Reklama

Kiedy przechodziłam na emeryturę, miałam w głowie klarowny plan: ogródek, książki, trochę podróży – może z mężem nad morze, może w Bieszczady. Życie wreszcie miało zwolnić, oddech się wyrównać, a cisza przestać ciążyć, tylko koić.

Zamieszkali z nami

Tyle że ten spokój nie trwał długo. Córka, z którą zawsze miałam trudne relacje, nagle pewnego dnia stanęła w drzwiach, trzymając test ciążowy. Potem wszystko potoczyło się lawinowo: ślub z Piotrem, którego poznała może ze trzy miesiące wcześniej, „tymczasowe” zamieszkanie u nas i ciągłe zapewnienia, że to tylko na chwilę. Minęły trzy lata i ciągle tu są.

Basia i Piotr nie ruszyli się z miejsca – dosłownie i życiowo. On od miesięcy szuka pracy, co oznacza, że siedzi całymi dniami przed telewizorem. Ona krąży po domu jak we mgle – rozmemłana, sfrustrowana, z pretensją do świata i wszystkich wokół. A dom? Rachunki? Obiady? Ania? To wszystko jakoś magicznie spadło na mnie i mojego męża. I nikt nawet nie podziękuje.

Codziennie rano to ja robię śniadanie, ja zawożę Anię do przedszkola, a potem jadę do Biedronki z listą, którą sama sobie napisałam. Ja gotuję obiad, ja sprzątam po wszystkich, a wieczorem jeszcze czytam Ani bajki na dobranoc, bo Basia musi odpocząć.

Wszystko robię za nich

Czuję się zmęczona. Czasem mam wrażenie, że jestem więźniem we własnym domu. Chciałam być pomocna, chciałam być wsparciem, ale coś poszło nie tak. I teraz, każdego wieczoru, kiedy gaszę światło w kuchni i patrzę, jak zięć chrapie na kanapie, a moja córka przegląda telefon, pytam samą siebie: kiedy znowu zaczęłam wychowywać dziecko?

– Może byś się rozejrzał za czymś, chociażby na pół etatu – powiedziałam, stawiając na stole miskę z zupą.

Nie podniósł nawet wzroku, tylko ramieniem poprawił koc i ściszył dźwięk w telewizorze, gdzie znowu ktoś krzyczał o wojnie. Basia siedziała obok z telefonem. Przewijała coś nerwowo, paznokciem stukając w ekran.

– Przecież się rozgląda – mruknęła, nawet na mnie nie patrząc.

– A może chociaż ty byś pomogła w kuchni, albo z opłatami?

Odłożyła telefon z hukiem i spojrzała na mnie z pretensją, jakbym właśnie wyrzuciła jej coś niewybaczalnego.

– Przecież się staramy! Nie widzicie, jak jest ciężko?!

Obijali się

Wzięłam głęboki oddech, powstrzymując łzy i wściekłość. Zerknęłam na męża, który siedział obok i udawał, że czyta książkę. Też nie miał siły się odzywać. Przez lata zrobiliśmy dla nich wszystko, a oni nawet nie udawali, że to doceniają.

– Nie tak wyobrażałam sobie starość – powiedziałam cicho. – Naprawdę nie o tym marzyliśmy z ojcem. Nie chcieliśmy spędzić tych lat, robiąc wszystko za was. Tak się nie żyje razem. To wygląda jak wykorzystywanie.

Zięć w tym czasie sięgnął po pilota, jakby w ogóle nie słyszał, o czym mowa. Basia wyprostowała się na krześle i powiedziała z kpiną:

– To może wyrzućcie nas na bruk, co?

Patrzyłam na nią przez chwilę. Nie poznałam w niej swojej córki. Tęskniłam za tą dziewczynką, która przynosiła mi rysunki z przedszkola i wchodziła rano pod kołdrę, żeby się przytulić. A teraz siedziała przede mną kobieta, która traktowała mnie jak przeszkodę w swoim komforcie.

Nie poznawałam jej

Spróbowałam jeszcze raz. Zaparzyłam herbatę, usiadłam obok Basi w salonie i powiedziałam spokojnie:

– Czy ty naprawdę jesteś z Piotrem szczęśliwa?

Popatrzyła na mnie, jakbym zadała pytanie bez sensu.

– Boże, mamo, czy ty zawsze musisz dramatyzować? – prychnęła. – Chcesz, to zajmuj się Anką, a jak nie, to powiedz.

– Nie o to chodzi – odparłam. – Kocham Anię, ale to nie ja jestem jej matką. To twoja rola, twoja odpowiedzialność.

Basia wybuchnęła śmiechem, takim sztucznym, pełnym złości.

– Ale świetnie ci to wychodzi, serio!

Zamurowało mnie. Próbowałam mówić dalej, ale nie dała mi dojść do słowa.

– Zawsze musisz wszystko kontrolować. Gotujesz, bo chcesz, sprzątasz, bo lubisz mieć czysto. Ale jak chcesz teraz udawać męczennicę, to powodzenia!

Miarka się przebrała

Zacisnęłam usta, żeby nie krzyknąć. W środku we mnie wszystko się gotowało. Miałam ochotę wstać, trzasnąć drzwiami, ale to ona zrobiła to pierwsza. Wybiegła z pokoju, zostawiając mnie z herbatą i coraz większym poczuciem, że nie jestem dla niej matką, tylko wygodnym tłem.

Rano, gdy szykowałam śniadanie, Ania weszła do kuchni z potarganymi włosami i przytulanką pod pachą. Przysiadła na stołku i spojrzała na mnie zaspanym wzrokiem.

– Mamusiu, zrobisz mi kakao?

Zatrzymałam się w pół ruchu. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Gardło ścisnęło mi się tak mocno, że nie mogłam wydobyć z siebie ani słowa. Kiwnęłam głową i odwróciłam się do blatu, żeby nie widziała moich łez. Wtedy do kuchni wszedł mój mąż.

– Co się stało? – zapytał.

– Ona myśli, że ja jestem jej mamą – wyszeptałam. – My naprawdę wychowujemy drugie pokolenie.

Czułam, że miarka się przebrała i musiałam coś z tym zrobić. Wieczorem weszłam do ich pokoju bez pukania.

– Nie będę już was niańczyć – powiedziałam. – Wychowujcie swoje dziecko sami. Od jutra robicie zakupy, gotujecie, sprzątacie. I to nie jest prośba.

Wzięli się za siebie

Minął miesiąc. Nie było cudów, nie było wielkich przemian, ale coś się zmieniło. Piotr zaczął wychodzić z domu rano i wracał popołudniami – powiedział, że łapie jakieś zlecenia przy montażach. Basia zaczęła robić śniadania. Czasem spalone tosty, czasem tylko płatki, ale jednak. Sama odbierała Anię z przedszkola. Zdarzało się, że pytała mnie o radę.

Nie wróciłam do starego rytmu. Gotowałam tylko wtedy, gdy miałam na to ochotę. Odpoczywałam, przestałam ciągle patrzeć, co leży na podłodze i co trzeba znowu poprawić. Trzymałam dystans, choć było to trudne, zwłaszcza wobec Ani. Pewnego dnia wnuczka szepnęła mi do ucha:

– Babciu, mogę ci powiedzieć coś w tajemnicy?

– Zawsze możesz – odpowiedziałam.

– Jesteś najlepsza. Ale mamusia też jest coraz fajniejsza.

Poczułam, jak oczy zaczynają mi łzawić. Nie wiedziałam, czy to już coś trwałego, czy za chwilę znowu wszystko się nie rozpadnie, ale pierwszy raz od dawna miałam wrażenie, że coś naprawdę się zmienia.

Danuta, 64 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama
Reklama
Reklama