyślałabym, że moja mama tak ciekawie umie opowiadać, że potrafi zmusić do uśmiechu kogoś, kto ledwo co oddycha.

– Jak zjesz choć parę łyżeczek zupy, zrobię coś, czego się nie spodziewasz.

– Striptiz? – Janek ledwo szeptał.

– Na to jesteś za słaby, mógłbyś nie wytrzymać. Ale zrobię coś innego… Tylko zjedz. I zdrowiej. Dasz radę!

Dotrzymała słowa

Kiedy lekarze pierwszy raz stwierdzili, że jest lepiej i że Janek ma spore szanse, żeby wydobrzeć, moja mama wyszła ze szpitala pod pretekstem załatwienia jakiejś sprawy… Wróciła omotana szyfonową chustką, chociaż było gorąco jak diabli. Stanęła przy łóżku Janka, ściągnęła z włosów swój cienki zawój i zawołała triumfalnie:

– Patrz… To dla ciebie!

Zamarliśmy z wrażenia! Srebrnobiałe włosy mojej mamy były całe w krótkich dredach! Wyglądała jak duża, śnieżna sowa…

– Żebyś wiedział jak cię cenię i lubię, i jak chcę, żebyś stanął na nogi. Ucieszysz moje stare serce? Postarasz się? Janek się śmiał, choć oczy miał mokre.

– Jasne, że tak. Dla ciebie, mamo wszystko… Dziękuję!

Reklama
Reklama
Reklama