„Wszystko w pracy zaczęło się od niewinnej plotki i dowcipu. Teraz moja najlepsza przyjaciółka nie chce mnie znać”
„Początkowo mocno się opierałam. Ale potem pomyślałam: dlaczego nie? W końcu to Marta wygryzła mnie z awansu i tak naprawdę nie wiem, czy zadecydowały o tym jedynie wyższe kompetencje. Potem bardzo tego żałowałam, ale było już za późno”.

- Listy do redakcji
Razem z Martą dorastałyśmy na ogromnym blokowisku. A gdy weszłyśmy w dorosłość, to nasza przyjaźń jeszcze bardziej się umocniła. Nasze życie potoczyło się tak, że nie tylko zamieszkałyśmy obok siebie, ale też znalazłyśmy pracę w jednej firmie. I gdy byłam przekonana, że naszej przyjaźni już nic nie zaszkodzi, to wpadłam na jeden z najgłupszych pomysłów w swoim życiu. Myślałam, że to jedynie niewinny żart, który rozejdzie się po kościach. Tymczasem zniszczył wszystko.
W dzieciństwie znalazłam przyjaźń
Doskonale pamiętam dzień, w którym poznałam Martę. Właśnie zaczynałam trzecią klasę podstawówki. Nie przepadałam za szkołą, która wydawała mi się zbiorowiskiem głupich dzieciaków. Wtedy wychowawczyni przedstawiła nam nową uczennicę.
– To jest Marta, która od tego roku dołączyła do klasy – powiedziała, wskazując na drobną blondyneczkę, na twarzy której malował się nieśmiały uśmiech. – Prośba o miłe przyjęcie koleżanki – dodała jeszcze. A potem wskazała na miejsce obok mnie. Tak naprawdę to było oczywiste, gdyż jako jedyna siedziałam sama w ławce. Nie byłam zbyt lubiana, bo uchodziłam za kujona.
– Cześć – powiedziała moja nowa koleżanka, siadając na krześle obok. I od tego wszystko się zaczęło.
Tego wrześniowego dnia poznałam dziewczynę, która została moją najlepszą przyjaciółką. Stałyśmy się niemal nierozłączne, a każdą wolną chwilę spędzałyśmy razem. Marta okazała się podobna do mnie. Tak samo jak ja lubiła naukę i fascynowała się książkami. A ja w końcu znalazłam kogoś, kto mnie rozumiał.
Przyjaźniłyśmy się przez całą podstawówkę. A gdy poszłyśmy do różnych szkół średnich, to obiecałyśmy sobie, że nie stracimy kontaktu. I tak się stało. Spotykałyśmy się regularnie, a na telefonie spędzałyśmy po kilka godzin tygodniowo. Nie było w stanie rozdzielić nas nic – inne szkoły, studia w innych miastach, wejście w dorosłość i założenie rodzin. Pomimo wielu przeszkód, wciąż byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami. A gdy zaczęłyśmy pracę w tej samej firmie, to poczułam się tak, jakbym wróciła do lat dziecięcych. Myślałam, że tak będzie już zawsze.
Uwielbiałam ją, ale jej zazdrościłam
– Mam fantastyczną wiadomość – usłyszałam pewnego dnia od swojej najlepszej przyjaciółki. Właśnie byłam w trakcie nieprzyjemnego rozwodu i bardzo potrzebowałam jakichś dobrych wieści.
– Najlepszą informacją byłoby to, że wracasz do rodzinnego miasta – westchnęłam. Kilka lat temu Marta przeprowadziła się na drugi koniec Polski, a ja każdego dnia coraz bardziej uświadamiałam sobie, jak bardzo za nią tęsknię. Owszem, sporo rozmawiałyśmy przez telefon i raz na jakiś czas się spotykałyśmy, ale dla mnie było to stanowczo za mało. Najzwyczajniej w świecie chciałam, aby moja najlepsza przyjaciółka była obok mnie. Ale to nie było możliwe. Marta robiła karierę w dużej korporacji i nie miała zamiaru wracać na stare śmieci. – Ale to są tylko marzenia – dlatego dodałam niemal od razu.
W słuchawce zapadła cisza, a ja myślałam, że połączenie zostało zerwane.
– Jesteś tam? – zapytałam. I niemal natychmiast usłyszałam śmiech przyjaciółki.
– Twoje marzenie właśnie się spełnia – usłyszałam. Poczułam, że tracę oddech.
– Czy to znaczy...? – nie byłam w stanie dokończyć zdania.
– Tak – odpowiedziała Marta. – Razem z mężem postanowiliśmy wrócić do rodzinnego miasta. Cieszysz się? – zapytała. A ja zaczęłam skakać jak szalona. Nie mogłam uwierzyć w to, co właśnie usłyszałam.
Okazało się, że Marta właśnie straciła pracę w firmie, której poświęciła kilka lat swojego życia. A ponieważ chciała coś zmienić, to postanowiła zmienić też otoczenia. I w ten oto sposób kilka tygodni po naszej rozmowie mogłam znowu ją uściskać.
– Na pewno szybko coś znajdziesz – powiedziałam, trzymając ją w ramionach. Wprawdzie mąż przyjaciółki był wziętym informatykiem i w związku z tym na pewno nie brakowało im pieniędzy, to doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że Marta nie jest typem kobiety, która mogłaby siedzieć w domu i nic nie robić.
– Właściwie to już znalazłam – powiedziała z uśmiechem. A potem oznajmiła mi, że znalazła pracę w firmie, w której pracowałam. I to nie byle jaką pracę. Miała zostać kierownikiem naszego działu.
– To świetna wiadomość – powiedziałam.
Ale w głębi duszy poczułam odrobinę zazdrości. Ja pracowałam tam kilka lat i już od dłuższego czasu starałam się o awans. A ponieważ prezes na każdym kroku mnie chwalił, to byłam pewna, że w końcu uda mi się osiągnąć mój cel. Tymczasem przyjechała Marta i jedną rozmową kwalifikacyjną pozbawiła mnie moich marzeń. Niezbyt dobrze czułam się z tą świadomością.
– Mam nadzieję, że będzie nam się dobrze razem pracowało – usłyszałam.
Gorliwie przytaknęłam, ale jednocześnie poczułam złość. I chociaż starałam się sobie tłumaczyć, że jeszcze nic straconego, to tak naprawdę wiedziałam, że w tym momencie Marta pozbawiła mnie szans na pójście w górę w hierarchii firmy. Nie miałam szans z takim przeciwnikiem.
– Na pewno tak będzie – powiedziałam z uśmiechem. Ale sama przed sobą musiałam przyznać, że nie do końca jest mi to na rękę.
W pracy wpadłyśmy na szatański plan
Przez pierwsze tygodnie wspólnej pracy starałam się zaakceptować fakt, że moja przyjaciółka jest teraz moją bezpośrednią przełożoną. A wcale nie było to takie proste.
– W pracy musimy zachowywać się jak profesjonalistki – powiedziała mi któregoś razu Marta. A gdy zaskoczona zapytałam ją, o co dokładnie chodzi, to dowiedziałam się, że w biurze pod żadnym pozorem nie możemy się spoufalać. – Tutaj musimy pozostać w relacji przełożona-podwładna – usłyszałam.
– Rozumiem – odpowiedziałam zaskoczona. – Czy mam się do ciebie zwracać per pani? – zapytałam ironicznie. I chociaż niemal od razu pożałowałam tych słów, to już nie mogłam ich cofnąć.
– To nie będzie konieczne – powiedziała moja przyjaciółka. A potem wręczyła mi teczkę z dokumentami i poinformowała, że do końca dnia oczekuje raportu. – I pamiętaj, że jesteśmy w pracy – dodała. A potem odwróciła się na pięcie i poszła w stronę swojego gabinetu.
Złość mnie trzymała do końca dnia. Potem jednak doszłam do wniosku, że przecież to nic wielkiego. A na pewno nie jest to powód do stawiania na szali naszej przyjaźni.
– Nie uważasz, że Marta za bardzo spoufala się z prezesem? – zapytała mnie któregoś dnia koleżanka. Z Anką znałyśmy się od kilku lat, bo miałyśmy biurka obok siebie. Nigdy jednak nie traktowałam jej jak dobrej koleżanki.
– Nie, nie sądzę – odpowiedziałam szybko. I chociaż też zauważyłam, że relacje prezesa i mojej przyjaciółki są naprawdę dobre, to nigdy nawet nie wpadło mi do głowy, że mogłoby to być coś więcej niż czysta relacja zawodowa. – To tylko współpraca w ramach obowiązków służbowych – powiedziałam.
Ale Anka nie dawała za wygraną.
– No nie wiem, nie wiem – parsknęła. A potem Anka wpadła na fatalny w skutkach plan. – A może to sprawdzimy? – zapytała z chytrym uśmieszkiem. I powiedziała mi, że mogłybyśmy zasugerować współpracownikom, że Martę i prezesa łączy coś więcej. Niby tak dla żartu.
Początkowo mocno się opierałam. Ale potem pomyślałam, że dlaczego nie. W końcu to Marta wygryzła mnie z awansu i tak naprawdę nie wiem, czy zadecydowały o tym jedynie wyższe kompetencje mojej przyjaciółki. Potem bardzo tego żałowałam, ale było już za późno.
Sama nie wiem, dlaczego się zgodziłam
Anka szybko wzięła się do pracy. Już po kilku dniach zauważyłam, że pracownicy firmy patrzą podejrzliwie na Martę, a gdy tylko zmierzała do gabinetu prezesa, to od razu zaczynały się docinki. Ja także nie byłam bez winy.
– Myślisz, że to prawda? – zapytała mnie kiedyś dziewczyna z księgowości. I chociaż nie zapytała wprost, to wiedziałam, co na myśli.
– Może – powiedziałam. I chociaż nie czułam się z tym dobrze, to sama byłam ciekawa, co z tego wszystkiego wyniknie.
Nie wyniknęło nic dobrego. Przez kilka kolejnych tygodni w firmie mnożyły się plotki i domysły. Doszło nawet do tego, że już wprost mówiono o tym, że Martę i prezesa łączy gorący romans. I pomyśleć, że wszystko zaczęło się od plotki i niewinnego żartu.
– Mam tego dość – powiedziałam w końcu Ance. – Trzeba to jakoś odwrócić – dodałam. Jednak nie zdążyłam nic zrobić. Jeszcze tego samego dnia dowiedziałam się, że mąż Marty złożył pozew o rozwód.
Okazało się, że firmowe plotki nie pozostały bez konsekwencji. Ktoś wysłał mężowi Marty maila z informacją o jej rzekomym romansie. I na nic zdały się tłumaczenia Marty, że to tylko wymysły.
– Tak więc moje małżeństwo legło w gruzach – powiedziała mi przyjaciółka ze łzami w oczach. A ja uświadomiłam sobie, że po części jest to moja wina.
– Przepraszam – wydukałam. A potem wszystko jej opowiedziałam.
Sama nie wiem, na co liczyłam. Chyba miałam nadzieję, że Marta mi wybaczy i powie, że nic się nie stało. Niestety się przeliczyłam.
– Nie chcę cię znać – usłyszałam. I to było nasze ostatnie spotkanie.
Próbowałam wszystko jej wytłumaczyć, ale Marta nie chciała ze mną rozmawiać. Po kilku dniach dowiedziałam się, że złożyła wypowiedzenie. Podobno zamierza przeprowadzić się do innego miasta.
Próbowałam też porozmawiać z jej mężem. Ale on też nie chciał ze mną rozmawiać. I wcale mu się nie dziwię. O mało nie zniszczyłam jego małżeństwa.
Co dalej będzie? Nie wiem. Wiem na pewno, że zniszczyłam naszą wieloletnią przyjaźń. I nigdy sobie tego nie wybaczę.
Katarzyna, 31 lat
Czytaj także:
- „Jedna plotka w szkole zniszczyła całą karierę nauczyciela historii. Chciałam mu pomóc, a sama wplątałam się w intrygę”
- „Córka namówiła mnie na wspólne konto w banku dla mojego dobra. Pieniądze znikały, a ja wstydziłam się o nie pytać”
- „Mąż przez pół roku ukrywał, że stracił pracę w IT. Zdumiałam się, gdy oznajmił, skąd co miesiąc przynosi kasę”