Reklama

Są wieczory, kiedy cisza między nami jest głośniejsza niż jakakolwiek kłótnia. Siedzimy obok siebie na kanapie, ja wpatrzona w ekran telefonu, on w telewizor. Nasze dłonie znajdują się tak blisko siebie, a myśli krążą tak daleko. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz Michał wziął mnie za rękę bez powodu. Albo spojrzał tak, jakby widział coś więcej niż tylko osobę, z którą opłaca rachunki. W naszym łóżku jest miejsce dla dwóch ciał, ale nie dla dwóch dusz.

Wyszłam za Michała, bo był spokojny, a ja po kilku burzliwych związkach uznałam, że może to właśnie równowaga jest tym, czego powinnam szukać. Bez wielkich uniesień nie będzie też bolesnych rozczarowań, prawda? On dobrze gotował, nie uciekał od obowiązków, miał plany na przyszłość.

„Może to wystarczy” — myślałam wtedy. — „Może miłość przyjdzie z czasem. Może nauczymy się kochać siebie nawzajem”.

Niestety, miłość nie przyszła, a z nas byli marni uczniowie. Dziś coraz częściej zadaję sobie pytanie: czy bezpieczeństwo warte jest samotności? I czy można tęsknić za kimś, kto śpi obok ciebie każdej nocy?

Wróciłam do samotności

— Czy ty mnie jeszcze w ogóle kochasz? — zapytałam go cicho, chociaż wszystko we mnie krzyczało.

Michał podniósł wzrok znad laptopa, uniósł brew, jakby zadałam pytanie o pogodę, a nie o fundament naszego małżeństwa.

— Czemu pytasz o coś, co przecież wiesz? — rzucił.

— Wiem tylko, że od miesięcy nie spojrzałeś na mnie tak, jakbyś naprawdę mnie widział — stwierdziłam i poczułam, jak oczy mi wilgotnieją. — Że po prostu żyjemy obok siebie. Nawet nie pamiętam, kiedy ostatni raz rozmawialiśmy... tak naprawdę.

Wzruszył ramionami.

— Nie wymyślaj, Klara — mruknął. — Jesteśmy dorośli.

— A może właśnie przestaliśmy być parą? — drążyłam. — Może jesteśmy tylko dwojgiem obcych sobie ludzi w jednym mieszkaniu?

— Przesadzasz — westchnął. — Po prostu nie ma potrzeby wszystkiego roztrząsać. Tak wygląda dorosłe życie.

Zacisnęłam dłonie w pięści, próbując się opanować. Michał nie krzyczał. Tak naprawdę nigdy nawet nie podnosił głosu, ale też nigdy o nic nie walczył. Ani o mnie, ani o nas.

— Wiesz, czasem myślę, że gdybyś jutro zniknął, to... chyba nie poczułabym różnicy — rzuciłam gorzko.

Trochę zbyt głośno zamknął laptopa.

— Jeśli masz mi coś jeszcze do powiedzenia, to mów — burknął. — Albo pozwól mi skończyć raport.

— To, co jest ważniejsze? Raport czy ja? — nie wytrzymałam. — Twoja żona!

Bez słowa skupił się na pracy, a ja wróciłam do samotności. Tej, którą odczuwałam boleśnie mimo jego obecności.

On tylko skinął głową

Oskara spotkałam przypadkiem, przed pracą, kiedy zaspana weszłam do kawiarni na rogu. Stał przede mną w kolejce. Zawsze trochę nonszalancki, z tymi potarganymi włosami i kubkiem kawy w jednej ręce.

— Klara? — Znał moje imię. Należeliśmy do jednej firmy, choć pracowaliśmy w innych działach. — Zawsze wyglądasz, jakbyś miała w sobie jakąś opowieść, której nikt nie zna.

Parsknęłam śmiechem, bardziej z zakłopotania niż z rozbawienia.

— A może po prostu jestem nudna? — rzuciłam.

— Nie kupuję tego. — Zmarszczył przekornie brwi. — Nuda nie ma takiego spojrzenia.

Jego słowa zostały ze mną, jakby przywarły do mojej skóry — delikatne, ale wyczuwalne przez cały dzień. Wróciłam do domu później niż zwykle, z jeszcze ciepłą kawą w dłoni, ale z nieco cięższym sercem. Michał siedział przy stole, znowu z nosem w ekranie.

— Spóźniłaś się — zauważył bez podnoszenia wzroku.

— Byłam w kawiarni – odpowiedziałam. I nagle poczułam, że chciałabym, żeby zapytał: „Z kim?”.

Ale on tylko skinął głową.

W kuchni oparłam się o blat. Oskar zobaczył we mnie dziś coś więcej niż tylko kobietę w przeciętnej kurtce, z torbą na ramieniu. A Michał? Patrzył na mnie tak, jak patrzy się na mebel, który stoi w tym samym miejscu od wielu lat. Więc dlaczego jego słowa bolały i leczyły jednocześnie?

Może byłoby łatwiej

Usłyszałam jego głos, zanim weszłam do mieszkania. Mówił przez telefon w kuchni, cicho, ale wystarczająco wyraźnie, bym zrozumiała każde słowo:

— Klara... nie wiem. Chyba się w kimś zadurzyła. — Długa pauza. — To... chyba musiało się tak kiedyś skończyć. Nigdy nie było między nami tej iskry.

Stałam w przedpokoju jak wryta. Przez chwilę miałam ochotę cofnąć czas o dziesięć sekund. Gdybym tego nie usłyszała, może byłoby łatwiej. Szkoda, że się nie dało.

Weszłam do kuchni, udając obojętność.

— Z kim rozmawiałeś? — zapytałam, choć dobrze znałam odpowiedź.

— Z mamą – odpowiedział, nie patrząc mi w oczy. — Martwi się. Mówi, że ostatnio jestem nieobecny.

— Może oboje jesteśmy — powiedziałam. — Od lat.

Usiadł przy stole. Ja stałam.

— Michał, nie chcę tak dłużej — wyznałam. — Czuję się, jakby... jakby mnie w ogóle nie było. Jakbym umierała po kawałku i nikt tego nie zauważał.

Spojrzał na mnie wreszcie, zmęczony i zgaszony jak nigdy.

— Może po prostu od początku chcieliśmy czegoś innego — szepnął.

— A może oboje baliśmy się być sami, więc wybraliśmy siebie — rzuciłam i nagle zrozumiałam, jak bardzo to było prawdziwe.

Nie wiem już, co czuję, Klara — usłyszałam.

— To przynajmniej mamy coś wspólnego.

Nie pokłóciliśmy się, ale dla mnie w tamtej chwili coś się skończyło. I tym razem nie wiedziałam, czy mam siłę na jakikolwiek reset.

Chciałam miłości

— Ty zawsze byłaś tą, która wiedziała, czego chce — powiedziała Julia, moja przyjaciółka, nalewając mi kolejny kieliszek wina.

Siedziałyśmy w jej kuchni, tej samej, w której przed laty planowałyśmy podróże, życie, wszystko.

— Chciałam miłości — odparłam. — A dostałam grzeczny kompromis.

Spojrzała na mnie z troską, ale bez litości. Znała mnie zbyt dobrze, by się nade mną użalać.

— Więc czemu nadal w nim tkwisz? — spytała miękko.

— Bo to łatwiejsze niż zaczynać wszystko od nowa — szepnęłam. — Boję się. Bo przecież on nie jest zły. Nie bije mnie. Nie zdradza. Po prostu… nie ma go.

— Tylko nie myl łatwości z życiem — powiedziała cicho Julia. — Bo ja patrzę na ciebie i nie widzę Klary, tylko kogoś, kto codziennie rano zakłada maskę i mówi sobie: „To wystarczy”.

Pociągnęłam łyk wina, ale nagle nie mogłam go przełknąć. Coś ścisnęło mnie w gardle. Wybuchłam płaczem, tak nagłym i brutalnym, że sama siebie tym zaskoczyłam.

— Przepraszam... — szlochałam. — Nie wiem, kiedy ostatnio płakałam. Nawet nie pamiętam.

Julia przytuliła mnie mocno. Pachniała tak samo jak kiedyś: perfumami, winem i domem. Przez chwilę znów poczułam się sobą — dziewczyną, która miała marzenia. Tą, która nie bała się chcieć więcej. Może jeszcze nie wszystko we mnie umarło.

Zamknęłam za sobą drzwi

Usiedliśmy naprzeciwko siebie przy kuchennym stole. Michał nalał sobie herbaty, jakby to był zwykły wieczór. Jakbyśmy mieli porozmawiać o zakupach albo rachunkach. Byłam jednak pewna, że tym razem coś się skończy.

— Muszę ci coś powiedzieć — zaczęłam. Ręce drżały mi lekko. — Nie zdradziłam cię, ale myślami… od dawna jestem gdzie indziej.

Zawiesił wzrok na filiżance i dopiero po chwili powiedział cicho:

— Czasem to jest najgorsze.

Milczenie między nami było jak ciemność, w której nikt nie chce zapalić światła.

— Przepraszam, że cię wybrałam, gdy powinnam być sama — dodałam. — Myślałam, że spokój mi wystarczy. Ale okazało się, że tęsknię… za czymś, czego nigdy od ciebie nie dostałam.

Westchnął, a potem skinął głową. Bez złości, nie próbując się sprzeciwiać.

— Może oboje byliśmy zbyt zmęczeni, żeby walczyć.

Ten nasz spokój był gorszy niż burza. Bo oznaczał, że już naprawdę nie ma o co walczyć.

Spakowałam się tego samego wieczoru. Jedna walizka, a w niej dokumenty, trochę ubrań. Michał nie próbował mnie zatrzymać. Spojrzał na mnie tylko na koniec i powiedział:

Uważaj na siebie.

Zamknęłam za sobą drzwi, nie wiedząc, co będzie dalej. ale… czułam, że oddycham. Nareszcie.

Wreszcie wróciłam do siebie

Moje nowe mieszkanie jest ciche, może nawet trochę za bardzo. W nocy słyszę dźwięki lodówki, stukot kaloryferów, czasem sąsiada zza ściany. Śpię w jednoosobowym łóżku, sama. Ale pierwszy raz od dawna nie budzę się z uczuciem ciężaru przygniatającego klatkę piersiową.

Chodzę na spacery, dużo myślę i znowu zaczęłam pisać — najpierw do szuflady, potem w pamiętniku. Julia śmieje się, że wreszcie wróciłam do siebie. Powoli przypominam sobie, jak brzmi mój własny głos, gdy nie wypowiadam się tylko w czyimś cieniu.

Oskar się odsunął i nigdy więcej do mnie nie zagadał. Może zrozumiał, że nie chodziło o romans. Po prostu ktoś pierwszy raz od lat spojrzał na mnie jak na kobietę, a nie przypadkową osobę. Potrzebowałam tego, żeby się obudzić, choć nie myślałam jeszcze o żadnej nowej relacji. Na razie chciałam po prostu wsłuchać się w siebie.

Czasem jeszcze wracam myślami do Michała. Do tego, co robi, czy gotuje dla siebie. Czy też się obudził, czy dalej śpi z zamkniętym sercem. Nie ma we mnie złości i chyba już dawno wybaczyłam nam obojgu. Na kolejne decyzje mam czas i przestrzeń. Grunt, że nikt nie śpi obok mnie ciałem, gdy duchem jest tysiąc kilometrów stąd.

Klara, 31 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama