„Wychwalałam syna pod niebiosa, a okazało się, że to diabeł wcielony. Gówniarz bezkarnie żerował na ludzkiej słabości”
„Byłam w szoku. Nie wiedziałam, co mam powiedzieć. W głowie mi się aż kotłowało. Mój syn złodziejem? Ale dlaczego? Przecież dostawał od nas kieszonkowe – 150 złotych miesięcznie. Z tego, co wiedziałam, ciocia też dawała mu 50 złotych. No i dziadkowe czasem coś dorzucili. Nastolatkowi powinno to wystarczyć! Inne dzieci nawet tyle nie dostają”.

Wiele razy słyszałam, jak moje koleżanki narzekały na swoje dorastające dzieci. Skarżyły się, że słabo się uczą, pyskują, rozrabiają, a w dodatku nie można ich skłonić do pomocy w domu. Niektóre to od tego ciągłego namawiania i pouczania nabawiły się nawet chronicznej chrypki. I co im to dało? Nic! Jeśli same nie zabrały się za sprzątanie, prasowanie, zmywanie, to dom zarastał brudem. Słuchając tego, współczułam im, ale w duchu bardzo się… cieszyłam. Szczęśliwie mnie to nie dotyczyło.
Nie rozumiałam, dlaczego koleżanki są złośliwe
Mój jedyny syn, piętnastoletni Aleks, był zupełnie inny. Nieźle się uczył, w zasadzie się ze mną nie kłócił, z imprez wracał na czas, w swoim pokoju zawsze miał porządek, a gdy prosiłam go, by rozwiesił pranie albo opróżnił zmywarkę, robił to bez jednego słowa sprzeciwu. Gdy opowiadałam o tym wszystkim koleżankom, aż kręciły z niedowierzaniem głowami.
– Taki ideał? Kryształ bez jednej, nawet maluteńkiej ryski? Eee, wybacz kochana, ale to niemożliwe… Musi się dobrze ukrywać. Jeszcze wykręci jakiś numer, przekonasz się. Aż ci w pięty pójdzie. W tym wieku to zupełnie normalne – słyszałam nieraz.
Przyznam szczerze, że te uwagi bardzo mnie irytowały.
– Głupie jesteście! To, że akurat wy nie potraficie zapanować nad swoimi dziećmi, nie oznacza, że wszyscy rodzice są tacy bezradni. My z mężem wychowaliśmy Aleksa na porządnego, prawego człowieka. Chłopak wie, co jest dobre, a co złe! To nie moja wina, że wam nie wyszło! – mówiłam im.
Ale one uparcie trwały przy swoim. Po pewnym czasie przestałam więc w ogóle włączać się do rozmów na temat dzieci. Doszłam do wniosku, że koleżanki zwyczajnie mi zazdroszczą. I żebym nie wiem co mówiła, i tak ich nie przekonam. Byłam pewna, że mój syn jest najlepszy, najgrzeczniejszy i najmądrzejszy. Ale ostatnio stało się coś, co sprawiło, że zmieniłam zdanie.
Wszystko zaczęło się półtora miesiąca temu. Ciocia Jadzia, najstarsza siostra mojej mamy, złamała nogę. Wracała od lekarza, pośliznęła się i upadła. Dobrze, że tylko tak to się skończyło, bo ponoć upadek wyglądał groźnie. W każdym razie szybko stało się jasne, że będzie potrzebowała pomocy.
– Ugotować, to jeszcze coś sobie ugotuję. Jakoś dokuśtykam o kulach do kuchni. Ale po zakupy już nie pójdę. Dwa piętra, po schodach tam i z powrotem nie dam rady… No i nie sprzątnę porządnie, bo schylać się przez ten gips nie mogę – żaliła mi się, gdy odwiedziłam ją tuż po wypadku.
– Ciociu, przecież nie jesteś sama. Masz nas! Wszystkim się zajmiemy! Będzie dobrze – uspokajałam ją.
Aleks pomagał ciotce z własnej woli
Ciocia to nasza najbliższa żyjąca krewna, bardzo ją lubimy. Gdy syn był malutki, często się nim zajmowała. Dzięki temu mogliśmy z Jurkiem normalnie pracować, no i mieliśmy trochę czasu tylko dla siebie. Nie wyobrażałam sobie, że moglibyśmy ją teraz zostawić bez żadnej pomocy. Po powrocie do domu usiedliśmy z mężem w kuchni. Chcieliśmy ustalić, które z nas, i kiedy, może zająć się chorą. Wiedziałam, że nie będzie to łatwe, bo ja pracowałam na zmiany, a Jurek często musiał zostawać po godzinach. Ale musieliśmy coś wymyślić.
Właśnie głowiliśmy się, jakby tu ułożyć jakiś sensowny plan, gdy w drzwiach pojawił się Aleks.
– Mnie też wpiszcie na dyżury. We wtorki i czwartki mam tylko pięć lekcji, więc potem mogę skoczyć do sklepu i coś cioci przynieść. No i chałupę trochę ogarnąć – rzucił od niechcenia.
– Naprawdę? To bardzo ładnie z twojej strony! – odparłam.
– Ciocia jest spoko! Jak byłem mały, to mnie rozpieszczała, dokarmiała słodyczami, na które wy mi nie pozwalaliście, no i broniła przed wami. Teraz mam okazję się jej jakoś odwdzięczyć – uśmiechnął się i poszedł do siebie.
Spojrzałam na męża. Był trochę zaskoczony, ale bardzo zadowolony. Ja zresztą też. Pomyślałam, że jakbym opowiedziała o tym koleżankom, to już na pewno by mi nie uwierzyły. Bo który nastolatek z własnej woli chce pomóc chorej, starszej osobie?
Przez pierwsze tygodnie wszystko wyglądało wspaniale. Dwa razy w tygodniu, od razu po szkole, Aleks chodził do cioci. Tak jak obiecał. Ja cieszyłam się, że to nie był słomiany zapał, a ona aż piała z zachwytu.
– To złoty chłopak! I do sklepu pobiegnie, i do apteki. Herbatkę zrobi, porozmawia chwilę, a nie wpada jak po ogień. Udał wam się syn, naprawdę udał – słyszałam zawsze, gdy to ja przychodziłam do niej w odwiedziny.
– Ciocia nie może się ciebie nachwalić… Chcę, żebyś wiedział, że jestem z ciebie naprawdę bardzo dumna! – mówiłam potem synowi.
– O jejku, przecież to nic takiego. Jak trzeba, to pomagam. Nie ma o czym mówić – machał ręką.
Byłam szczęśliwa, że jest taki odpowiedzialny i skromny. Pomyślałam nawet, że namówię męża, żebyśmy kupili mu na szesnaste urodziny skuter. Marzył o nim od dawna. Należała mu się nagroda! Za dobre serce… Kilka dni dni temu stało się jednak coś strasznego. Jak zwykle zjawiłam się u cioci nastawiona na przyjemne pogaduszki. Gdy tylko na nią spojrzałam, od razu zorientowałam się, że coś ją gryzie. Mimo choroby, zawsze była wesoła i gadatliwa. A teraz siedziała jakaś taka zamyślona, milcząca.
– Ciociu, co ci jest? Źle się czujesz? Coś z nogą? Może po lekarza trzeba zadzwonić? – dopytywałam.
– Nie, dziecko… Wszystko jest w porządku. Naprawdę. Mam tylko zły dzień… – odparła cicho.
Rozpakowałam zakupy, sprzątnęłam mieszkanie. Cały czas ukradkiem obserwowałam ciocię. Prawie się nie odzywała. Martwiło mnie to, ale postanowiłam zostawić ją w spokoju. Znałam ją dobrze i wiedziałam, że jeśli będę naciskać, to nigdy nie dowiem się, o co chodzi. A tak istniała szansa, że sama zacznie się zwierzać.
– No dobrze, to ja już będę lecieć. Jutro wpadnie do ciebie Aleks. Może będziesz miała lepszy nastrój i sobie pogadacie – uśmiechnęłam się i zaczęłam wkładać swoją kurtkę.
– Poczekaj chwilę! Musimy porozmawiać – krzyknęła nagle, więc zawróciłam i usiadłam przy łóżku.
– No, myślałam, że się już nie odblokujesz! Przez całe popołudnie siedziałaś jak sowa – zażartowałam.
Ale ciocia się nie roześmiała. Wręcz przeciwnie, jeszcze posmutniała.
– Milczałam, bo nie chciałam cię martwić, ale… Zresztą samej trudno mi w to uwierzyć… Chodzi o Aleksa – zaczęła z trudem.
– O Aleksa? A cóż on takiego zrobił? – zdziwiłam się.
– Naprawdę, nie wiem, jak mam ci to powiedzieć… To takie trudne… – zawahała się.
– Najlepiej prosto z mostu. Wiesz, że nie lubię owijania w bawełnę – odparłam.
– No tak… No więc Aleks podbiera mi pieniądze – wykrztusiła.
– Słucham? – nie mogłam uwierzyć.
– Niestety… Po ostatnich zakupach, które mi zrobił, zorientowałam się, że brakuje mi w portfelu 50 złotych…
– Nieee, to niemożliwe! Na pewno coś źle policzyłaś, gdzieś je odłożyłaś, wydałaś. Albo paragon źle odczytałaś. Zastanów się! Aleks to dobry chłopak! Sama tak mówiłaś! – oburzyłam się.
– Nie, niczego nie pomyliłam. Zanim przyszedł ostatnim razem, wszystko dokładnie sprawdziłam… Ilość banknotów, nominały… Bo to nie pierwszy raz. Wcześniej zginęło mi 100 złotych. A jeszcze wcześniej 50… Na początku myślałam, że faktycznie gdzieś je schowałam. Ale teraz jestem już pewna – miała łzy w oczach.
Postanowiłam z nim poważnie pogadać
Byłam w szoku. Nie wiedziałam, co mam powiedzieć. W głowie mi się aż kotłowało. Mój syn złodziejem? Ale dlaczego? Przecież dostawał od nas kieszonkowe – 150 złotych miesięcznie. Z tego, co wiedziałam, ciocia też dawała mu 50 złotych. No i dziadkowe czasem coś dorzucili. Nastolatkowi powinno to wystarczyć! Inne dzieci nawet tyle nie dostają.
– Dobrze, zatem porozmawiam z nim. Jeśli okaże się, że to prawda, to mnie gówniarz popamięta! Co on sobie myśli? – zdenerwowałam się.
Ciocia się przestraszyła.
– O Boże, chyba niepotrzebnie ci mówiłam! – przestraszyła się. – Może lepiej będzie, jak sama zapytam go o te pieniądze? Na pewno jest jakieś wytłumaczenie. Może ma jakieś kłopoty? Tyle się teraz słyszy w telewizji o tych wymuszeniach w szkołach, rozbojach. Może i jego ktoś nęka? A może po prostu chciał kupić sobie coś fajnego? Te reklamy tak kuszą… Nic dziwnego, że dzieciaki wariują… – zastanawiała się głośno.
– Mowy nie ma! Jeśli faktycznie w tej szkole źle się dzieje albo o czymś marzył, powinien mi o tym powiedzieć, a nie okradać ciebie! Bo to zwykła kradzież! – nie ustępowałam.
Gdy wychodziłam, ciocia błagała mnie, żebym na syna nie krzyczała. Tylko pozwoliła mu się wytłumaczyć. W domu nie mogłam doczekać się Aleksa. Chodziłam z kąta w kąt, próbowałam znaleźć sobie jakieś zajęcie. Ale nie potrafiłam skupić się na robocie i wszystko leciało mi z rąk. Przez cały czas zastanawiałam się, co powie. Miałam nadzieję, że się przyzna, okaże skruchę, wytłumaczy, dlaczego to zrobił. I że to tłumaczenie będzie sensowne. Chciałam mieć już tę rozmowę za sobą. Ale tego dnia Aleks miał dodatkowe zajęcia i zjawił się dopiero późnym wieczorem.
– Jest coś do jedzenia? Umieram z głodu! Nawet na zapiekankę nie miałem czasu skoczyć! – krzyknął.
– Najpierw usiądź. Musimy porozmawiać – powiedziałam, starając się zachować spokój.
– Oho! Czuję, że szykuje się poważna pogawędka. Masz taką minę, że aż strach się bać – uśmiechnął się i usiadł za stołem.
– A żebyś wiedział… Byłam dzisiaj u cioci. Rozmawiałyśmy o tobie… – zawiesiłam głos.
– No i co? Wszystko u niej w porządku? Dalej jest mną zachwycona? – wpadł mi w słowo.
– No właśnie nie. Podejrzewa, że ją okradasz. A właściwie nie podejrzewa, tylko jest pewna – mówiłam dalej.
– Że co? Że co? Możesz powtórzyć, bo chyba się przesłyszałem! – Aleks zerwał się z krzesła oburzony.
– Nie przesłyszałeś się! – ledwie trzymałam nerwy na wodzy. – Ale proszę bardzo, mogę powtórzyć: okradłeś ciocię! I to nieraz! Jak mogłeś?
– Zwariowałaś? O czym ty mówisz? Chyba jej nie uwierzyłaś! – krzyknął.
– Może pozwolisz mi skończyć? – przerwałam mu. – Chciałabym nie wierzyć, ale ona twierdzi, że wszystko dokładnie policzyła i sprawdziła! I co ty na to? Może mi łaskawie powiesz, po co były ci te pieniądze. Obiecuję, że postaram się zrozumieć.
– A co tu jest do rozumienia?! – zaśmiał się złośliwie. – Przecież wszystko jest jasne! Ciotka zwariowała! Ze starości jej się w głowie pomieszało i liczyć nie potrafi. I niewinnych ludzi o złodziejstwo posądza. Może lepiej w psychiatryku ją zamknąć, co? – kpił.
Tego było już za wiele.
– Jak śmiesz tak mówić! To po to do niej chodziłeś? Żeby ją okradać? Masz natychmiast oddać cioci wszystkie pieniądze i ją przeprosić! Przecież wiesz, że ona ma tylko niewielką emeryturę. Co miesiąc martwi się, czy na rachunki i leki jej wystarczy! – krzyczałam.
– Niczego nie wziąłem, to i przepraszać nie mam za co. A do ciotki więcej nie pójdę! Jak nie potrafi docenić mojej pomocy, to niech sobie sama radzi! Nie pozwolę się bezkarnie wyzywać od złodziei! – wrzasnął, po czym zamknął się w swoim pokoju.
Gdy za nim po chwili poszłam, leżał na łóżku w słuchawkach na uszach. Nawet nie spojrzał w moją stronę. Od tamtej pory nie był u cioci ani razu. Choć minął i wtorek, i czwartek. Oczywiście pytałam, czy się do niej wybiera. Miałam nadzieję, że wszystko przemyślał i zechce naprawić błąd. Ale on nawet nie odpowiedział.
Zresztą prawie w ogóle się do mnie nie odzywa. Chodzi obrażony, jakbym mu jakąś wielką krzywdę zrobiła. A ja nie wiem, jak się zachować…
Trzeba wypracować jakieś rozwiązanie
Rozmawiałam z ciocią. Błagała mnie, żebym zapomniała o całej sprawie, nie drążyła więcej tematu. Chciałabym, ale nie mogę! Gdyby chociaż Aleks był szczery. Przyznał się do błędu, przeprosił, wytłumaczył… Ale on zapierał się i kłamał w żywe oczy! Nie mogę przejść nad tym do porządku dziennego. Zwłaszcza że miałam trochę czasu na przemyślenia i doszłam do wniosku, że syn okradł nie tylko ciocię, ale być może i mnie!
Wcześniej kilka razy wydawało mi się, że mam w portfelu za mało pieniędzy. Ale winiłam za to siebie. Myślałam, że może zapomniałam o jakichś wydatkach albo zapłaciłam za zakupy więcej niż pamiętałam. Do głowy mi nie przyszło, że to sprawka syna…
Najgorsze, że czeka mnie jeszcze jedna trudna rozmowa. Z mężem. Jurek o niczym jeszcze nie wie. Tuż przed tą przykrą rozmową z ciocią wyjechał na szkolenie. Nie miałam serca rozmawiać z nim o tym przez telefon. Musimy się naradzić, znaleźć wspólnie jakieś rozwiązanie. Chcę, żeby syn zrozumiał, że postąpił źle. I by więcej taka sytuacja się nie powtórzyła.
Czytaj także:
„Marzyła o podróżach, a mąż zamknął ją w domowym kieracie. W Bieszczady już nie dotrze, za to jeździ po mieście tramwajem”
„Zostawiłam męża, który ciągnął mnie w dół. Napisałam tylko do niego kartkę. Z Indii, do których wyjechałam bez niego”
„Córka powinna leżeć w szpitalu i walczyć z chorobą. Tymczasem cała w skowronkach biega po mieście z jakimś fircykiem”

